DWIE WIZJE ROZWOJU BRYTYJSKIEJ IDEI WOLNEGO RYNKU
Nierzadko pisze się, iż Wielka Brytania była do 1914 roku, a może i później, nie tylko przykładem państwa liberalnego, na którym inne państwa mogły się, i często chciały wzorować, ale też strażnikiem Pax Britannica w Europie i na świecie przez ponad sto lat, po czym oddała misję światowego żandarma Stanom Zjednoczonym. Taka wizja jest naciągana z wielu powodów. Bez wątpienia Wielka Brytania promowała za granicą gospodarkę wolnorynkową, zgodnie z którą państwo powinno pełnić jedynie rolę „nocnego stróża” [Lubbe 1994: 31], lecz jej liberalna misja długo musiała czekać na odzew, skoro jeszcze w pierwszej połowie XIX wieku, większość państw Europy nie uczestniczyła jeszcze w żadnym międzynarodowym wolnorynkowym systemie gospodarczym. Gospodarka światowa ukształtowała się dopiero w drugiej połowie XIX stulecia, a Wielka Brytania, była najwpływowsza politycznie w pierwszej połowie stulecia [Lubbe 1994: 34]. Mimo to istnieje w wyobraźni brytyjskich autorów, czas kiedy, Wielka Brytania była państwem-minimum, które niemal zupełnie nie było widoczne na co dzień, i zostawiało pełną inicjatywę obywatelom. Filozof brytyjski John Gray, w swoich thatcherystowskich latach sprawę widział następująco: od Adama Smitha do Richarda Cobdena (czyli mniej więcej w latach 1770-1830) niepodzielnie króluje wolny rynek, potem jednak idee Benthama, a także jego ucznia Jamesa Milla (1773-1836), uczyniły pierwszy wyłom w zwartym dotąd froncie brytyjskiego „klasycznego liberalizmu”. Bentham był wprawdzie indywidualistą, zwolennikiem praw jednostki, leseferystą i nieinterwencjonizmu w polityce zagranicznej, lecz jego utylitaryzm, znany już szkockim myślicielom jak Hume i Smith, jako pomocnicza zasada naukowa, nabrał cech konstruktywistycznych programu politycznego. Wiek potem Friedrich von Hayek krytykował nadmierną, jego zdaniem, wiarę Benthama w możność racjonalistycznego ulepszania działania instytucji politycznych [Gray 1997: 42-43]. Hayek uważał, że konstruktywizm szybko przeniósł się na pole gospodarki w postaci amerykańskiej progressive era, New Dealu, keynesizmu, społecznej gospodarki rynkowej (szkoła fryburska) itd. O to przewartościowanie liberalizmu obwiniał Gray, głównie Johna Stuarta Milla. Trzeba jednak przyznać, że etyczny liberalizm Milla, który bronić ma jednostkę nie tylko przed zakusami państwa, ale wszelkim niechcianym wpływem np. przed klerykalizmem i patriarchalizmem, w trosce o możliwość wolnej samorealizacji jednostki, miał i nadal ma wielką moralną siłę. Posłuchajmy Milla:
„…Zasada wolności jednostki nie ma związku z doktryną wolnego handlu ani z większością kwestii wyłaniających się przy określaniu granic tej doktryny, jak na przykład, w jakim stopniu dopuszczalna jest kontrola społeczna celem zapobieżenia oszukańczym zafałszowaniem lub w jakiej mierze należy zmuszać pracodawców do przestrzegania przepisów higieny i bezpieczeństwa pracy w celu ochrony robotników pracujących w zawodach szkodliwych dla zdrowia. Takie kwestie wiążą się z uwzględnianiem wolności tylko o tyle, że caeteris parious. Zawsze jest lepiej pozostawiać ludziom swobodę, niż ich kontrolować, ale nie da się zaprzeczyć, że w zasadzie kontrolowanie ich w tych celach jest słuszne. Z drugiej strony istnieją kwestie dotyczące wtrącania się do handlu, które są w istocie kwestią wolności, jak na przykład wspomniane już prawo stanu Maine, zakaz importu opium do Chin, ograniczenia sprzedaży trucizn — krótko mówiąc, wszystkie wypadki, w których celem interwencji jest uniemożliwienie lub utrudnienie nabycia pewnego towaru. Można krytykować taką interwencję jako pogwałcenie wolności nie producenta lub sprzedawcy, lecz konsumenta. Jeden z powyższych przykładów, a mianowicie sprzedaż trucizn, wysuwa nową kwestię: jakie są właściwe granice tego, co możemy nazwać funkcją policyjną; w jakiej mierze jesteśmy uprawnieni do naruszania wolności w celu zapobiegania zbrodniom lub nieszczęśliwym wypadkom. Jedną z bezspornych funkcji rządu jest przedsięwzięcie środków ostrożności przeciw zbrodni przed jej popełnieniem, jak również wykrycie i ukaranie jej, gdy już została dokonana. Rząd nadużywa jednak ze szkodą dla wolności daleko częściej swej funkcji prewencyjnej niż władzy karania, gdyż nie ma prawie takiej cząstki uprawnionej swobody działania przysługującej człowiekowi, o której nie możną by (i słusznie) powiedzieć, że ułatwia tę czy inną formę przestępstwa. Niemniej, jeśli władze publiczne lub nawet osoby prywatne widzą kogoś jawnie przygotowującego się do popełnienia zbrodni, nie są obowiązane przypatrywać się bezczynnie, póki nie zostanie ona spełniona, lecz mogą jej zapobiec. Gdyby trucizny były kupowane lub używane jedynie w zbrodniczych zamiarach, byłoby słuszne zakazać ich produkcji i sprzedaży. Mogą one jednak być potrzebne nie tylko do niewinnych, ale i do użytecznych celów i nie można narzucać ograniczeń w jednym wypadku, nie rozciągając ich na inne. Dalej, ochrona przed nieszczęśliwymi wypadkami jest właściwym zadaniem władz publicznych. Gdyby albo urzędnik, albo ktoś inny zobaczył osobę zamierzającą wejść na most, któremu, jak stwierdzono, grozi zawalenie, a nie byłoby czasu, by ją ostrzec o niebezpieczeństwie, mógłby pochwycić ją i zawrócić bez rzeczywistego pogwałcenia jej wolności, gdyż wolność polega na tym, że się robi, co się chce, a ta osoba nie chce wpaść do rzeki. Niemniej, gdy nieszczęście nie jest pewne, lecz tylko prawdopodobne, wyłącznie osoba zainteresowana może osądzić, czy ma dostateczny powód, aby się na nie narazić; w tym więc wypadku (jeśli ta osoba nie jest dzieckiem, szaleńcem lub w stanie podniecenia albo zaabsorbowania nie pozwalającego jej się zastanowić) powinna, moim zdaniem, być tylko ostrzeżona o niebezpieczeństwie, a nie wstrzymana siłą od wystawienia się na nie… [Mill 1959: 255-257]”.
Mill proponuje więc ciekawą równowagę między bezpieczeństwem, a wolnością. Tak samo domaga się rejestracji sprzedawanej broni, zgody na pijaństwo okazjonalne dobrych obywateli [Mill 1959: 264]. W polityce ekonomicznej i społecznej Mill znajduje obszary, gdzie obywatele radzą sobie lepiej niż urzędnicy państwowi i odwrotnie. Według stanowiska Milla, liberalizm polega właśnie na umiejętności wyboru środków dla zabezpieczenia wolności, a nie na odruchu powiększania, lub pomniejszania rządu, czego zarówno etatyści i libertarianie nie rozumieją, dlatego libertariański jeszcze dekadę temu John Gray, uważał idee Milla za interesujące ale błędne. Krytykując w 1944 roku każdy rodzaj kolektywizmu (nawet tego pozornie dobrowolnego) i stawiając na jednej szali nazizm i socjalizm, Hayek pokazywał absurdy totalitaryzmu, na przykład opisując nazistowską organizację: Freizeitgestaltung (dosłownie: kształtowanie sposobów wykorzystania wolnego czasu przez ludzi), czyli parodię wolnego czasu, który nie mógł być już wolnym, skoro miał być wykorzystywany w sposób zalecany przez władze. Wszystko co zawierało elementy konstruktywizmu politycznego zaczęło być podejrzane, lecz konkurencja obu typów liberalizmu społeczno-gospodarczego trwa do dziś i jest zasadniczym sporem prowadzonym przez umiarkowaną i rozsądną.
GLOBALIZACJA A WOLNY RYNEK
Lata 80 i 90, z typową dla nich globalizacją i rosnącą konkurencją Azji przyniosły na Zachodzie poparcie dla koncepcji neoliberalnych. Thatcheryzm i Reaganomika były więc bardziej produktem potrzeby chwili niż jakimś bankierskim spiskiem. W ten nurt neoliberalny wpisuje się doskonale niemiecki ekonomista, częściowo brytyjskiego pochodzenia, Arnulf Baring, związany z rodziną prowadzącą londyński Barings Bank. Baring w swej książce: „Czy Niemcom się uda? Pożegnanie złudzeń” (Scheitert Deutschland? Der schwierige Abschied von unseren Wunschwelten (Deutsche Verlags-Anstalt Stuttgart 1997), starał się przekonać Niemców, że kontynuowanie ówczesnych kursów; politycznego i gospodarczego nie ma sensu. Baring w latach 1976-79 pracował w urzędzie prezydenta RFN. W 1983 jego partia SPD wydaliła go ze swych szeregów go za popieranie liberała Hansa Dietricha Genschera. Baring reprezentował on dość typowy dla lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych socjaldemokraty (III droga), który uważa, że nie ma innego wyjścia jak tylko pójść drogą neoliberalizmu, inaczej Azja zupełnie wyprze zbyt hojny socjalnie Zachód z rynku.
Pisząc w 1997 roku: Scheitert Deutschland? Baring nie spodziewał się, że Niemcy zdążą z reformami na czas, dlatego jest ona chwilami dość kassandryczna. Wiele uwag nadal pozostaje w mocy. W przedmowie cytuje zdanie Adenauera o koniecznych reformach. Mówi o tradycyjnej niemieckiej bierności politycznej [Baring 1997: 10], o niemieckim poczuciu własnej wartości opartej głownie na dobrej kondycji i marce gospodarczej, przynajmniej od czasów wilhelmińskich. Niemcy, zdaniem Baringa, cierpią na niedostatek: civic culture, a ekonomia jest tym co ich łączy [Baring 1997: 14], stąd kryzysy ekonomiczny może być bardziej niszczący dla Niemców niż innych narodów. Tradycja wspierania przedsiębiorczości, nauki i techniki zawsze dawała Niemcom przewagę, niestety ta kultura zanika, narzeka Baring. Zauważa, że wolnorynkowiec i zwolennik innowacji w gospodarce Konrad Seitz jest w polityce RFN izolowany jako „idealista”, a państwo utrzymuje nierentowne posady np. w górnictwie. Martwią go też ekoterroryści, i to, że Niemcy boją się GMO, biotechnologii i informatyzacji, których nie boją się tak nawet Francuzi. Baring popiera Konrada Seitza i jego uczenie się od Ameryki: „Ameryka wywodzi się z Europy i wciąż jest jej bliższa kulturowo niż Rosja” [Baring 1997: 25]. Narzeka na tłamszenie kreatywności, indywidualności, upadek etosu pracy i lenistwo. Martwi go kurczenie się klasy średniej i rozrost biurokracji (o 120% w l. 1950-1987), martwią go też zniechęcające do ryzyka biznesowego wysokie podatki w RFN. Cytuje Ludwiga Erharda, i jego opinie o koniecznym połączeniu polityki z wymogami ekonomii [Baring 1997: 30]. Gani cła ochronne, ale wie, że gdyby je zniesiono upadłaby połowa przemysłu RFN. Niestety ochrona nie może być wieczna. Polemizuje z Jeremy Rifkinem (wrogiem GMO i genetyki), czy bezrobocie jest faktycznie nieuleczalne w nowoczesnym społeczeństwie. Z 7 mln bezrobotnych martwią go ci którzy nigdy nie pracowali (3 mln), oraz to, że czasem bezrobocie się opłaca finansowo. Krytykuje także egalitarne szkolnictwo Georga Pichta (1964), które powoduje, że szkoła robi wszystko tylko nie uczy., stąd zaledwie 1600 Japończyków, i 4300 studentów z USA studiuje w RFN, a przecież znajomość studencka przekształca się potem w biznesową [Baring 1997: 45]. Drenaż umysłów jaki stosują wobec RFN USA to więc kolejny problem. Cytuje też Thatcher: „państwo nie jest w stanie stworzyć ani jednego miejsca pracy”, co jest atakiem w samo jądro nie tylko etatyzmu, ale i keynesizmu. Polityka RFN jest sentymentalna i chwiejna konkluduje Baring.
Na Nowej Zelandii w 1990 NP przejęła władzę i zrobiła to, czego LP nie mogła uwolniła rynek pracy od związków zawodowych (s. 288). W 1991/92 roku szwedzki premier Carl Bildt obniżył najwyższą stawkę z 80 do 55%, jego następca choć socjaldemokrata Persson nie miał wyjścia, musiał kontynuować reformy, stąd np. obniżono zasiłek chorobowy do 75% pensji. Od razu w Volvo skończyły się dni gdy 30% pracowników „było na chorobowym” [Baring 1997: 289]. W Holandii 1994 Wim Kok, też socjaldemokrata obniżył niebotyczne renty inwalidzkie , które pochłaniały ¼ PKB kraju, podobne kroki poleca Baring władzom RFN, skoro nawet socjaldemokraci jak Persson czy Tony Blair zmniejszali państwo socjalne, to coś w tym musi być.
Gospodarcze problemy RFN opisane w Scheitert Deutschland? Częściowo uległy szczęśliwemu przedawnieniu, ze względu na reformy w tym kraju, zainspirowane tzw. raportem Santera (plan Agenda 2000) opublikowanym przez Komisję Europejską 18 lipca 1997 roku, a więc w tym roku w którym wyszła książka Baringa. Dziś eksperci przyznają, że gdyby nie głębokie reformy Schroedera niemiecka gospodarka nie radziłaby sobie obecnie tak dobrze. W ubiegłym roku, mimo kryzysu w Europie, Niemcom udało się uniknąć recesji, a bezrobocie było najniższe od 20 lat. Plan ograniczania opiekuńczej roli państwa i uelastyczniania gospodarki powiódł się. Początkowo zapowiedź cięć socjalnych wywoływała opór niemieckiego społeczeństwa, lecz we wrześniu 2004 roku wyborcy docenili reformy, a kanclerz odzyskał popularność. Choć nie na tyle by w końcu 2005 roku pokonać Merkel. W październiku 2008 roku Susanne Gaschke na łamach „Die Zeit” krytykowała Baringa i innych wolnorynkowców (Friedrich Merz, Meinhard Miegel, Hans-Werner Sinn) za milczenie w sprawie kryzysu finansowego 2007, oraz za to, że krytykowali państwo, a to bankierzy prywatni zawiedli, tym co jednak zawiodło nie są same banki, bo na przykład w Grecji zachowywały się odpowiedzialnie, lecz raczej nadzór państwa nad bankowością.
GRAY’A KRYTYKA NEOLIBERALIZMU
John Gray, dawniej libertarianin i thatcherysta, niedawno dokonał rewizji swoich poglądów, o dziwo bez tłumaczenia dlaczego je zmienił na bardziej komunitariańskie. Obecnie jest krytykiem nieskrępowanego globalnego, rzekomo samoregulującego się rynku i uznaje wolny rynek nie za efekt naturalnej ewolucji ustrojowej, lecz za eksperyment XIX-wiecznych brytyjskich ekonomistów, zakończony zresztą niepowodzeniem, a mimo to powtórzony przez Thatcher i Reagana. Gray uważa przynajmniej od 1998 roku, że globalne społeczeństwo wolnorynkowe sterowane jakąś „niewidzialną ręką” jest utopią, jak globalny komunizm. Według Graya kryzys Azjatycki 1997 roku, oraz niespłacenie długów przez Jelcynowską Rosję, i stanie się USA jednym wielkim funduszem hedgingowym oraz kryzys 2007 roku, spowodowały demontaż globalnego wolnego rynku (wbrew nadal modnym sloganom o wolnym globalnym rynku Obama w 2009 roku rozpoczął już protekcjonistyczną kampanię: „zatrudniaj i kupuj u Amerykanów”, nawiązującą do tradycji Soot-Hawley act (1930) i New Dealu). Zauważa Gray, że podczas gdy Smith i Mill, oraz Keynes nie uznawali, liberalizmu (w tym też doktryny wolnego handlu) za naukę przyrodniczą, Hayek, Chicago Boys i libertarianie podnieśli ją go do rangi dogmatu [Gray 2014: 9]. Gray podkreśla różnicę między zwykłym liberalizmem etycznym, a neoliberalizmem czyli wolnorynkowym dogmatem. Jego upadek, uważa Gray za przyczynę rozwoju antyoświeceniowych idei; fundamentalizmów religijnych i ekologizmu. Według Graya wolnorynkowi ekonomiści brytyjscy jak Cobden w połowie XIX wieku próbowali uniezależnić gospodarkę od wymagań społecznych i uczynić ją globalną grą opartą wyłącznie na popycie i podaży, w jaką nikt by nie ingerował [Gray 2014: 22]. Zdaniem Gray’a Adam Smith uznawał, że człowiek jest racjonalnym indywidualnym bytem jednak zaś w XIX-wiecznej Anglii uznano, że gospodarka jest niezależną od społeczeństwa maszyną. Przy okazji Gray uważa liberalizm i doktrynę wolnorynkową za coś typowego tylko dla Zachodu i tylko dla Zachodu zrozumiałego i aplikowalnego [Gray 2014: 33], co jest bardzo kontrowersyjne.
Pierwsze tendencje do likwidowania brytyjskiego korporatyzmu widać już zdaniem Graya u Jamesa Callaghana. Centralizm i stłamszenie związków zawodowych pozbawiły państwo kontroli nad gospodarką, a rodzinę uczyniła nieopłacalną instytucją (zaś bandytyzm – opłacalny), choć to przecież niezależne bytowo i – w efekcie – niezależne intelektualnie rodziny (middle class), są fundamentem liberalizmu politycznego i społecznego. Za Reagana w USA było, zdaniem Graya, jeszcze gorzej. Thatcherystowskie zasiłki z 1996 dawały kierownikom firm dostęp do niemal niewolniczej siły roboczej, bo otrzymujący je musieli co jakiś czas najmować się do pracy by dostać zasiłek [Gray 2014: 45]. Zdaniem Graya w 1993 roku, kiedy UK została zmuszona do wystąpienia z Europejskiego Systemu Walutowego, thatcheryzm stracił poparcie społeczne. Mobilność zawodowa i indywidualizm na modłę amerykańską, jaką postulował ten pseudokonserwatywny kierunek, nie zostały zaakceptowane przez Brytyjczyków, którzy wybrali III drogę Blaira. W latach 1984-1990 Partia Narodowa Nowej Zelandii zrobiła pod dyktando GATT i WTO, to samo co thatcheryści w UK, co tak samo doprowadziło do powstania podklasy ludzi uzależnionych od zasiłku, kryzysu rodzin, nieznanego w krajach przywiązanych do gospodarki rynkowej w wersji Keynesa lub szkoły fryburskiej (Austria, Niemcy, Norwegia), w Meksyku lat 90., mimo pomocy USA, rezultat był ten sam. Panstwo nie może skutecznie walczyć z reploretaryzacją, ponieważ gospodarka jest już totalnie uzależniona od przepływów wirtualnego pieniądza po całym globie. Częściowo także Niemcy przenoszące część zakładów na Wschód, ugięły się pod naciskiem zdominowanych przez amerykańskie widzenie biznesu organizacji [Gray 2014: 101]. Rząd Reagana, postrzega Gray jako keynesistowski w dziedzinie wojskowej, i dogmatycznie wolnorynkowy w biznesowej. Reaganizm uważa Gray za krzykliwą pochwałę technologii i demonizację rządu. Jednocześnie uważa, że Reagan zniszczył rodziny, a więc tą instytucje którą obiecał chronić, nie zasługuje więc na miano konserwatysty [Gray 2014: 111]. Tu można by jednak spytać, czy liberalna zwykle middle class nie jest wrogiem konserwatyzmu, który warto konserwatystom niszczyć. Natomiast faktem jest, że przyjaciel klasy średniej, Bill Clinton podążył tą samą drogą, uwalniając rząd federalny od odpowiedzialności za świadczenia socjalne (Welfare Reform Act 1996). Gray zauważa, że rozpad rodziny ma konsekwencje czysto praktyczne; w Hiszpanii czy Italii, wielopokoleniowa rodzina pomaga przetrwać okres bezrobocia swym członkom, nawet jeśli państwo nie da rady [Gray 2014: 115] i nie ma to nic wspólnego z górnolotnymi rozważaniami czy rodzina jest z „natury” instytucja konserwatywną czy liberalną. Gray nie uważa, by coś takiego jak Zachód istniało; mobilne, wolnorynkowe, religijne USA, wydają mu się zasadniczo różne od wolnorynkowo-niemobilnych UK, a co dopiero od społecznego zacięcia Niemców czy Szwedów [Gray 2014: 129]. Nie uważa, też by wielokulturowość oznaczała niestabilność. Gray w końcu wraca jednak do liberalnych postulatów sprawnego konstytucyjnego państwa prawa. Pokreślą, że bez panstwa prawa, liberalizacja gospodarki kończy się oligarchizacją i reploretaryzacją jak w Rosji Jelcyna i Gajdara [Gray 2014: 143]. Teorie dotyczące cywilizacji w liczbie mnogiej czy pojedynczej, są u Graya, jak u wielu innych myślicieli prawicowych z Huntingtonem na czele, sprzeczne, raz uznaje, że np. Japonia w XIX wieku była typowo feudalna, a innym razem, że zawsze stanowić będzie odrębny świat o innej mechanice i dynamice kulturowej niż Zachód, choć zjawiska kulturowe globalne (hippisi, pokolenie Y zwane w Japonii furita) są podobne we wszystkich nowoczesnych społeczeństwach, a wiele odrębności jak np. teoria „azjatyckich wartości” eks-premiera Sigapuru Lee to raczej autorytarny neokolonialny program polityczny niż jakaś zasada kulturowa. Gray chce przykrócić nieco oświeceniowy optymizm, ale chyba nie wie w którym miejscu.
Nie wierzy Gray w doktrynę racjonalności głoszoną przez libertarian, i niektórych zwykłych neoliberałów jak Guy Sorman, przychyla się raczej do stanowiska Schumpetera, o ludzkiej nierozumnej irracjonalności [Gray 2014: 185], która widzi gospodarkę i politykę zbyt nieprzewidywalnymi, by zostawić je same sobie, bez żadnego nadzoru czy dyskusji. Gray uważa, że trzeba wzmocnić państwo jako instytucję, bo dziś już nie „państwa” (jak np. ZSRR) stanowią zagrożenie, lecz anarchia (Afganistan, Somalia), trzeba więc przypomnieć sobie co pisał w 1651 roku Hobbes. Wolny rynek uznaje Gray za efekt ideowej wojny z ZSRR i „państwem” jako pomysłem, który przetrwał do dziś, choć kryzys w Azji w 1997 podtrzymał iluzję jego aktualności. Gray nie wierzy w Stany Zjednoczone Europy, ale wierzy, że sam rozmiar gospodarki UE pozwoli jej wymusić na USA rewizję „dogmatycznego” wolnorynkowego spojrzenia na gospodarkę [Gray 2014: 214].
SORMANA OBRONA NEOLIBERALIZMU
Neoliberalizm ma jednak zdolnych obrońców. Jednym z nich jest Guy Sorman, autor m.in. głośnej książki: „Ekonomia nie kłamie”. Sorman jest liberałem społecznym w szerokim tego słowa znaczeniu broniącym uniwersalizmu praw człowieka. Sorman obecnie sytuuje się moim zdaniem w rozsądnym centrum między tymi, którzy jak Paul Krugman rozsądnie nawołują do większej kontroli banków, ale nierozsądnie zachwalają populizmy typu greckiej Syrizy, a neoliberałami typu Miltona Friedmanna. „L’économie ne ment pas” (Fayard Paris 2008), ma przekonać czytelnika, że do rozwoju nie są potrzebne ani zasoby naturalne, ani taka czy inna kultura czy etos, ani nawet konieczna demokracja. Znaczenie mają tylko dobre wybory w polityce gospodarczej i sprawnie funkcjonujące instytucje; sądy, prawo, konstytucja itd. Sorman uważa, że wprawdzie nie ma prostego równania dowodzącego iż gospodarka wolnorynkowa pociąga za sobą większe prawa obywatelskie, lecz na pewno generalnie im sprzyja. Jego zdaniem, wraz z porzuceniem socjalistycznych romantycznych mrzonek w latach 60 XX wieku, ekonomia staje się nauką racjonalną, zgodnie z twierdzeniem Poppera, że nauką jest to co się rozwija [Sorman 2008: 8]. Rozważania pochwalne czy krytyczne o socjalizmie należą już do historii idei, nie do ekonomii, a ta choć nie jest nauką ścisłą lecz humanistyczną nabiera naukowej racjonalności. Sorman broni więc tezy o naukowości ekonomii, którą atakuje n.in. Gray. Zgadza się jednak Sorman, że rynek nie działa automatycznie uważa Sorman, stąd wiele pozostaje do zbadania i zrozumienia. Sorman jest wolnorynkowym optymistą uważa, że nowa racjonalniejsza ekonomia stała się nadzieją milionów ludzi. Racjonalizacja ekonomii sprzyja liberalizacji i humanizacji, prywatyzacja Internetu przez USA to najlepszy przykład, że państwa tracą część swej władzy politycznej przez globalizację, i Sorman uważa to za zjawisko korzystne dla wolności obywateli. Przypomnijmy, że jest to dokładnie to czego obawia się Gray. Zapewne główną różnicą byłoby tu podejście obu autorów do mobilności. W końcu także w Polsce emigracja zarobkowa polskich obywateli do UK i Irlandii bywa przedstawiana raz jako szansa, innym razem jako wygnanie i tragedia.
Sorman pisze dalej, że gospodarki są jednak w różnym stopniu zglobalizowane i zliberalizowane. Są zwycięscy i przegrani, ale nie jest to gra o sumie zerowej, bo zglobalizowany świat wszedł w fazę ciągłego wzrostu [Sorman 2008: 11]. Rola państwa redukuje się do strażnika przejrzystości (tu Sorman cytuje Georgesa Akerlofa). Chiny jako „nieprzejrzyste” mogą niestety popsuć globalizację i rynek, te same Chiny przypomnijmy, których niepełnie uczestnictwo w globalizacji Gray uważa, za czynnik stabilizujący i pozytywny. Sorman uważa, że to nie brak nadzoru, lecz niedoskonałość informacji jest główną przyczyną kryzysów jak egipski w 2001 i amerykański w 2007 [Sorman 2008: 13]. Kryzysy zdaniem Sormana są coraz słabsze, a nie silniejsze, chociaż wywołują duże oburzenie, bo ludzie przyzwyczaili się do stałego wzrostu. Keynes nakazywał w razie kryzysu ratować głównie liberalizm, to, że dziś Obama i Lula de Silva to właśnie robią, co zdaniem Sormana, świadczy o racjonalizacji także lewicy. Liberalizm i solidarność się nie wykluczają, bo zasięg sektora państwowego i prywatnego to rezultat ciągle odnawianej umowy społecznej [Sorman 2008: 14]. Według ulubionego mistrza Sormana, XIX-wiecznego wolnorynkowca Jeana-Baptiste’a Saya siła napędową gospodarki nie jest konsument czy popyt (jak myślał m.in. Keynes) lecz kreatywny producent-innowator [Sorman 2008: 24]. Gospodarka odpływa tam gdzie podatki są mniejsze, bo biznes słucha praw, ale nie woli rządów. Ważne są więc nie tyle sygnały dobrej woli rządów, lecz dobre instytucje: stabilne prawa, prawo do bankructwa – by gospodarka mogła się szybko odrodzić, niezależne i niezbyt kosztowne sądownictwo, niezmienne prawo podatkowe i cywilne.
W 1932 roku Roosevelt ratując przed upadkiem i konkurencją, zagrożone sektory, zdaniem Prescotta i Sormana, uniemożliwił innowacyjność sektorom pozostałym. Podobnie Leon Blum we Francji w latach 1930 przedłużył kryzys, skracając czas pracy i podnosząc zarobki. Taką ocenę New Dealu i polityki Bluma, Sorman uważa za naukowy konsensus ekonomistów [Sorman 2008: 27]. Sorman uważa wolny rynek za własność całej ludzkości. Włochy nie są protestanckie, a Singapur leży w tropikach, Weber i Montesquieu więc nie mieli racji, liczy się nie kultura czy religia, lecz jakość więzi społecznych i instytucji.
Co ciekawe tam, gdzie Gray wierzy – od niedawna – w państwo i kontrolę, mimo iż osłabione przez globalizację, Sorman wierzy raczej w prawo i przejrzystość reguł. Czasem państwo jest zbyt drogie; wtedy umowa z mafią bardziej się opłaca [Sorman 2008: 41]. Sorman wbrew Keynesowi, uważa, że nie ma wytłumaczenia dla inflacji i zgadza się z Friedmannem, że to inflacja wywołuje wzrost cen a nie odwrotnie, państwo jest niestety beneficjentem politycznym inflacji. MFW (IMF) uważa Sorman za niepotrzebny; wykonał już swoją rolę, a teraz służy tylko sobie [Sorman 2008: 46], czyli jest jak jeszcze jedno państwo. Globalizacja uwalnia banki od nacisku rządów, co cieszy Sormana. Krytykuje EBC jako zbyt upolityczniony, a więc skazany na inflację i nieprzewidywalność euro jako waluty wymiennej. Ale także libertarian takich jak Stiglitz, którzy bezpodstawnie głoszą, że może istnieć rozwijający się kraj, odmawiający globalizacji i wymienialności pieniądza [Sorman 2008:50]. Ekonomista rozumuje globalnie, ideolog lokalnie, i ma potężniejszą broń od faktów – mity. W latach 50 Paul Samuelson uważał, że wymiana handlowa zaniknie, ponieważ w końcu każdy będzie produkował to samo, tymczasem globalizacja pobudza różnorodność ekonomiczną. Globalizacja nie wymusza urawniłowki, ani nie niszczy kultur, tylko zmusza do elastyczności np. ciągłych przeprowadzek. Świat jest naszym krajem, uważa Sorman, więc mówienie o handlu między państwami jest właściwie bez sensu [Sorman 2008: 68]. Sorman jest przeciwnikiem monopoli takich jak np. Microsoftu i ratowania upadających firm, oraz długiej ochrony praw autorskich. Sorman żałuje, że związkom zawodowym udało się zablokować Friedmannowieskie czeki na wykształcenie (vouchery), np. w Kaliforni w 1987 r. Tylko Floryda i Milwaukee go wprowadziły. Gary Becker nazywany przez Sormana najbardziej liberalnym współczesnym ekonomistą, uważa, że wybory w rodzinie, czy konsumenckie są „racjonalne”, a właściwie wyglądają tak jakby były racjonalne, co oznacza, że rynek jest odbiciem natury ludzkiej [Sorman 2008: 90]. W ramach teorii racjonalności Becker postulował wraz z Miltonem Friedmannem legalizację wszystkich narkotyków, tak by mafie straciły prawo bytu. Kalkulacje kosztów i ryzyka uwięzienia jakie są obecnie, skazują walkę z przestępczością na niepowodzenie. Utylitarystyczne rozumienie prawa, przeważyło w latach 80, właśnie dzięki idei racjonalności, że przestępstwo nie może się opłacać. Wtedy zaostrzono kary. Spadek przestępczości jaki nastąpił dowodzi, zdaniem Sormana słuszności tez Beckera, choć spadek ten ma też wiele wspólnego z wyparciem cracku przez uspokajającą heroinę [Sorman 2008: 95]. W sprawie biedy Afryki, Sorman wini europejski protekcjonizm, kacyków i wciąż zmieniający koncepcje Banku Światowego. W 1991 roku upadło w Indiach królestwo licencji rządowych, odtąd Indie odbiły się od dna. Manmohan Singh, mówi i myśli jak Brytyjczyk, jak liberał – nie na darmo jest Sikhem – oto twórcze zróżnicowanie ideowo-religijne, ważniejsze zdaniem Sormana od etosu protestanckiego czy innego. Sorman nie uważa Meksyku za kraj neoliberalny, jego ulubienicą jest raczej Brazylia, bardziej zintegrowana z szerokim światem niż z socjalistyczną ciągle w większości Latynoameryką, rosnące szeregi brazylijskiego baptyzmu i pentakostalizmu zapewniają ferment twórczy, choć rozowjowi ciągle przeszkadza kolonialny klientelizm i marksizm [Sorman 2008: 163]. Sorman zachęca by mieć otwarty umysł na zmiany. Podaje przykład Francji i jej zmaganiom z marksizmem. Dziś we Franci i całej Europie wszyscy niemal dziwią się, ze tak długo brano socjalizm i ZSRR na serio. Jeszcze niedawno Raymond Aron przepowiadał, ze socjalizm będzie trwał na wieki obok kapitalizmu, chociaż po 1956 roku ideowi komuniści wymarli, pojawił się „socjalizm rynkowy”. Do rewelacji Sołżenicyna przeceniano komunizm i siłę ZSRR. Borys Jelcyn odziedziczył gospodarkę całkowicie uzależnioną od cen ropy i surowców [Sorman 2008: 183] ; nie udało mu się zdywersyfikować gospodarki, i stąd rosyjskie kłopoty (a nie z wprowadzenie neoliberalizmu jak uważa Gray), ale nikt na serio nie proponuje już powrotu do socjalizmu. Putin znów zetatyzował gospodarkę, więc teraz jeśli cena ropy spadnie, Rosja też upadnie ekonomicznie, uważa Sorman. Chiny mają nadal pańszczyźnianą siłę roboczą, więc trudno oczekiwać tam prawdziwej szybkiej modernizacji [Sorman 2008: 201]. Za Alberto Alesiną, uważa Sorman, że Europejczycy są generalnie marksistami, a Amerykanie kalwinistami, stąd ci pragną świadczeń socjalnych, a tamci niższych podatków [Sorman 2008: 223]. W Europie pomoc dla biednych jest mało skuteczna, ale współczucie przeważa totalnie nad skutecznością. Bezrobocie jest najmniejsze tam gdzie można najłatwiej zwalniać pracowników; w Danii, Holandii i UK. Thomas Moore w 1984 proponował skończenie z subwencjami i uwolnienie zawodów przez zniesienie licencji. W 2004 roku zrobili to Niemcy i nie żałują [Sorman 2008: 228]. Niemiecka decentralizacja przemysłu i strach przed inflacją przeważyły nad marksizmem. Bruksela walczy z monopolami, ale nieskutecznie, woluntaryzm francuskiej biurokracji zdaniem Alesiny, odbiera siłę ekonomiczną całej KE. Na koniec Sorman przypomina o związku pokoleń i międzypokoleniowej solidarności których zwolennikiem był Adam Smith [Sorman 2008: 249]. Nicolas Stern, były doradca Blaira postuluje od 2006 roku, dołączenie rachunku ekonomicznego do ideowego dotąd jedynie sporu o ocieplenie klimatu. Romantyczni Europejczycy czczą przyrodę, USA są prometejskie, koszt zalania Miami jest to 23 mld $, koszt zbudowania ratującej je tamy to 5 mld $ – tak racjonalność z ekonomia przesądza o budowie tamy [Sorman 2008: 254].
Sorman nie udaje, że zna wszelkie reguły ekonomii, lecz jednak nawołuje do przestrzegania tych, które okazały swą skuteczność. Radzi wytrwać w kryzysach ekonomicznych i odradza rządom radykalne działania, te same, których poszukiwałby u rządów Gray.
SCHULZ I NADZÓR NAD RYNKIEM
Wizje Sormana i Graya nie do końca są komplementarne, co prawda pierwszy chciałby dostosować państwa do rynku, a drugi odwrotnie, i obaj podkreślają wagę stabilnego systemu prawnego jako kluczowego elementu rozwoju ekonomicznego, a przez to i społecznego, unikają podejmowania niewygodnych tematów dla siebie. Sorman choć gani spekulacje chińskie nie dostrzega problemu prywatnych spekulacji bankowych, nie podejmuje tego tematu, choćby dla uznania, że problemu nie ma. Gray właściwie nie mówi co państwo mogłoby zrobić w sytuacji kryzysu, jednocześnie uważa, że światowy wolny rynek się wali, ale … globalizacja trwa nadal i podcina nogi rządom. Gray z pewnością potępiłby zaufanie Sormana do uniwersalnych reguł, a Sorman wytknąłby Grayowi jego niekonsekwencje dotyczące natury świata nie-zachodniego. Z pewnością byłaby to fascynująca dyskusja. Spór ludzi rodzaju Graya i zwolenników Sormana to spór między tym co jest bardziej pierwotne i naturalne; rynek czy państwo, i który element powinien się tu dopasować. Ma to bardzo praktyczny wymiar.
Przewodniczący PE Martin Schulz ma nieco zbliżony światopogląd do obecnego światopoglądu Graya. Schulz nie jest socjalistą, nie wierzy w walkę klas, wierzy natomiast w to, że popyt stymuluje gospodarkę, jest więc poniekąd keynesistą. Neokeynesista Paul Krugman, cytowany przez Schulza, uważa, że uelastycznianie rynku pracy to ładne określenie na obniżkę płac [Schulz 2014: 102], która zmniejsza popyt i rozmiary kluczowej dla gospodarki klasy średniej. W przeciwieństwie do Sormana nie widzi więc innowacji i wynalazków jako motoru postępu. Operuje na tym co widzi tu i teraz. Który z nich popełnia intelektualne hybris pozostaje pytaniem otwartym. Prywatyzowanie zysków, uspołecznienie strat to pełna hipokryzji taktyka zwolenników dogmatu wolnorynkowego [Schulz 2014: 70], nawiązując do tego, że ekonomia skapywania (trickle down theory) nie działa, a rządy ratują mimo to upadające banki, choć przecież z drugiej strony banki to też oszczędności obywateli. Tutaj problem się coraz bardziej ideologizuje. Lewica „tradycyjnie” uderza w USA, Schulz zauważa, że Hiszpania do 2007 roku miała nadwyżkę budżetową, i uległa kryzysowi dopiero wobec kryzysu nieruchomościowo-kredytowego w USA [Schulz 2014: 75]. MFW i BŚ wymuszają konsensus neoliberalny na innych krajach, a amerykańskie ratingowe firmy oceniają stan gospodarki według niejasnych kryteriów [Schulz 2014: 77]. Dopiero w maju 2012 roku dzięki Montiemu i Hollande’owi oparto się naciskom neoliberalnym i uchwalono impuls pro wzrostowy, by spadek popytu nie zdławił gospodarki UE UE zdaniem Schulza cierpi na deficyt demokracji i zbytnio podlega naciskom rynku (big society Davida Camerona de facto ma niemal obywać się bez państwa), zbytnio spiesząc się z decyzjami i zanadto polegając na głowach państw. Liczy Schulz na europejski nadzór bankowy uchwalony w 2012 roku, który wejdzie w życie w 2016 roku [Schulz 2014: 159], przypominające nieco instytucje kontrolne niemieckiej społecznej gospodarki rynkowej (DIN i TUV).
WNIOSKI
Czy ten spór da się rozwiązać? Zapewne można by uznać, że wszystko zależy od umowy społecznej, a ekonomię napędzają i popyt i wynalazczość. Mobilność wydaje się tu problemem krańcowym, takim zerojedynkowym momentem dyskusji. Mobilność finansowa i ludzka jest czymś naturalnym dla Sormana, zaś dla Graya i Schulza niekoniecznie. Czy chodzi tu tylko o utopię indywidualistyczno-liberalną z jednej strony i konserwatywno-socjalną z drugiej? Być może kluczowa jest tu niewiedza na temat wszystkich zjawisk ekonomii, która jest nadal ogromna – tu Sorman i Gray się zgadzają, choć pierwszy z nich uważa ekonomię za naukę, a więc w pewnym sensie prawdę, a drugi za historię, kulturę i politykę, czyli rzecz subiektywną. Bardzo być może nie mamy tu do czynienia ze sporem ekonomicznym, lecz filozoficznym. po prostu Europa nie chce porzucić resztek feudalizmu jakim jest osiadły tryb życia i stać się kopią USA pod tym względem, choć może logika historii tego by wymagała. UE jest w końcu jednym wielkim rynkiem pracy i mobilność staje się faktem. Sorman wydaje się być po prostu w większym stopniu „amerykański” niż Gray. Ponieważ jednak w USA nie brakuje zwolenników osiadłości nie wprost takich jak Paul Krugman, keynesista zaniepokojony ubożeniem klasy średniej, termin „bardziej amerykański” dotyczy bardziej rzeczywistości ekonomicznej i społecznej, a nie samej europejskości i amerykańskości.
STRESZCZENIE
Tematem mojego artykułu będzie jest spór pomiędzy tymi filozofami i ekonomistami, którzy skłonni są traktować wolnorynkową ekonomię jak naukę ścisłą, której reguły wystarczy poznać, by potem już tylko się do nich stosować i ich ale w nie naginać, a tymi którzy przypominają, że przed XIX wiekiem i liberalizmem manchesterskim nikt nie przypuszczał, że ekonomia może regulować się sama w wymiarze globalnym. Po pierwszej stronie sporu jest między innymi francuski filozof i ekonomista Guy Sorman, autor książki: „Ekonomia nie kłamie”, po drugiej „nawrócony” Thatcherysta John Gray, który przestrzega przed rezygnacją z liberalizmu społecznego, jednak pod względem ekonomicznym postuluje by państwa znowu wzięły sprawy w swoje ręce. Dodatkowym głosem jest Martin Schulz z PE, który narzeka na to, iż ekonomia dyktuje warunki polityce, a ze strony ortodoksyjnie wolnorynkowej Arnulf Baring, który radził właśnie takie dostosowywanie. Dodatkowo rozważę związki między liberalizmem społecznym i wolnym rynkiem.
SUMMARY
The main topic of my article is the quarrel between philosophers and economists, who perceive economy as a science, which provides us with rules, we better obey for our sake, and those who remind us that a vision of global economy as self-regulating system wasn’t present in works of economists before the era of Manchester liberalism in 1830s. I had decided to quote a French economist and philosopher Guy Sorman, the author of ‘Economy does not lie’ on one hand, and the ex-Thatcherist John Gray, who believes that economy should be regulated by governments. I also try to fit views of Martin Shulz, chairman of the EP, who thinks that economy should more listen to politics, and Arnulf Baring, a German banker and economist who is of an opposite opinion. I also tried to compare the concept of a free market with social and ethical progressive liberalism, that demand more action from governments.
BIBLIOGRAFIA:
- Baring A. 2002. Czy Niemcom się uda? Pożegnanie złudzeń. Wrocław Wyd. Dolnośląskie
- Gray J. 1994. Liberalizm. Kraków Znak.
- Gray J. 2014. Fałszywy świt. Urojenia globalnego kapitalizmu, Wrocław Wektory.
- Lubbe A. 1994. Dominacja i współzależność. Ekonomiczne podstawy Pax Britannica i Pax Americana. Warszawa PWN.
- Mill J.S. 1959. Utylitaryzm. O wolności. Warszawa PWN.
- Schulz M. 2014. Skrępowany olbrzym; ostatnia szansa Europy. Warszawa Muza.
- Sorman G. 2009. Ekonomia nie kłamie. Kraków Prószyński i S-ka.
Zawsze pasjonowało mnie poznawanie rynku kapitałowego, bo to jest miejsce, gdzie ogniskuje się cały współczesny kapitalizm i to, że wielu humanistów od niego stroni, uważam za błędne i irracjonalne. Właśnie na jego podstawie i własnego doświadczenia z poznawania korporatyzmu od środka, twierdzę, że różnica pomiędzy humanistą popierającym neoliberalizm i tym, który jest wobec niego krytyczny, opiera się jedynie na wiedzy praktycznej. Apologeta neoliberalizmu po dokładniejszym poznaniu mechanizmów rynkowych zawsze się zmienia. A dokładniejsze poznanie nie opiera się o zapraszanie na wykłady i konsultacje. I tyle w kwestii Sormana.
Sorman nie jest fanatycznym neoliberałem tylko obrońca podstawowych tez neolib. Po fanatycznych neolib jak Milton F nawet nie siegam szkoda czasu, tak samo jak szkoda czasu na nudną i niewiele wnosząca cegłę Piketty’ego z drugiej strony, lepszy z keynesitów jest Krugman
Fakt, nie jest fanatykiem. Trochę jednak buja w obłokach. Zgoda co do Krugmana, szersze widzenie.
Sorman przede wszystkim krytykuje etatyzm, i podkreśla konieczność skrętu w prawo w latach 90. W dużym stopniu wpsiera się na badaniach Gary’ego Beckera, nie odlatuje jak niektorzy monetaryści. Pisze glównie o społecznych skutkach ekonomii nie o rynkach
za specjalistyczne jak dla mnie -bryk tego streszczenia by sie przydał
jest streszczenie na dole przecież
Na pewno doświadczamy teraz pewnych przewartościowań i szybkich zmian w globalnej ekonomii. Tak szybkich, że ugruntowana myśl ekonomiczna i nawet ekonometryczne modele mogą za tym wszystkim nie nadążać.
A może koniec końców ta odwieczna i w sumie trochę dogmatyczna dyskusja pt więcej/mniej rynku/państwa nie dotyka już dziś sedna sprawy jak kiedyś?
Kwestia mobilności też jest ciekawa, bo doświadczamy dziś też mobilności bez mobilności czyli dużego ruchu w kierunku pracy zdalnej w niektórych branżach. Ta mobilność zupełnie czasem ignoruje granice państw. I teraz odwrotnie – w miarę jak lokalizacja fizyczna przestaje być istotna, rośnie mobilność fizyczna bo możemy być gdziekolwiek. Ciekawy jest model, w którym państwa konkurują z sobą o wartościową i wysoce mobilną siłę roboczą warunkami życia, podatkami, infastrukturą itp.
„…Ciekawy jest model, w którym państwa konkurują z sobą o wartościową i wysoce mobilną siłę roboczą warunkami życia, podatkami, infastrukturą itp…” to nie model lecz rzeczywistość nazywa się drenaż mózgów