Bóg a nowoczesność, Część XI; postmodernizm i religia

Czy postmodernistyczna religia jest w ogóle możliwa ? Czy można pogodzić – realistycznie, racjonalnie, pragmatycznie i poznawczo – te dwa znaczenia, te dwa pojęcia, te dwa zakresy postrzegania i opisywania rzeczywistości ? Jak w świetle znanych definicji i rodzących je dylematów oraz wniosków  –  religia i postmodernizm (po-nowoczesność, późna nowoczesność, etc.) – dopuszczalna (i czy w ogóle) jest teza, iż postmodernizm niesie w sobie pierwiastek religijności. W odniesieniu do ogólnych elementów najszerzej rozumianego sacrum, ewentualnie zawartych w postmodernistycznym przesłaniu zgodzić się można już prędzej (choć też z zastrzeżeniami).  

Na początku pragnę wyjaśnić swoje stanowisko w tej kwestii (i jest ono klarowne i jasne): nie. Nie jest to możliwe. I to z różnych – najczęściej z racjonalnych i realnych –  powodów.

When the moon is in the Seventh House
and Jupiter aligns with Mars then peace will guide the planets and love will steer the stars…

Aquarius/Let the sunshine THE 5th DIMENSION

Za motto dziś wybrałem fragment klasycznej (i topowej niegdyś) piosenki z epoki zaludnianej przez tzw. „dzieci kwiaty”, które to czasy rozpropagowały w formie pop-kultury i zbeletryzowanej papki medialnej idee postmodernistyczne (jak dziś się ów trend, ruch, mentalność nazywa) na cały świat za pomocą mass-mediów. Nazywanej wówczas „erą Wodnika”. Czym jest  więc postmodernizm ? Jak go można określić i zdefiniować ? Co sobą niesie i reprezentuje ? Czy wreszcie jest przesłaniem religijnym, a może jest zdolnym  (bo ma w sobie pierwiastki transcendencji lub mistyki) wytworzyć na bazie niesionych i głoszonych wartości jakąś formę religijnych wierzeń ? Zacznijmy jednak od religii. Definicji religii jest całe mnóstwo (w zależności z jakiej płaszczyzny nauki to rozpatrujemy). Ta klasyczna, rudymentarna odwołuje się do tradycji rzymskiej; religio, łac. od relegere – za Cyceronem, jest to zwracanie szczególnej uwagi (czyli – oddawanie czci bogom, oczywiście z rzymskiego panteonu). Podstawowe pojęcie religii dziś funkcjonujące w tradycji zachodnioeuropejskiej, naznaczone jest piętnem prawie 2000 lat chrześcijaństwa, z jego teologią, filozofią i wizją człowieka oraz konfrontacyjnym spojrzeniem na inne, tożsame w swej genezie i strukturze, wierzenia religijne czy światopoglądy. Sprowadzenie religii, jak chce chrześcijaństwo, jedynie do kontaktu człowieka z absolutem jest wysoce niedostateczne bo zbyt wąsko (bez aspektów historycznych, społecznych, ekonomicznych, kulturowych, politycznych etc.) traktujące owo zjawisko. Zjawisko na pewno o charakterze społecznym. Chrześcijańskie denominacje – wszystkie bez wyjątku (a i inne religie monoteistyczne także, gdyż są one w swych rudymentach niezwykle podobne do siebie) można określić – w nader przybliżony sposób – jako „uznanie Boga przez człowieka swoim Panem ze wszystkimi konsekwencjami tego uznania” ([za]: Mała Encyklopedia Teologiczna, s. 432) Za autorytetem w dziedzinie religioznawstwa Mircea Eliadem, trzeba wszak zauważyć (przy całej złożoności tego zagadnienia), że religię możemy rozpatrywać w trzech, podstawowych poziomach: jako obiektywny wykład dotyczący licznych wierzeń, jako literacki opis, gdzie historia religii jest podstawowym wymiarem i odniesieniem  oraz jako wymiar strukturalny czyli ewolucja poszczególnych religii oraz ich wzajemne oddziaływanie i przenikanie (tu mieści się pojęcie synkretyzmu religijnego). Zygmunt Bauman w konwencji postmodernistycznej pisze o religii jako elemencie „sporego rodu osobliwości, a często i kłopotliwych pojęć które rozumiemy znakomicie do chwili kiedy żąda się od nas precyzyjnej definicji”. Jak widać w tym króciutkim przeglądzie sądów na ten temat co osoba, bądź opcja to inne spojrzenie i definiowanie religii. Postmodernizm z permanentną dekonstrukcją wszystkiego wokoło jest samo-kwestionującą regulacją, czyli to ex definitione wyklucza jakąkolwiek religijność. Gdy odrzucamy wszelkie Autorytety, pewności czy wartości (minione, te które są tworzone aktualnie także zostaną poddane w swoim czasie dekonstrukcji), kiedy kwestionuje się istnienie jednej, obiektywnej i nadprzyrodzonej Prawdy (to m.in. przejawia się w odrzuceniu wszelkich meta-narracji), jakakolwiek mowa o religii – w dotychczasowym mniemaniu – jest absolutnie wykluczona. W postmodernizmie istnieje wyłącznie perspektywa indywidualna, brak jest wspólnoty (ona może być zawiązywana epizodycznie, w razie określonych, indywidualnych potrzeb czy zainteresowań, zbieżnych z interesami innych  jednostek). Postmodernistyczne odniesienia to indywidualizm i konteksty (nie zależności): społeczne, klasowe, płciowe, kulturowe, etniczne, historyczne itd., intelektualizm (często czyniony jako „sztuka dla sztuki”), pod-tekstualność (przy dekonstrukcji), tzw. śmierć autora, śmierć literatury, odejście od wspomnianej meta-narracji, a przede wszystkim – pluralizm głosów i sądów. Czy tak skonstruowana metoda dedukcji i prowadzenia dyskursu może być kompatybilną z czymś co uważamy i pojmujemy (lub pojmowaliśmy do tej pory) jako religię ? Religia to jak widać w definicji – wiara „w coś”. Przy tym musi istnieć dogmat, Autorytet i Prawda. Wszystko to w zderzeniu z dekonstrukcją staje się pospolitym humbugiem. Dla jednego z koryfeuszy postmodernizmu (choć on sam przed tym się usilnie bronił) – choć może nie najbardziej klasycznego – Richarda Rorty’ego, religia to „kres konwersacji”. A przecież każda dekonstrukcja, oprócz myślenia, opiera się na dialogu, na wymianie zdań, na zderzeniu sądów. Wg amerykańskiego myśliciela istnieją wyłącznie czyste wartości Oświecenia, przejawiające się w „kulturze prawnej stojącej na straży sfery publicznej”, zaś religia winna stać się jego zdaniem zagadnieniem wyłącznie prywatnym, indywidualnym, subiektywnym, gdyż dotyczy sfery emocji, uczuć, afektów. Jego zdaniem – i to jest konsekwentne myślenie oświeceniowej proweniencji – „dojrzali ludzie nie używają religii jako podstawy dla uprawiania polityki”. Tym samym religia – dla konsekwentnego oświeceniowca (a i postmodernisty) „jest drabiną którą należy odrzucić”. Osobiście podzielam w pełni sąd Rorty’ego na ten temat, ponieważ jest to stanowisko klarowne, jasne i racjonalne. Zawiera w sobie ponadto zasadnicze idee Oświecenia w tej kwestii. Jednak nie wszyscy koryfeusze postmodernizmu zajmują tak jednoznaczne stanowisko w tej węzłowej wydawałoby się sprawie (przecząc podstawowym założeniom tego trendu). Jacques Derrida i  Gianni Vatimo podjęli próby syntezy doktryny postmodernistycznej (o ile taka istnieje i można ją jako spójną całość zaprezentować – bo z tym też jest problem z racji mgławicowości i niedookreślenia samej definicji czym jest postmodernizm) z istotą religijności. I ten trend jest aktualnie preferowany w ramach postmoderny. Zauważyli to nawet – z aprobatą – niektóry katoliccy myśliciele i publicyści, nazywając to „flirtem postmodernizmu z Biblią” (Charles Taylor czy Karol Tarnowski). Nie są to moim zdaniem jednak próby udane. Rażą bowiem brakiem konsekwencji i koherencji intelektualnej. Bo jak można być „religijnym postmodernistą”, kultywować dekonstrukcję i jednocześnie trzymać się „kurczowo Biblii” jako nośnika wartości oraz przekazywanych przez nią Prawd ? Tradycja judeochrześcijańska (w jakiej funkcjonuje i jest nadal tworzona zdaniem obowiązującego acz niesłusznie zresztą od kilku dekad paradygmatu, kultura Zachodu) jest nie do pogodzenia z zasadniczymi kanonami postmoderny. Zapominanie i pomijanie wartości hellenistyczno-rzymskich przez postmodernistów i dzisiejszych neokonserwatywnych liberałów zawłaszczających swym językiem i sposobem myślenia narrację publiczną to znamienny rys współczesnego dyskursu. Przecież dla konsekwentnych przedstawicieli tego kierunku myślenia – postmodernistów – Biblia (tak jak Koran, Talmud etc.) jest jedną z wielu książek stworzonych przez człowieka, podlegających egzegezie i dekonstrukcji idei przez nią niesionych. Przestaje wiec być Księgą Świętą i przekazem Prawdy. „Jeśli w tej mierze dodać, że nawet kategorie uznane za  tzw. siły moralne wg kanonów postmodernizmu podlegają dekonstrukcji” to gdzie „….w takim razie leży Prawda ? Co nią jest ?” ([za]: A.Kołakowska, Czy możliwa jest religia postmodernistyczna ? [w]: Znak nr 1/548/2002). Z punktu widzenia  teistów jest to absolutnie nie  możliwym. Racjonalista – tak sądzę – też takie wnioski może wyciągnąć, ale opierając się na trochę innych przesłankach. Jeśli postmodernizm ma być nie tylko rodzajem języka, ale opisem świata, doktryną  z pretensjami do bliżej nieokreślonej normatywności i stworzenia ponowoczesnych reguł funkcjonowania tego świata (gdyż powszechny chaos i skrajny subiektywizm jakim hołduje stwarzają jedynie pozory wolności jednostki, torując tym samym drogę do poszerzania bazy społecznej  religijnym fantazmatom i fundamentalizmom klasycznej proweniencji ograniczającym tę wolność), to odrzucenie poprzez dekonstrukcję pojęcia wspólnotowości oraz negując znaczenia tego pojęcia (jako swoistej meta-narracji) czyni zeń strukturę antyreligijną a priori. Duchowość nigdy nie była i nie będzie religijnością, tym bardziej – religią sensu stricte. Duchowością bez wątpienia pączkującą z postmodernistycznych korzeni jest New Age. To nie religia, ale niesie sobą takie elementy;  to nie filozofia, ale jest w jakiejś mierze wizją człowieka; nie jest bez wątpienia nauką, ale stwarza wrażenie, iż opiera się o prawa naukowe (szukanie tych praw w gwiazdach przez niektórych przedstawicieli tego prądu dyskwalifikuje ową „naukowość”). „New Age jest mgławicą, która zawiera ezoteryzm i okultyzm, coś z myśli mistycznej i magicznej na temat tajemnic życia oraz szczyptę chrześcijaństwa a to wszystko zmieszane z ideami wywodzącymi się z astrofizyki” ([w]: kard. G.Danneels, New Age – nowy ład, nowa ludzkość, nowa wiara, s. 9). Krytyka z pozycji hierarchy Kościoła kat. nie może być prowadzona inaczej jak tylko z płaszczyzny ezoteryczno-mistyczno-okultystyczno-mitycznej (bo tu właśnie chrześcijaństwo może – jako konkurenta – atakować tę formę duchowości, stanowiącą dla niego na pewno formę konkurencji na rynku religijnych lub quasi-religijnych utensyliów). Racjonaliści w każdym bądź razie oponują przeciwko takiemu ujmowaniu zagadnienia przede wszystkim w oparciu o doświadczenia człowieka i zdobycze ludzkiego umysłu – w sferze materialnej i mentalno-duchowej (czyli na polu najszerzej pojmowanej kultury) –  oraz w kwestii zastosowania  języka i narzędzi nowożytnej nauki. Moim zdaniem to również zasadniczo i wyraźnie uniemożliwia  takie podejście czyli łączenie postmodernizmu z religią. To że bóg dla wielu współczesnych ludzi przestał być Mesjaszem, Królem, Sędzią i Panem, a jest co najwyżej partnerem, kumplem z ulicy, dobrym sąsiadem z naprzeciwka, znajomym z internetowego portalu społecznościowego etc. nie dowodzi, iż na takiej bazie istnieje jakaś myśl o religijnej proweniencji, jakiś zaczątek dla tworzenia się innej, nowej wiary religijnej. Tradycja kultury Zachodu – ze wszech miar oświeceniowa (jak twierdził przywoływany tu Richard Rorty i konsekwentni racjonaliści) – po Feuerbachu, Marksie, Nitzschem czy Freudzie jest areligijna i ateistyczna, a na pewno – antyklerykalna. Musi taką po prostu być.

O autorze wpisu:

Doktor religioznawstwa. Publikował m.in. w "Przeglądzie Religioznawczym", "Res Humanie", "Dziś", "Racjonalista.pl". Na na koncie ponad 300 publikacji. Wykształcenie - przyroda/geografia, filozofia/religioznawstwo, studium podyplomowe z etyki i religioznawstwa. Wieloletni członek Polskiego Towarzystwa Religioznawczego i Towarzystwa Kultury Świeckiej. Sympatyk i stały współpracownik Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Mieszka we Wrocławiu.

7 Odpowiedź na “Bóg a nowoczesność, Część XI; postmodernizm i religia”

  1. Postmodernizm jednocześnie zwalcza religie bo odbiera im status wyjątkowości ale jeszcze bardziej zwalcza ruchy a- i anty- religijne bo podważa zdobycze i stanowisko nauk empirycznych. Wspólny wróg i kapitulanctwo wobec wielokulturowości.

  2. New Age – jak podkreślam w tekście – jest „duchowością”. A to nie jest absolutnie tożsame z religią. Jest to tłumaczenie religioznawcze, wiec – naukowe. Utożsamianie „duchowości’ z „religijnością” jest pop-myśleniem, pop-interpretacją i pop-pojmowaniem zjawisk społecznych. Fakt, tu możemy pójść tropem przywoływanego wielokrotnie przeze mnie szlagwortu „vox populi, vox dei” – a krytykowanego totalnie porzez Ciebie Piotrze (używam go dla oddania moim zdaniem sensu demokratycznych wyborów, kartka do urny to opowiedzenie sie „ludu” za czymś ……): jak widzę i Ty możesz „iść też tą drogą”.
    Ad rem: nie, postmodernizm w swych rudymentach jest absolutnie nie zgodny z jakąkolwiek (do tej pory definiowaną) formą wierzeń religijnych.

  3. Tradycja kultury Zachodu nie jest antyklerykalna. Od czasu gdy podziękowano klechom za wspołprace (nie jestescie nam potrzebni do rządzenia panstwem) ta tradycja jest neutralna. Klechy siedzą w swoich norkach i są kustoszami historii i konserwatorami zabytkow (=budunkow koscielnych). Mają takie same prawa obywatelskie jaki inni, moga startowac na prezydenta, udzielac się partyjnie, panstwu nic do tego. Mogą sie udzielac politycznie i plesc co im slina przyniesie, oczywiscie z zachowaniem swieckich standartow (bez obrazania innych ludzi). Taki Oko czy inny rzymsko-katolicki duupek zostałby na zachodzie potraktowany jako wyjątkowy przypadek choroby psychiatrycznej, a inne polskie kleszki prawiący swoje mądrosci zostali dyskretnie wysmiani. Po prostu Polska lezy mentalnie 30 lat do tyłu w pojmowaniu swiata i ludzi. No i ten konkubinat panstwa z kosciołem jest wysoce dewastujący mozgi młodych Polakow.

  4. Jest neutralna światopoglądowo wobec teorii (czyli religii pojmowanej in situ). Anty-klerykalna – czyli tam gdzie realizuje się rozdział państwa (jako dobra wspólnego wszystkich obywateli) i instytucji religijnych. To miałem na myśli „płodząc” ten materiał.

  5. Duchowość to słowo które może oznaczać wszystko a może nie oznaczać nic. Zwykle jest synonimem kultury intelektualnej ale pod kątem metafizyki tu już do religii blisko. New Age jest religią zresztą za Frommem można uznać każdą metafizyczną filozofię życiową za religię. New Age inspiruje się buddyzmem i szinto.

  6. Zapomniano tu o jednym. O człowieku 🙂 To potrzeby człowieka determinują rozwój społecznych form realizacji a nie odwrotnie. Tylko tyle i aż tyle. Kilka słów i po co więcej? Co do post modernizmu. Są tacy, którzy wątpią w jego istnienie. Nasze czasy nazywać post nowoczesnymi czy po nowoczesnymi – to chyba lekka przesada. Chyba nauka nie nadąża za zmieniającą się rzeczywistością. Ps. zapraszam na: http://www.facebook.com/NowaWiara

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

14 + 13 =