Żołnierze Wyklęci

1 marca obchodzony jest w Polsce Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych, ustanowiony w 2011 roku świętem państwowym. Tego dnia przedstawiciele różnych organizacji, weterani, mieszkańcy miast – gromadzą się na marszach, w kościołach, pod pomnikami – by uczcić pewien zbiór ludzi, których działania określa się zazwyczaj publicznie ogólnymi, pozytywnymi hasłami. Oficjalnie mówi się, że święto to jest uczczeniem pamięci żołnierzy, którzy walczyli z sowiecką okupacją, pod którą Polska znalazła się na skutek II wojny światowej. Kult Żołnierzy Wyklętych ma jednak bardziej konkretne znaczenie – o którym przedstawiciele państwowi czy organizatorzy zgromadzeń, wprost nie wspominają podczas obchodów.

Określenie Żołnierze Wyklęci (wymyślone przez ekonomistę Leszka Żebrowskiego) po raz pierwszy oficjalnie zostało użyte w 1993 roku przez stowarzyszenie nazywane Ligą Republikańską, kiedy to zorganizowano w Warszawie wystawę zatytułowaną „Żołnierze Wyklęci – antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944 r.”. Jak tłumaczył Grzegorz Wąsowski – jeden z twórców wystawy i były członek Ligi Republikańskiej, żołnierze ci byli „wyklęci” ponieważ po upadku komunizmu podmioty opiniotwórcze – czyli władze, media itp. – nie starały się przywrócić odpowiedniej pamięci o nich, do świadomości społecznej. Tak więc żołnierzy tych postanowiono przedstawiać jako podwójne ofiary – najpierw sowieckiego terroru a potem milczenia panującego już po upadku komunizmu.

Według oficjalnych komunikatów, termin Żołnierze Wyklęci miał odnosić się do ogółu żołnierzy walczących z komunistami po zajęciu Polski przez Związek Sowiecki. Pierwotnym więc skutkiem wypromowania go – i najprawdopodobniej zakładanym celem jego twórców – jest wrzucenie do jednego zbioru i traktowanie jako jedności, wszystkich antykomunistycznych partyzantów działających wtedy w Polsce. Rozmywa się w ten sposób wiele dotyczących ich kwestii: idee jakimi się kierowali, ich cele, wizję Polski o jaką walczyli, działania których się podejmowali – wraz z etyczną ich oceną. Do jednej grupy wrzucono zarówno tych, którzy rzeczywiście chcieli żyć w wolnym i demokratycznym kraju, jak i członków Narodowych Siły Zbrojnych oraz Narodowego Zjednoczenia Wojskowego – którzy marzyli o nacjonalistycznym państwie katolickim i którzy mordowali niczemu winnych obywateli polskich, niepasujących do tej wizji. Tym samym zaczęto zacierać granicę pomiędzy walczącymi o wolność i zbrodniarzami – po to by na ideach tych pierwszych, przepchnąć kult tych drugich.

W istocie więc, beneficjentem funkcjonowania tego terminu są członkowie organizacji partyzanckich o katolickim charakterze (najczęściej NSZ – które, podobnie jak NZW, były organizacją narodowo-katolicką, czerpiąca swoją formę polityczną m.in. z przedwojennego ONR). To oni najczęściej są nazywani Żołnierzami Wyklętymi i jako tacy są gloryfikowani.

Trudno oczekiwać innych intencji związanych z kultem Żołnierzy Wyklętych, jeżeli weźmie się pod uwagę działalność Leszka Żebrowskiego – promotora historii „narodowych” organizacji zbrojnych – NSZ, NOW i NZW – oraz samą Ligę Republikańską, która była organizacją odwołującą się również do katolicyzmu. Jej deklaracja stanowiła, m.in. że: „Nierozłącznym elementem polskiej tradycji jest katolicyzm. Kościół jako część narodowej przeszłości pozwala jednostce nawet przy zagubieniu przez nią kontaktu z sacrum na trwanie w świecie niezmiennych wartości”. Deklaracja więc w pewien sposób utożsamia polskość z katolicyzmem czym skłania się w kierunku idei państwa katolickiego. Polska jakiej chciała Liga Republikańska, mogłaby być więc docelowo podobna do państwa, jakiego chciały NSZ i NZW (a przed wojną ONR czy PPP – później reaktywowane jako POF) – gdzie nazywana była Katolickim Państwem Polskim, Katolickim Państwem Narodu Polskiego czy Wielką Polską.

Sam Kościół Katolicki stał się zresztą jednym z czołowych promotorów kultu Żołnierzy Wyklętych. Jeżeli mówi się o nich z zaangażowaniem, w duchu rzeczywistego poparcia i utożsamiania się z nimi – to w mediach katolickich, na katolickich marszach, w katolickich kazaniach (jak np. homilia ks. bp. Jerzego Mazura wygłoszona podczas pogrzebu żołnierzy NZW w Orłowie, 15 lutego 2014 r.).

Promocja Żołnierzy Wyklętych nie stanowi odkłamywania historii – jak twierdzą ludzie związani z ich kultem – ale jest dalszym jej przekłamywaniem, tyle że na modłę katolicką a nie komunistyczną. Odkłamywanie historii polega na rzetelnym przedstawianiu faktów, z użyciem terminów ściśle definiujących historyczne desygnaty. Nie jest na pewno odkłamywaniem dorabianie dodatkowych pojęć, których celem jest mieszanie niezwiązanych, czy nawet przeciwnych sobie ludzi i idei. Zwłaszcza pojęć stworzonych na rzecz peryferyjnej drogi perswazji – niejasnych, odwołujących się do emocji, mitologizujących rzeczywistość.

Stosowanie w debacie publicznej takiego określenia jak Żołnierze Wyklęci jest manipulacją, stworzoną na cele historycznego rewizjonizmu. Jest podobnym narzędziem, jak stosowane w propagandzie komunistycznej etykiety w postaci „bandytów” i „zaplutych karłów reakcji”, które przyczepiano wszystkim antykomunistycznym działaczom. Podobne formy manipulacji nie są zresztą ani nowe, ani rzadkie. Arystoteles wskazał, że na skuteczność retoryki ważny wpływ mają fakty – na które argumentujący nie ma bezpośredniego wpływu. Przedstawił więc możliwości obejścia tego problemu (atechnoi). Rzymski mówca, filozof, prawnik – Marcus Tullius Cicero, rozwinął myśl Arystotelesa, formując technikę, którą obecnie nazywa się perswazją wstępną – a która stosowana jest powszechnie m.in. przez obrońców w sądach. Ma ona na celu wpoić odbiorcy, co powinien wiedzieć i uznawać za oczywiste, dobrać definicje, wygodnie sformułować problem, odpowiednio zarządzić wiarygodnością – tworząc warunki dla perswazji właściwej. Żołnierze Wyklęci są właśnie tego rodzaju kreacją.

Mówi się, że istotą kultu Żołnierzy Wyklętych ma być ich walka z komunizmem. Dość rzadko jednak się wspomina, że w katolickiej retoryce „komunistami” określa się często nie tylko faktycznych komunistów, ale po prostu ludzi wyraźnie niepodzielających katolickich poglądów lub wywodzących się z pewnych grup etnicznych – a szczególnie zadeklarowanych liberałów, demokratów, lewicowców, ateistów, wyznawców prawosławia, ludzi o żydowskim, białoruskim, rosyjskim lub ukraińskim pochodzeniu. Na przykład w wywiadzie dla „Naszego Dziennika” w 2012 roku, kard. Stanisław Nagy stwierdza, że „komunizm nie zginął, ale przedzierzgnął się w inteligencką ideologię nazywaną liberalizmem”. Bp Pieronek w wywiadzie dla tygodnika „Newsweek” w 2013 roku utożsamia wszystkich ateistów z komunistami stwierdzając, że ateiści w Polsce nie powinni mieć głosu, bo już kilkadziesiąt lat rządzili, doprowadzając Europę do ruiny. Ks. Marek Dziewiecki w artykule Ateizm, czyli urojona wizja człowieka, sugeruje że wszyscy ateiści powinni przepraszać za komunistyczne zbrodnie.

Takie „etykietowanie” pozwala przedstawiać niegroźne, niezwiązane ze sobą osoby, jako zorganizowane, poważne zagrożenie – a za tym, umożliwia zachęcanie do walki z nimi i usprawiedliwianie wszelkich krzywd im wyrządzonych. Każdy bowiem atak, stanie się tym samym „obroną” – siebie, państwa, wolności. Strona katolicka etykietowała swoją opozycję „komunizmem” nie tylko w Polsce. Bardzo wyraźne było to na przykład w Hiszpanii w czasach rządów Franco.

Zjawisko to było też jednym z motywów zbrodni dokonywanych przez Żołnierzy Wyklętych oraz jest nieodłączną częścią ich obecnego kultu. Dokument IPN – Informacja o ustaleniach końcowych śledztwa S 28/02/Zi w sprawie pozbawienia życia 79 osób – mieszkańców powiatu Bielsk Podlaski w tym 30 osób tzw. furmanów w lesie koło Puchał Starych, dokonanych w okresie od dnia 29 stycznia 1946r. do dnia 2 lutego 1946 – zaznacza:„Nie sposób podejrzewać dzieci i starców, którzy zginęli przy pacyfikacji o współpracę z komunistami. Należy zatem uznać, że przyjęcie tezy o sprzyjaniu komunistom znajdowało tylko oparcie w ogólnym i upowszechnionym wówczas stereotypie, iż osoby deklarujące swoją narodowość jako białoruską mają przekonania komunistyczne, częściej w odróżnieniu od Polaków zapisują się do PPR i pełnią służbę w organach bezpieczeństwa.”

Wspomniany dokument zawiera też dość obrazowy opis zbrodni dokonanych przez tych, których określa się mianem Żołnierzy Wyklętych – w tym wypadku NZW. „Wieczorem 1 lutego 1946 r. odbyła się odprawa dowódców plutonów. Kpt. Rajs przydzielił dowódcom zadania zniszczenia po jednej ze wsi: Zanie, Szpaki, Końcowizna. Wymienione wsie były w przeważającej części zamieszkałe przez ludność wyznania prawosławnego. […] W godzinach wieczornych do wsi Szpaki wkroczył pluton pod dowództwem „Wiarusa”. Żołnierze zaczęli podpalać zbudowania i strzelać do mieszkańców. Śmierć od kul lub w płomieniach oraz od odniesionych od tego ran poniosło 7 osób. […] W jednym z domów dokonano gwałtu na kobiecie (zeznanie k. 1939 ). Wymieniona poddała się napastnikom, gdyż wcześniej Maria Pietruczuk (18 lat), która stawiała opór napastnikom została postrzelona w okolicy klatki piersiowej i pleców. Zmarła w wyniku odniesionych ran w dniu 6.02.1946 r. w szpitalu w Bielsku. […] Drugi pluton, dowodzony przez „Bitnego” po przybyciu do Zań zajął następujące pozycje. Z jednej strony wieś została otoczona przez drużynę „Gołębia”, a z drugiej – przez drużynę „Szczygła”. Trzecia drużyna pod dowództwem „Ładunka” weszła do wsi, gdzie zaczęto podpalać poszczególne zabudowania. Nie podkładano ognia pod domy należące do osób wyznania katolickiego, jak też nie podpalano zabudowań tych prawosławnych, którzy zamieszkiwali w bezpośrednim pobliżu gospodarstw, należących do rodzin katolickich (według zeznań świadków wówczas w Zaniach mieszkały 4 rodziny katolickie). Mieszkańców, którzy usiłowali wydostać się z płonących domów zapędzano z powrotem lub strzelano do ludzi wybiegających z palących się budynków i próbujących uciec ze wsi. Przed oddaniem strzałów niektórych mieszkańców pytano o narodowość i wyznanie.”

Tak w bardziej szczegółowym ujęciu wyglądały działania, które obecnie w ramach kultu Żołnierzy Wyklętych są przedstawiane jako „bohaterska walka z komunizmem” i „walka o wolną Polskę”. Tego rodzaju akcje przeprowadzano w wielu wsiach. W niektórych wypadkach żołnierze próbowali grożąc śmiercią, zmusić swoje ofiary do przyjęcia katolicyzmu – np. akcja NZW we wsi Drochlin. Podobną działalność, aczkolwiek skupioną bardziej na likwidowaniu ludzi o żydowskim pochodzeniu – prowadziły NSZ. Przykładem może być tu mord na ludności żydowskiej w Przedborzu. Ponadto sporo osób – w tym działaczy Armii Krajowej – wyłącznie za takie pochodzenie czy liberalne poglądy, trafiło na listy proskrypcyjne NSZ.

Promocja Żołnierzy Wyklętych, ich kult – stanowią tym samym pośrednie szerzenie nienawiści. Sugerowanie, że jacyś ludzie są dobrzy, że są bohaterami i patriotami, ponieważ zabijali (m.in.) za samą odmienność – jest sugerowaniem, że zabijanie z takich pobudek jest czymś dobrym. Wskazuje się w ten sposób, że każdy współczesny człowiek o podobnych cechach jak tamte ofiary, jest też „zły” i nie powinno być dla niego miejsca w otaczającej rzeczywistości – a krzywdzenie go nie jest niczym niestosownym.

Z tego względu kult Żołnierzy Wyklętych upodobały sobie środowiska kibicowskie. Niegdyś, agresja ich była związana prawie wyłącznie z barwami klubowymi oraz wątkami nazistowskimi. Kult Żołnierzy Wyklętych tymczasem, nie dość że uzasadnia nienawiść wobec odmienności, to jeszcze został wypromowany w Polsce jako coś pozytywnego. Kibice zaczęli utożsamiać się więc z Żołnierzami Wyklętymi – bywa więc, że agresja i akty wandalizmu są przez nich uznawane za wyraz „patriotyzmu”. Wszelkie działania policji, polityków, organizacji społecznych czy publicystów wymierzone w tych kibiców – są natomiast przez nich przedstawiane jako działania uderzające w „patriotów” i za tym porównywanie do prześladowań komunistycznych.

Kult Żołnierzy Wyklętych jest więc nie tylko wypaczaniem historii, ale zakamuflowaną pozytywnymi pozorami – formą promocji ksenofobii, antywolnościowych idei, nienawiści i agresji. Dzięki temu kultowi, z jednej strony – pewne środowiska, które są świadome zbrodni Żołnierzy Wyklętych, mogą je oficjalnie pochwalać. Z drugiej – mogą reagować oburzeniem gdy ktoś te zbrodnie potępi – nazywając to atakiem na polskich „patriotów”. Aby w podobny sposób uciszyć krytyków i mieć niekrępowaną możliwość promocji organizacji takich jak NSZ – Prawo i Sprawiedliwość próbowało wprowadzić w 2013 roku prawny zakaz jakiegokolwiek publicznego oskarżania polskich antykomunistycznych partyzantów o udział w masowych zbrodniach.

Sytuacja taka prowadzi to stanu, w którym można legalnie promować agresję i uprzedzenia – jednocześnie zamykając usta tym, którzy to potępiają. Ludzie nieświadomi historii organizacji takich jak NSZ, mogą natomiast w pozorowanym duchu patriotyzmu i oporu wobec komunizmu – być łagodnie przeciągani na stronę zwolenników ksenofobii, nacjonalizmu i alternatywnej tyranii. Kult Żołnierzy Wyklętych przemyca bowiem przez barierę akceptacji tych ludzi, pochwałę czynów i idei, z którymi normalnie by się nie zgodzili. Dzięki opakowaniu tego kultu w patriotyzm i pozytywny wydźwięk, takie osoby nawet jeżeli faktycznie nie pochwalają jego obiektu, to przynajmniej będą go akceptować a w ich świadomości powstanie filtr, skutkujący odrzucaniem wszelkiej krytyki ludzi nazywanych Żołnierzami Wyklętymi.

O autorze wpisu:

  1. Po prostu jedną propagandę (komunistyczną), że wszyscy z podziemia antykomunistycznego to bandyci, zastąpiono w III RP nową mitologią – że wszyscy byli bohaterami. A prawda leży po środku. Z jednej strony bywali bohaterowie jak Inka czy Rotmistrz Witold Pilecki, a z drugiej strony bywali no właśnie… NSZ , Bury czy Ogień.

  2. Dobrze bylo przeczytac. Zgadzam sie z ostatnim kolego. prawda zawsze lezy po srodku. Bezkrytyczne gloryfikowanie to przeklamywanie. Pozdrawiam.

  3. Prawda nie leży po środku.
    Jest albo jej nie ma. Kardynał(!) Nagy twierdzi, że P. Napierała jest komunistą (liberał) a sam zainteresowany wręcz odwrotnie ale według wielu głosów jak widać wyżej „prawda leży…”
    Po co pisać panie P. Napierało jaki komunizm jest zły skoro na pięćdziesiąt procent jest się komunistą. Hi hi hi…

  4. Prawda nie leży po środku. Bo środka nie ma. Nie ma wspólnego układu odniesienia który by syntezował wszystkie opinie po to by znaleźć „prawdzie” uzgodnione miejsce.
    Po raz kolejny powtórzę, że historia nie służy kondycji rodzaju ludzkiego a wydawaniu ocen moralnych, które to oceny nie są przecież potrzebne umarlakom ale współczesnym badaczom „prawdy”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *