„Gdy nie nadejdzie jutro” Pawła Skawińskiego, recenzja książki

Niedawno wpadła w moje ręce nietuzinkowa książka reportera Pawła Skawińskiego mówiąca o Indiach. Autor dotarł w niej do miejsc i środowisk o których w Polsce, a nawet w Europie, wiemy niezbyt wiele, a które są istotnymi elementami mozaiki Subkontynentu.

 Skawiński otwiera swoją opowieść, okraszaną dobrymi, czarnobiałymi zdjęciami Ewy Morawskiej opowieścią o Bombaju i tamtejszej dzielnicy czerwonych latarni, do której sprzedaje się dziewczynki. Poznajemy bohaterską kobietę z organizacji zajmującej się ratowaniem traktowanych jak niewolnice Hindusek pochodzących z ubogich obszarów.

 

 

 Oprócz wyrwania dziecka ze szponów biznesu erotycznego trzeba przywrócić je na łono rodziny, która niekoniecznie z radością zaakceptuje „nieczystą” nie z własnej winy córkę. Ogromnie sugestywne są opisy burdeli, w których na kilku metrach kwadratowych pracować muszą tłumnie niewolnice największej Dzielnicy Czerwonych Latarń na świecie.

 

Z jednego ekstremum udajemy się do drugiego. Mamy tym razem przed oczami Kaszmir, którego część mieszkańców pragnie odzyskać niepodległość. Tymczasem górzysty kraj jest kością niezgody pomiędzy Indiami a Pakistanem. Ze zgrozą dowiadujemy się o poczynaniach armii indyjskiej, zabijającej ludzi w okupowanym (tudzież chronionym…) regionie oraz gwałcącej kobiety, jak się zdaje w celowy i metodyczny sposób. Autorowi udało się w Kaszmirze dotrzeć do rzeczywistych ludzi, co wcale nie jest takie proste w tym celowo odciętym od reszty świata przez rząd centralny w Delhi regionie.

 

Kolejną wielką historią, jaką zawiera książka, jest wielka ofiara ze zwierząt składana corocznie na pograniczu nepalsko – indyjskim. Giną w niej setki tysięcy naszych mniejszych braci. Odór krwi i szaleństwo dominuje nad tym rytualnym mordem. I tym razem autorowi udało się obserwować całe wydarzenie w towarzystwie ekologów, w tym jednej Hinduski. Krwawe święto ku czci jednej z form Kali przeczy potocznym opiniom o Indiach, jako o kraju ahinsy, „nie krzywdzenia” zwierząt.

 

Na następnych stronicach książki pozostajemy dalej w Nepalu i poznajemy barwne i dramatyczne życie tego kraju. Autor obszernie opisuje wybieraną co jakiś czas żyjącą boginię – Kumari. Wszystko wskazuje na to, że dziewczynka – bogini zostaje oderwana od wszystkiego aż do czasu, gdy krew menstruacyjna pozbawia ją boskości, zgodnie z moralnością większości religii trapiących naszą planetę. Strącona z piedestału bogini ma spory problem z odnalezieniem swojej drogi w życiu. Musi nadrabiać zaległości w nauce i życiu rodzinnym. Na domiar złego zabobon mówi, iż mąż osoby będącej kiedyś boginią – Kumari (znaczy to „Księżniczka”) nie przeżyje roku. Mało kto ryzykuje wzięcie na barki takiej klątwy, zaś bycie starą panną na Subkontynencie zdecydowanie nie należy do łatwych.

 

Ostatnia wielka historia, to opis różnych ludzi, krajowców i obcokrajowców, próbujących pomóc żyjącym na ulicach Katmandu, bezdomnym dzieciom, częstokroć uzależnionym od kleju i wykorzystywanym seksualnie. Historia ta jest bardzo wymowna. Poznajemy w niej ludzi, którzy dzięki ogromnej wytrwałości osiągają wreszcie, przynajmniej po części, możliwość pomagania tym ofiarom nędzy i marzeń. Jednocześnie poznajemy też ludzi, którzy począwszy od idealizmu dochodzą do pozycji leniwych urzędników czerpiących profity ze stanowiska w organizacji charytatywnej. Nie jest to rzadkie, zwarzywszy choćby, że i u nas, większość pieniędzy idących na Caritas nie trafia do potrzebujących, lecz wydawanych jest na pensje działaczy.

 

Jedną z bohaterek książki jest Arundhati Roy, znana pisarka i działaczka społeczna, która swoją zupełnie odmienną od ogółu Hindusów opinią o niepodległości Kaszmiru przyczyniła się ostatecznie do ostracyzmu społecznego. Co w Indiach, niestety, częstokroć oznacza próbę linczu, na szczęście tym razem nieudaną.

 

Tytuł książki sugeruje dramatyzm przedstawianych problemów – i rzeczywiście, naszym oczom odsłania się przygnębiający pejzaż rozjaśniany drobnymi promyczkami nadziei. Jednakże trzeba o tym, jak zauważa Skawiński, gdyż przyszłość w dużej mierze należy do Hindusów i Chińczyków. Ich sposób rozumienia norm społecznych może stać się kiedyś dominujący. Jeśli będąc teraz bogatszymi od nich nie pomożemy im odnaleźć równowagi społecznej opartej na większym humanitaryzmie, czeka nas być może dość brutalna przyszłość. Dlatego nawet osoby całkowicie obojętne na kultury azjatyckie powinny się obudzić – ciężko mówić o przyszłości Ziemi i ludzkości nie wiedząc, co słychać w Chinach i Indiach. Europejska, czy nawet tylko Polska zaściankowość powinna nas nieco zawstydzać…

 

Książka jest świetna. To ważny głos, który koniecznie trzeba poznać. Ładny język i ciekawa narracja czynią to zadanie prostym. Czy ze wszystkim się zgadzam? Autor zauważa, iż ryzyko patrzenia z góry, ryzyko wewnętrznego neokolonializmu jest w przypadku Indii bardzo silne. Zwłaszcza, gdy pracuje się w tym kraju, co było udziałem Skawińskiego jako stażysty korporacyjnego w Pune. Wtedy siłą rzeczy wtłoczeni jesteśmy w dużo bardziej autorytarny system relacji społecznych, który niemal wymaga od nas, jako od „białych sahibów” zadzierania nosa. Hindusi, najbardziej kastowa społeczność na świecie, już na dzień dobry ustalają przecież kto jest ważniejszy, a kto mniej ważny. Kto ma mówić, a kto ma słuchać…

 

Książkę zatem szczerze polecam, zaś jedną z jej zalet jest to, że zachęca do polemiki. Nie będzie ona w moim wypadku krytyką książki – raczej dyskusją z wyborem takich, a nie innych aspektów życia społecznego na Subkontynencie. Z uwagi na złożoność zjawisk obiektywny wybór nie jest oczywiście możliwy, zatem moje uwagi te czy inne dotyczyłyby każdej książki, również napisanej przeze mnie (bo z biegiem czasu odkrywa się coraz to nowe warstwy indyjskości).

 

Czas zatem zacząć polemikę.  Wbrew pozorom napawanie się nędzą i problemami danej cywilizacji jest równie naiwne, jak jej koloryzowanie. Indie silnie podlegają tym dwu tendencjom. Z jednej strony mamy zachodnich neohinduistów, którzy bardziej niż jakikolwiek Hindus wierzą w stare mity i „świętość indyjskiej ziemi, po której stąpali bogowie”. Ci „nowi wyznawcy” niemal każdą indyjską rzecz są w stanie przemienić na coś cudownego, najwspanialszego na ziemi. No, a na przykład los takiej dziewczynki sprzedanej do domu publicznego w Mumbaju nie jest bynajmniej godny pozazdroszczenia. Albo małym dzieci wyrabiających cegły za miskę ryżu w trującym pyle… Druga strona wykrzywiania wizerunku Indii to to, co widzieliśmy w Slumdog Millionaire – czyli obraz ponurego, parszywego piekła, na które możemy spoglądać tylko z góry. Mam wrażenie, iż mimo ciepłego współczucia jakim przepojona jest książka, autor zakręca zbyt mocno w stronę drugiego z tych biegunów.

 

W książce widzimy głównie nędzę i czasem dla kontrastu bogactwa. Nie pisze się w niej jednakże o życiu większości Hindusów, którzy jakoś wiążą koniec z końcem i też robią interesujące rzeczy. Idąc tym tropem, nawet w Szwajcarii można by naszkicować potworny obraz opierając się o ludzi odrzuconych i środowiska przestępcze.

 

Co jakiś czas, za Arundhati Roy, wyszydza autor indyjski program kosmiczny, który wydaje się czymś porażająco nieetycznym w państwie, gdzie tyle osób żyje za dwa dolary dziennie. Moim zdaniem to nie takie proste. Indie są pełne zdolnych naukowców i inżynierów. To dobrze, że państwo dba o to, by nie opuszczali kraju dla Anglii czy USA. Takie programy w Indiach mają sens. To, że zdolni Hindusi zostają, przyczynia się do ogólnej poprawy losów.

 

Znów oczywiście w książce dostaje się naiwnie baśniowym i pełnym bogactwa Bollywoodzkim filmom. Chciałbym, aby ludzie ferujący takie wyroki wpierw obejrzeli te filmy. Owszem jest sporo tandety, ale są też wielkie arcydzieła. Na przykład „Dil Se” Manu Ratnama mówi o tym, co przekazuje autor książki w rozdziale o Kaszmirze. A są piosenki, są tańce, z tym że one jeszcze podnoszą siłę oddziaływania tej refleksji o Kaszmirze, gwałcie, porzuceniu i terroryzmie. Muzyka i taniec to nie tylko „ozdoba”, „wartość naddana”. Te dwa elementy w dobrych indyjskich filmach przemawiają mocniej niż słowa.

 

Wróćmy do Kaszmiru – problem jest jeszcze bardziej złożony. Sam poznałem Hinduistów wygnanych z Kaszmiru przez muzułmańską teraz ludność. Wielu z nich zginęło. Wszyscy zostali wygnani – ofiary też często bywają prześladowcami. Czy hinduistyczni Kaszmirczycy będą mogli kiedyś powrócić do siebie?   Co oznaczałaby dla Kaszmiru pełna niepodległość? Czy w rezultacie mieszkające tam kobiety nie znalazłyby się w jeszcze gorszej sytuacji z uwagi na Islam? Zabrakło tu opisu zabójstw honorowych popełnianych w Indiach na muzułmankach przez ich rodziny, czujące iż dla dobra honoru trzeba zabić „rozwiązłą latorośl”.

 

Jeśli chodzi o utyskiwanie na to, że niektóre aspekty indyjskiej religijności są jakby mało religijne, że dużo w tym biznesu i ślepego zabobonu, to przecież to dotyczy wszystkich religii. Dlaczego hinduizm miałby być wyjątkiem? Czymże jest nawet najbardziej ascetyczna „duchowość” jak nie załatwianiem dla siebie pozornych korzyści? Czy istnieliby asceci, gdyby nie obietnice pośmiertnych rajów, lub wyzwoleń z koła wcieleń? Kultura indyjska zauważyła ten problem, porusza go nawet w tak głównonurtowym dziele jak Bhagawadgita.

 

Na koniec jeszcze jedna rzecz związana z Arundhati Roy. Są to protesty przeciwko budowaniu tam w Indiach, gdyż te zalewają siedliska najdawniejszych indyjskich plemion, które na swe nieszczęście zwykły sadzić swe uprawy w mule wysychających w porze suchej rzek. Oczywiście, nie można w żaden sposób lekceważyć problemu, jakim jest pozbawianie Adiwasi (nazwa tych plemion) rzeczywistej rekompensaty za ich dobra. Nie jest to proste, bowiem ci ludzie nie potrafią żyć w gospodarce pieniężnej – jedyną rekompensatą jest ekwiwalent w ziemi. Ale tamy to nie jest tylko „same zło”. Wręcz przeciwnie. W Indiach niemal wszystko przewozi się nadal koleją, która jest świetnie rozwinięta. Transporty węgla to 75% wszystkich transportów. To potężny wydatek dla kraju i jedno z największych źródeł globalnego zanieczyszczenia. Mimo wszystko należy docenić rządy Indii, iż za pomocą tam wodnych starają się rozwiązać ten problem. Bez źródeł energii przeludnione i nadal bardzo wiejskie Indie skazane są na nędzę. W jakimś sensie Adiwasi są składani w ofierze na rzecz całego społeczeństwa, co mówią otwarcie niektórzy politycy. Ciężko się z tym zgodzić, ale sam protest nie jest żadną alternatywą.

 

Myślę, że każdy czytelnik będzie miał równie żywe jak ja wrażenia z tej niesamowitej książki. Wydało ją Wydawnictwo Dobra Literatura w roku 2011, w Słupsku. Polecam!

 

Recenzja ukazała się pierwotnie na hanuman.pl

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

One Reply to “„Gdy nie nadejdzie jutro” Pawła Skawińskiego, recenzja książki”

  1. Ciekawie się zapowiada, z tego co zrozumiałem napisane tak jak kiedys pisano przed erą internetową? 😛 Czyli inny język i podejście do tematu? Dal mnie bomba, ale jest normalnie dostępna? Bo data wydania sugeruje, że jej może nie być, a internet wskazuje że jest? W sumie  Słupsk to niedaleko mam. 😛

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

jedenaście + 15 =