Kamień grobowy z napisem Konstytucja odwalony, grób pusty, coraz więcej ludzi mówi, że ją widziano żywą. Komunistyczne państwo udawało, że jest socjalistyczne, czasem ktoś przekonywał, że nie jest ani jednym, ani drugim, politycy bredzili o jakiejś demokracji socjalistycznej, co było świetnym tematem dyskretnych kabaretowych żartów. Jedno było pewne, władza państwowa chciała pełnić rolę jedynego organizatora ładu społecznego. Totalitaryzm, a więc system społeczny, w którym władza centralna zarządza wszystkim, włącznie z poglądami i z życiem seksualnym poddanych, narodził się jako teokracja, najpierw chrześcijańska, a potem muzułmańska, a dopiero potem wyłonił się w formie metareligijnych ideologii politycznych. Sam termin pojawił się w latach dwudziestych ubiegłego wieku w reakcji na idee włoskiego faszyzmu. W Polsce kojarzono ten termin głównie z systemem komunistycznym. Model idealny sugerowałby „trupie posłuszeństwo”, co nie mogło się udać nigdzie, jednak zmasowany terror pozwalał na zredukowanie oporu społeczeństwa i zepchnięcie dysydentów do katakumb.
Jeśli określamy jakieś systemy polityczne jako totalitarne, to mamy zwykle na myśli systemy, w których sfery prywatności nie posiadają gwarancji, a autonomia jednostek i grup społecznych redukowana jest na rzecz krańcowej instrumentalizacji działań ludzkich w kierunku realizacji celów wyznaczonych przez władzę centralną. Na szczęście starych mechanizmów koordynacji życia społecznego tak całkiem wyeliminować się nie daje, a co jeszcze ważniejsze, rodzi się świadomy opór grup społecznych dążących do przywrócenia kontroli społecznej nad ustawodawczymi i wykonawczymi mechanizmami władzy państwowej.
Totalitaryzm nie jest stanem, jest raczej tendencją, zjawiskiem stopniowalnym, doskonale opisanym przez Orwella, który w momencie pojawienia się telewizji podejrzewał, że technika umożliwi niemal pełną kontrolę jednostki przez władzę. Stało się odwrotnie, z czasem rozwój techniki sparaliżował państwową cenzurę, pozbawił ją monopolu na przekaz informacji, umożliwił sprawniejsze tworzenie się grup społecznych poza kontrolą władzy. (Na kolejnym etapie pojawiają się ponownie obawy, iż nowe techniki zbierania i przetwarzania informacji mogą znów odwrócić ten trend, dostarczając władzy nowych możliwości nadzorowania jednostek.)
Historia systemow totalitarnych, tych religijnych i tych metareligijnych, wydaje się wskazywać, że to dążenie do kontroli zachowań jednostek i grup społecznych zaczyna się niemal zawsze od ograniczenia praw kobiet i narzucenia jakiegoś wzoru rodziny. (Kiedy pół wieku temu braliśmy z moją żoną ślub w Urzędzie Stanu Cywilnego w Warszawie przy Nowym Świecie, nadęty urzędnik zakomunikował, że teraz jesteśmy rodziną, czyli postawową komórką socjalistycznego społeczeństwa. Zgromadzeni goście zareagowali radosnym śmiechem, co reprezentanta socjalistycznego państwa najwyraźniej nieco zbiło z tropu.)
Totalitarne systemy opierają się na stosunkowo niewielkich grupach fanatyków, na masach oportunistów, mających nadzieję na kariery i profity i na strachu, który paraliżuje niemal całą resztę społeczeństwa. Nieodłączny wydaje się tu również kult jednostki. Na temat roli jednostki w historii historycy spierają się od stuleci i nic nie wsakzuje na to, abyśmy zbliżali się do jakiegoś konsensusu. W dwóch modelowych systemach totalitarnych, komunizmie i narodowym socjalizmie, kult jednostki był jedną z istotniejszych cech. W krajach satelitarnych ten kult jednostki był słabszy, a raczej podzielony między obowiązkiem wielbienia wodza narodów w głównym ośrodku danej idei totalitarnej i obowiązkiem podziwiania lokalnego kacyka. Fenomen budowania kultu jednostki doskonale opisał swego czasu Jacek Bocheński w niewielkiej książce Boski Juliusz. (Konieczność ucieczki przed cenzurą i analiza współczesnych zjawisk pokazywanych przez analogię z wydarzeniami ze starożytności lub średniowiecza była dość częstym chwytem w czasach realnego socjalizmu i pozwoliła na stworzenie wielu ponadczasowych wybitnych dzieł.)
Czy rzeczywiście obserwujemy dziś powrót do PRL i narodziny totalitarnego systemu? Dziesiątki razy wskazywano na podobieństwa Jarosława Kaczyńskiego do Władysława Gomułki, ale moim zdaniem to podobieństwo można by sprowadzić do charyzmatycznej tępoty. To, na co zwracają uwagę niemal wszyscy krytycy PiS, to konsekwente dążenie do fasadowej demokracji, w której instytucje kontroli podporządkowane są partii sprawującej władzę, a polityka kadrowa w instytucjach państwowych oparta jest na kryterium lojalności wobec Wodza.
Jakie znaczenie ma tu ideologia? Czy w ogóle jest tu jakaś spójna ideologia? Koniec wieku ideologii ogłoszony został cokolwiek przedwcześnie, a nadzieje na rządy merytokracji okazały się raczej płonne. Próbując zdefiniować ideologię PiS widzimy kilka charakterystycznych cech – dominacja myśli narodowej, instrumentalne wykorzystywanie tradycji religijnej, pogarda dla demokracji i głęboka niechęć do idei społeczeństwa obywatelskiego, w którym konflikty rozwiązywane są na drodze parlamentarnych kompromisów.
Jaki jest jednak zewnętrzny kontekst tej ideologii? Teokratyczny totalitaryzm zaczął się odradzać w innych miejscach na świecie na długo przed końcem zimnej wojny. Wojna w Afganistanie niewątpliwie przyspieszyła rozpad ZSRR, ale niebywale wzmocniła morale islamskich fantyków obawiających się jak ognia demokratyzacji społeczeństw muzułmańskich. Wyłonienie się Islamskiej Republiki Iranu (z walnym wsparciem zachodniej lewicy), oznaczało powstanie nowego centrum walki z demokracją pod hasłem walki z imperializmem, kapitalizmem i Ameryką. Ameryka została po raz kolejny uznana za Wielkiego Szatana ku radości nie tylko zachodnich agitatorów komunistycznych partyjek, ale również wielu polityków szacownych partii politycznych. Rzecz ciekawa, bo ideologia muzułmańskiej teokracji nie tylko nie wywoływała takiej odrazy Kościołów chrześcijańskich jak ideologia komunistyczna, ale wręcz budziła dyskretne zainteresowanie i życzliwość.
Oczywiście nie wiemy na ile pojawiły się tu jakieś świadome strategie zmierzające do odepchnięcia znienawidzonego sekularyzmu, a na ile były to zachowania instynktowne, ale na przestrzeni kilku dekad widzieliśmy osobliwe zjawisko braku reakcji na krwawe prześladowania mniejszości religijnych (w tym chrześcijan) w krajach muzułmańskich i w krajach z silną mniejszością muzułmańską, powstrzymywanie się od krytyki muzłmańskiego fanatyzmu i zapewnienia, że muzułmański terroryzm nie ma nic wspólnego z religią, oraz obsuwanie się Kościołów chrześcijańskich w stare antysemickie koleiny w miarę narastania antysemityzmu w muzułmańskim świecie. Głównym wrogiem był sekularyzm, czyli rozdział Kościoła i państwa, i poszukiwanie politycznych sojuszników na drodze do ponownego wpuszczenia religii do szkół, szpitali, do armii i policji, do parlamentów, do instytucji państwowych i samorządowych. W byłych krajach komunistycznych ten trend mógł się wydawać naturalną reakcją na upadek systemu, który ograniczał swobodę wyznania i dążył do zastąpienia religii kultem swoich wodzów, ale analogiczne tendencje pojawiły się już wcześniej w wielu krajach zachodnich.
Niezwykle symptomatyczne było zwołanie przez prezydenta Francji Macrona spotkania przedstawicieli sześciu religii (katolickiej, protestanckiej, prawosławnej, muzułmańskiej, żydowskiej i buddyjskiej), gdzie mówił o „złośliwej wizji sekularyzmu”. To nie było odosobnione zdarzenie, a raczej wyraźniejszy niż gdzie indziej objaw trwającego od dłuższego czasu trendu.
Powrót finansowanych przez państwo wyznaniowych szkół jest zjawiskiem narastającym od lat siedemdziesiątych ubiegłego stulecia. Wspierały to rządy zarówno lewicowe, jak i prawicowe, solidarnie podkopując zasadę rozdziału państwa i religii.
Na tym tle Polskę wyróżniał efekt Papieża-Polaka nakładający się na opóźnienie cywilizacyjne spowodowane kontrreformacją, rozbiorami i komunizmem.
Dążenie do przechwycenia państwa przez Kościół widoczne było w Polsce od chwili upadku komunizmu, a idea rozdziału Kościoła i państwa ignorowana była przez wszystkie kolejne rządy. Kościół szukając sojuszników mógł wybierać i przebierać, a PiS jest tylko kolejną odmianą partii politycznej dążącej do zdobycia i umocnienia swojej władzy przy wsparciu ambony.
Tadeusz Mazowiecki narzekał, że biskupi Kościoła katolickiego nie rozumieją zasad demokracji. Obawiam się, że był w błędzie, że nie tylko doskonale je rozumieją, ale są im równie przeciwni jak parlamentarnej demokracji byli przeciwni komuniści. Duchowni muzułmańscy mówią o sprzeczności między religią i demokracją zupełnie otwarcie, duchowni chrześcijańscy nauczyli się dwójmowy, hasłowej akceptacji demokracji i rozdziału państwa i Koscioła i równoczesnych manipulacji, aby podważać ten rozdział wszędzie, gdzie jest to tylko możliwe.
Z tego punktu widzenia polski Kościół katolicki znalazł w osobie Jarosława Kaczyńskiego swój ideał – człowieka dążącego do władzy dyktatorskiej, opartej na tradycji religijnej, na nacjonalistycznych hasłach i ksenofobii oraz wyznawcy demokracji fasadowej.
Jego zdumiewający sukces po części możemy przypisać błędom poprzedniej ekipy, ale również zręcznemu wykorzystaniu katastrofy smoleńskiej, skłonności społeczeństwa do dawania wiary teoriom spiskowymi, stawce na religijny fanatyzm. Jego charyzma prymitywnego fanatyka czyniła z niego idealnego partnera w sytuacji, w której Kościół czuł się oblężony. Pedofilskie i finansowe skandale, spadek autorytetu duchownych, pustoszejące kościoły. Powrót PRL-u w nowym narodowo-katolickim wydaniu przestał być utopijnym marzeniem, stał się nie tylko realny, ale przeszedł z fazy wstępnej polegania na fanatycznie oddanych kadrach w fazę, w której puchną szeregi oportunistów przekonanych o trwałości i sile nowego układu.
Może nas zdumiewać popularność irracjonalizmu, koronacji Chrystusa na króla Polski, zawierzenia kraju Czarnej Madonnie, poparcie tego zawierzenia przez większość społeczeństwa, maratony polityków na klęczkach do Częstochowy i Torunia i nie tylko trwanie tego zdumiewającego cyrku, ale jego rosnąca siła i kolejne fakty dokonane, które z każdym dniem będą trudniejsze do odwrócenia, błędem byłoby jednak uważanie ich za zdarzenia marginalne i bez znaczenia.
Twierdzenie, że PRL zmartwychwstała, ciągle jeszcze może wydawać się przesadzone, niestety nie brzmi już absurdalnie.
Artykuł pochodzi z portalu Listy z Naszego Sadu
"Duchowni chrześcijańscy nauczyli się dwójmowy, hasłowej akceptacji demokracji i rozdziału państwa i Koscioła i równoczesnych manipulacji, aby podważać ten rozdział wszędzie, gdzie jest to tylko możliwe."
Tak, to prawda, jeśli to dotyczy większości duchownych chrześcijańskich, z wiodących sekt.
Oficjalna Cerkiew prawosławna, oficjalny KRK, oficjalne sekty protestanckie itd. na ogół chcą zrobić dobre wrażenie, jakoby wręcz "broniły" demokracji i były jej "sojusznikami". Taką karierę próbował zrobić (poprzez propagandę) KRK w i po komunie – nagle z systemu totalitarno-teokratycznego ten Kościół chciał się przeobrazić w "system liberalny" który "popiera demokrację" – choć oczywiscie jest to tylko prawda cząstkowa.
Tak naprawdę do tej pory istnieją anty-mainstreamowe sekty chrześcijańskie, które JAWNIE atakują demokracje i przynajmniej nie udają, że demokracja im pasuje.
Do takich sekt należy zaliczyć np.:
1) z katolicyzmu:
– sedewakantyści (po schizmie z "oficjalnym" KRK) i konklawiści
– lefebryści (pozostający de facto w ramach KRK)
2) z prawosławia:
– są to np. tzw. Cerkwie "katakumbowe" które odłączyły sie od tych "oficjalnych" ze względu na współpracę niektórych wiodacych rosyjskich hierarchów z bolszewikami.
– Cerkiew Prawdziwych Prawosławnych Chrześcijan Hellady itp.
—————-
Chrześcijański mainstream musiał odpowiedzieć jakoś na demokratyzację i liberalizację społeczeństwa, więc ten mainstream stara się zrobić dobre, liberalne wrażenie, w czym mistrzem jest obecnie np. Bergoglio.
PRL wcale nie zmartwychwstaje, za PRL koscioł miał sie dobrze, ale znał swoje miejsce w szeregu, i wiedział ze podskoki mogą sie skonczyc dla niego tragicznie. Byli czescią systemu, ale do kierowania maluczkimi. Zresztą Mazowiecki, Kuron, Geremek & Co. mieli plan aby dac polactwu Marysie i Jezuska, a samemu kierowac Polską. Tyle ze juz bez ZSRR i bez wojsk radzieckich. Niestety system sie wykoleił i nie wypalił. No i teraz mamy brunatną fale, opozniony faszyzm w uscisku z brunatnym katolicyzmem.
Zreszta, jak PiS nawet przegra wybory to i tak nie odda władzy. Bedą rządzic mniejszosciowo, wyspecjalizowani w obchodzeni przepisow i łamaniu prawa. Przygotujcie sie na dodatkowe 4 lata PiSu, niezaleznie od wynikow, bo te swoje 25%-30% dostaną i to im wystarczy aby ograbiac Polakow przez nastepne 4 lata.
Nie może być PRL, bo w PRL nie było kapitalizmu.
Bardziej Turcja/Putinowska Rosja/Chiny, czyli zamordyrzm + kapitalizm (ewentualnie z jakimiś odpadkami ze stołu dla wybranych / żeby nie stracić władzy).