Minął rok. Ale czym jest rok?

img_3150

 

 

Pomyślmy. Wystarczyło by mieszkać na innej planecie, a rok wyglądałby zupełnie inaczej. A raczej trwałby zupełnie inaczej. Jak bardzo arbitralne jest to ziemskie 365,25 dni. Są planety, które potrzebują kilku dni aby obiec swoją gwiazdę, są też takie, które trawią na to całe tysiąclecia. Oczywiście ziemskie tysiąclecia, bo dla ich mieszkańców (jeśli są tam jacyś) to tylko rok.

 

A co, gdyby planeta, gdzie też obchodzi się sylwestrowe szaleństwo, obiegała parę gwiazd, a nie jedną? Mogłaby to robić na wiele możliwych sposobów, być może nie po regularnej elipsie. Może dopiero po wielu cyklach orbita planety miałaby powtarzalny kształt? Na szczęście dla miłośników karnawału, wykształcenie się życia w podwójnych układach gwiezdnych wydaje się mniej możliwe niż w miejscach, gdzie gwiazda – matka występuje solo.

 

Odwołując się do najnowszych badań z 2015 roku (Seth Borenstein: Hints of life on what was thought to be desolate early Earth ) życie na Ziemi istnieje już około 4 miliardy i sto milionów lat. Dawniej szacowano je na około 3 i pół miliarda lat. Czy ten drobiazg, czyli „odnalezione” 600 milionów lat ziemskiego życia ma jakieś znaczenie? Zwłaszcza w 2016 roku, kiedy tyle się dzieje? No cóż. 600 milionów lat to w zasadzie okres porównywalny z tym, w którym na przestrzeni owych 4 miliardów lat ziemskiego życia pojawiły się organizmy wielokomórkowe. Gdybyśmy byli kosmicznym turystą, który odwiedził Ziemię dajmy na to 800 milionów lat temu, czy 2 miliardy lat temu, najprawdopodobniej zobaczylibyśmy pozbawioną zauważalnych gołym okiem (czułką?) organizmów pustą planetę. O istnieniu życia świadczyłyby przebarwienia niektórych skał i zbiorników wodnych, jakieś osady, nieco zmieniony w stosunku do „dziewiczego” skład atmosfery. Czym zatem jest rok, skoro tak niedawno dodaliśmy do swojej genezy 600 milionów lat pokoleń naszych jednokomórkowych przodków…?

 

Sześć milionów lat temu wspólny praojciec nas i szympansów nie obchodził zapewne Sylwestra, a już na pewno nie otwierał na tę okoliczność żadnego szampana. Ów wspólny praprzodek wyglądał zapewne dość podobnie do współczesnego szympansa, zaś jego z kolei przodek (wspólny dajmy na to z orangutanem) z pewnością był małpą. Czy szympansy liczą lata swojego życia? A kiedy my, ludzie, tego się nauczyliśmy? Wiele wskazuje na to, że dość niedawno, bo na co byłyby w takim razie te wszelkie wielkie uroczystości związane z przesileniami jesiennym i zimowym? Nie byliśmy w stanie policzyć dni następujących po sobie, tak aby zorientować się, że minął cykliczny czas. Potrzebowaliśmy mędrców, kapłanów, szamanów, wskazujących, że gwiazdy znów mają podobny układ jak kiedyś.

 

Ludzie bez historii pamiętają najczęściej trzy pokolenia wstecz. Cała dalsza przeszłość to tylko opowieści, mieszające się ze sobą i tracące swoje oryginalne znaczenie mity, legendy i baśni. Jeszcze całkiem niedawno nawet u nas większość ludzi traktowało przeszłość jak krainę mityczną, gdzie czary mieszały się z faktami. Czy przeciętny mieszkaniec XVII wiecznej Polski mógł w miarę racjonalnie rozważać dzieje średniowiecznej Europy? A są przecież cywilizacje, które długo były na bakier z historią. Przede wszystkim hinduizm, gdzie wierzy się, iż świat powtarza się po czterech erach swojego istnienia. Jaki był sens w starannym spisywaniu dziejów cesarza Asioki, skoro za jakiś czas kolejny Asioka miał się pojawić na świecie i czynić rzeczy podobne? A o Asioce w ogóle coś wiemy głównie dlatego, że przeszedł z hinduizmu na buddyzm, który w ogóle dzięki niemu zaistniał na szerszą skalę polityczną. Nawet buddyzm był znacznie życzliwszy wobec historii niż hinduizm.

 

Jeśli w Indiach czy na Bali spytamy o jakąś czczoną od dawna świątynię, prawie nigdy nie dowiemy się, kiedy ona powstała, co jest w niej starsze a co nowsze. Usłyszymy o aktualnych potrzebach i o legendach przenoszących każdą ważną rzecz do prapoczątków świata.

 

Nowy Rok – liczymy czas, świętujemy historię, nasz osobisty i cywilizacyjny kalendarz. Czy ma to znaczenie? Zbytnie zapatrzenie w przeszłość zabija nowoczesność. Widzimy to choćby w sztuce, gdzie większość ludzi woli obrazy Rembrandta czy Matejki od dzieł powstających dzisiaj, lub też woli słuchać Beethovena lub Bacha nie uznając twórczości wielu współczesnych kompozytorów za rzecz nadającą się do słuchania. Jest oczywiście pop, jednak jego język dźwiękowy oparty jest przeważnie na bardzo uproszczonych harmoniach sprzed 200 lat. Pop to uproszczony Beethoven, a nie uproszczony Rihm czy Ades. Z drugiej jednak strony to, że będąc członkami cywilizacji euroamerykańskiej mamy respekt do historii, że wielu z nas chce wiedzieć, co było kiedyś i jak było, daje nam większy indywidualizm. Nie jesteśmy Jaśkiem który mieszka koło młyna, ale osobami posiadającymi swoje szczególne miejsce w czasie i przestrzeni. Zatem Nowy Rok i to, że potrafimy napisać obok niego datę która ma nie tylko mityczne znaczenie, jest też świętem naszej jednostkowości i ma w sobie coś humanistycznego.

 

 

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

12 Odpowiedź na “Minął rok. Ale czym jest rok?”

    1. Tylko, że Beethoven i Mozart bywali równie trudni dla współczesnych jak Schoenberg dla ludzi żyjących w pierwszej połowie XX wieku. Muzyka cały czas się rozwija i zmienia swój język. Dziś dominuje folk elektroniczny zwany Popem a rzeczywiści twórcy mają mało do powiedzenia. Dominuje Janko Muzykant na elektrycznej gitarze i zarabiający miliony a nie grosiki. Janko gra uproszczone melodie sprzed wieków i śpiewa po ludowemu…

      1. „Jankiem Muzykantem” jest promowany (nie wiedzieć czemu) przez racjonalista.tv Michał Szpak. Jest wtórny, ugrzeczniony, pozbawiony oryginalności i charakteru. Chciałoby się rzec: „bezpłciowy” – ale w tym akurat przypadku ktoś mógłby to uznać za przytyk pozamuzyczny. Typowy middle of the road. Produkt przemysłu rozrywkowego skrojony na miarę statystycznych gustów. Jak raz pod Eurowizję.
        A czy takim „Michałem Szpakiem” swoich czasów nie był np. Johann Strauss ze swymi walcami i polkami? Czy walce wiedeńskie można porównywać do współczesnych im utworów Griega, Dvorzaka albo Rimskiego-Korsakowa? Gdyby w XIX wieku był festiwal Eurowizji, to wygrywali by na nim Straussowie, a nie uliczni bardowie.
        .
        Kiedyś wybitny krytyk muzyczny Jan Weber mawiał, że muzyka nie dzieli się na poważną i rozrywkową, tylko na dobrą i złą. Przypuszczam, że w obrębie współczesnej „poważnej” awangardy jest mnóstwo nieutalentowanych kompozytorów tworzących utwory, które są bez wartości, choć zastosowano w nich skomplikowane i ultranowoczesne zabiegi formalne.
        A dla odmiany w obrębie „rozrywki” mamy autentycznych geniuszy. Jest jeden Bob Dylan, jeden David Bowie, jeden Leonard Cohen, jeden Jimmi Hendrix, jeden Johnny Cash, jeden Ray Charles.
        Nie wystarczy chwycić za gitarę, by zarabiać miliony.
        A poza tym pop też się rozwija i ma swoja historię – ragtime, swing albo rock and roll był „niesłuchalny” dla wielu współczesnych.

        1. @„TOMEK ŚWIĄTKOWSKI: Jankiem Muzykantem” jest promowany (nie wiedzieć czemu) przez racjonalista.tv Michał Szpak.
          ———————-
          Tu się zgadzamy. Zapewne chodzi o popularność portalu. Tylko dlaczego nie zaprosić od razu Dodę ? Zwłaszcza że Michał Szpak reklamuje irracjonalne przekręty („Angielski w dwa tygodnie”), a potem odwiedza chore dzieci, a Doda przynajmniej niewiele udaje.

          1. Jeśli przyczynisz się do zaproszenia nas do współpracy przez wybitnego muzyka klasycznego z USA, wszelka Twoja krytyka będzie w pełni uzasadniona. Zrobiliśmy program o chorych dzieciach z wybitną profesor, która im pomaga. Nie ma w tym nic złego.

        2. Tomek Świątkowski wymienił Boba Dylana i Leonarda Kohena w jednej notce. A ja pytam: dlaczego inforacja o przyznaniu Dylanowi nagrody Nobla pojawiła się w krótkim czasie po śmierci Cohena? Może Akademia Szwecka czekała, aż Cohen umrze (Dylan był ponoć wielokrotnie nominowany…)? Eurowizyjna piosenka Szpaka jest melodyjnym sklepkiem znanych utworów twórców anglojęzycznych, tak na marginesie…

  1. Współczesny snob chodzi raczej na koncerty popowe: jeśli dziś nie wypada czegoś nie wiedzieć, to jest to repertuar Lady Gagi, albo że pojawił się właśnie jakiś nowy, obiecujący DiDżej, którego „wszyscy” chcą słuchać… Beethoven czy Mozart mają to do siebie, że oni naprawdę WPADAJĄ W UCHO i właśnie dlatego ludzie wciąż będą sobie ściągać dzwonki z Für Elise i z Wielką symfonią g-moll. Bardzo łatwo jest stworzyć utwór melodyjny, który nie razi ucha ludzkiego, ale bardzo trudno stworzyć melodię naprawdę oryginalną, a przy tym wzruszającą. Mozarty i Beethoveny umiały i właśnie to w nich ludzi OD KILKU WIEKÓW pociąga. Siostra mojej babci przysyłała jej co jakiś czas z Wrocławia bombonierki i kartki urodzinowe, które otwierane, grały – niczym pozytywki – różne melodie z muzyki klasycznej. Ponieważ otwieraliśmy je sobie z wielką przyjemnością, babcia zaczęła nas straszyć, że umrze, jeśli melodia przestanie grać i swoje skarby schowała za konfiturami w spiżarni. Ktoś je później wygrzebał i jak tylko babci nie było na horyzoncie, zakradałem się do spiżarni i z przyjemnością wysłuchiwałem melodii, rozglądając się w romantycznym strachu, że w drzwiach pojawi się zaraz babcia, z „kijem do dupy” w ręku. Mechanizm się w końcu zepsuł, ale babcia jeszcze parę lat żyła.

  2. Muzyka jest największym i najdoskonalszym pastwiskiem dla taniego snobizmu. Dokładnie wszyscy jej słuchają i każdy powie to samo – że jego ucho słyszy więcej, lepiej i mądrzej. Osobiście dobrze się czuję w towarzystwie muzyki i cieszę się, że mój aparat słuchu nie ograniczają mnie do słuchania tylko do muzyki klasycznej, lub tylko muzyki poważnej, lub tylko Jazzu, metalu itd. Sztuka nie niesie imperatywu, że w danych kompozycjach trzeba się zakochać bez reszty a pozostałe traktować zaledwie jako ludowe przytupy.
    ——
    Lubię Glinkę, Beethovena, Czajkowskiego, Bacha, Metallice i wielu innych wielkich.. a nie lubię Mozarta, Straussa, Pantery i wielu innych wielkich.
    ——
    Rok, jaki by nie był, kalendarzowy lub astronomiczny jest racjonalnym i umówionym kwantyfikatorem odnoszącym się do cyklu zmian obserwowanych w przyrodzie. Gdyby umowny „rok” odnosić nie do ruchu Ziemi tylko do lotu Czajniczka Russella to mielibyśmy doskonały przykład pseudo-racjonalności, co nie oznacza, że niektórym z nas robiłoby to jakąkolwiek różnicę.. Kończący się rok przyjęło się celebrować i ja nie pozostanę obojętny i miód popłynie, i wszystkim uczestnikom racjonalnych rozmów życzę DO SIEGO ROKU I PEŁNI ZDROWIA!!
    —–
    Tu link dla miłośników pasaży. https://www.youtube.com/watch?v=mJvG1i79CPc

  3. A tak w sprawie głównego wątku, warto by zwrócić uwagę na ciekawość zjawiska, jakim jest obchodzenie Nowego Roku. Pomijając kwestie historyczne (to, że się odlicza w ten sposób lata, które minęły od pewnego domniemanego wydarzenia), warto by zwrócić uwagę na fakt, że ludzie mają w związku z pewną konkretną datą owo dziwne doznanie, że oto przechodzą z jakiegoś jednego stanu w inny. A jest to przecież jedynie umowna data. Podobnie ludzie jeżdżą do parku Greenwich, żeby stanąć okrakiem nad południkiem zerowym, tak jakby umiejscowienie kończyn po obu stronach umownego elementu siatki geograficznej miało się wiązać z jakimś specjalnym doznaniem duchowym. Najbardziej „sensowne” wydaje się obchodzenie Nowego Roku przez żydów, których kalendarz zaczyna się od dnia stworzenia świata (wtedy się Księgi otwierają). Poza tym warto by podkreślić, że właściwie Nowy Rok obchodzimy w dniu każdej jednej rocznicy: Ziemia wykonała kolejny pełny obrót i gwiazdy ułożyły się tak samo, jak miało to miejsce w dniu moich narodzin, pierwszego pocałunku, śmierci kogoś bliskiego, albo jakiegoś obrzędu, na przykład ślubu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

20 − dwa =