Tysiące lekarzy w Polsce podpisało Deklarację Wiary, w której stawiają zasady katolickie ponad prawem. Media zaczęły o tym mówić, tak jakby lekarzy-katolików wcześniej w Polsce nie było. Jakie potencjalne skutki niesie za sobą deklaracja i działalność lekarzy kierujących się takim światopoglądem?
Deklaracja Wiary wyryta na kamiennych tablicach, została złożona na Jasnej Górze w wotum wdzięczności za kanonizację Jana Pawła II, którego przyjaciółka – Wanda Półtawska – jest promotorem inicjatywy. Trudno powiedzieć ilu lekarzy podpisało ją po to by w katolickich środowiskach uwiarygodnić się jako „lekarze z wartościami”, ilu nie wiedziało w ogóle co podpisuje, a ilu zamierza mniej lub bardziej gorliwie działać zgodnie z jej wytycznymi. O deklaracji mówi się najczęściej w odniesieniu do antykoncepcji, aborcji, zapłodnienia in vitro. Jej treść jednak jest napisana tak ogólnie, że można ją odnieść do o wiele szerszego zakresu spraw. Co istotnego dla zawodu lekarza zawiera deklaracja i jaki teoretycznie może to przynieść skutek? Punkt drugi Deklaracji Wiary mówi:
„UZNAJĘ, iż ciało ludzkie i życie, będąc darem Boga, jest święte i nietykalne: – ciało podlega prawom natury, ale naturę stworzył Stwórca, – moment poczęcia człowieka i zejścia z tego świata zależy wyłącznie od decyzji Boga. Jeżeli decyzję taką podejmuje człowiek, to gwałci nie tylko podstawowe przykazania Dekalogu, popełniając czyny takie jak aborcja, antykoncepcja, sztuczne zapłodnienie, eutanazja, ale poprzez zapłodnienie in vitro odrzuca samego Stwórcę”.
Lekarze podpisujący deklarację uznają, że moment śmierci ma zależeć wyłącznie od decyzji Boga (natury). Wniosek z tego płynie taki, że lekarz katolicki w ogóle nie powinien leczyć – bo lecząc, przedłuża komuś życie ingerując w wolę Boga i naturę. Od decyzji Boga ma też zależeć moment poczęcia – a więc lekarze ci nie powinni również pomagać parom bezpłodnym, nawet zalecając im uznawaną przez Kościół Rzymskokatolicki – naprotechnologię. Skoro więc życie ludzkie ma być całkowicie zgodne z naturą, to po co w ogóle lekarze – których zadaniem ma być właśnie przeciwdziałanie niepożądanym, naturalnym zjawiskom w ludzkim organizmie? Na razie nie zapowiada się by lekarze masowo odmawiali podejmowania się jakiegokolwiek leczenia. Gdyby jednak państwo poważnie potraktowało ich prawo do działania zgodnie z deklaracją – mogliby oni mieć dobrą wymówkę, gdy dojdzie do jakichś zaniedbań i zaniechań z ich strony. W punkcie trzecim stwierdza się:
„PRZYJMUJĘ prawdę, iż płeć człowieka dana przez Boga jest zdeterminowana biologicznie i jest sposobem istnienia osoby ludzkiej. Jest nobilitacją, przywilejem, bo człowiek został wyposażony w narządy, dzięki którym ludzie przez rodzicielstwo stają się „współpracownikami Boga Samego w dziele stworzenia” – powołanie do rodzicielstwa jest planem Bożym i tylko wybrani przez Boga i związani z Nim świętym sakramentem małżeństwa mają prawo używać tych organów, które stanowią sacrum w ciele ludzkim”.
Według tego punktu tylko ludzie związani katolickim małżeństwem (a więc prawie sami tylko katolicy) mają prawo do używania organów rozrodczych, a za tym i do posiadania dzieci. Lekarz katolicki więc rości sobie prawo do nieudzielenia pomocy, albo do działania na szkodę np. kobiety w ciąży, która według treści deklaracji, użyła swoich organów rozrodczych „bezprawnie” – ponieważ zawarła ślub cywilny a nie kościelny. Również podejście do płci podważa medyczne kompetencje lekarzy podpisujących się pod deklaracją. Co bowiem z osobami dotkniętymi obojnactwem? Punkt czwarty:
„STWIERDZAM, że podstawą godności i wolności lekarza katolika jest wyłącznie jego sumienie oświecone Duchem Świętym i nauką Kościoła i ma on prawo działania zgodnie ze swoim sumieniem i etyką lekarską, która uwzględnia prawo sprzeciwu wobec działań niezgodnych z sumieniem”.
Wedle doktryny katolickiej, Kościół Katolicki ma stać ponad państwem. Ten punkt deklaracji jest próbą objęcia lekarzy tą zasadą. Wynika z niego, że lekarz nie ma podlegać prawu, zasadom etyki lekarskiej, umowom cywilnym stanowiącym o jego zatrudnieniu – a wyłącznie zasadom katolickim. Oznacza to, że może on zasłaniać deklaracją swoje zaniedbania, odmówić leczenia a nawet celowo podjąć działania szkodzące pacjentowi.
Katechizm Kościoła Katolickiego w punkcie 1868 stwierdza, że katolik popełnia grzech między innymi: aprobując grzech innej osoby, nie przeszkadzając jej w tym grzechu i nie wyjawiając tego grzechu. Mały katechizm dodaje do tego niekaranie za grzech. Biorąc więc pod uwagę te zobowiązania, lekarz aby działać zgodnie z nauczaniem Kościoła Katolickiego, musiałby w pewnych sytuacjach łamać tajemnicę lekarską, albo dążyć do krzywdy czy nawet śmierci pacjenta. Przywoływanie w tym punkcie zasad etyki lekarskiej jest bezsensowne – bo i tak ponad nią ma stać sprzeczne z nią nauczanie katolickie. Kodeks Etyki Lekarskiej na początku zawiera treść przyrzeczenia lekarskiego, zgodnie z którym lekarz ma obowiązek pomagać ludziom niezależnie od ich religii czy poglądów politycznych – liberał czy ateista będą zaś dla katolika grzesznikami, którym należy w grzeszeniu przeszkadzać i których należy karać. Jedyną częścią Kodeksu Etyki Lekarskiej, której nie ignorują zwolennicy deklaracji, jest ta mówiąca, że mogą się wykręcać od obowiązków powołując się na sumienie (Kodeks Etyki Lekarskiej, art. 4). Podobny w skutkach jest punkt piąty:
„UZNAJĘ pierwszeństwo prawa Bożego nad prawem ludzkim, aktualną potrzebę przeciwstawiania się narzuconym antyhumanitarnym ideologiom współczesnej cywilizacji, potrzebę stałego pogłębiania nie tylko wiedzy zawodowej, ale także wiedzy o antropologii chrześcijańskiej i teologii ciała”.
Wynika z tego, że lekarz, który podpisał się pod deklaracją, nie poczuwa się do obowiązku przestrzegania prawa. „Antyhumanitarne ideologie” to w tym miejscu pojęcie do dość szerokiej interpretacji – które zamieszczono w tekście najprawdopodobniej dla celów propagandowych (dla podkreślenia kontrastu między „dobrymi” lekarzami katolickimi i „złymi” poglądami niekatolickimi). Punkt szósty to głównie wyraz bezczelności i naiwności:
„UWAŻAM, że – nie narzucając nikomu swoich poglądów, przekonań – lekarze katoliccy mają prawo oczekiwać i wymagać szacunku dla swoich poglądów i wolności w wykonywaniu czynności zawodowych zgodnie ze swoim sumieniem”.
Tak więc lekarze podpisujący deklarację sami nie mają szacunku: ani do pacjentów – którzy łożą na ich wynagrodzenie, ani wobec prawa polskiego, ani wobec swoich pracodawców – chcąc unikać swoich zobowiązań wobec nich. Wymagają jednak szacunku wobec siebie i swoich poglądów (wedle których sami szacunku nie muszą okazywać). Deklaracja Wiary jest tylko niewielkim fragmentem problemu. Lekarz wyznający katolickie poglądy, może próbować wprowadzać je w życie niezależnie od tego czy podpisał taką deklarację, czy nie. Z tego względu istnienie deklaracji jest nawet pożyteczne – bo dostajemy publicznie informację, który lekarz może nie udzielić nam pomocy lub nam zaszkodzić. Problemem jest więc nie tyle sama deklaracja, co katolicyzm. Deklaracja tylko uwidoczniła problem, o którym się powszechnie nie mówiło. Dotyczy on zaś nie tylko lekarzy, ale i sędziów, policjantów, nauczycieli, czy pracowników administracji.
Katolicy bronią deklaracji powołując się na wolność wyznania (choć z założenia są jej przeciwnikami). Czy jest ona naruszana, jeżeli katolik świadomie pcha się do zawodu, którego obowiązki stoją w sprzeczności z wyznawanymi przez niego zasadami? Czy gorliwy pacyfista mógłby zostać żołnierzem i domagać się potem tego, by nie zobowiązywano go do dotykania broni? Nie każda praca jest dla każdego. Jedna wymaga odpowiedniego wykształcenia, inna siły fizycznej, jeszcze inna braku blokad światopoglądowych. Nikt nie jest zmuszany do bycia lekarzem. Jeżeli ktoś chce nim być i wyznawać jakąś religię – to niech ta religia nie będzie sprzeczna z prawem, nauką i nie będzie przeszkodą dla równego traktowania pacjentów.
Kodeks pracy (z dnia 26 czerwca 1974; Dz.U. z 1974 r. Nr 24, poz. 141) w art. 18 3b, § 4 – stanowi, że:
Nie stanowi naruszenia zasady równego traktowania ograniczanie przez kościoły i inne związki wyznaniowe, a także organizacje, których etyka opiera się na religii, wyznaniu lub światopoglądzie, dostępu do zatrudnienia, ze względu na religię, wyznanie lub światopogląd jeżeli rodzaj lub charakter wykonywania działalności przez kościoły i inne związki wyznaniowe, a także organizacje powoduje, że religia, wyznanie lub światopogląd są rzeczywistym i decydującym wymaganiem zawodowym stawianym pracownikowi, proporcjonalnym do osiągnięcia zgodnego z prawem celu zróżnicowania sytuacji tej osoby; dotyczy to również wymagania od zatrudnionych działania w dobrej wierze i lojalności wobec etyki kościoła, innego związku wyznaniowego oraz organizacji, których etyka opiera się na religii, wyznaniu lub światopoglądzie.
Jeżeli więc kościoły w Polsce mogą selekcjonować kandydatów do pracy ze względu na światopogląd, to równie dobrze można byłoby podobną zasadą objąć lekarzy i inne zawody, w których wyznanie stanowi przeszkodę w wykonywaniu obowiązków. Przywilej dany nawet najuczciwszej grupie, prędzej czy później może zostać wykorzystany przez człowieka nieuczciwego. Tutaj zaś mowa nie o wartościach związanych z uczciwością, rzetelnością czy empatią – a o doktrynie, która stawia kwestię Boga, grzechu i interesu instytucji, ponad życie ludzkie, krzywdę i cierpienie (o czym świadczy treść tej doktryny i historia jej praktykowania).