Niezwykły podarek na Sylwestra przygotowali nam Wrocławska Orkiestra Barokowa i Chór NFM. 30 i 31 grudnia 2019 roku odbyły się wykonania Acisa i Galatei Händla w opracowaniu Felixa Mendelssohna-Bartholdy’ego. Nie jakieś tam walce i polki, ale jeden z najpiękniejszych utworów mistrza baroku. Mendelssohnowska wersja jednej z najwspanialszych oper pastoralnych okazała się bardzo udana. Romantyk dodał Händlowi nieco romantycznego wzburzenia, nie ujmując mu płynącej po płaszczyznach architektury, ani siły melodycznej. Ta przestrzenność fresków muzycznych Händla okazała się inspiracją dla kompozytorów późniejszych epok. Wielki wpływ miała na Beethovena, zajmował się tematem Mozart, jak mogliśmy usłyszeć, również Mendelssohn zajął się tematem.
Wolf Matthias Friedrich, zdjęcie ze strony artysty
Splot estetyki romantycznej i późnobarokowej wspaniale wyraziła swoim stylem śpiewu Galatea, czyli Kate Royal, prawykonawczyni Mendelssohnowskiej wersji Acisa w naszych czasach. Śpiewała pięknym, pełnym głosem, cudowanie balansując na granicy Händlowskiej siły i Mendelssohnowskiego liryzmu. Śpiewała belcantowo, ale z umiarem, doskonale wcielając się w romantyczkę odkrywającą barok. Tej niezwykłej metamorfozie towarzyszyła ta zawarta w samym przedstawianym nam dramacie. Historia Acisa i Galatei została bowiem zaczerpnięta z największego, moim przynajmniej zdaniem, arcydzieła literatury łacińskiej, jakim są Metamorfozy Owidiusza. Poeta w Przemianach uchwycił rzymską lapidarność i umiar, elegancję i równowagę każdej poetyckiej frazy, po czym oddał tę wspaniałą równowagę formalną w służbie gwałtownych metamorfoz. Motorem działań w twórczości Owidiusza, w szczególności zaś w Metamorfozach, są Wenus i Amor. Chtoniczna, piękna i ślepa miłość, oraz żądza i pożądania rządzą nimfami i bogami, dotykają Ziemi i Olimpu. Nie wolni od nich są także chtoniczni Tytani, a nawet potwory. Jednym z niepięknych kochanków miał się okazać Polifem, mistrz w rzucaniu skałami w niepożądanych gości, takich jak Ulisses, a także wielki smakosz ludzizny.
Polifem to właśnie zapłonął nieodwzajemnionym uczuciem do nimfy Galatei i w ramach wyrażenia swoich pragnień zmiótł skałą z powierzchni globu kochanka Galatei, pasterza Acisa. W tej krótkiej historii, podobnie jak w całych Metamorfozach, fascynująca jest zmiana stanu – idyllicznego szczęścia w nagłą tragedię jak i obojętnego monstrum w niezręcznie uwodzącego piękną nimfę zalotnika. Bardzo mocna jest scena u Händla, gdzie Polifem proponuje nimfie jagody i inne tryskające czerwonym sokiem leśne jagody, zaś nimfa wspomina o krwi ze zjadanych ludzkich dzieci. Tu libretto i potężna, ale też oniryczna muzyka partycypują nastrojem Zamek Sinobrodego Bartoka.
Gwiazdą sylwestrowego wieczoru był bez wątpienia bas Wolf Matthias Friedrich, który wcielił się w Polifema, doskonałego zarówno aktorsko jak i wokalnie. Aktorstwo wyrażało się oczywiście głównie w akcentowaniu śpiewu, gdyż NFMowe wykonanie opery była to wersja koncertowa. Friedrich doskonale poruszał się po barokowych toposach operowych potworów i złoczyńców, jednocześnie zaś silnie akcentował wyjątkowość Händla, który, w przeciwieństwie do wszystkich współczesnych, nie bał się w muzyce śmiałych płaszczyzn i pustych przestrzeni zawieszonych na jednym dźwięku, rozpływającym się później w kaskadach zdobień. Ta brutalność, jasność i klarowność dojrzałego Händla były jedną z podstaw dla muzycznej nowoczesności.
Dobra wokalnie była rola Floriana Sieversa, który swoim tenorem wcielił się w Damona, komentatora i doradcę, a także barokowego moralizatora. Równie stylowo, choć nieco zbyt wątłym głosem śpiewał Acisa Nicholas Mulroy, zepchnięty w cień przez mocne i pewne głosy Galatei i Polifema, mimo to na tyle elegancki i świadomy Händlowskiego uniwersum, że i tak dobry.
Wrocławskiej Orkiestrze Barokowej pod wodzą szefa artystycznego Jarosława Thiela należą się wielkie brawa. Zaprezentowali nam brzmienie barwne, miękkie i tajemnicze, a jednocześnie pełne podskórnej siły gdy trzeba. Ogromna była wirtuozeria sekcji dętej i wspierającego ją perkusisty. Chór NFM uniósł fresk Händla z werwą i polotem. Miło wchodzić w Nowy Rok z tak doskonałym wykonaniem arcydzieła! Jednocześnie jest to już kolejny utwór związany z mniej znanym Mendelssohnem, który NFM ambitnie proponuje polskim słuchaczom. I to w czasie, gdzie gdzie indziej podpita publiczność (zerwana ze smyczy snobizmu?) klaszcze w rytm polek galopek…