Zebra, Schönberg i polski Schönberg

Jeszcze nie opadły we mnie emocje po znakomitym spektaklu tanecznym Akrama Khana, a Narodowe Forum Muzyki we Wrocławiu zachwyciło mnie znakomitym wieczorem muzyki kameralnej. Grał znakomity zespół kameralistów o niezwykłej nazwie – Zebra Trio. Zebr nie było, ale rzeczywiście, skład wyglądał zupełnie klasycznie: Ernst Kovacic – skrzypce, Steven Dann – altówka, Anssi Karttunen – wiolonczela. Moje podejrzenia co do nazwy rozbudziły buty skrzypka, rzeczywiście w zebrę, ale Zebra Trio tłumaczy swoją nazwę inaczej. Podaję za Arturem Bieleckim, który przygotował opis koncertu.

„Zebra znakomicie ilustruje ideę zespołu kameralnego – wyjaśniają muzycy. – Choć nawet wizualnie żadne zebry nie okazują się nigdy takie same, gdyż każde zwierzę nosi zupełnie wyjątkowy komplet pasków, jeśli zestawi się naraz kilka zebr, stają się one jednolitą całością, czymś więcej niż tylko sumą części”.

Trio ma skład bardzo kosmopolityczny, gdyż składa się z Austriaka, Kanadyjczyka i Fina. Są to doświadczeni kameraliści, mają już swoje lata, ale grają zadziwiająco świeżo i dynamicznie. Cechą Zebra Trio jest silne wyeksponowanie wszystkich instrumentów – altówki, skrzypiec, wiolonczeli. Żaden z tych instrumentów nie zostaje nigdy w tle. Ich dźwięk jest pełny, mięsisty, nie ma w nim powietrza i eteryczności, tak częstej u wielu innych smyczkowych zespołów kameralnych. Jednocześnie muzycy nie wahają się stosować śmiałych barw, nowatorskiej artykulacji i muzyka pod ich palcami jest zadziwiająco świeża. Ma się wręcz wrażenie jej współtworzenia, co można uznać za jeden z ideałów uczestnictwa w wykonaniu muzyki kameralnej. Wielką rekomendacją dla Zebra Trio jest fakt, iż w twórczości wielu kompozytorów, takich jak K. Saariaho, F. Cerha, R. Wallin, M. Srnka i P. Ortiz, widoczna jest inspiracja zespołem, czego potwierdzeniem są choćby tytuły ich utworów. Saariaho jest wybitną sonorystką w swoich kompozycjach, zatem jej uznanie dla Zebro Trio jeszcze zanim usiadłem na sali koncertowej uznałem za poważną rekomendację. Zespół nie posiada wielu nagrań, ale zrealizował dla znanej firmy CPO nagranie zawierające między innymi dzieło polskiego Schönberga, Józefa Kofflera. Ale zanim przejdę do niego, opiszę po kolei poszczególne atrakcje koncertu.

Zebra Trio zaczęli od wyrazu fascynacji Mozarta Janem Sebastianem Bachem, czyli od Trzech preludiów i fug KV 404a. To bardzo ciekawy cykl zawierający preludia skomponowane przez Mozarta do fug Bacha. Ogromnie spodobało mi się to, że Zebra Trio nadała silnie Mozartowski charakter również pochodzącym od Bacha fugom, granym zresztą szybko i z odzwierciedleniem urzeczenia ich polifoniczną strukturą, jaka była z pewnością udziałem samego Mozarta.

Najwspanialszym wykonaniem tego wieczoru było Trio smyczkowe op. 45 Arnolda Schönberga (1874–1951). Muzycy grali ten utwór wyjątkowo pięknie, odnajdując w nim złożone i fascynujące mikrostruktury, nadając im niezwykły charakter bogatą kolorystyką, frazowaniem i różnymi metodami artykulacji dźwięku, wśród których były też glissanda. Był to bogaty i bardzo żywy Schönberg. Słuchając tria nie miało się wątpliwości, że obcujemy z geniuszem ojca dodekafonii, jednej z najważniejszych rewolucji muzycznych w dziejach muzyki europejskiej. Staranność muzycznej narracji, gęstość zdarzeń dźwiękowych przypominała mi wyjątkową kunsztowność dzieł pierwszych abstrakcjonistów – Kandinskiego czy Mondriana, albo też nieziemską wręcz równowagę form przestrzennych występującą w architekturze Miesa van der Rohe. Choć muzyka Schönberga ma już wiek, to mało kto z jego kontynuatorów wydaje się tak świeży w swoich pomysłach i ekspresji po choćby dziesięciu latach… Zebra Trio ukazało nam tę prawdę z całą swoją fantazją i barwnością interpretacji.

Po przerwie mieliśmy okazję wysłuchać polskiego Schönberga, czyli Józefa Kofflera (1896–ok. 1944) Trio smyczkowe op. 10. Data śmierci kompozytora nie jest niestety przypadkowa. Koffler, który studiował w Wiedniu i znał Berga oraz Schönberga, a pochodził ze Stryja, mieszkał we Lwowie, gdy w 1941 roku wkroczyli do miasta naziści i potraktowali artystę tak samo, jak wielu innych Żydów. Nie wiadomo dokładnie, kiedy dokonano ludobójstwa na nim i jego rodzinie, ale przyjmuje się, że miało to miejsce gdzieś w Małopolsce około 1944 roku. Koffler został doktorem nauk w roku 1923. Wcześniej walczył w polskim wojsku o Polskę. Był też cenionym publicystą i edukatorem, uczył się dyrygentury u największych mistrzów. Po obronie pracy doktorskiej kompozytor pracował w Wiedniu jako nauczyciel muzyki. Dyrygował też chórem w Burgtheater. Chór był znakomitym narzędziem pracy dla kogoś, kto chciał podważyć dawne reguły tonalności, gdyż głos ludzki nie ma progów jak instrumenty lutniowe, ani też nie trzeba go przestrajać jak skrzypce czy choćby fortepian. W okresie wiedeńskim Koffler poznał Albana Berga i zaczął tworzyć pod jego wpływem. W Polsce Koffler osiedlił się we Lwowie w 1925 roku. Nauczał w tym mieście aż do wkroczenia Niemców kompozycji, instrumentacji, form muzycznych i harmonii w Konserwatorium Polskiego Towarzystwa Muzycznego. Popularnością cieszyły się kursy Kofflera z dziedziny kompozycji atonalnej. Na początku lat trzydziestych Koffler wzbogacił swoje Bergowskie inspiracje o kontakt z Arnoldem Schönbergiem i jego bardziej niż u Berga bezkompromisową (choć i tak nie zawsze) dodekafoniczną techniką kompozytorską. Choć w Polsce toczyły się boje muzycznych konserwatystów z nowatorami pod wodzą między innymi Szymanowskiego nie przeszkodziło to w wyborze Kofflera na członka Zarządu Stowarzyszenia Kompozytorów Polskich w Warszawie oraz Związku Polskich Muzyków Pedagogów.

No cóż, atonalność Kofflera okazała się jednak zupełnie niemal odmienna od koncepcji Berga i Schönberga. No może bliżej był Koffler do Berga w prezentowanym przez Zebra Trio Triu smyczkowym op. 10. Ale przede wszystkim w język muzyczny Kofflera wkradł się neoklasycyzm, delikatnie podobny do niektórych fraz Szostakowicza, choć bardziej akademicki, paradoksalnie za sprawą podporządkowania elementom dodekafonii. Był też w utworze Kofflera wyczuwalny, choć trudny do określenia klimat barwowy, rodzaj ekspresji charakterystyczny dla międzywojennej klasycznej muzyki polskiej, występujący również u Szymanowskiego, choć często spychany w cień oryginalnością twórczą autora „Harnasiów”. Zebra Trio grało Kofflera wspaniale, stosując się ściśle do ekspresji tej muzyki. Brakowało mi jednak pięknych detali, zdarzeń dźwiękowych, tak pięknie ukazanych przez Zebra Trio w dziele Schönberga, czy też neowagnerowskiego żaru tak częstego u Berga, niezależnie od tego, czy pisał tonalnie czy atonalnie. Zebra Trio nie zawiodło, to raczej muzyka Kofflera jest zbyt mocno zawieszona pomiędzy neoklasycyzmem a atonalnością. Jak widać postromantyzm lepiej się łączy z atonalnością jak u Berga, czy z politonalnością jak u Ryszarda Straussa. Tym niemniej Koffler jest ciekawym twórcą i warto grać go więcej, zaś to, że tak dobry zespół jak Zebra Trio zabrał się za jego twórczość jest znakomitą nowiną dla polskich melomanów.

Na koniec koncertu mieliśmy… cztery tanga. Tak – tanga! Na początku byłem załamany i pomyślałem sobie, że chyba ucieknę z drugiej połowy koncertu. Niestety, nie było to takie proste w realizacji, gdyż druga połowa zawierała też utwór Kofflera, którego byłem bardzo ciekaw. Nie znoszę gdy poważną muzykę, skłaniającą do zadumy, do wędrówki w dalekie obszary wyobraźni i wrażliwości zabija się na koniec koncertu granymi pod publiczkę lekkimi utworkami. No cóż – miałem szczęście, że jednak nie uciekłem z drugiej połowy koncertu. Zebra Trio zagrało na koniec Eduardo Arolasa El Marne – tango, Kurt Weilla Tango-Ballade (aranż. E. Kovacic), Juliána Plazy Nocturna – milonga (aranż. A. Karttunen) i Ángelo Villoldo El Choclo – tango. Stało się to, czego spodziewałem się tylko po dekadenckim Weillu. Otóż tanga zaprezentowanie przez Zebrę były pastiszami, pełnymi radosnej, ale i głęboko muzycznej dekonstrukcji. Przypominało to zabawy dodekafonistów z aranżacjami muzyki wiedeńskich Straussów i Brahmsa. Zatem pasowało do pozostałych części koncertu. Trio uzyskiwało z instrumentów zupełnie niesamowite barwy, odcienie, ćwierćtony, szmery, trzaski. Miało się czasem wrażenie, że ogląda się te utworki z jakiejś dali, owinięte w coś zupełnie innego i znacznie poważniejszego. Pomyślałem z wdzięcznością, że Zebra Trio również nie lubi pokazywania radosnych popminiaturek po poważnych dziełach i zamiast marudzić (tak jak ja przed chwilą) muzycy poszli krok dalej, robiąc pastisz rzeczy lekkich w stronę bytów barwnych, tajemniczych, a nawet trochę groźnych. Katharsis przyniosła zagrana na bis Volkslied Roberta Schumanna w aranżacji na trio, rzecz jasna…

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *