Wiosna staje się stara i widać już nadchodzące lato. Nad rowerowymi trasami dominują wybujałe trawy, nie ścięte jeszcze szczęśliwie w czasach uważanych nie do końca słusznie za „wzrost świadomości ekologicznej”. Mam nadzieję, że radość płynącą z wybujałej, nie ściętej jeszcze natury podzielaliby też wielcy romantycy, uwielbiający się zagubić wśród krętych ścieżek wiodących przez las, czy też park stworzony na podobieństwo lasu.
Z nadchodzeniem lata wiąże się też smutna dla wszystkich melomanów wiadomość. Oto kończą się sezony filharmoniczne i na dwa miesiące nastaje cisza koncertowa. Oczywiście są różne letnie festiwale, ale wsłuchując się w „muzyczną codzienność” Narodowego Forum Muzyki we Wrocławiu coraz częściej mam wrażenie, że wiele letnich festiwali nie zbliża się tak blisko do sedna muzyki, jakiego uchyla nam sezon koncertowy w ważnym ośrodku filharmonicznym. Do tego, jak na złość, końcówka sezonu w NFM jest tym razem naprawdę wybitna. Chyba wszystkie koncerty na których byłem w czerwcu zapewniły mi wysokiej próby doznania estetyczne, jak i skłoniły mnie do myślenia.
Radosław Pujanek / fot. Łukasz Rajchert
Nie inaczej było 14 czerwca, kiedy formacja muzyków rodzimych i zaproszonych zaprezentowała nam utwory Dvořáka i Schönberga. Wystąpili: Agata Szymczewska – skrzypce, Radosław Pujanek – skrzypce, Volodia Mykytka – altówka, Andriy Viytovich – altówka, Adam Krzeszowiec – wiolonczela i Monika Leskovar – wiolonczela. Radosław Pujanek to koncertmistrz Wrocławskich Filharmoników. Altowioliści należeli do ścisłej światowej czołówki, co było słychać w każdej ich frazie. Agata Szymczewska to znana solistka, laureatka licznych nagród, gra na skrzypcach Nicola Gagliano (1755) użyczonych jej za sprawą A.-S. Mutter. Wiolonczeliści również nie odstawali od tego wybornego smyczkowego składu. Doświadczenie i talenty grających w sekstecie muzyków było słychać przez cały czas trwania koncertu. Muzycy grali z dużym zaangażowaniem, z finezją w detalach, ale i ogromną ekspresją w eksponowaniu swoich fraz. Choć nie tworzą stałego zespołu kameralnego, większość znanych mi sekstetów smyczkowych mogłaby tylko pozazdrościć im zgrania i wzajemnego zasłuchania.
W tak świetnym wykonaniu pełen pasji i pięknych melodii Sekstet smyczkowy A-dur op. 48 Antonína Dvořáka (1841–1904) musi zalśnić. Czeski romantyk z łatwością przeniósł nas w swój świat zapełniony barwnymi obrazami stylizowanych ludowych tańców i pełnych wzburzenia uczuć. Romantyczne zapamiętanie Dvořáka jest jedyne w swoim rodzaju. Silne, jaskrawe, wręcz dzikie, ale jednocześnie niemal zawsze pełne ciepła i wewnętrznej pogody ducha. Dvořák jest pokrewny Brahmsowi (który zresztą sekstet A-dur wielce cenił), lecz u Brahmsa mrok zgęstniałej zadumy bywa niekiedy naprawdę czarny i gęsty. U Dvořáka ta czerń zawsze jest rozjaśniona humanizmem, radością istnienia lub – w najmroczniejszych chwilach – lirycznym jakby współczuciem. Op. 48 ma do w sobie też jakby dalekie echo concerto grosso. Ciężko posądzać Dvořáka o neobarok, ale są momenty, gdy pojawiają się w tym utworze jakby koncertujące grupy instrumentów, oparte na bogato zdobionych, kapryśnych i kontrastowych frazach. Wykonawcy odnaleźli się w tym pełnym wirtuozerii, efektownym świecie znakomicie.
Verklärte Nacht op. 4 Arnolda Schönberga (1874–1951) to jedno z najlepszych dzieł z wczesnego okresu twórczości kompozytora. Nie ma tu jeszcze dodekafonizmu, jest za to romantyzm przeradzający się w symbolizm i ekspresjonizm. Mamy tu echa niekończącej się melodii Wagnera, może też cień Debussy’ego umiejącego eksponować sam surowiec barwy i dźwięku. Piękne są chiaroscuro tłusto kładzionych dźwięk wiolonczel i ich nagłe rozjaśnianie zrywającymi się do lotu, pełnymi śmiałej kaligrafii dźwiękami skrzypiec. Lubię świat wczesnych dodekafonistów. System tonalny gnie się u nich, nabrzmiewa, ulega niemal rozerwaniu. To ciągłe napięcie jest tym bardziej atrakcyjne dla nas dzisiaj, gdyż wiemy, co było później z językiem muzycznym Schönberga i jego uczniów – Berga i Weberna. Cała muzyczna rewolucja już drzemie w ich romantycznej młodości. Wykonawcy w NFM zwrócili jednak uwagę przede wszystkim na bogactwo rysunku i narracyjność Verklärte Nacht. Ujrzeliśmy całą literacką osnowę dzieła.
Jak podaje w książeczce koncertowej Krzysztof Komarnicki, a co pozwalam sobie przytoczyć, bo ileż razy można szukać własnych słów dla przedstawienia tej informacji: „Przemieniona noc Richarda Dehmela to autobiograficzny poemat opisujący spacer dwojga zakochanych w księżycową, gwiaździstą noc. Kobieta wyznaje mężczyźnie, że spodziewa się dziecka innego. Jest gotowa ponieść wszelkie konsekwencje, ale jej partner akceptuje sytuację, nie wyrzeka się miłości, obiecuje wychować dziecko, nalega też, by kobieta zostawiła za sobą wszelkie wątpliwości i niepokoje. Oboje w spokoju kontemplują piękno pogodnej nocy.”
Mamy zatem humanistyczną scenę przebaczenia i miłości, nieco melodramatyczną. Jednakże kluczem dla zrozumienia dzieła Schönberga jest owo spojrzenie w rozgwieżdżoną noc. Te gwiazdy na wielkim, płaskorzeźbionym firmamencie przywodzą na myśl noc i gwiazdy z obrazów van Gogha. Sceneria jest romantyczna, ale wchodzi już w nowoczesność. Spojrzeniu w gwiaździsty mrok towarzyszy głęboka psychologizacja i przenikanie się bezkresu makroświata odsłoniętego przez noc kosmosu z mikrokosmosem ludzkiego losu. Obu światom towarzyszy pewna alienacja i odrzucenie jej poprzez otwarcie się, zrozumienie.