Przedostatni dzień (20.05.23) festiwalu Musica Electronica Nova przyniósł mi wiele muzycznych odkryć. Tym razem forum muzyki elektroakustycznej Akusma odwiedziło dwa kraje – Turcję i Niemcy. Na koniec dnia mieliśmy też koncert z Wrocławskimi Filharmonikami, który odbył się oczywiście w największej sali NFM, podczas gdy większość koncertów MEN odbywała się w stosunkowo niewielkiej Sali Czarnej.
Zaczęło się zatem od Akusmy Tureckiej w Sali Czarnej. Usłyszeliśmy następujące dzieła:
Eda Er Future Race (2016)
Engin Dağlık I’ve (Found) some (Objects) (2018)
Fulya Uçanok Assembly (2017)
Gökalp Kanatsız Medicus Part II (2017)
Gökçe Uygun k.e.m. (2020) *
Uğurcan Öztekin Visions of Z III (2018) *
Güneş Bozkır (de)generation (2018) *
Te z gwiazdkami zaprezentowane były wrocławskich słuchaczom premierowo. Kuratorem koncertu był Güneş Bozkır.
W tytule tej recenzji napisałem o tureckich konkretach w nawiązaniu do muzyki konkretnej, bazującej na zjawiskach dźwiękowych zaczerpniętych z otaczającej nas rzeczywistości. Już na wcześniejszych koncertach słyszeliśmy zacytowane i mniej lub bardziej przetworzone dźwięki rozmaitych przestrzeni, urządzeń czy zbiorowisk ludzkich. Odniosłem jednak wrażenie, że turecki blok programowy przyniósł uczestnikom Musica Electronica Nova najwięcej dźwięków bazujących na zarejestrowanych i istniejących obiektach. Powodowało to dużą ilość emocji w tej muzyce. Słuchając tureckich kompozytorów miałem wrażenie, że tworzą muzykę pełną pasji, zaangażowaną i na swój sposób romantycznie błyskotliwą.
Całość koncerty wieńczyło dzieło Güneşa Bozkıra ukazujące istotę ludzką jako w pełni kontrolowaną przez otoczenie. W przeciwieństwie do pozostałych twórców kurator koncertu posłużył się rozbudowaną warstwą filmową i dość minimalistyczną muzyką okraszoną komentarzem słownym.
Eda Er, kompozytorka ze Stambułu, w swoim Future Race nawiązała do słów pisarza i poety Khalila Gibrana:
Jeśli w myślach musisz mierzyć czas porami roku, niech każda z nich otacza wszystkie inne, I niech dziś wspomnieniem ogarnie przeszłość, a tęsknotą przyszłość.
I rzeczywiście powstał z tego rozbudowany, wielowymiarowy fresk pełen reporterskich niemal cytatów dźwiękowych, stanowiący świetny wstęp do świata tureckiej elektroakustycznej wyobraźni.
I’ve (Found) some (Objects) Engina Dağlıka wypływał z centralnej w muzyce konkretnej fascynacji przestrzenią danego miejsca, próbą odnalezienia w niej swoistych mikrozdarzeń, zmultiplikowania ich oraz wzmocnienia.
Fulya Uçanok w Assembly zbudował wciągający świat dźwiękowy wychodząc od ewolucji drobnych elementów i narastania ich w przestrzeni. Gökalp Kanatsız w Medicus Part II utkał dywan z misternego kolażu nagranych dźwięków, przywodząc na myśl mistrzów francuskiej szkoły muzyki elektroakustycznej.
Bardzo spodobała mi się turecka Acusma. Na tle innych, w większości znakomitych, koncertów wyróżniała się pasją, zaangażowaniem i ekspresją.
Równie wspaniała była Acusma niemiecka, choć oczywiście w inny sposób. Prym w niej wiodło dwoje wirtuozów – Sebastian Berweck grający na Minimoog oraz Dorit Chrysler na thereminie, zbudowanym zresztą też przez firmę Moog.
Jak podkreśliła Bettina Wackernagel, kuratorka koncertu, ten blok Akusmy był niemiecki tylko ze względu na wykonawców, bowiem wśród kompozytorów nie zabrakło przedstawicieli innych krajów. Do tego była to feministyczna plejada kompozytorek. Usłyszeliśmy następujące dzieła:
Annesley Black hurry up the machine. I HAVE STRUCK A BIG BONANZA na Minimoog (2022)
Dorit Chrysler Calder Plays Theremin na theremin (2023)
Svetlana Maraš Scherzo per oscillatori na Minimoog (2022)
Dorit Chrysler Fracture 22 na theremin i Minimoog (2022)
Misha Cvijović Iktsuarpok na Minimoog i audio track (2021)
Koncert był nie tylko hołdem dla marginalizowanych w dawniejszych czasach komponujących kobiet (z których promowana ostatnio mocno Clara Schumann niestety nie nadaje się na ikonę herstorycznego renesansu) ale również spojrzeniem w historię elektronicznego i elektrycznego dźwięku, stąd taki a nie inny aparat wykonawczy.
Koncert zaczął się od kompozycji Annesley Black zatytułowanej hurry up the machine. I HAVE STRUCK A BIG BONANZA na Minimoog (2022). Tytuł utworu nawiązywał do telegraficznej wiadomości wysłanej przez Thomasa A. Edisona 13 września 1878 roku do Williama Wallace’a, informującej o postępach w pracy nad żarówką. Utwór w bardzo ciekawy sposób ukazywał gdacząco – stukającą „mowę” telegrafu, budując na bazie mocnych i addycyjnych dźwięków laboratorium odkrywcy, jakim bez wątpienia był Edison. Sebastian Berweck olśnił mnie wręcz niebywałą wirtuozerią na minimoogu, czyniąc z dźwięków często celowo topornych i brutalnych prawdziwe arcydzieło elektronicznej kameralistyki.
W utworze Dorit Chrysler Calder Plays Theremin na theremin wirtuozerka tego instrumentu (będące jednocześnie kompozytorką tego dzieła) ukazała bogactwo i piękno tego niemal zapomnianego wynalazku. Utwór został zamówiony przez The Museum of Modern Art w Nowym Jorku dla uczczenia postaci Alexandra Caldera – amerykańskiego rzeźbiarza, członka grupy Abstraction-Création, a zarazem jednego z głównych przedstawicieli sztuki kinetycznej. Trzeba przyznać, że mało który instrument nadaje się równie wspaniale do oddania świata rzeźbiarskich brył jak theremin. Urządzenie zostało opracowane przez rosyjskiego inżyniera Lwa Termena w latach dwudziestych minionego stulecia. Było to urządzenie monofoniczne wykorzystujące do tworzenia dźwięku zaburzenia elektromagnetyczne spowodowane obecnością dłoni muzyka między antenami instrumentu. Termen w 1928 roku uzyskał amerykański patent na to urządzenie i później, już w USA, Robert Moog opracował tranzystorową wersję theremina. Urządzenie nie popadło w całkowite zapomnienie, pojawiało się w muzyce filmowej, interesowały się nim zespoły rockowe i popowe, wreszcie do dziś do niego i do jego rozwijanych przez siebie wersji powraca największa chyba gwiazda muzyki elektronicznej Jean Michel Jarre. Najbardziej znanym w muzyce klasycznej potomkiem thereminu są fale Martenota, również wykorzystujące do generowania i modulowania dźwięku ruch ludzkiego ciała w polu generowanym przez sam instrument.
Utwór Dorit Chrysler okazał się być bardzo tonalnym i pełnym neoromantycznych zwrotów obrazem. Myślę, że nie przestraszyłaby się go osoba unikająca jak ognia muzyki nowej, a rozmiłowana na przykład w twórczości filmowej Vangelisa. Mimo to wspaniałe współbrzmienia, cudowne glissanda i wirtuozeria wykonawczyni sprawiły, że słuchało się tego dzieła z ogromną przyjemnością.
Kulminacją koncertu było dla mnie Fracture 22 na theremin i Minimoog Dorit Chrysler, gdzie nie było już tej nieco zbyt łatwej estetyki, był natomiast wspaniały dialog między instrumentami w rękach wirtuozów. Muzyczne, dźwiękowe i przestrzenne przetworzenia robiły ogromne wrażenie, nie ulega dla mnie wątpliwości, że mieliśmy do czynienia z poruszającym arcydziełem.
Ostatni koncert tego dnia odbył się w Sali Głównej NFM, gdzie siły elektroakustyczne zyskały potężne wsparcie w postaci Wrocławskich Filharmoników pod batutą Vincenta Kozlovsky’ego.
Program tego koncertu wyglądał następująco:
Krzysztof Wołek SPIN na orkiestrę symfoniczną i live electronics (2017)
Sebastian Rivas Esodo infinito. La scomparsa delle lucciole na orkiestrę symfoniczną i elektronikę (2015/2016)
Daniele Ghisi On and on and on and on and on and Finally na orkiestrę symfoniczną i live electronics (2022/2023) *
Fausto Romitelli Trash TV Trance na gitarę elektryczną solo (2002)
Fausto Romitelli Dead City Radio. Audiodrome na orkiestrę symfoniczną (2003)
Wykonawcami zaś byli:
Vincent Kozlovsky – dyrygent
Kobe Van Cauwenberghe – gitara elektryczna
Tempo Reale (Francesco Canavese, Damiano Meacci), Krzysztof Wołek, Daniele Ghisi, Sebastian Rivas – live electronics
NFM Filharmonia Wrocławska
Choć za współpracą elektroniki z orkiestrą kryły się ambitne zamierzenia, tym razem moim zdaniem powstały w większości dość do siebie podobne struktury szmerowo – dźwiękowe. Elementy celowych, przesterowanych trzasków pojawiły się w dwóch dziełach opartych na zupełnie innych ogólnych planach i pomysłach, poza tym dźwięki często się zlewały i zapętlanie przestrzeni, tak wspaniałe u Sikory, czy wielu elektroakustyków szkoły francuskiej, gdy ci pracują z orkiestrą, tu było słabo obecne. Na tle solidnej, ale nie porywającej całości tego koncertu wyróżniał się świetny On and on and on and on and on and Finally na orkiestrę symfoniczną i live electronics Daniele’a Ghisi, budujący świat od melodyjnych, ostinatowych pasaży, po pełne ekspresji noisowe kulminacje i aż do powrotu do tematu głównego, na wzór klasycznej symfonii. Przesłaniem literackim dzieła był hałas jako element muzyki, dojrzewania człowieka i jego ekspresji. Daniele Ghisi, który był parę dni wcześniej kuratorem Akusmy Włoskiej i zaciekawił mnie tam swoimi bardziej kameralnymi utworami, i tym razem wywarł na mnie ogromne wrażenie.
Na tle zbyt jednorodnych ogniw tego koncertu pozytywnie wyróżnił się Kobe Van Cauwenberghe grający na gitarze elektrycznej wirtuozowską kompozycję Fausto Romitelli Trash TV Trance na gitarę elektryczną solo. Również wieńczący koncert utwór Dead City Radio. Audiodrome na orkiestrę symfoniczną tegoż kompozytora był całkiem ciekawy, choć po koncercie wyszedłem całkowicie zdobyty przez sztukę Daniele Ghisi.