Niemieckie requiem

Całkiem niedawno, bo na festiwalu Musica Electronica Nova, miałem okazję słyszeć chór NFM pod kierownictwem Lionela Sowa w bardzo spektakularnym przedsięwzięciu jakim był niewątpliwie spektralny fresk Griseya. Tymczasem w słoneczną niedzielę (11.06.23) zaskoczył mnie kolejny, równie ambitny program poświęcony twórczości Brahmsa i złożony z dwóch monumentalnych dzieł – Warum ist das Licht gegeben dem Mühseligen? – motetu op. 74 nr 1 oraz Niemieckiego requiem op. 45. Pamiętam, że swego czasu wyraziłem w jednej z recenzji koncertu wrocławskiego chóru nostalgię za dawną jego kierowniczką Agnieszką Franków Żelazny. W końcu tyle czasu spędziłem na koncertach tego zespołu i na słuchaniu często nagradzanych płyt. Zespół brzmiał doskonale, jedyną wadą był brak finezji dynamicznej cechującej niektóre inne chóry, zwłaszcza te brytyjskie czy niemieckie. Ten brak finezji, zupełne niedopasowanie forte do przestrzeni nadal pozostał z chórem, stanowi więc jego cechę immanentną. Choć może McCreeshowi udało się kilka razy starannie zakreślić przestrzeń dźwiękową dla tego zespołu. Poza tym wiele się zmieniło, Lionel Sow jest inny niż Franków Żelazny, ale równie ciekawy. Frazy chóru są bardziej linearne, nacechowane innymi barwami. Mniej tu koloru a więcej plastycyzmu. No i ten repertuar! Naprawdę bardzo ambitny. Nie często zdarzają się tak długie koncerty samego chóru.

Chór nie do końca był sam jednakże. Rolę orkiestry w Niemieckim requiem spełniło dwoje pianistów – Michał Rot i Katarzyna Neugebauer-Jastrzębska. Czytelnicy moich recenzji zauważyli zapewne, że od jakiegoś już czasu śledzę przedsięwzięcia Michała Rota i bardzo cenię jego doskonale zróżnicowane brzmienie, zatrzymujące się z czułą precyzją na każdej nucie kompozycji. Czy jednak słychać to było w fortepianie nie mającym tym razem roli lidera, czy kameralnego partnera? Jak najbardziej tak. Byłem wręcz zaskoczony, z jaką pasją i energią, a jednocześnie elegancją fortepiany oddają Brahmsowskie forte, oraz jak świetnie otwierają poszczególne ogniwa requiem. Niemniejsza w tym zasługa Katarzyny Neugebauer-Jastrzębskiej, jednak nie znam jeszcze jej bardziej solistycznych dokonań, więc łatwiej było mi wyłowić znajomą już ekspresję Michała Rota.

Do Requiem Brahmsa potrzeba było też dwojga solistów – Agata Chodorek śpiewała sopranem zaś Dawid Dubec – barytonem. Szczególnie spodobał mi się głos męski, bardzo stylowy, zwłaszcza w pierwszych ogniwach cyklu. Właśnie – cyklu. Otóż Requiem Brahmsa nie jest wcale mszą żałobną. Jest głęboką refleksją agnostyka na temat przemijania. Życia Brahmsa pełne było straty i samotności. Zakochał się, najpewniej platonicznie, w żonie zmarłego przedwcześnie mentora i przyjaciela Roberta Schumanna. Sama muzyka Brahmsa była często oceniana przez jego współczesnych złośliwie. Dopatrywano się niej wtórności i niegustownego archaizmu. Ośmielał się brać od dawniejszych twórców elementy estetyki i struktury, od których progresywni kompozytorzy uciekali jak najdalej. Czy można być drugim Beethovenem? – pytali retorycznie jego przeciwnicy. Dzisiaj te bitwy wydają się zupełnie irracjonalne. Brahms zapisał się w historii muzyki złotymi zgłoskami i doczekał się wielu naśladowców, wśród których nie zabrakło też zdolnych, choć niezbyt progresywnych kompozytorów. Słuchając zaś refleksji Brahmsa na temat przemijania nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że mam do czynienia z całkowicie ponadczasowymi rozmyślaniami, zaś muzyka bardzo dobrze im służy. Jesteśmy złożonymi, świadomymi bytami, a jednak jesteśmy śmiertelni. Jeśli ktoś wierzy w jakichś bogów, a ma świadomość człowieka z okresu rewolucji technicznej i przemysłowej, z pewnością nie rozumie, dlaczego okrutna agonia i rozkład miałyby być jakimś dziwacznym rytuałem przejścia zaproponowanym przez, jak chcą teiści, „najdoskonalszą istotę”. Jeśli jest się agnostykiem lub ateistą ta wątpliwość znika, jednak nadal zostaje pewne poczucie groteski, gdy uświadomimy sobie, że przypadkowo powstała świadomość przypadkowo znika. Jeśli możemy żyć dalej, to w naszych dziełach, wielkich i drobnych. Będą o nas pamiętać potomkowie, a może cała ludzkość. Brahms miał to szczęście, że na całym świecie znajdziemy jego nagrania, koncerty z jego muzyką i jego wielkich miłośników. Sam byłem zdziwiony, jak bardzo znakomita kameralna muzyka Brahmsa zbliżona jest nastrojem i ekspresją do niektórych form i szkół klasycznej muzyki północnych Indii. To zupełny przypadek, ale pokazuje, jak uniwersalna może być sztuka i jak nieśmiertelni stajemy się błądząc w jej królestwie. Nasz czas jest ograniczony, ale przecież nie zawsze musimy się godzić na czas, który jest.

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *