Beethoven na trzy smyczki

 

Jadąc na czwartkowy koncert w NFM (11 stycznia 2018) rozmyślałem o Beethovenie. To kompozytor który dla wielu ludzi na całym świecie jest niejako samym sercem muzyki, ja zaś zaliczam się do tego zasłuchanego grona. Choć jest wykonywany wszędzie i stale, to jednak nie ma na koncertach jego muzyki aż tak wiele, jak na to ona zasługuje. Dlatego tym chętniej zaciskałem dłonie na kierownicy roweru wpatrzony w zimową noc. Noc nie była zbyt ciemna, gdyż piękna, zielonkawa mgła błyszczała tajemniczo na zakolu rzek, gdzie Stara Odra wpada do Kanału Przeciwpowodziowego. Mgła pachniała jak dym z komina parowozu, wynalazku, którego Beethoven, ojciec muzycznej nowoczesności, już nie doczekał.  Ja zaś, doczekawszy się wielu innych metod na chemiczne urozmaicanie atmosfery, zwłaszcza w dużych miastach, mimo pewnych zawirowań komunikacyjnych i oddechowych, cieszyłem się na opus 9 Ludwiga van Beethovena, składający się z trzech triów smyczkowych.

 

Grali jedni z moich ulubionych muzyków NFMowych, czyli NFM Trio Smyczkowe Leopoldinum w składzie: Christian Danowicz – skrzypce, Michał Micker – altówka i Marcin Misiak – wiolonczela. Christian Danowicz jest koncertmistrzem i często też dyrygentem Orkiestry Leopoldinum, pozostali muzycy też są liderami tej orkiestry kameralnej, która dostarcza nam często (mnie jako słuchaczowi i wam jako moim czytelnikom, ale mam nadzieję, że również jako obecnym, a na pewno przyszłym słuchaczom) wielu wspaniałych muzycznych emocji. Christana Danowicza mogłem też słyszeć już niejednokrotnie jako świetnego solistę w koncertach skrzypcowych. Dziś jednak był czas na tria i to napisane przez samego Beethovena, który był najpewniej największym wśród wszystkich kompozytorów piszących tria i kwartety smyczkowe.

 

 

Kwartety Beethoven pisał przez całe życie, z triów w pewnym momencie zrezygnował. Tym momentem, dość wczesnym jak na twórczość Mistrza z Bonn, było właśnie skomponowanie trzech triów smyczkowych op. 9 w latach1797-98. Kompozytor opublikował je w Wiedniu w 1799 roku z dedykacją dla swojego patrona hrabiego Johanna Georga von Browne (1767-1827). Pierwszymi ich wykonawcami byli skrzypek Ignaz Schuppanzigh z dwoma kolegami z kwartetu smyczkowego. Najpewniej byli to Franz Weiss na altówce i Nikolaus Kraft lub jego ojciec Anton na wiolonczeli. Wszystkie trzy tria mają budowę sonatową, czteroczęściową, jednak ostatnie z nich różni się techniką kompozytorską od swoich dwóch poprzedników.

 

Koncert zaczął się od Tria smyczkowego G-dur op. 9 nr 1. Już na wstępie zachwyciła mnie graficzna, precyzyjna, pozbawiona nadmiaru wibratowych tłustości gra Tria Smyczkowego Leopoldinum, dzięki czemu wszystkie głosy i melodie mieniły się przed moimi oczami z ogromną wyrazistością. Zaś od strony melodycznej utwór ten natychmiast przenosi słuchacza w jakieś zupełnie nieziemskie krainy. Beethoven jest już w tym trio na etapie swojego eksperymentowania z odczuciem przestrzeni w muzyce. Mamy wrażenie jakichś niemal namacalnych pejzaży i urywających się uskoków. Muzyka jest sztuką czasu, a nie przestrzeni, jednak wielki artysta może doprowadzić do synestezji i zasugerować nam strukturą muzyczną przestrzeń, tak jak kolumny w bazylice swoją strukturą przestrzenną mogą budować w nas z kolei wrażenie płynącego czasu. O ile jednak bazyliki z zasady pozbawione są humoru, o tyle w triach opusu 9 pojawia się on dość często. Jest to jednak Beethovenowski humor, czyli nie opowiadanie śmiesznej historii (jak u papy Haydna), ale czysta, bezpośrednia radość. Trio Smyczkowe Leopoldinum przeniosło nas w ten niezwykły i niepowtarzalny Beethovenowski stan z ogromną wirtuozerię, wymaganą w tym utworze zwłaszcza wobec skrzypka. Jedynie pod koniec pierwszej części ta sama zapewne zielona mgła, którą spotkałem na rowerze, wpłynęła na strój instrumentów, co muzycy szybko naprawili strojąc je ponownie przed częścią drugą tria. Niesamowite, kończące ten utwór Presto jest wręcz niemożliwe do opisania. Mam wrażenie, że echa tej ekspansywnej melodyki, pełnej wszechogarniającego zapamiętania, żyją w muzyce komponowanej po dziś dzień. Bez Beethovena żylibyśmy w zupełnie innym, na pewno gorszym świecie.

 

Trio smyczkowe D-dur op. 9 nr 2 zostało zagrane przez Trio Smyczkowe Leopoldinum mniej graficznie, a bardziej barwnie. Nic dziwnego, gdyż utwór jest znacznie bardziej rozgadany od swojego poprzednika. Więcej w nim typowego dla kameralistyki przeplatania się myśli, więcej w nim zabawy poszczególnych instrumentów, ich niecnych intryg, oraz pożądanych dla dobra ogółu planów. To zaskakujące, jak Beethoven zdołał w jednym opusie i w jednej formie przedstawiać tyle różnych perspektyw. Muzycy doskonale ukazali tę różnorodność.

 

 

Trio smyczkowe c-moll op. 9 nr 3 to z kolei Beethoven zagęszczony, chromatyczny, budujący niezwykłe współbrzmienia, jak Rembrandt nadający swym farbom głęboki olejny modelunek. Utwór z pewnością zapowiada późniejsze rewolucje wielkiego kompozytora. Trio Smyczkowe Leopoldinum zanurzyło się w tych ochrach i brązach z iście Rembrandtowską zadumą oraz ziemistością i znaleźliśmy się w jeszcze innym muzycznym świecie. Gdzie byliby Brahms i Wagner bez Beethovena!

 

To był doskonały koncert. Znakomita muzyka, najlepsza z możliwych, odważne, monograficzne skupienie się tylko na Beethovenie i jego triach z jednego opusu. W przypadku Beethovena taka odwaga zawsze przynosi pożądany efekt – z jednej strony jest bardzo różnorodnie, z drugiej strony napięcie nie słabnie, nie ma tu dźwięków – zapychaczy, każda nutka albo buduje przestrzeń, albo kreśli Rembrandtowskie faktury, albo śmieje nam się prosto w twarz, jak poranne słońce. Trio Smyczkowe Leopoldinum sięgnęło po to, co w tej muzyce najcenniejsze, zaś doskonała kreatywność jego muzyków w orkiestrze kameralnej jak było słychać sprzyja też mniejszym kameralnym składom.

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

jeden + 17 =