Mad Max z elektroniką w tle

Postapokaliptyczne światy. Barwne opowieści takie jak Mad Max czy Fallout. Wyrosły z zagrożenia III Wojną Światową, które straszyło wszystkich w czasach Zimnej Wojny. Chcielibyśmy, aby był to czas przeszły, jednak szaleństwa Putina sprawiają, że Mad Max czy Fallaut nie są tylko fantazjami, ale do pewnego stopnia możliwymi obrazami przyszłości. Współczesna Rosja jest cieniem potęgi ZSRR z czasów Stalina i Chruszczowa. Kto jednak prędzej rzuci się do samobójczego ataku? Syty niedźwiedź, czy umierający na śmiertelną chorobę obłąkany lis? Odpowiedź wydaje się oczywista. Już teraz do pewnego stopnia Putin gra na jedną kartę, a raczej przewrócił stolik aby coś się działo inaczej, niż dzieje się zwykle, gdy kraj jest słaby strukturalnie.

Jednak widowisko – koncert Pierre’a Jodlowskiego  „Mad Max na 1 perkusistę, elektronikę, światła, wideo i scenografię (2017)” nie było posępne. Wręcz przeciwnie, niosło w sobie całą barwność francuskiej tradycji muzycznej, której po prostu nie można nie cenić. Francuscy twórcy jak gdyby nie mają oporów, nie chcą szarzyzny. Nawet jeśli momentami można im zarzucić pewną powierzchowność, nie zraża ich to. Też lubią „dzianie się”, ale w jasny sposób, w przeciwieństwie do ciemności w stylu Putina i jemu podobnych dyktatorów. Historia sztuki francuskiej pokazuje, że nie trzeba się bać. Pasja i aktywność przynoszą efekty. Ktoś złośliwy mógłby stwierdzić, ze jednak w sztukach plastycznych bardziej unikalne niż w sztuce muzyki, ale to raczej płynie z nieznajomości muzyki Kraju Galów i jej zupełnie odmiennego idiomu od dominującej estetyki niemiecko – austriackiej, a wcześniej włoskiej. Jeszcze bardziej niedoceniani są Brytyjczycy można dodać na pocieszenie. Zresztą w muzyce nowej nie możemy być już tak pewni braku dominacji Francuzów… Włożyli wiele serca w rozwój muzyki elektroakustycznej i Pierre Jodlowski jest doskonałym przykładem efektów.

Od Mad Maxa Jodlowskiego rozpocząłem kolejny dzień festiwalu Musica Polonica Nova (12.04.24 – piątek). Dzieło nawiązywało do kilku filmów, z czego najbardziej mi znanym był motyw drapieżnego motocyklisty z Mad Maxa. Oprócz elektroniki przygotowanej przez kompozytora, świateł, mgły, głównym bohaterem wykonania był Aleksander Wnuk, perkusista i performer. Wpierw pokazywał on świat Mad Maxa bez instrumentu, dobierając ruchy ciała do bębnów, które były tylko nagrane, do ustawiania słupków drogowych (wiadomo – postindustrialne kino drogi) i do kierowania istniejącym tylko w naszej wyobraźni i w formie dźwięków z taśmy motorem. Na koniec doszedł motyw falliczny, przypominający nieco żarty kina północnoindyjskiego z nadmiernie wręcz męskiego kina południowoindyjskiego. W „Om Shanti Om” Kary Johar jest świetna i rozbrajająco rubaszna scena gdy główny bohater filmu, grany oczywiście przez Shah Rukh Khana, udaje południowoindyjskiego aktora i walczy gołymi rękami z pluszowym tygrysem. Gest wypinania w powietrze przyrodzenia (w spodniach) wieńczy zwycięski pojedynek. Tak też i zwieńczył swoją niepokojącą industrialną obecność na scenie muzyczny Mad Max, przykładając sobie słupek drogowy w wiadome miejsce.

Dlatego później nie zdziwił mnie motyw bardziej feministyczny, czyli wielki bęben z wyświetlanymi ustami, który perkusista starał się ugłaskać. Na koniec zaś był oddech, wariacja na temat dyszącego w ciemności „kobiecego bębna”, choć inspiracja pochodziła już z innego niż Mad Max uniwersum. No i cóż, Pierre Jodlowski jest szefem artystycznym znakomitej Musica Electronica Nova. Jego muzyka elektroniczna i elektroakustyczna jest znakomita, to jeden z najlepszych przedstawicieli tego nurtu. A spektakl? Był z jednej strony prosty, niekiedy wręcz naiwny, z drugiej zaś zdrowo surrealistyczny. Było to widowisko pozwalające całkowicie się w nim zatopić. Wydaje mi się, że trzeba sporo talentu i odwagi, aby być czasem naiwnym, a bez tego nie ma prawdziwej sztuki. Podobało mi się bardzo, nie mam problemów z naiwnością w sztuce. Bardziej drażnią mnie akademicy ściśle odmierzający swoje dzieła linijką najnowszych mód, będący „na czasie” za wszelką cenę.

Kolejny koncert zapewniło nam NFM Trio Smyczkowe Leopoldinum. Było to ciekawe doświadczenie, bowiem usłyszeliśmy bardzo klasyczny zespół instrumentów na usługach muzyki najnowszej. Program to były same premiery!

Usłyszeliśmy następujące prawykonania:

Przemysław Scheller „Way Away na trio smyczkowe i elektronikę” (2024)

Grzegorz Pieniek „On the Verge na trio smyczkowe” (2024)

Katarzyna Dziewiątkowska „Bad habit na trio smyczkowe” (2024)

Tak nawiasem mówiąc, do pisania tej recenzji słucham sobie oratorium „Judith” Huberta Parry’ego (1848-1918), a to dlatego, że po pierwsze stale odkrywam muzykę brytyjską, a po drugie słucham sobie na rowerze biografii Churchilla. Pod tym względem żyjemy w pięknych czasach – tyle jest wszędzie muzyki i generalnie sztuki do odkrywania! A ten koncert Musica Polonica Nova to były same premiery!

Utwór Schellera zaczynał się od szmerów z dyskretnym udziałem elektroniki, który później narastał. Na koniec jednak pojawiły się wątki melodyczne, pokazujące jaką podróż, dążenie do muzycznego miejsca.

Inaczej użył elektroniki Grzegorz Pieniek, w którego dziele pojawiły się liczne motywy elegijne a nawet związane jakby z melodyką muzyki żydowskiej. Ciekawie użyte też były różne „urządzenia szmerowe” zawieszone obok smyczkowców – papiery do szeleszczenia, puszki do łomotania i coś jakby pedały rowerowe. Stopniowo, gdy słuchałem tego dzieła, zacząłem coraz bardziej podziwiać zmysł budowania pejzaży dźwiękowych będący ewidentnym atutem kompozytora. Była to wspaniała kompozycja, polecam szukanie jej na płytach, a jeśli jeszcze jej nie ma, to wydanie jej na płycie!

Katarzyna Dziewiątkowska zdecydowała się na bardziej klasyczne brzmienie smyczków, nie wahając się jednak przed wymyślnymi efektami spektralnymi i wspaniałymi, pięknymi glissandami. Tu też pobłyskiwały jakby tony orientalne, aby w finale przerodzić się w coś podobnego do minimalistycznej muzyki brytyjskiego kompozytora Michaela Nymana, znanego z wielkich konceptualnych filmowych fresków Greenawaya. W środkowej części dzieła zachwyciły mnie zaskakujące i złożone figuracje dźwięków. Był to wspaniały utwór, też czekam na płytę!

Wychodząc z NFM miałem okazję słyszeć koncert „Krew” trębacza Piotra Domasiewicza i gitarzysty elektrycznego (przynajmniej w tych momentach) Kuby Wójcika. Najpierw brzmiał jakby ambient, później zrobiło się bardziej współcześnie i klasycznie. Żałowałem, że nie mogłem zostać na całości, gdyż instrumenty brzmiały pięknie, zaś improwizacje były ciekawe.  

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

sześć − pięć =