10 marca 2018 czekało nas we Wrocławskim NFM ciekawe zderzenie dwóch światów. Z jednej strony jedna z najlepszych czeskich orkiestr Filharmonie Brno, z drugiej izraelskie jazzowe Avishai Cohen Trio. Byłem bardzo ciekaw tego spotkania. Kiedyś miałem dość częsty kontakt z orkiestrą z Brna. Były to czasy mojego dzieciństwa i wczesnej młodości, gdy byliśmy częściowo odcięci (ceną i dystrybucją) od zachodnich nagrań muzyki klasycznej, za to orkiestry ze Wschodniej Europy były dostępne na naszym rynku nawet lepiej niż dziś. Obecnie węgierski Hungaroton czy czeski Supraphone są dość trudno dostępne i bardzo drogie, nawet na tle płyt Deutsche Grammophone czy Sony.
Oczywiście Prascy Filharomicy i bez Supraphonu są nam dobrze znani, gdyż sięgają po nich nie tylko czeskie firmy. Z nieco mniej sławnymi orkiestrami, takimi jak ta z Brna nie ma już tak dobrze i słaby dostęp do czeskich wytwórni (a także patologiczny brak bezpośrednich pociągów na trasie Wrocław – Brno czy Praga) sprawia, że zapewne nie jestem jedynym melomanem, który stracił kontakt z zespołami takimi jak Filharmonie Brno w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku.
Historia Brneńskich Filharmoników sięga lat 70-tych XIX wieku, kiedy działający na Morawach wielki kompozytor Leos Janaček dążył do powstania Czeskiej Orkiestry Symfonicznej. Do dziś zresztą Brno kojarzy się wielu miłośnikom muzyki z twórczością tego romantycznego protominimalisty. Współczesna Filharmonie Brno została założona w 1956 roku przez połączenie orkiestry radiowej i orkiestry regionalnej, zaś już kilka miesięcy po swych narodzinach orkiestra otrzymała głośny aplauz krytyków na festiwalu Warszawska Jesień. Obecnie Brneńscy Filharomicy jeżdżą po całej Europie i mają rozległy repertuar, jak na jedną z najważniejszych czeskich orkiestr przystało. Orkiestrę poprowadził we Wrocławiu Alexander Hanson
Avishai Cohen / fot. Yuri Lenguette
Drugą siłą zderzającą się na naszych oczach 10 marca byli członkowie jazzowego Avishai Cohen Trio:
Avishai Cohen – kontrabas, wokal; Omri Mor – fortepian i Noam David – perkusja. Awiszaj Cohen urodził się w Izraelu, ale wypromował się w Nowym Jorku, po drodze grając w metrze i na ulicach, jak na muzycznego wolnomyśliciela przystało. Jego muzyka ilustruje różnorodność kulturową jego rodzimego kraju i współczesnej kultury żydowskiej – wpływy afrykańskie krzyżują się afroamerykańskimi i wschodnioeuropejskimi.
Kolejną ciekawostką, która przyciągnęła mnie w pierwszą pogodną sobotę 2018 roku jest udział Roberta Sadina w orkiestracji części utworów. Swego czasu urzekła mnie jego popfantazja na temat ultrawyrafinowanej muzyki Machauta – Art Of Love: Music Of Machaut. Sadinowska popfantazja nie tyle rozrywała muzykę średniowiecznego geniusza aby uczynić ją lekko – zabawową, ale raczej szukała w tym co współczesne i popularne podobnych odcieni manieryzmu i liryzmu. Wydało to zresztą prestiżowe DG.
Przed omawianiem wrażeń z koncertu proponuję spojrzeć na program koncertu w wersji „technicznej”, czyli takiej jak na programie NFM. Zachowałem ten format, bowiem widać przez to lepiej udział wyżej wspomnianego Roberta Sadina w całym przedsięwzięciu.
Avishai Cohen Uwertura Noam op. 1*, Hayo Hayta, Song for My Brother*
Puncha Puncha – melodia i słowa trad. (w języku ladino)**
Mordechai Ze’ira Two Roses (Shnei Shoshanim)**
Thad Jones A Child is Born**
Ram Da Oz Kumi Venetse Hasadeh (słowa : Y. L. Peretz)**
Arab Medley – melodia trad.***
Morenika – melodia i słowa trad.**
Avishai Cohen Alon Basela*
* orkiestracja: Robert Sadin
** aranżacja: Avishai Cohen, orkiestracja: Robert Sadin
*** aranżacja: Avishai Cohen, orkiestracja: Tscho Theissing
Początek koncertu pozwolił mi delektować się odkrywaniem brzmienia Brneńskich Filharmoników. Pozostało takie, jak pamiętałem je z dzieciństwa. Mięsiste, nasycone, konkretne, niejako gotowe aby cieszyć nas muzyką Dwořaka. Muzycy z Brna nie grali na poziomie kolegów z Pragi, ale bez wątpienia tworzyli dobry zespół orkiestrowy.
Prawdziwa przygoda zaczęła się wraz z wejściem jazzmanów. Avishai Cohen okazał się fenomenalnym wirtuozem kontrabasu w jazzowym i folkowym stylu. Aż ciężko było uwierzyć w jego umiejętność łączenia efektów perkusyjnych z graniem na strunach, w jego nagłe zmiany oktaw, od najwyższych po najniższe. Muzyka Awiszaja Cohena płynęła od źródeł klezmerskich, po pieśni sefardyjskie z późnego średniowiecza po wczesny renesans, śpiewany w ladino, żydowskim dialekcie wykorzystującym słowa i gramatyczne konstrukcje kastylijskie. W wielu momentach po nawiązującym do tradycji interludium słyszeliśmy jego jazzowe echo, imponujące wrażliwością na konstrukcję melodii i muzycznego czasu, pełne wyrafinowania, a jednocześnie błyskotliwe i porywające słuchaczy do mimowolnych braw. Awiszaj zagrał też wiązankę arabską, w której jego kontrabas zabrzmiał jak basowy rebab, z całą swoją finezją i barwnością, wywodzącą się z liry antycznej Grecji.
Omri Mor zasiadający przy fortepianie imponował w nie mniejszym stopniu niż lider – kontrabasista. Wyczucie formy i czasu było zupełnie niezrównane. W wiązance arabskich motywów Omri dokonał jakiegoś trudnego do uwierzenia przeistoczenia fortepianu w arabsko – perską cytrę kanun. Nagle młoteczki zniknęły i ręce wirtuoza przeniknęły do samych strun, choć wcale ich nie dotknęły. Czułem się jak we śnie. Działy się na moich oczach (i w moich uszach) rzeczy trudne do uwierzenia, a jednocześnie w muzyczny sposób porywające, pełne smaku dzięki muzycznym transmutacjom Awiszaja.
Noam David grający na perkusji zachwycał z kolei izorytmicznymi solówkami, w których prowadził równoległe i niezależne od siebie rytmy ze swobodą, bez żadnego wysiłku (przynajmniej tak to wyglądało). Gdy było trzeba, brzmiał jazzowo, ale potrafił zabrzmieć i po arabsku i w stylu orkiestrowych kotłów.
Filharmonicy z Brna, którzy na starcie rozczarowali mnie trochę porządną, ale jednak nie porywającą grą, odnaleźli się w dynamicznym i pełnym inwencji świecie Awiszaja Cohena doskonale. Muzyczne metamorfozy i permutacje nie miałyby odpowiedniego wymiaru bez wsparcia orkiestrowego drewna, blachy i smyczków. Orkiestra nie pozostawała w tle, lecz była pełnoprawnym partnerem tego muzycznego szaleństwa.
Po głównej części programu, balansującego między jazzem, muzyką arabską, afrykańską i klasyczną, mieliśmy bardziej „europejskie” bisy. Publiczność zapewne bisowałaby muzyków do samego rana i wcale jej się nie dziwię, gdyż sobotni koncert był triumfem muzycznej wrażliwości i pomysłowości. Nie często spotyka się tak wybitnego kontrabasistę i tak ciekawą współpracę orkiestry symfonicznej z „folkowymi jazzmanami”. Dodam, że Awiszaj Cohen również śpiewał w sposób na poły ludowy na poły klasyczny. Jego głos nadawał barwy przedstawianym „muzycznym sytuacjom” i wiódł potężny zespół muzyków dalej w przestrzeń wolności i inwencji. To był bardzo udany moment w muzycznym życiu NFM.