Bywają arcydzieła które wiele tracą na szczęśliwym fakcie. Jak to możliwe, że pomyślne zdarzenie może odebrać należną sławę doskonałym kompozycjom? Odpowiedź jest prosta. Takie wczesne arcydzieła mają pecha związanego z tym, że ich twórca nadal się rozwijał i dokonywał rzeczy niemożliwej. Do dzieł najdoskonalszych dodawał te jeszcze doskonalsze…
Ta refleksja dotyczy Beethovena i jego wczesnych kwartetów z opusu 18. Niektórzy zresztą twierdzą nawet, że Beethoven pobił sam siebie dwukrotnie. Wpierw nad dziełami wczesnymi postawił te z dojrzałego okresu, takie jak choćby sławna V Symfonia. Później jednak był jeszcze późny Beethoven, a co za tym idzie IX Symfonia. Można jednak mieć spore wątpliwości, czy dojrzałe sonaty fortepianowe i symfonie zasługują na to, by żyć w cieniu ich późnych sióstr. Taki wątpliwości jednak nie ma, gdy chodzi o późne kwartety smyczkowe. Są to najbardziej tajemnicze i wykraczające w nieznaną nam jeszcze przyszłość kompozycje. Jeśli ludzie wrócą do muzyki klasycznej odwracając się od czegoś, co niektórzy nazywają „muzyką rytmiczną” dowiemy się zapewne w XXIII lub XXIV wieku co Beethoven miał na myśli, gdy komponował swoje ostatnie kwartety. Zatem opusowi 18 przypadła szczególnie niewdzięczna rola życia w cieniu twórczości kosmicznej i przenoszącej nas daleko w czasie.
A jednak znakomity polski Meccore String Quartet, należący do światowej czołówki tego typu zespołów, udowodnił, że również wczesnych kwartetów Beethovena nie można ot tak skazywać na życie w cieniu tych, które powstały 20 lat później z myślą o następnych stuleciach, tych, których żadna i żaden z nas już nie dożyje (i może w ogóle nikt, jeśli „muzyka rytmiczna” wygra ostatecznie z tą bez bębnów – co ciekawe, to właśnie Beethoven wprowadził prawomocnie perkusję do orkiestry symfonicznej, wcześniej to była bardzo jej rola). Zły jestem jak osa, że rynek fonograficzny umiera, że spada sprzedaż CD na rzecz ozdobnych winyli (wielu je ma bez gramofonów…) i nie sięgających wielu ważnych wykonań plików w sieci. Zobaczmy więc co Kwartet Meccore ostatnio nagrywał. Niestety, nie ma tego ostatnio wiele, jedną z nowszych polecanych płyt jest Grieg dla MDG, którego nabyłem na ostatnim NFMowym koncercie tych muzyków, rok czy dwa przed Covidem. Tym bardziej ucieszyło mnie, że podczas koncertowania kwartetu w Sali Kameralnej NFM (16.03.23) ustawione były mikrofony i to z wielkim pietyzmem, nie tak archiwizacyjnie. Będzie więc nagranie, mam nadzieję, że nie tylko w postaci streamingu czy plików.
A jak grali? Otóż każdy kwartet zaczynał się zaskakująco. Początkowy temat był zaprezentowany delikatnie, niemal ekstrawagancko. Przyzwyczaiłem się do tego, że op. 18 gra się tak, żeby obudzić niepewnych. Tymczasem w przypadku Meccore dynamika i ekspresja utworów narastała w trakcie, tym bardziej zaskakując. Choć muzycy dowiedli, że już w tych stosunkowo wczesnych dziełach Beethoven nie spłacał już żadnych długów wobec Haydna i Mozarta, to jednak pewna gra ze słuchaczem, tak charakterystyczna dla Haydna pełniła pewną rolę w wykonaniach.
Jednak, oprócz tego, interpretacje kwartetu Meccore zachwycały teatralnością, malowniczością i architektoniczną tektoniką, tak wyjątkową i unikalną, tak bardzo Beethovenowską. Nie był to już wczesny twórca, ani wczesne dzieła, lecz odważna podróż w przyszłość muzyki. Wczesnego Beethovena, o ile w ogóle istniał, trzeba szukać jeszcze w Bonn, gdy był dzieckiem. No chyba, że Meccore zajmą się też tym okresem i odbiorą autorowi muzyki naszych wieków całe dzieciństwo dowodząc, że Beethoven zawsze był w pełni sobą i nie musiał już się doskonalić, bo doskonały był zawsze.
Był to cudowny koncert. Polecam gorąco płyty i koncerty Kwartetu Meccore, z nadzieją, że tych pierwszych będzie więcej, no i że powstanie płyta z op. 18. Zdziwi was ogromna ekspresja tych dzieł, głębia obrazów i śmiałość konstrukcji.