Polityka i religia (namiętności czy racjonalizm) – część I

W ciągu kilku ostatnich dziesiątek lat religia niepostrzeżenie wślizgnęła się w otaczający nas świat. Zarówno w Paryżu, Nowym Jorku, Bejrucie, Bagdadzie, Stambule, Moskwie, jak i New Delhi albo Dżakarcie nagłówki gazet i magazynów przypominają nam nieustannie o religii – pisze znany francuski religioznawca, politolog i historyk libańskiego pochodzenia Georg Corm ([w]: Religia i polityka). Doświadczamy tego my, Polacy, także na co dzień. Środowiska laickie, postępowe, zwolennicy modernizmu i rozwoju społecznego wiedzą o tym fakcie doskonale.

Bycie wolnym to nie tylko zrzucenie własnych kajdan, ale

życie w sposób, który szanuje i umacnia wolność innych

Nelson MANDELA

Dziś człowiek we współczesnym świecie nie określa siebie jako zwolennik laicyzacji według wzorów francuskich czy sekularyzmu na modłę przepisu wielokulturowego (jak zaleca kultura angloamerykańska). Jesteśmy ponownie Żydami, chrześcijanami (tu rozróżnia się z kolei katolików, protestantów, born again’ Christians czy prawosławnych podkreślając tym samym swoją religijną tożsamość  według zróżnicowania wyznaniowego), buddystami, hinduistami czy wyznawcami islamu  (tu z kolei pradawny podział na sunnitów i szyitów emanuje żarliwością i tragizmem). Emocje, namiętności religijne, fanatyzm wkroczyły szeroko na scenę publiczną dając upust starym (zdawałoby się wygasłym dawno) konfliktom i swarom. A religia nie jest przecież jak świadczy historia ludzkości tworem moderującym różnice inter-personalne, inter-grupowe, inter-narodowe (zwłaszcza dzieje i rozwój religii monoteistycznych, podkreślających jedyną prawdziwość swoich doktryn, są w tym wypadku przykładami niemalże klasycznymi).  Jak mówił celnie ponad wiek temu Fryderyk Nietzsche na temat wierzeń  religijnych: „Wiara obdarza niekiedy błogością, ale błogość z żadnej idee fixe nie czyni prawdziwej idei. Wiara nie przenosi gór, z pewnością wznosi  je tam, gdzie ich dotąd nie było”. I właśnie tworzenie tych niczeańskich gór jest tak współcześnie widoczne.

Wielu komentatorów i znawców przedmiotu podkreśla, iż konserwatyzm w mentalności dzisiejszych społeczeństw i narodów na świecie to wynik np. prezydentury Georga W.  Busha jr. w Stanach Zjednoczonych (z racji roli USA w kulturze wwspółczesnego świata). Nie jest to wniosek słuszny – przykłady możemy tu mnożyć. Określone trendy w polityce i kulturze, kreując akurat takich polityków, głoszących (i realizujących) określone koncepcje polityczne, a które z kolei owocują jednoznacznymi postawami i preferencjami, bardzo często są zdeterminowane sytuacją ekonomiczną oraz cywilizacyjnym entourageem  (czyli pieniądze i idee). To wszystko stwarza zapotrzebowanie na taki przekaz i taką interpretację świata. A idee można zawsze wykreować przy pomocy kapitału – w zależności jakim się dysponuje i jakie ma się zamiary.

Niezwykłym fenomenem – tylko dla niektórych – jest postępująca de-sekularyzacja a nawet – lawinowa irracjonalizacja, przestrzeni życiowej w krajach do tej pory uważanych za przykłady świeckości (o tym procesie świadczą między innymi zainteresowanie od dwóch-trzech dekad mediów sprawami wiary religijnej, mistycyzmem, popularność różnego rodzaju wróżb, tarotów, kabał, chiromancji czy ezoteryki). Rozum i jego chłodne racje są jakby we współczesnym świecie passe. W każdym bądź razie – jest to wartość przedstawiana dziś jako podejrzana i etycznie niepewna.

To stąd – z tej irracjonalizacji – wyrósł post-modernistyczny chaos pojęciowy, predylekcja do podważania wszystkich tez i prawd (modna i wszechobecna dekonstrukcja), skłonności ku transcendencji czy „niesamowitości”, miłość do spraw tajemnych i nie wyjaśnionych, fascynacja (na nowo) okultyzmem i magią. Z jednoczesną deprecjacją nauki i sprawczo-poznawczych możliwości człowieka.

Czy potwierdzeniem tych tendencji i prądów myślowych nie była np.  dyskusja nad zapowiadanym końcem świata (proroctwo kalendarza Majów jest tu tylko tłem, ważniejszym w tym całym zamieszaniu i dyspucie – często traktowanej niesłychanie poważnie – jest ilość ludzi jaka w ten news uwierzyła oraz jak poważne zdawałoby się media traktowały ów humbug) ?

Ten chaos, zamęt pojęciowy (wynikłe między innymi ze wspomnianej totalnej dekonstrukcji) oraz postępująca irracjonalizacja, sprzyjają z  kolei powstawaniu klimatu dla odradzania się wszelkiego rodzaju szamaństwa (w złym tego słowa znaczeniu), religianctwa czy fundamentalizmu religijnego. Niepewność i brak stabilizacji powodują ucieczkę właśnie ku religii i najszerzej pojmowanej transcendencji.

To jest efekt bezwzględnej krytyki Oświecenia i osiągnięć (niezaprzeczalnych) Rewolucji Francuskiej, która jest absolutnie związana z tą właśnie epoką dziejów w historii i kulturze Europy – mimo widomych elementów wysoce negatywnych (jak zawsze w życiu). Bo sytuacji czystych nie spotyka się w realności nigdy. A przecież już nawet Kościół w okresie Vaticanum II stwierdził, iż  „…Słuszność (…) wymaga aby zawsze odróżnić błędy od osób wyznających błędne poglądy, chociażby ci ludzie kierowali się albo fałszywym przekonaniem, albo niedostateczną znajomością religii czy moralności. Człowiek żyjący w błędzie nie przestaje posiadać człowieczeństwa ani nie wyzbywa się swej godności osoby, którą to godność zawsze trzeba mieć na uwadze” ([w]: encyklika Jana XXIII Pacem in terris).  Jaki to diametralny skok jakościowy w retoryce i optyce Stolicy Apostolskiej, porównując ten passus do minionych, przed soborowych czasów (zwłaszcza pontyfikaty Piusów – od IX do XII – są tu znamienne). To też wpływ ducha tamtej epoki. Czasów wydawać się może po pontyfikatach Jana Pawła II i Benedykta XVI w Kościele rzymskim prehistorycznych.

A jak ten stosunek do nauki, człowieka, wiedzy ma się współcześnie. Gdy najwyższy kapłan z Rzymu mówi, iż „…Negacja  Boga  pozbawia  osobę  jej  fundamentu,  a  w  konsekwencji  prowadzi  do  takiego ukształtowania  porządku  społecznego,  w  którym  ignorowana  jest  godność  i  odpowiedzialność  osoby”([w]: encyklika Jana Pawła II Centesimus annus); gdzie tu myśl o błędzie, pomyłce, nawet grzechu (co w retoryce Kościoła jest  dopuszczalne) z równoczesnym jednak szacunkiem dla odmienności, będącej nieusuwalną wartością pluralizmu oraz demokracji i cechą immanentną wolnej woli człowieka, jako osoby ludzkiej ?

Nie trzeba przypominać, że są to podstawy kultury oświeceniowej i tego co kojarzy się bezpośrednio z cywilizacją Zachodu. Bo przecież nie trzeba przypominać (odnośnie papieża i jego nauk), iż „…Duchowny  zwierzchnik  niemal  1/5  ludności  świata  dysponuje  jednak  niesłychaną  władzą” (za – David Yallop, [w]:  W imieniu Boga ?).   

Owa krytyka Oświecenia miała (i ma) nie tylko naukowe oraz poznawcze uzasadnienia czy konotacje. Była to (i jest nadal) przede wszystkim polityczna ofensywa środowisk konserwatywnych, tradycjonalistycznych i religianckich (każda z tych grup miała inne cele takiej krytyki i ofensywy, ale w pewnym miejscu ich zamierzenia się zbiegły – chodziło o zatrzymanie, a nawet – cofnięcie, zmian wynikających z modernizmu, wolności obywatelskich i demokracji).  Deprecjacja i uderzenie w Oświecenie – oraz wszelkie jego efekty – to przede wszystkim próba ponownej sakralizacji (w wymiarze transcendentalnym) doczesnego świata, ubóstwienie władzy jako takiej (pamiętamy – władza w epokach przed-nowoczesnych była nadawana przez boga namaszczonym wybrańcom, cesarzom, królom, książętom, której podporę – podporę systemu władzy – stanowił stan duchowny jako wybrani pośrednicy między rzeczywistością widzialną, a nie widzialną). Oświecenie przeniosło władzę z niebios na Ziemię, ubóstwiło człowieka i dokonało swoistej sakralizacji osoby ludzkiej, ale w wymiarze realnym, doczesnym, ziemskim, w wymiarze społecznym (pojmowanym jako zbiorowisko obywateli, będących teraz demiurgiem ziemskiej władzy). Próba powrotu do czasów przed-modernistycznych to w zasadzie chęć uświęcenia na powrót polityki w starym, transcendentalnym stylu i włączenie do niej instytucji religijnych jako aktywnych podmiotów. A także przywrócenie znaczenia argumentacji, symboliki i retoryki religijnej w przestrzeni publicznej. Oczywiście wiąże się to bezpośrednio z zadekretowaniem określonej jednoznacznie prawdy religijnej (obowiązującej jako kanon i dogmat  także  w wymiarze politycznym czyli coś co jest przeciwne pluralizmowi politycznemu). To coś na kształt uzgodnień z 1555 r. – pokój augsburgski – gdzie zadekretowano:  cuius  regio, eius religio.

Nie jest błędem stwierdzenie, iż okrucieństwa oraz przemoc czasów Średniowiecza i Reformacji – wojny religijne, wyprawy krzyżowe, prześladowania innowierców (wszystkich bez wyjątku: katolików rzymskich, zwolenników Lutra i Kalwina, zwinglian, anabaptystów czy menonitów etc.)  –  a także ubóstwienie władzy i doktryny panującej jako sacrum legło u podstaw na wskroś świeckich ideologii, funkcjonujących jednak na kształt wierzeń religijnych, w XX wieku: faszyzmu i komunizmu.

Mit jako rzeczywistość żywa i przeżywana podlega podobnie jak zjawisko wierzeń religijnych deformującym procesom  historycznym, społecznym, kulturowym itp. Sporo religioznawców uważa, że w ostatnim stadium owej deformacji (lub jak chcą niektórzy: degradacji – co jest nadinterpretacją, w świetle lektury wielu opracowań i badań) mit stapia się z opowiadaniami folklorystycznymi, klechdami, baśniami. Wtapia się w codzienność i chowa za wielostopniowymi zasłonami kulturowych czy społecznych doświadczeń lokalnych społeczności, gmin, grup, wspólnot, narodów. Ale mity uporządkowane i zebrane w jedną całość istnieją realnie w ludzkiej mentalności, świadomości, w mowie, kuchni, smakach, zachowaniach, śpiewie, rzeźbie i malarstwie czy w recepcji politycznej rzeczywistości wpływając tym samym na codzienność, na realność, na życie jednostek i zbiorowości. Powroty do nich, żerowanie na ich obecności w pamięci i tożsamości, są więc stosunkowo proste.

Europejczycy kończąc epokę kolonialną i wycofując się z krajów podbitych, także wzmocnili (często bezwiednie) i nadali kierunek rozwoju owym tendencjom. Takim przykładem może być podział Indii Brytyjskich z chwilą powrotu lorda Mountbattena  z  Delhi do Londynu: Indie i Pakistan zostały rozdzielone według kryteriów religijnych choć ten podział w tym regionie nie miał absolutnie sensu – obie wspólnoty żyły od wieków obok siebie (podobnie jak Arabowie i Żydzi w Palestynie). Dał ów podział hasło do rozpoczęcia fali terroru i agresji w wyniku czego zginęło w pogromach i atakach inicjowanych przez ogarniętych religijnym szałem fanatyków z obu stron około 1 – 1,5 miliona ludzi. Zarówno Gandhi jak i Nehru (w przeciwieństwie do Jinnaha, reprezentanta indyjskiego islamu, który pomysł brytyjski ochoczo podchwycił z racji politycznych nadziei *)  – prominentni przywódcy indyjscy i bojownicy o wolność Indii – byli zdecydowanie przeciwni temu podziałowi.

Powstanie i dzieje państwa Izrael, dziś ściśle związanego z judaizmem, który zajmuje ważką (i rosnącą z tytułu znaczenia rabinatów w życiu publicznym tego kraju) rolę w systemie politycznym państwa żydowskiego (patrz m.in. Uri Huppert [w]: Izrael w cieniu fundamentalizmów, jego felietony dla Res Humana czy twórczość Amosa Oza), są kolejnym przykładem wzrastającego znaczenia religii i instytucji z nią związanych na przestrzeni ostatnich dekad w publicznej (politycznej) przestrzeni współczesnego świata.  Twórcy syjonizmu – najbardziej prominentni z okresu początkowego tacy jak: Teodor Herzl, Chaim Weizmann czy Leon Pinsker czy później: Zeev Żabotyński, Dawid Ben Gurion bądź Menachem Begin – byli zdecydowanymi zwolennikami świeckiego państwa, na modłę zachodnią (przede wszystkim francuską). Syjonizm w swej archetypicznej postaci to doktryna i ideologia oparta na doświadczeniach europejskich demokracji (czyli na tradycji oświeceniowej). Potwierdzeniem tych tez jest rola pracy fizycznej i kolektywizm działania – egzemplifikacją owej filozofii stały się między innymi tzw. kibuce.

Dopiero z czasem rozpoczął się mariaż środowisk rabinackich (można go datować od lat 30-tych XX wieku) z ideologią syjonistyczną. Stąd wzięła się coraz trwalsza obecność duchowieństwa (mniej więcej od przełomu lat 60-70-tych XX wieku, po wojnie sześciodniowej) w życiu publicznym Izraela (zwłaszcza rabinatu ortodoksyjnego – przełożeniem  tej formy judaizmu na działalność polityczną są partie religijne, np. Szas, Mafdal, Partia Tory itd.).

Czy uznanie w latach 60-tych XX wieku przez rządzącego twardą ręką Jugosławią marsz. Josefa B. Tito muzułmanów bośniackich za odrębny naród (co nie miało do tej pory miejsca, nawet podczas okupacji tureckiej Bałkanów) nie niosło w sobie zaczynu dodatkowych konfliktów na tle religijnym w tej skomplikowanej mozaice kultur, wierzeń , języków i tożsamości ? To wyodrębnienie na kanwie wiary religijnej tożsamości narodowej jest symptomatyczne – religia splata się instytucjonalnie w kolejnym miejscu świata z tradycją narodową, językiem, kulturą. Wyda to gorzkie owoce podczas rozpadu Jugosławii.

Mariaż religii i polityky, gdy idą w jednej parze (wczoraj, dziś i zapewne jutro) przynosi dramatyczne efekty.

 

 

*-Muhammad Jinnah (1876-1948) idee muzułmańskiego państwa w północnych Indiach traktował instrumentalnie (pomysł  ten  zrodził się w końcu lat 30-tych XX wieku i odtąd polityczne drogi Jinnaha i Gandhiego poczęły się rozchodzić). Jak podają źródła nie był  wierzącym  muzułmaninem – raczej  agnostykiem (wieloletni pobyt na Wyspach Brytyjskich i praktyka adwokacka dają tu znać o sobie). Ale idea podziału Indii Brytyjskich wg kryterium wyznaniowych ku której przychylali się władający nimi Brytyjczycy ochoczo podchwycił właśnie Jinnah (i jego współpracownicy) widząc w tym fakcie swój utylitarny, plemienny interes (religia w polityce jest zawsze synonimem klanowości bądź plemienności).

 

O autorze wpisu:

Doktor religioznawstwa. Publikował m.in. w "Przeglądzie Religioznawczym", "Res Humanie", "Dziś", "Racjonalista.pl". Na na koncie ponad 300 publikacji. Wykształcenie - przyroda/geografia, filozofia/religioznawstwo, studium podyplomowe z etyki i religioznawstwa. Wieloletni członek Polskiego Towarzystwa Religioznawczego i Towarzystwa Kultury Świeckiej. Sympatyk i stały współpracownik Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Mieszka we Wrocławiu.

One Reply to “Polityka i religia (namiętności czy racjonalizm) – część I”

  1. Ja jednak widzę też wzrost racjonalizmu w USA i Europie po prostu panuje silna polaryzacja a religia zapędzona do rogu przez naukę wierzga i ryczy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

10 − siedem =