Popularnie (często nawet w poważnych opracowaniach) funkcjonuje brzmienie stwierdzenia niemieckiego filozofa, twórcy marksizmu, a dotyczące religii jako „opium dla ludu”. Jest to interpretacja i przekaz tyleż nieprawdziwy co zmieniający absolutnie – w podawanej wersji – sens stanowiska Karola Marska na temat religii. Postaram się pokrótce zaprezentować – moim zdaniem – właściwą i racjonalną, zawierającą się w tradycji oświeceniowej interpretację tego jakże popularnego szlagwortu.
Religia jest tylko fantastycznym
odzwierciedleniem w głowach ludzkich
tych zewnętrznych sił, które rządza codziennym
bytem ludzi, odzwierciedleniem w którym siły
ziemskie przybierają postać sił nadprzyrodzonych.
Fryderyk ENGELS (Anty-Dȕring)
Opium to (jak podają wszelkie encyklopedie, słowniki i inne, tego typu, kompendia wiedzy) substancja otrzymywana przez wysuszenie soku mlecznego z niedojrzałych makówek czyli tzw. maku lekarskiego (Papaver somniferum). Zawiera około 40 alkaloidów, które można podzielić na dwa rodzaje: pochodne fenantrenu (morfina albo kodeina) lub pochodne izochinoliny (papaweryna). W przeszłości było używane jako środek przeciw bólowy, uspokajający, nasenny i odurzający. Stosowane było głównie w postaci nalewki alkoholowej, zwanej laudanum, albo palone. Szczególnie szeroko opium stosowano w Europie i Stanach Zjednoczonych w XIX wieku. Próby ograniczania sprowadzania brytyjskiego opium do Chin doprowadziły do tzw. wojen opiumowych, w których Zachód zmusił Państwo Środka do zaakceptowania warunków używania tego narkotyku przez Chińczyków przez co dochody kolonialnych mocarstw rosły niepomiernie. Według różnych źródeł opium zawiera około 25 alkaloidów stosowanych w lecznictwie, między innymi morfinę, kodeinę, narkotynę, papawerynę. Również makowiny, czyli suche, dojrzałe i opróżnione z nasion torebki maku (wraz z szypułkami) oraz wymłócona słoma makowa, są źródłem tych samych alkaloidów. Kodeina stosowana jest jako lek znoszący odruch kaszlu. Przeciwkaszlowe działanie ma także narkotyna, która jednocześnie pobudza ośrodek oddechowy. Papaweryna używana jest przy kolce jelitowej, wątrobowej i innych narządów, gdyż blokuje bodźce nerwowe powodujące skurcz mięśni gładkich układu pokarmowego.
Karol Marks w Przyczynku do krytyki heglowskiej filozofii prawa napisał, iż „….Religia jest jedynie iluzorycznym słońcem, które się kręci wokół człowieka tak długo, jak on sam nie rusza się wokół samego siebie. (… ) Nędza religijna jest jednocześnie wyrazem rzeczywistej nędzy i protestem przeciw nędzy rzeczywistej. Religia jest westchnieniem uciśnionego stworzenia, sercem nieczułego świata, jest duszą bezdusznych stosunków. Religia jest opium ludu”.
Na początku trzeba się odnieść do ogólnego spojrzenia no to co przyjął w swej interpretacji Brodaty Filozof z Trewiru w materii religii; opium ludu nie równa się absolutnie opium „dla” ludu. Opium „dla” ludu musi być traktowane jako towar podawany przez określonego przedsiębiorcę dla określonego klienta celem osiągnięcia określonego zysku. Natomiast opium ludu to zupełnie inna kwestia; to jest coś co niektórzy religioznawcy nazywają syndromem homo religiosus. Immanentną częścią natury człowieka, odwieczną potrzeba transcendencji, mitu, legendy, mistycyzmu i ezoteryzmu zarazem. To kaganiec założony przez kulturowy rozwój naszego gatunku na początku drogi cywilizowania homo sapiens i przechodzenia człowieka z wieku niemowlęcego w epokę dojrzewania, a później – w wiek dorosłości.
Nie oznacza to, że wraz z dojrzewaniem człowiek porzuca całkowicie i absolutnie religijne przekonania. „Ewolucja Misiu – ewolucja” – chce się zakrzyknąć. One – wierzenia i przekonania religijne – jak te niedojrzałe makówki suszone na słońcu afgańskiego suchego klimatu (kraju produkującego ponad 80 % tego narkotyku, kraju objętego od ponad pół wieku wojną i zarazem jednego z najbiedniejszych na Ziemi) pozostawiają w naszej świadomości, naszej jaźni, naszej osobowości widomy ślad. Trwają w postaciach: choćby symbolicznych, choćby na zasadzie klisz fotograficznych, choćby na zasadzie platońskiego systemu mówiącego, że prawdziwie wieczny byt to jedynie idee, a rzeczywistość materialna jest tylko ich odbiciem. Bo wiecznotrwałe i niezmienne tak naprawdę są tylko idee. Religia jest więc jedynie tym co przychodzi do człowieka na kształt białego płynu czy dymu ze skrętów palonych jawnie (bądź cichcem, po kątach) przez ludzi na całym świecie, w różnych sytuacjach, w różnym czasie i w różnych miejscach. Tak oto platonizm może się mieszać z marksizmem. Bo wszystko jest – jak mawiał Friedrich Nietzsche – zarazem ludzkie i arcyludzkie.
Nie, nie zgadzam się z Platonem (i Marks też tak czynił). Przytaczam przykład platoński dla uzmysłowienia procesu jakim podlegają wszystkie wierzenia religijne i jak są one kodowane w kulturze i świadomości człowieka.
Nawet porzucając religię, teizm, boga, nawet głosząc ateizm nie wyzbywamy się religijnej mentalności, religijnego poglądu na rzeczywistość, religijnej motywacji podejmowanych decyzji (często podświadomie); religijnej czyli dążącej do idealnego porządku wszechrzeczy interpretacji dziejącego się wokół nas świata. Modelowe założenia w realu nie istnieją (i nigdy nie istniały i nigdy istnieć nie będą) – a dążenie do ich realizacji w doczesnym życiu człowieka to jest mit, a tym samym m.in. pokłosie religijnego światopoglądu. I religijnych klisz pozostających w naszej świadomości, w naszej kulturze, w naszym gatunkowym oglądzie świata, w naszej powszechnej potrzebie porządku kojarzonego zawsze ze spokojem, bezruchem, niezmiennością – czyli z idealnością, bogiem, czymś na kształt metra z Sevres.
Bo nasza cywilizacja jest strukturą z klocków lego – rozbudowywaną rączką dziecka coraz to w różne strony, bo wszystko jest kompatybilne ze wszystkim. Ewolucja jest nieunikniona, a religia zawsze, stając się pułapką przeszłości a tym samym – konserwatyzmu, tradycjonalizmu, stagnacji i bezruchu myśli, „chce za wszelką cenę ocalić wartości, podczas gdy fundamentalną utratą jest zawsze utrata formy” (Jean Baudrillard) i mieć wpływ na rzeczywistość dziejącą się dziś. I pośrednio (a czasem jak widzimy współcześnie i bezpośrednio) ma. Bo w końcu o tę formę chodzi w tej religijnej perspektywie.
Ale tę formę utwierdza się poprzez owo opium. Opium ludu ….. Bo ona (religia i religijny sposób patrzenia na świat) tkwi w nas bez względu na osobiste deklaracje. Stożek Teilharda de Chardina działa tu w sposób klasyczny.
Widać to też dokładnie patrząc na nasze, PSR-owskie środowisko deklarujące swe jestestwo jak najdalej od jakiejkolwiek religijności.
Znałem ten cytat o „religii jako opium dla ludu” już w podstawówce, ale znałem go w kontekście klerykalnej propagandy uprawianej na lekcjach religii. Przedstawiony był jako brutalny atak na religię, przypuszczony przez komunistycznego, przeżartego nienawiścią do religii filozofa. Jak działa cytowanie wyrwane z kontekstu. Później, już w starszym wieku, czytałem ów cytat w oryginale, i tu doznałem szoku. Był to subtelny, niemal poetycki passus, pełen w gruncie rzeczy zrozumienia dla ludzi religijnych,. tłumaczący ich bezradnosć wobec świata i skłonność do szukania ucieczki w religii. Szybko jednak przestałem się dziwić. Dzięki za artykuł.
Cieszę się że Radek wyjaśnił to że nie ma tam żadnego „dla”. To faktycznie zmienia postać rzeczy. Sam chciałem o tym napisać ale jest tyle tematów. Fajny tekst.
„Cieszę się że Radek wyjaśnił to że nie ma tam żadnego „dla”.”
Jak najbardziej jest „dla”. Tyle że u Lenina.
Wladymir se dośpiewał
„Prawdziwe szczęście ludu wymaga zniesienia religii jako urojonego szczęścia ludu.
Wymagać od kogoś porzucenia złudzeń co do jego sytuacji to znaczy wymagać
porzucenia sytuacji, która bez złudzeń obejść się nie może. Krytyka religii jest więc
w zarodku krytyką tego padołu płaczu, gdyż religia jest nimbem świętości tego
padołu płaczu. Krytyka zniszczyła urojone kwiaty, upiększające kajdany nie po to,
by człowiek dźwigał kajdany bez ułud i bez pociechy, ale po to, by zrzucił kajdany
i rwał kwiaty żywe.”
Dzięki za artykuł. Podam dalej 🙂
„stwierdzenia niemieckiego filozofa”
Marx zapożyczył to porównanie. Spór trwa czy od H.Heine czy od B.Bauera. O narkotyzującym działaniu religii pisali też wcześniej inni, przykładowo J.W. Goethe.
W. Hasenclever ujął krytykę religii Marksa i Feuerbacha w formie przemówienia boga.
„”Ich habe es satt. Seit vielen tausend Jahren sitze ich auf diesem imaginären Thron, auf den mich ein allgemeines, menschliches Plebiszit erhoben hat. Man beschuldigt mich, das Weltall geschaffen zu haben und macht mich für seine Schwächen und Unvollkommenheiten verantwortlich. Der Fall liegt umgekehrt. Die Menschen haben mich erschaffen. Unfähig, sich selbst zu regieren und ohne Illusionen zu leben, haben sie in mir ein höchstes Wesen verkörpert, das ihren Bedürfnissen entspricht . . . Man hat die Notwendigkeit meiner Existenz so oft bewiesen, dass ich fast daran glaube. Ich mache gute Miene zum bösen Spiel. Ich regiere. Ich sitze hier oben, empfange, unterschreibe Akten, lasse mich interviewen und malen. Meine Person dient als Vorwand für die dümmsten Ansprüche der Menschen. Kriege werden in meinem Namen begonnen und Revolutionen gegen mich geführt. Sie machen aus mir, was sie wollen … Die Throne wackeln. Ich habe keine Lust mehr, eine Rolle zu spielen, die zur komischen Figur geworden ist. Die Monarchie hat abgewirtschaftet. Meine Kollegen auf der Erde packen ihre Koffer. Und da ich schließlich nicht mehr bin als der letzte Repräsentant einer veralteten Staatsform, die sich auf mich als oberste Instanz beruft, will ich mit gutem Beispiel vorangehen. Ich will mich pensionieren lassen.”
Panie Radku, to też niezły tekst, oder ?
Einfach genial!
„Bo ona (religia i religijny sposób patrzenia na świat) tkwi w nas bez względu na osobiste deklaracje.”
Nie do końca się z tym zgadzam. Pewien odsetek populacji jest, mówiąc Habermasem, ” religijnie niemuzykalny”. Mimo że Habermas się za takiego deklaruje, rolę religii ocenia pozytywnie, co naraziło go na wiele krytyki, szczególnie ze strony H.Alberta.
Habermas ma słabość do deizmu