Dan Brown – akomodacjonista

Dan Brown, autor Kodu Leonarda da Vinci (czytałem tę książkę podczas tygodniowych wakacji w Devon, bo była to jedyna dostępna literatura w wynajętym domu) wydaje się być bystrym facetem, mimo że nie byłem zachwycony samą książką. Jest inteligentny, co widać na wideo poniżej, które pokazuje połowę jego „Penguin Lecture” z zeszłej zimy w Indiach oraz dyskusję (zaczynającą się w 17:10) z Rajdeepem Sardesaim. Nie musicie oglądać wszystkiego: może pięć minut od 3:50 i około pięciu minut dyskusji. O tym wystąpieniu piszą gazety PuffHo i The Hindu.

Niestety, Brown opowiada się za akomodacjonizmem przez cały niemal swój wykład. Jest wyraźnie człowiekiem wierzącym, ale wskazuje na sprzeczności, jakie zauważył w młodości między pismem świętym a nauką i zadał sobie pytanie – które zadaje również swoim słuchaczom – „Jak zostajemy nowoczesnymi, naukowo nastawionymi ludźmi bez utraty naszej wiary?” Zakłada to oczywiście wniosek, że musi trzymać się wiary, niezależnie od tego, co odkryje. Jest to tym trudniej zrozumieć, że mówi on, iż (moje podkreślenie): „Dla własnego przeżycia jest zasadnicze, byśmy żyli bez złośliwości, byśmy kształcili się i byśmy zadawali trudne pytania, a nade wszystko byśmy prowadzili dialog, szczególnie z tymi, których idee nie są naszymi ideami”.Brown mówi także, że dziedziczymy religię kulturowo: “Oddajemy cześć Bogom naszych rodziców –  to naprawdę jest tak proste”. To jest krótkie powtórzenie obserwacji, o której pisał  John Loftus w “Outsider Test for Faith“, co omawiałem już wcześniej. Jeśli każdy otrzymuje wiarę od swoich rodziców i jeśli rzeczywiście istnieje Bóg, to skąd te wszystkie konflikty międzywyznaniowe?

Brown ma odpowiedź.

Obserwacja “konfliktu między wiarami”, powiada, jest urojeniem, bowiem „religie nie są tak bardzo różne; te różnice powstają dopiero, kiedy zaczynamy używać języka”. Są to więc nie rzeczywiste różnice wiary, a tylko różnice „słownictwa i semantyki”. W zasadzie, twierdzi on, „Wszystkie nasze światowe religie mają u sedna te same ludzkie prawdy. Dobroć jest lepsza od okrucieństwa, tworzenie jest lepsze od niszczenia i miłość jest lepsza od nienawiści”. Podczas dyskusji dodaje, że pismo święte jest tylko metaforą i nigdy nie powinno być brane dosłownie.

Pytania, jakie wzbudza to “rozwiązanie”, są dość oczywiste i nie muszę się nad nimi rozwodzić. Różnice między religiami nie są kwestią semantyki; są to prawdziwe różnice w twierdzeniach pism świętych i w tym, w co wierzą ludzie religijni (chyba że Brown uważa, że nawoływanie islamu do zabijania apostatów lub katolickie demonizowanie gejów są tylko metaforyczne). I jakie prawo ma Brown, by ustalać, co jest sednem religii, w odróżnieniu od łupin, które możemy wyrzucić?  Czy nie jest dziwne, że te same wartości „sedna” religii są także podstawowymi wartościami humanizmu, wartościami głoszonymi także przez świeckich filozofów starożytnej Grecji i od tego czasu przez ateistów/humanistów. Dlaczego w ogóle potrzeba do tego religii?

Odpowiedź brzmi: nie potrzeba. Możemy mieć wszystkie te nauki moralne bez powłoczki zabobonu, bo ta powłoczka twierdzeń empirycznych tworzy podziały. U sedna każdej religii w rzeczywistości znajduje się robak: robak urojenia, który podgryza racjonalność. Brown, podobnie jak Karen Armstrong i inni bystrzy ludzie, którzy nie potrafią porzucić swoich urojeń, przypisuje sobie prawo decydowania o prawdziwym znaczeniu religii oraz zdolność odsiania prawd moralnych od nadnaturalnych plew. Szkoda, że większość wierzących tego świata nie zgadza się z nimi.

Wreszcie, jak Brown godzi naukę i religię? Na dwa sposoby. Najpierw spisuje na straty twierdzenia religijne o naturze jako zaledwie metafory, nie zdając sobie sprawy z tego, że podnosi to problem, co właściwie jest prawdą w piśmie świętym. Czy Bóg, Jezus i Mahomet są metaforami? Potem po prostu podaje wersję hipotezy NOMA Steve’a Goulda:

“Nauka i religia są partnerami. Są to dwa różne języki opowiadające tę samą historię…  Podczas gdy nauka rozwodzi się nad odpowiedziami, religia delektuje się pytaniami”.

Proszę zauważyć, że napisał “delektuje się”, zamiast „odpowiada”. Nauka odpowiada na pytania; religia „zajmuje się” nimi. Szkoda, że religia nigdy nie odpowiedziała na żadne pytanie, przynajmniej o tym, co jest rzeczywiste.

Szkoda także, że rozmawiający z nim Sardesai rzuca mu tylko grzeczne pytania, domyślam się jednak, że tego można oczekiwać na imprezie literackiej, takiej jak ta. Ale, na boga, pozwólcie mi usiąść z tym człowiekiem na godzinę i zadać mu trudne pytania, jak na przykład, dlaczego jest tak pewien, że istnieje Bóg, i na jakiej podstawie uznaje, że coś w piśmie świętym jest tylko metaforą.

Ale najbardziej szkoda, że nie żyje Hitchens i nie może przeprowadzić debaty z Danem Brownem.

Czasami myślę, że mógłbym całkiem nieźle zarabiać tylko przez papugowanie ciepłych, wygodnych, pocieszających banałów, wypowiadanych przez ludzi takich jak Brown. Ciągle mnie zdumiewa, po wszystkich tych latach, że inteligentni ludzie mogą mówić tak głupie rzeczy. Sparafrazuję Stevena Weinberga: „Z religią lub bez niej inteligentni ludzie będą mówić inteligentne rzeczy, a głupi ludzie głupie rzeczy. Żeby jednak inteligentny człowiek powiedział głupią rzecz – to wymaga religii”.

Dan Brown – the accommodationist

Why Evolution Is True, 26 stycznia 2015

Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska

Tłumaczenie ukazało się pierwotnie w Listach z naszego sadu

O autorze wpisu:

Jerry Allen Coyne (ur. 1949) – amerykański biolog, znany z krytyki koncepcji "inteligentnego projektu". Profesor biologii na Wydziale Ekologii i Ewolucji University of Chicago. Wybitny i aktywny nowy ateista, laureat wyróżnienia Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów "Racjonalista Roku" za rok 2013, stały współpracownik Andrzeja i Małgorzaty Koraszewskich na portalu Listy z naszego sadu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

20 − osiem =