Słowo wstępu. Mam właśnie na ukończeniu książkę „Ciekawość Gauri”. Jest to zwykła powieść, jednym z jej celów jest ukazanie wartości postawy ateistycznej. Dziś przedstawiam Wam krótki fragment tej powieści będący rozmową o religii pomiędzy jednym z głównych bohaterów tej książki Czandrą, a Romanem, polskim studentem, którego tak urzekły wierzenia hinduistyczne, że zaczął jeździć do Indii w celach „duchowych”. W tej scenie obydwaj bohaterowie znaleźli się we Wrocławiu.
Tymczasem Czandra i Roman, zupełnie nieświadomi dramatycznych zdarzeń mających miejsce w warszawskim studiu, przechadzali się ulicą Olszewskiego na wrocławskim Biskupinie. Było tu cicho, mimo sporego ruchu tramwajów, bowiem była to zielona dzielnica i drzewa oraz krzewy tłumiły warkot stali torów.
– Pięknie tutaj – zaśmiał się Czandra. – Uwielbiam te wasze syte, napite do rozpuku drzewa. Są takie zdrowe. Nie ma na nich pyłu pory suchej, co najwyżej zimowe śniegi, które drzewom lepiej służą niż pustynny pył…
– Najpiękniejsze są drzewa we Wrindawan – zaprotestował Roman.
– No tak, rzeczywiście, są bardzo ładne – zgodził się z nim Hindus, – ale one rosną zaraz nad Jamuną, mają co pić…
– Nie no, przecież wiesz, że wcielili się w nie riszi, wielcy mędrcy i asceci, aby jako pierwsi usłyszeć śmiech Pana, gdy ten się znów zjawi w miejscu swoich ziemskich narodzin – wrocławianin rozmarzył się i spojrzał w niebo. Jego oczy były jasne i pełne szczęścia. Czandra pokiwał głową. Z jednej strony nie chciał burzyć tej płomiennej ekstazy, z drugiej strony marzył wręcz, aby przekłuć ten balon.
– Naprawdę chciałbyć być drzewem? – spytał w końcu sceptycznie.
– No tak po prostu, to nie chciałbym nim być – wyjaśnił Roman, – ale przy Krisznie warto być nawet drzewem. Ba, przy nim mógłbym być nawet skałą.
– I co by ci to dało, mój drogi? Ani drzewo, ani skała nie posiadają mózgów. Choćby setka Krisznów po tobie skakała, nie miałbyś o tym bladego pojęcia.
– To są duchowe sprawy – Roman szedł przed siebie nie tracąc pewności siebie. – To, czy się posiada mózg czy nie nie ma żadnego znaczenia. Wszystko jest tylko odbpryskiem obecności Kriszny. To on, jeśli chce, pozwala nam poznać swoją obecność, niezależnie od tego, czy jesteśmy ludźmi, skałami czy drzewami…
– Ale macie tu swoją religię, katolicyzm… – westchnął Czandra. – Po co ci nasze baśnie, skoro masz swoje?
– Każda religia zbliża nas w sumie do Kriszny. Mnie na pewno pomogło, że przez jakiś czas życia byłem katolikiem. Wprawdzie wierzyłem nie tak jak trzeba i nie w to co trzeba, ale ćwiczyłem umysł i serce do wiary. Aż w końcu poznałem wiarę prawdziwą…
– Skąd wiesz, że jest prawdziwa? Poddałeś ją jakimś testom? – uwagę Czandry przyciągnęły bazie zwisające z krzewu, który anarchicznie przebił się przez żywopłot. Sępolno słynęło ze swoich ogrodów i żywopłotów. Z lotu ptaka niemal tonęło w zieleni, zaś sama zabudowa układała się w kształt heraldycznego orła. Dzięki temu ulice Sępolna były krzywe i trudno przewidywalne z żabiej perspektywy. Było to klątwą dla zaczynających pracę w tym rejonie miasta listonoszów i błogosławieństwem dla nieliczących czasu zakochanych spacerowiczów.
– Wiary nie poddaje się testom – obruszył się Roman. – Ją poznaje się sercem. Albo też istotą umysłu, istotą mistyczną, która nie ma nic wspólnego z codziennym i przyziemnym myśleniem logicznym.
– Gdyby nie to przyziemne myślenie logiczne, nigdy nie powstałby samolot czy nawet statek, dzięki którym możemy podróżować między Indiami a Europą. Gdyby nie to myślenie, nie wiedziałbyś nawet o Krisznie. Miałbyś zwyczajnie za daleko, informacje o tej religii nie doszłyby nawet do twoich uszu – zauważył Czandra. Wbrew pozorom i wbrew własnym oczekiwaniom nie był znudzony typowym, religianckim uporem Romana. Ciekawiła go raczej natura tego złudzenia i śmiały, choć nieuświadomiony sposób, w jaki to złudzenie broniło się w zainfekowanym umyśle przed rozwianiem. Postać Romana była tym bardziej ciekawa, że de facto student, nie wiedząc o tym oczywiście, był królikiem doświadczalnym Gauri. A także Czandry, bo to właśnie jemu dziewczyna powierzyła to zadanie. Sama była zajęta teraz opracowywaniem zapachów racjonalności, jak to zwykła teraz określać. Czandra przypuszczał też, że Gauri nie chciałaby jakichś niejasnych sytuacji związanych z Romanem, a ten, widząc duże zainteresowanie sobą olśniewająco pięknej kobiety, mógłby się w niej zadużyć. To oczywiście szkodziłoby obserwowaniu jego religijności.
– Tak, masz rację – rzekł tymczasem królik. – Zwykłe, codzienne rzeczy mogą mieć pewną wartość, jeśli służą tym duchowym. Dlatego technika, w której nie ma wiele dobrego, może służyć pobożności w ten sposób usprawiedliwiając swoją przyziemną naturę. Lecz ten dziwny paradoks, czy też nawet mezalians, związany jest z wiekiem upadku, z Kalijugą, w której teraz żyjemy. W normalnych, nieupadłych wiekach, rzeczy nędzne i przyziemne nie były w żaden sposób potrzebne dla podtrzymywania pobożności.
– Twierdzisz zatem, że w złotym wieku ludzie żyjący z dala od Indii, z dala od bliskich ci przekonań o Krisznie, byli z góry skazani na życie w (jak sądzisz) nieświadomości…? Trochę niesprawiedliwy był ten złoty wiek. Europejczycy, tacy jak ty, nie mieli najmniejszych szans na poznanie hinduizmu.
– Rzeczywistość złotej ery była mniej wymieszana, mniej było w niej zamieszania. Ci, co mieli urodzić się w dobrym miejscu, rodzili się w nim. Ci, których czyny nie pozwalały na zmierzanie ścieżką oświecenia, rodzili się w miejscu ignorancji. Dziś święte knieje nad Jamuną zostały prawie całkowicie ścięte i zmienione w ociekające zużytą naftą błoto. Za to w innych miejscach ostały się przebłyski chęci poznania i doskonalenia się na drodze właściwych czynów i właściwej modlitwy.
– Myśląc w ten sposób jak ty – zauważył Czandra, – można wszystko potwierdzić i wszystkiemy zaprzeczyć. Okropieństwa, takie jak niesprawiedliwość miejsca urodzenia, mogą nagle stać się błogosławieństwem, prawdziwe osiągnięcia, jak lotnictwo, pomagające przecież również pielgrzymom, mogą stać się niezgrabnymi golemami łatającymi ciemność żelaznego wieku dla nielicznych.
– Może brakuje ci w tym logiki – przyznał Roman, – ale to nic dziwnego, bowiem wiara w Krisznę nie ma nic wspólnego z logiką. To czysta percepcja prawdziwego bytu i dążenie do tej percepcji. Logika to tylko próba przemieszczania się we mgle i pomieszaniu samsary, świata złudzeń, który jest niczym innym jak pyłem uniesionym bez celu i zamiaru przez taniec stóp Pana.
– Zgadzam się z tobą, że żyjemy w świecie złudzeń – rzekł spokojnie Hindus, zaś Roman potknął się zaskoczony. Jezdnia była wilgotna po niedawnym deszczu. Potrącone błoto zapachniało ziemią i ślimakami. – Jakże piękna jest moja rodzinna planeta – pomyślał Czandra, po czym mówił dalej. – Te złudzenia nie biorą się jednak z niedoskonałości rzeczywistości, ale z naszej własnej percepcji. Ona nie jest doskonała, wyewoluowała przypadkiem. Nie widzimy zatem świata takim jaki jest, zaś aby myśleć logicznie musimy niejednokrotnie odchodzić od naszych prostych dróg i przyzwyczajeń. Jeśli chodzi o tę czy inną religijność, to nie świat jest złudzeniem, ale sama religijność. Gdy nasze umysły w trakcie ewolucji naturalnej zyskały obecny kształt, my, Homo sapiens sapiens, nie budowaliśmy jeszcze żadnej cywilizacji. Nasze życie było proste. Aby wyjaśnić zagadkową rzeczywistość tworzyliśmy mity i baśnie, w które wierzyliśmy i w które niektórzy wierzą po dziś dzień, tak jak ty, Romanie…
– A widzisz! – zakrzyknął triumfalnie Roman, również zaskakując rozmówcę. Czandra uważał go za osobę flegmatyczną i pozbawioną wyrazy. Droga bhakti sprawiała, że jej wyznawcy zajmowali się głównie mantrowaniem w oczekiwaniu na znak od boga. To oczekiwanie sprawiało, iż bhaktyści nieraz zachowywali się podobnie jak osoby mocno uzależnione od jakiegoś uspokajającego narkotyku. Kołysali się, byli nieobecni i mruczeli coś pod nosem. Żywość, z jaką obecnie Roman zaangażował się w dyskusję o wierze przeczyła tym stereotypom. Czandra ucieszył się. Dla jego kolegi najwyraźniej była jeszcze jakaś nadzieja. Może nie będzie tylko królikiem doświadczalnym, ale i jednym z pierwszych wyleczonych. – A widzisz! – ciągnął tymczasem bhakta. – Sam zarzucałeś mi naginanie dowolnych rzeczy do wygodnych przesłań. A zobacz, co sam robisz i to rzekomo w obronie tej czczonej przez ciebie przepotężnej logiki. Przed chwilą powiedziałeś, że nasi przodkowie obudzili się w przebogatej rzeczywistości, nie wiedząc wiele i nazywając rzeczy. Skoro ich umysły powstały w drodze ewolucji, a nie były stworzone przez Pana Krisznę, to czemu rzeczywistość je zaskakiwała? Czemu musiały tworzyć niezwykłe historie, aby ją sobie objaśniać? Gdyby nasze umysły były tylko dziećmi ewolucji, nie czułyby się zdziwione rzekomym bogactwem rzeczywistości. Byłoby to dla nich naturalnie, nie tworzyłyby żadnych baśni ani mitów.
Czandra umilkł na chwilę. Argumenty Romana były całkiem zgrabne. Podobały mu się. Uśmiechnął się i spojrzał w niebo. Jego błękit był bardziej nasycony i chłodniejszy niż w Indiach. Powietrze było świeże i przyjemne. Pachniało wilgocią, ale ów zapach nie był związany z niczym gnijącym, co niestety częste było po deszczu w Indiach. Polska i Europa były znacznie czystsze i bardziej zadbane od Indii. Oczywiście tę różnicę można było łatwo zwalić na rzecz kolonialnej przeszłości. Z Indii wywożono bogactwo, dlatego w Indiach jest nadal biednie, a w Europie bogato. Jednak nie była to prawda. W końcu Polska nigdy nie miała żadnych kolonii, a też miała się lepiej niż współczesne Indie. Zresztą, z tego co Czandra czytał, w czasach, gdy Indie były perłą Brytyjskiej Korony również Polska była okupowana przez inne kraje i innych władców. Może winę za indyjską nędzę w dużej mierze ponosiła właśnie gorąca religijność wielu Hindusów. Tym dziwniejszy zatem wydawał się Czandra, który odszedł od oswojonego i mało już fanatycznego europejskiego chrześcijaństwa na rzecz gorącej dewocji indyjskich bhaktów, gardzących wręcz codziennym życiem i próbami zaprowadzenia zwykłego, materialnego ładu wokół siebie.
– Poruszyłeś ciekawe zagadnienie – rzekł w końcu Czandra, uśmiechając się z sympatią do swojego rozmówcy. – Rzeczywiście, nie wiadomo dlaczego ewolucja tworzy czasem na wyrost. Na wyrost jest ludzki mózg, który wcale nie powstawał do filozofowania i naukowego badania świata. Stąd też dysonans poznawczy u naszych praprzodków, którzy zaczęli tworzyć religię. Ale dlaczego tak się stało i jakie są inne przykłady cech i umiejętności na wyrost u innych niż człowiek zwierząt – tego nie wiemy. Cieszę się, że zauważyłeś tę tajemnicę, choć wolałbym, aby jedynym twoim wnioskiem z tego płynącym nie było stwierdzenie: „moja religia jest zatem prawdziwa”.
– A dlaczego nie? – obruszył się Roman. – Czy tobie, gdy mówisz o ewolucji człowieka nie brak równie wielkiej jak moja pewności?
– Duża doza pewności, jaką dają mi niektóre hipotezy naukowe, nie jest wcale podobna do twojej, religijnej pewności – rzekł poważnie Hindus. – Hipotezy naukowe starają się opisywać naturę taką, jaka ona jest. Nie ma w nich niczego, co spełniałoby wstępne oczekiwania badaczy. Po naukowym opisywaniu rzeczywistości nie oczekuje się ani obietnic zbawienia, ani gwarancji nieśmiertelności, ani wreszcie podkreślenia roli naszego gatunku na tle innych stworzeń. Jest wręcz przeciwnie. Rzeczywistość, gdy próbujemy ją rzetelnie opisać, ukazuje nam naszą przypadkową i dość marginalną lokalizację we wszechświecie. Dowiadujemy się, że nie jesteśmy nieśmiertelni, zaś oczekiwanie zbawienia jest kwestią indywidualnej psychiki, której natura ani nie schlebia, ani nie potępia. Jest doskonale obojętna, chociaż to z niej zawsze wyrastamy…
Czandra zapatrzył się w wyjątkowo malowniczą bramę, wyłamującą się nieco z modernistycznej elegancji Sępolna. Nawet coś takiego jak brama zabarwiało ludzkie oczekiwania. Człowiek oczekuje wnętrza i zewnętrza, przejść prowadzących w inne regiony, operuje terminami zamknięcia i otwarcia. Jednak podczas swoich kosmicznych podróży Czandra przekonał się, że nawet idea bramy jest lokalnym pomysłem i w pewien sposób złudzeniem. To, że pojęcie świata złudzeń, hinduistycznej samsary czy buddyjskiej maji, miało pewien sens, tym bardziej skłaniało do smutku z uwagi na przywiązanie do religijności skądinąd inteligentnych i wrażliwych istot, takich jak Roman czy żyjący tysiące i setki lat temu twórcy jego wierzeń. Czandra uśmiechnął się pod nosem. Dawniej to Gauri snuła przy nim takie rozważania, a teraz on sam połknął bakcyla.
– Co ciekawe, dla Kuberian nie byliśmy tak wyrozumiali – pomyślał. – Nie staraliśmy się wczuć w ich wierzenia, tak jak teraz próbuję odczuć religijność Romana. Może tak było lepiej, może właśnie z uwagi na empatię wobec wierzeń naszego własnego dzieciństwa Gauri działa tak wolno i bez wigoru?
– A może taki sjentyzm, wiara w naukę, prowadzi do całkiem twardego stanowiska nihilistycznego, które też jest jakby quasi religią? – Roman tymczasem ruszył do polemicznego ataku.
– Przypisywanie właściwych cech rzeczom i zjawisko wcale nie jest nihilizmem – odparł niemal odruchowo Czandra. Znał zarzut z nihilizmu, Gauri wielokrotnie była nim atakowana podczas rozmów na studiach. – Nawet ty nie uważasz przecież, że Słońce jest ognistym jeźdźcem na złotym rydwanie. Wiesz, podobnie jak jak, że Słońce, tak jak i inne gwiazdy, jest wielką kulą gazu, której grawitacja doprowadziła do potężnych reakcji nuklearnych w jej centrum. Rzeczywiście, nie pogadasz ze Słońcem, nie wsiądziesz z nim do rydwanu, ale czy to znaczy, że cała wiedza, jaką dziś mamy o Słońcu to nihilizm? Dodam, że każdy, kto bada Słońce zdaje sobie sprawę z tego, jak doniosłe znaczenie ma jego energia dla powstania ziemskiego życia i jego ciągłego podtrzymywania. Opisy tego, jak światło zasila rośliny i przez nie pośrednio zwierzęta są znacznie ciekawsze od najbardziej nawet wyuzdanych teologii każących zmyślonym bogom świecić, albo jaśnieć. Być może nihilizmem jest właśnie upraszczanie rzeczywistości, doszukiwanie się ojców i matek w zjawiskach naturalnych? Jedyną podstawą dla zarzucania nihilizmu naturalistom jest rozwiewanie naiwnych przekonań i złudzeń.
Tym razem w milczeniu pogrążył się Roman. Czandra spojrzał na niego zdziwiony, bowiem takie chwile milczenia nie były typowe u Polaka w trakcie dyskusji o religii. Zaczęło trochę wiać i gałęzie pobliskich drzew przestały być nieruchome. Zapachniało liśćmi. Czandra nie wiedział, czy przemierzyli jakąś część Sępolna, czy też kręcą się w kółko kilkoma łączącymi się bardzo krzywo alejami.
– Gdybym myślał jak ty – rzekł w końcu Roman, – przestraszyłbym się. Rzeczywistość bez Boga to jak gigantyczna, nieskończona szafa, której półki ciągną się bez końca we wszystkie strony i nic ich nie wyróżnia. Otwierasz jedną i obok przypadkowych rzeczy w niej zgromadzonych dostrzegasz kolejne tysiące i miliony pułek, w którą ze stron byś nie spojrzał. Podróż, odkrywanie, poznawanie nie mają w takim świecie, w twoim świecie żadnego celu ani sensu. Jest tylko przestrzeń poznania, przestrzeń podróży. Możesz przemierzyć nią miliardy kilometrów, miliardy lat świetlnych i nie będzie to stanowić większej różnicy z przemierzeniem kilku metrów. Ba, nawet to czy żyjesz, czy nie żyjesz nie ma większego znaczenia. Jesteś tylko formą skały tylko trochę mniej martwą niż skała…
Czandra znów poczuł się zdumiony. Mimo dziwacznych mitów błąkających się w umyśle Romana jaśniało w nim też wiele autentycznej wrażliwości.
– Masz rację – rzekł Hindus, – to co opisujesz jest przerażające. Lecz jest też inspirujące i zachwycające. Żyjemy w bogatej rzeczywistości, rzeczywistości prawdziwej, nie zmyślonej i nie wykutej w ogniu naszych pragnień i oczekiwań. Taka rzeczywistość musi czasem przerażać i wydawać się obca. Jednakże innej rzeczywistości nie ma. Jeśli pogodzimy się z tym faktem, wtedy zauważymy, że ta obca, często nieprzyjazna rzeczywistość jest bardziej nieskończona niż wszystkie nieskończoności o których kiedykolwiek śniliśmy czy marzyliśmy. Ta rzeczywistość jest w stanie tworzyć piękno znacznie wspanialsze od piękna o jakim śnimy, bowiem nasze wrażenie piękna jest tylko drobnym odbiciem rzeczywistości.
– Mówisz tak, jakby ta rzeczywistość była Boginią – zaśmiał się Roman. – Jakby była Boginią nihilizmu. I rzeczywiście, moja wiara zakłada taką Boginię, która nazywa się Kali. Jednakże nad nią jest jeszcze Kriszna, bóstwo zupełnie niepojęte dla tych, którzy potrafią tylko pojąć Kali. Tym niemniej duchowość wyznawców Kali też jest duchowością. Duchowość sprawia, że posiadamy wyższe potrzeby. Ty też posiadasz wyższe potrzeby, choć aby się samoponiżyć nazywasz się ateistą. Nie jesteś na szczęście ateistą. Czczisz Kali, całkiem gorąco… Nie widzisz Kriszny nad jej domeną. Ale nie martw się. Wszystko przyjdzie z czasem… Możliwe, że nie w tym wcieleniu, ale mało kto osiąga pełne skrócenie koła samsary.
– No, no przyjacielu – zaśmiał się Hindus. – Widzę, że ruszyłeś do ataku. Podoba mi się. Cieszę się też, że przynajmniej znasz teologię tego odłamu hinduizmu, bowiem pozorna prostota tego rytu często sprawia, że naiwni w nią wierzą i nie rozwijają swojego intelektu wokół, niestety, najpewniej fałszywych przesłanek. Jednak rozwijanie intelektu to zawsze wartościowa czynność. Zawsze jest szansa, że intelekt się zbuntuje i zacznie podważać dogmaty wokół których grał.
– Jak widzę odpłacasz się pięknym za nadobne – Roman kopnął grudki ziemi błąkające się na poboczach jezdni wraz z nieśmiałymi źdźbłami trawy chcącymi zdobyć niegościnny asfalt. – Ja pochwaliłem twoją zakamuflowaną duchowość, ty zaś uznałeś, że mój intelekt, doskonalący dewocję wobec Kriszny równie dobrze może doskonalić postawę nihilistyczno – ateistyczną. Nie lubię teorii spiskowych, ale może jako wyznawca Kali poddajesz mnie po prostu próbie. Wierny nihilizmowi przesłania Bogini chcesz, abym uległ nicości lub okazał się doskonalszy niż byłem. To uczciwe. A także, wbrew temu co zapewne twierdzisz, potwierdza to prawdziwość mojej wiary. Dlaczego bowiem miałbyś chcieć zmienić mój światopogląd, gdyby moja wiara nie była znacząca i prawdziwa?
– We wszechświecie nie ma celu. Żaden wielki Pan ani żadna wielka Pani nie istnieją aby nadawać nam sens i znaczenie – stwierdził Czandra. – Jednak nie oznacza to, że musimy być obojętni, że nie powinno nam na niczym zależeć. Ja po prostu nie chcę, aby inteligentne istoty, takie jak ty, marnowały swój potencjał łudząc się baśniami które stawiają ponad rzeczywistością. W skali społecznej taka postawa też jest bardzo szkodliwa. Duża ilość ludzi stawiających baśnie ponad rzeczywistością sprawia, że ludzkość nie traktuje dostatecznie szczerze i poważnie rozwoju nauki, rozwoju techniki i eksploracji kosmosu. Przecież w hinduizmie wierzy się w astrologię, wierzy się w „mentalną podróż” po astrologicznych planetach. Podkreślę „astrologicznych”, a nie prawdziwych planetach. Gdy teraz tak rozmawiamy wydobywasz z religii to, co w niej najpiękniejsze. Można by nawet sobie pomyśleć, że może nawet warto się łudzić, aby mieć w sobie więcej odwagi i aby nie bać się śmierci, która nadejdzie nieuchronnie. Ale przecież budowanie pewności siebie na fałszywych przesłankach to nie koniec religijności. Być może ty, jako student politechniki, nie jesteś zbyt przekonany do „mentalnych podróży po astrologicznych planetach”, mam taką nadzieję przynajmniej…
Czandra spojrzał na Romana, lecz ten milczał. Hindus nie chciał jednak tego wykorzystywać. Być może to milczenie związane było po prostu z nieznajomością wagi, jaką astrologiczne brednie i mity miały w codziennym i rytualnym życiu. A może Roman poczuł się urażony, że Czandra może podejrzewać go o taką ignorancję?
– Jakkolwiek by nie było – ciągnął Czandra, – jest wiele innych obciążeń wiążących się z religijnością. Wiele rzeczy odciągających świadomy umysł od rzeczywistego świata, rzeczywistych możliwości tworzenia i odkrywania, rzeczywistych celów, które powinniśmy sami sobie wyznawczać w oparciu o racjonalne przesłanki.