Mamy już drugi dzień (29.02.24) Akademii Francuskiej we wrocławskim NFM. Wczoraj zapomniałem wspomnieć o koncercie, który rzeczywiście ją inicjował, czyli recitalu organowym Bernarda Foccroulle’a poświęconym chorałom Bacha i organowej muzyce francuskiej. Sądząc po nagraniach Foccroulle’a koncert odbywający się we wrocławskim kościele św. Elżbiety musiał być rewelacyjny. Potwierdzili to moi znajomi muzykolodzy, którzy zdecydowali się pójść na pół godziny organów, aby później biec do NFM na koncert Orlińskiego.
Na szczęście koncert Skipa Sempé z niczym nie kolidował, bo musiałbym na jego rzecz zrezygnować z dowolnej innej rzeczy. Od dawna śledzę nagrania tego amerykańskiego klawesynisty i dyrygenta i jestem ich ogromnym miłośnikiem. Skip Sempé uczył się między innymi u legendarnego klawesynisty i dyrygenta Gustava Leonhardta i przez to należy do szeroko pojętej „szkoły holenderskiej” muzyki dawnej. Zaś ta szkoła odnalazła drogę do muzyki francuskiej polegającą na elegancji, przejrzystości i niezwykłym wręcz estetyzmie. Po latach Sempé stał się największym estetę wykonawstwa muzyki dawnej, odmierzającym barwy i brzmienia niczym cudowny alchemik muzyki.
Jak podaje książeczka programowa:
„Działająca przez 135 lat legendarna francuska orkiestra królewska Les Vingt-quatre Violons du Roy znajdzie godnych siebie naśladowców w osobach Skipa Sempégo, instrumentalistów Capriccio Stravagante oraz uczestników prowadzonych przez nich kursów mistrzowskich. Podczas odbywającego się w ramach Akademii Francuskiej koncertu artyści sięgną po twórczość czołowych muzyków związanych z wersalskim dworem Ludwika XIV – samego Jean-Baptiste’a Lully’ego oraz gambisty Marina Marais’go. Żeby dobrze oddać, jak istotny dla europejskiej kultury był królewski zespół, muzycy zaprezentują też repertuar naśladującej tę grupę angielskiej orkiestry z pałacu Whitehall, która na życzenie powracającego z wygnania Karola II Stuarta zaczęła wzorować się na muzykach z Wersalu i przeszła do historii jako Twenty-four Violins.”
„Prapoczątki Vingt-quatre Violons znanej także jako Grande Bande sięgają drugiej połowy szesnastego wieku. W 1614 roku zespół liczył już – zgodnie z nazwą, pod którą potem zasłynął – dwudziestu czterech członków, a w 1626 roku Ludwik XIII ustanowił go oficjalnym samodzielnym zespołem dworskim.”
Tu dodam, że historia Grande Bande łączy się nierozerwalnie ze stylistyką dojrzałej francuskiej muzyki barokowej. Natychmiast zauważymy w niej zupełnie inny niż w baroku włoskim stosunek do renesansu, który pod wieloma względami przemyka do muzyki francuskiej przełomu XVII i XVIII wieku. Jest to jednocześnie specyficzny renesans francuski, oparty bardziej na chansons niż na madrygałach. Aby zrozumieć istniejącego we francuskim baroku muzycznym ducha renesansu wystarczy posłuchać partii instrumentów drewnianych w utworach Lully’ego, albo zastanowić się nad przebiegiem ansambli wokalistów w jego dziełach sakralnych. Obok tego, podobnie jak w dziełach malarskich Pussina do muzyki francuskiego baroku wdziera się wczesna nowoczesność. Operowanie barwą dużych mas instrumentalnych, zamiłowanie do płaszczyzn, do przenikania się emocji zwiastuje czas muzycznego oświecenia.
Czytamy dalej w książeczce programowej:
„[Zespół] działał aż do 1761 roku, kiedy został rozwiązany z powodów finansowych. Lata jego świetności przypadają na okres panowania we Francji Ludwika XIV i czas, kiedy główną postacią odpowiedzialną za muzykę w Wersalu był Lully. Był on przybyszem z Włoch, który zyskał względy młodziutkiego wówczas władcy, występując jako tancerz w balecie i gdy tylko Król Słońce objął samodzielne rządy, wyznaczył swojego faworyta na zaszczytne stanowisko surintendant de la musique du roi. Już wcześniej jednak królewskie Violons zyskały sławę w Europie. Najbardziej słynęły z niespotykanie jak na ówczesne czasy równej gry. Lully jeszcze bardziej dopracował ten aspekt: jako pierwszy wymagał od członków orkiestry jednolitego smyczkowania. Grupa muzyków towarzyszyła codziennemu życiu monarchy, przygotowując też specjalne występy z okazji Nowego Roku, ślubów, uczt, pogrzebów, uroczystości religijnych i wielu innych wyjątkowych okoliczności.”
Stworzona została zatem orkiestra, pierwowzór późniejszych zespołów. Różniła się jednak od orkiestr XIX wieku. Altówki podzielone w niej były na więcej głosów, wyrażanych różnymi typami tych instrumentów. Nacisk na efekty kolorystyczne, na przenikanie się barw, był gigantyczny i na dobrą sprawę te zjawisko odtworzył dopiero Ravel, oczywiście na swój sposób i w swoim niepowtarzalnym stylu. Jednak jego nawiązania do baroku zdecydowanie nie było przypadkowe.
Obok Williama Christiego Skip Sempé jest przysłowiowym „Amerykaninem w Paryżu”. Niewielu francuskich dyrygentów może równać się z tymi Jankesami jeśli chodzi o znajomość muzyki francuskiego baroku i doskonałość w przekazywaniu jej nam, słuchaczom. Jednocześnie Sempé jest zupełnie inny od Christiego. Jego interpretacje są zaczarowane, obejmują nas nieziemskimi barwami, przenoszą w inny świat. Christie z kolei jest mistrzem ekspresji, konstrukcji i równowagi. Pokazuje, że we francuskich muzycznych freskach ukryte są konstruktywistyczne armaty. Obaj wielcy artyści są nie tylko ambasadorami dziedzictwa Króla Słońce, ale też największymi barokowcami w dziejach fonografii.
Na koncercie usłyszeliśmy cztery suity zestawione z utworów francuskich i Angielskiego Orfeusza czyli Purcella:
I
J.-B. Lully
Ouverture z opery Atys LWV 53
Les plaisirs de l’ile enchantée: Ouverture; Première entrée; Marche des hautbois pour le dieu Pan et sa suite; Rondeau pour les violons et les flûtes allant à la table du Roi
Air des Démons z opery Alceste LWV 50
Passacaille z opery Armide LWV 71
II
H. Purcell
Fragmenty z opery The Fairy Queen Z. 629: First Music: Prelude; Hornpipe; Second Music: Air; Rondeau
Sinfonia z anthem My Heart Is Inditing Z. 30
Fragmenty z opery The Fairy Queen Z. 629: Second Act Tune: Air; A Dance for the Followers of Night; A Fairies Dance; Entry Dance; Chaconne
III
M. Marais
Fragmenty z opery Alcione: Ouverture; Air pour les faunes et les driades
Henry Purcell
Sinfonia z Now Does the Glorious Day Appear Z. 332 (Ode for the Birthday of Mary)
Round O – fragment muzyki do sztuki Abdelezar Z. 570
M. Marais Chaconne z opery Alcione
IV
H. Purcell Ouverture g-moll Z. 772
F. Couperin Air: Noblement z VIII Koncertu G-dur „Concert dans le goût théâtral” ze zbioru Les Goûts-réunis, ou Nouveaux Concerts
A. Campra Premier air pour les Espagnols z opery-baletu L’Europe galante
F. Couperin Sarabande; Loure: Pesamment z VIII Koncertu G-dur „Concert dans le goût théâtral” ze zbioru Les Goûts-réunis, ou Nouveaux Concerts
Wykonawcami byli:
Skip Sempé – dyrygent
Instrumentaliści Capriccio Stravagante:
Tuomo Suni – I skrzypce
Jacek Kurzydło – II skrzypce
Rodrigo Guitérrez – obój
Joshua Cheatham – viola da gamba
Emmanuel Frankenberg – klawesyn
Studencka Orkiestra Festiwalowa – uczestnicy kursów mistrzowskich prowadzonych przez Skipa Sempégo i Capriccio Stravagante
I cóż mogę powiedzieć? Stała się rzecz niezwykła. Zwykle, gdy idzie się na koncert, gdzie znacząca część muzyków to uczestnicy kursów, zakłada się pewną taryfę ulgową. Wiadomo, że nie powinni grać równie dobrze, jak muzycy grający od dekad w najsłynniejszych zespołach. Teraz jednak stało się inaczej.
Rzeczywiście, na początku nie było aż tak równo i wirtuozowska, jak gdyby grali sami muzycy Capriccio Stravagante, zwłaszcza, że stanowili oni zdecydowaną mniejszość wśród wykonawców. Od razu jednak słychać było cudowne wysmakowanie interpretacji Skipa Sempé, jej nieziemski koloryt i misterną tkankę dzieł Lully’ego, która często umyka nagraniom, tu zaś skrzyła się jak mistrzowski arras.
Jednak, z utworu na utwór młodzi muzycy zaczęli wpadać w trans wykonawczy. Przypomniały mi się historie o wielkich dyrygentach, którzy sprawiali, że sama ich obecność przemieniała dowolną orkiestrę w coś nieziemskiego. I tak było w tym wypadku, choć oczywiście nie chodziło tylko o „samą obecność”, lecz o kurs mistrzowski, mistrzowski jak było słychać w wielu znaczeniach tego słowa.
Gdy młodzi muzycy rozegrali się pod wodzą Skipa Sempé nie mogłem uwierzyć własnym uszom. To był francuski barok na rewelacyjnym poziomie, to był prawdziwy fajerwerk sztuki dźwięku. Purcell pasował do swoich francuskich rywali i sąsiadów, zaś oni do niego. To był wspaniały koncert i jednocześnie triumf edukacji, bo już sam nie wiem, jak to nazwać… Rewelacja!