Ludzie nietolerancyjni muszą być tolerowani tylko do momentu gdy
nie zagrożą tolerancyjnemu społeczeństwu i jego instytucjom.
John RAWLS
Jako mieszkaniec Wrocławia, miasta spotkań, miasta czterech kultur, miasta które w 2016 roku ma być europejską stolica kultury (wspólnie z baskijskim San Sebastian) widzę na co dzień jak fala nietolerancji, nienawiści do wszystkiego co Inne, ksenofobii i antysemityzmu (czyli pospolitego rasizmu, bo antysemityzm jest klasycznym rasizmem) wzbiera, zatacza coraz szersze kręgi, przejawiając się w masowych graffiti na murach, hasłach na imprezach sportowych czy wreszcie w cyklicznych demonstracjach organizowanych w centrum Starego Miasta przez Ruch Narodowy, Młodzież Wszechpolską, grupy neonazistów czy środowiska tzw. kiboli (a wspierane aktywnie przez niektórych prawicowych polityków głównego mainstreamu). Demonstracje te, podobnie jak graffiti na murach czy hasła podczas wspomnianych mitingów, nie spotykały się do czerwca 2013 roku mimo jawnie antysemickiego, ksenofobicznego i nacjonalistycznego charakteru z reakcją władz miasta Wrocławia. To podstawowy element przyzwolenia dla tego typu działań, rozzuchwalający i pozwalający na nieprzestrzeganie obowiązującego prawa.
Politycy prawicy podkreślają przy tym antykomunistyczny (są to najczęściej osoby za późno urodzone, cierpiące z tytułu frustracji, iż nie dane im było z tej racji uczestniczyć w działaniach opozycji demokratycznej do 1989 roku) charakter tych ponadpartyjnych i społecznych w sensie masowości, ruchów (na ten właśnie element kładzie się olbrzymi nacisk propagandowo-medialny, anonsując tym samym organizowanie się społeczeństwa wg idei obywatelskości i demokracji co zakrawa na cynizm i kpinę). Próbują oni w taki sposób skanalizować oburzenie społeczne i gniew przeciwko państwu, czy szerzej – przeciwko elitom politycznym, kulturowym, medialnym itd. sugerując ich postkomunistyczną czy okrągłostołową proweniencję. To jest kolejne źródło popularności agresji, przemocy, nienawiści, zwłaszcza w rzeszach młodzieży: spowodowano w świadomości tych młodych ludzi pojęciową zbitkę — prawica i antykomunizm są trendy, tylko ruch narodowo-radykalny może podnieść kraj z upadku i degrengolady, a elity — demokratycznie wybrane — należy siłą usunąć z przestrzeni publicznej. Ponadto jest to przykład na przywłaszczanie sobie języka idei wolności, obywatelstwa, demokracji, swobody do głoszenia swoich racji przez skrajną prawicę, w przeszłości jawnie ten etos depczącej.
Tendencja ta jest niestety paneuropejską. Widać jak skrajna prawica nabrała w Europie wiatru w żagle na bazie pogłębiającej się stratyfikacji społecznej w ramach poszczególnych krajów Unii, kryzysu ekonomicznego i braku perspektyw (zwłaszcza wśród ludzi młodych). Co prawda w różnych krajach miejscowi ekstremiści prawicowi powołują się na lokalne uwarunkowania i historię, ale wspólnym mianownikiem jest zawsze niechęć do Innego, obcego, niestandardowego (postrzeganego i klasyfikowanego wg kryteriów narodowych, rasowych, językowych, religijnych, politycznych): obojętnie jak go traktować – jako imigranta, jako wyrzutka ze społeczności narodowej, jako przeciwnika politycznego, jako jednostkę nie wpisującą się w ogólnie przyjętą tradycjonalistycznie postrzeganą narrację itd. Widać ów proces wyraźnie tak w Danii, Wielkiej Brytanii, Szwecji, Belgii, Szwajcarii czy Holandii, jak i (może najbardziej i najjaskrawiej) we Francji, na Węgrzech gdzie partie skrajnej prawicy używające agresywnej, nietolerancyjnej i nienawistnej narracji zajmują poczesne miejsce w politycznym mainstreamie. Wzrost popularności skrajnej prawicy na Ukrainie – w ostatnich miesiącach – potwierdza jedynie tę ogólnoeuropejską tendencję. Polska nie jest więc w tej sferze odosobniona. Jest to trend na Starym Kontynencie dziś powszechny i dlatego tym bardziej groźny, niebezpieczny.
Jak konkluduje prof. Zygmunt Bauman (a to stwierdzenie doskonale opisuje sytuację rzesz młodych ludzi w dzisiejszym świecie, która pcha ją w kierunku radykalizmu, ekstremizmu, agresji i totalnej kontestacji istniejącego porządku) „…Być zbędnym to znaczy być nadliczbowym niepotrzebnym bezużytecznym niezależnie od tego jaki rodzaj potrzeb i pożytków określa stan użyteczności i nieodzowności”. A to jest niezwykle frustrującą pozycją w społeczeństwie.
W dn. 22.06.2013 w auli Wydziału Prawa, Administracji i Ekonomii Uniwersytetu Wrocławskiego odbył się z perturbacjami wykład właśnie prof. Zygmunta Baumana. Tematem wystąpienia było zagadnienie związane z Ferdynandem Lassallem: rodowitym wrocławianinem, tu skończył miejscowy Uniwersytet, a 1.03.1863 roku (czyli 150 lat temu) ogłosił słynną deklarację, która dała początek całemu zorganizowanemu ruchowi socjalistycznemu (a Socjaldemokratycznej Partii Niemiec przede wszystkim) w Europie. Temat wystąpienia Baumana brzmiał: „Dylematy socjaldemokracji: Od Lassalle’a do płynnej nowoczesności”. Początek wykładu zakłóciła grupa ok. 100 – 120 narodowców i chuliganów – tzw. kiboli – miejscowej drużyny futbolowej WKS „Śląsk”. Jeśli sale uniwersytecie stają się areną politycznych, chuligańskich i ksenofobicznych ekscesów, do jakich dochodzi ostatnio często w Polsce, to sytuacja jest naprawdę poważna. Nie ma wątpliwości, że u podłoża tego typu zachowań i reakcji – jak przy wizycie Zygmunta Baumana we Wrocławiu w czerwcu ub. roku – leżą ukrywane pokłady antysemityzmu czy jawne już i manifestowane poglądy skrajnie antykomunistyczne, anty-lewicowe, anty-liberalne i anty-postępowe w ogóle.
Po tej nieszczęsnej aferze z wystąpieniem Profesora na Wrocławskim Uniwersytecie i próbą zakłócenia jego wykładu przez wrocławskich Hunów spod znaku skrajnej prawicy Prezydent Miasta Rafał Dutkiewicz zapowiedział walkę z tymi ruchami i konsekwentne zerwanie więzi władz miasta z tymi środowiskami, ale mleko już się rozlało. Legitymizacja tych środowisk (poprzez codzienne kontakty magistratu z ich reprezentantami) wprowadziła je na tzw. salony, do mainstreamowych mediów, do przestrzeni publicznego dyskursu i wartości w nim funkcjonujących. Uwiarygodniła je uznając poprzez legitymizację za tzw. zdrowe siły patriotycznej części młodzieży, za normalne siły demokratycznej i pluralistycznej sceny politycznej (mimo stwarzanych zagrożeń i haseł znanych od dawna, głoszonych przez te ośrodki).
Bezpośrednim elementem wpływającym na pierwsze z wymienionych źródeł jest fakt, że państwo polskie abdykowało w wielu sferach życia publicznego. Hasła promujące od ponad dwóch dekad indywidualizm, wyższość prywatności nad dobremwspólnym, społecznym, państwowym (czyli naszym) zbiera m.in. w tej przestrzeni żniwo. Wymiar sprawiedliwości i organa ścigania, a także odpowiednie struktury administracji państwowej (i jak widać – samorządowej) nie respektują istniejących przepisów karnych i porządkowych w tej materii, wobec środowisk i osób szerzących nienawiść rasową, religijną, narodowościową. Ekscesy antysemityzmu czy rasizmu na stadionach, na ulicach czy masowych imprezach są najczęściej umarzane z tytułu „niskiej szkodliwości czynu". Najbardziej jaskrawym tego przykładem są banany, rzucane na areny sportowe gdzie biegają czy grają czarnoskórzy sportowcy lub transparent z napisem „Śmierć garbatym nosom" na jednym z ligowych meczów futbolu w Rzeszowie. I to byłaby następna z przyczyn atrakcyjności tych haseł współcześnie w polskim społeczeństwie, przede wszystkim wśród ludzi młodych.
Kolejnym aspektem przyczyniającym się do wzrostu zainteresowania się przemocą, agresją, nienawiścią (w kulturze są to elementy zajmujące od dawna określone miejsce w twórczej ekspresji) jest element zysku, element trapiący współczesną kulturę i jej wymiar społeczny. Nienawiść, przemoc, agresja stały się dziś doskonałym polem dla zysków ponadnarodowych medialnych gigantów, tworzących w sferze kultury sztukę opartą li tylko na tych elementach. Są więc one podstawowym i jedynym środkiem przekazu artystycznego, absolutnym wyznacznikiem tworzenia określonych dóbr kultury przeznaczonych dla młodego widza (a nie mających poza korzyściami materialnymi dla twórców tego typu dóbr żadnego innego sensu). Dobra kultury tym samym stają się wyłącznie towarem, bez głębszych treści i idei. Ale mimo to mają swoje przesłanie, wywierając wpływ na młodego, niewyrobionego odbiorcę.
Absolutna wolność Internetu w tej mierze tylko potęguje owe zagubienie, owe zainteresowanie, ową bezkrytyczność i brak samodzielnego myślenia. Dziś to już samo-napędzająca się kula śniegowa tocząca się po zboczu góry.
Trzeba sobie jasno powiedzieć, że taka sytuacja — zwłaszcza wśród młodzieży różnych poziomów edukacji — jest porażką całego systemu edukacyjnego. I trzeba sobie jasno również powiedzieć, iż ów problem dotyczy młodzieży przechodzącej całość edukacji w III RP czyli podlegającej katechizacji na poziomie szkoły. Piszę — katechizacji — bo jak mówi prof. Tadeusz Bartoś w Polsce realizuje się nie naukę religii (czy – o religii), w Polsce realizuje się w ramach systemu państwowego systemu edukacyjnego katechizację. A to są dwie różne sprawy. Katechizacja jest formą indoktrynacji jednej i tylko jednej wiary religijnej, nie mającą z nauką jako taką wiele wspólnego. Katechizacja utwierdzając ucznia w prawdziwości wiary, budując jego kościec religijny impregnowany tym samym na Inność w sferze sacrum, musi rodzić postawy obronne wobec pluralizmu współczesnego świata. W skrajnych przypadkach przerodzić się mogą one we frustracje, w agresję, nienawiść, ksenofobię. Zwłaszcza gdy wierny jest przekonany o absolutnej i jedynie dopuszczalnej prawdziwości swego wyznania oraz o potrzebie nawracania Innego na swój światopogląd (wynikającej z naczelnego imperatywu nauki Kościoła rzymskiego).
Następnym powodem dla szerzenia się dziś w Polsce nietolerancji, agresji, antysemityzmu czy najogólniej pojętej nienawiści do Innego, dla wytworzenia sprzyjającej atmosfery takim zachowaniom i postawom są przewagi i atencja z jaką Polacy odnoszą się (i kultywują) wobec tzw. kultury honoru. Ta forma kultury – o której tak plastycznie pisze Izaak Babel – wraz ze swoiście pojętą drabiną wartości, przypisująca sobie jedyną mądrość i moralność, rację i prawość, etyczność i wolność pojmowana wyłącznie polsko-centrycznie (to pokłosie katolickiej i kontrreformacyjnej idei narodu wybranego i Polski jako Chrystusa narodów, cierpiącego na krzyżu katusze od heretyckich sąsiadów, stanowiącej przedmurze chrześcijaństwa w średniowieczno-watykańskim wydaniu) niesie ze sobą predylekcję dla ludzkiej nieżyczliwości, ponurości, braku humoru i napuszenia, drażliwości i małostkowości. Ludzie z tych kultur w chwilach gdy nie idzie coś po ich myśli, gdy sytuacja historyczna (bądź codzienna) wymyka się z ich myślowego schematu, z ich hierarchii wartości, gdy ktoś naruszy ich interesy – co jest normalne w pluralistycznym i demokratycznym świecie – stają się bezwzględni zarówno w wymiarze indywidualnym jak i grupowym. Jak mówi prof. Wiesław Łukaszewski „…Jeśli do tego dodamy narcystyczne przekonanie o naszejwyjątkowości to mamy niezłą mieszankę wybuchową”. Widać to wyraźnie w stosunku Polaków do Wschodu Europy gdzie ta zależność jest wyraźnie widoczna.
Natomiast kultura prawa – jaka charakteryzuje przede wszystkim Zachód i jaka została zaszczepiona w tamtych społeczeństwa w wyniku długotrwałych procesów historyczno-społecznych – jest tu, nad Wisłą, Odrą i Bugiem, absolutnie obca. Kultura prawa to przede wszystkim stosunek człowieka wobec stanowionej jurysprudencji. Określić ją można pokrótce jako ogół nawyków i wartości związanych z akceptacją, oceną, krytyką i realizacją obowiązujących praw. Oczywiście w sensie i wymiarze zbiorowym.
W ostatnim roku wiele osób zwracało uwagę na poglądy w przedmiotowej sprawie prof. Krzysztofa Jasiewicza, członka Polskiej Akademii Nauk, w kontekście wywiadu jakiego udzielił on tygodnikowi FOCUS, a który to wywiad okazał się paszkwilem o niesłychanej wymowie antysemickiej i ksenofobicznej. Jednocześnie trzeba zwrócić uwagę na atmosferę potępienia w środowiskach akademickich, jaka wystąpiła po opublikowaniu tych słów. I bardzo dobrze, że ta reakcja miała miejsce. Jednak warto przypomnieć, że słowa nienawiści, słowa agresywne i brutalizujące dyskurs publiczny, słowa poniżające adwersarza i obrażające jego godność wielokrotnie w mediach (i z trybuny sejmowej) wygłaszała i wygłasza posłanka na Sejm RP, prof. Krystyna Pawłowicz, gwiazda mediów i telewizyjnych talk-show. Ładunek agresji niesiony przekazem publicznym jaki dawała (i daje) nagminnie Pani Poseł, a który przy milczeniu na ten temat topowych polskich żurnalistów robił reklamę tego typu ekspresji, jest także określonym elementem wychowania do nienawiści względem Innego. Połączenie tej postawy i sposobu artykulacji z żarliwą wiarą religijną Pani Posłanki (przez nią wielokrotnie podkreślaną) daje jasny i wyraźny przykład realizowania zasady miłości bliźniego jaki niosą sobą określone środowiska fundamentalistów katolickich w Polsce.
Należy podkreślić, że zajęcia akademickie z udziałem prof. Krystyny Pawłowicz cieszyły się (i cieszą) zainteresowaniem studentów na uczelniach — gdzie ona jest zatrudniona — którzy podkreślają jej zaangażowanie, soczysty język i jednoznaczne poglądy. To się po prostu podoba. To po prostu design tych postaw, na które jest – przykro to stwierdzić – w naszym kraju zapotrzebowanie.
Na zakończenie chciałbym podkreślić jedynie, że świat polityki, także ten mainstreamowy ma wiele na sumieniu w szerzeniu elementów sprzyjających nietolerancji, agresji czy niczym nie uzasadnionego ostracyzmu, owocującego następnie podziałami, niechęcią, a w dalszym etapie — agresją. Fochy, dąsy, małostkowość, brak poszanowania tzw. dobra wspólnego (jako pojęcia todniesionego do zbiorowości i do wartości) serwilizm wobec Kościoła katolickiego (tu akurat pokazuje się społeczeństwu kto jest suwerenem i że są równi i równiejsi) to dogodna płaszczyzna dla hodowli mowy nienawiści — a słowa i czyny (gdy jest myśl, gdy jest idea) dzieli bardzo cienka granica, którą nader łatwo przekroczyć.
A jak wiemy na początku (ponoć) zawsze bywa słowo (Ewangelia wg św. Jana 1, 1)…