Każdy może świętym być

Kilkadziesiąt osób przebranych za katolickich świętych przeszło w niedzielę Krakowskim Przedmieściem w Warszawie. Niespodziewana procesja to element akcji Holy-Wins, mającej przypomnieć, że 1 listopada wcale nie jest świętem demonów i zmarłych – informują dziś media w całej Polsce przyłączając się (bezpośrednio czy pośrednio) do kościelnej akcji anty-halloweenowej. Jako pogańskiej, satanistycznej, demonicznej, obcej polskiej, katolickiej In situ, kulturze i takiej też obyczajowości. Czyli de facto sprzyjają dalszej sakralizacji (w wymiarze religijnego – w Polsce to utożsamione jedynie z katolicyzmem i Kościołem rzymskim – światopoglądu i takiej obrzędowości) przestrzeni publicznej nad Wisłą, Odrą i Bugiem.  Przemarsz Holy-Wins (po angielsku "święty zwycięża”) – sugerują owe środki masowej komunikacji – w dniu, w którym inni bawią się z okazji Halloween, zorganizowała katolicka Wspólnota Emmanuel we współpracy z kilkoma innymi katolickimi ruchami społecznymi związanymi z Kościołem. Podobne marsze w przeddzień Wszystkich Świętych odbywają się w innych miastach. W stolicy "święci" maszerowali w towarzystwie aniołów na szczudłach i przy akompaniamencie bębnów. Przechodniom rozdawano "listy od świętych", zachęcające do zadumy przed obchodzonym w poniedziałek świętem (czy nie-katolikom lub – o zgrozo – niewierzącym także i czy to w takim razie nie można tego podciągnąć pod obrazę uczuć religijnych, bądź nie/religijnych, ludzi pozostających w oddaleniu lub chcący zdystansować się od Kościoła ?).

Cywilizacja nie osiągnie doskonałości dopóki ostatni
kamień z ostatniego kościoła nie spadnie na ostatniego

księdza i nie uwolni świata od tej hołoty

Umberto ECO („Cmentarz w Pradze”)

     Podobne akcje organizowane są w szkołach i przedszkolach. Z inspiracji katechetek,  katechetów, sióstr zakonnych, zakonników i księży diecezjalnych zajmujących się katechezą i opieką duszpasterską dzieci i młodzieży w polskich placówkach edukacji serwilistyczne kierownictwa owych placówek (często z religianckich, subiektywnych przekonań i ogarnięte misyjnym szałem) partycypują w tych przedstawieniach, w tych zabawach, narzucając przez sugestie i innego rodzaju  naciski na religijny wymiar owych imprez. Religijny – w jedynie-słusznej (czytaj – katolickiej) – oprawie i z błogosławieństwem Kościoła. Czysty, polski rozdział – wg konstytucji – Kościoła i państwa, czysty nowoczesny pluralizm światopoglądowy, jasny i określony, wychowawczo przekaz. W stolicy w owym marszu świętych rozpoznano m.in. dwie święte Elżbiety – matkę Jana Chrzciciela i Elżbietę Węgierską oraz dwie święte Teresy – z Ávili (w przyszłym roku mija nota bene 500 lat urodzin owej marranki * z pochodzenia, żarliwej katoliczki i osoby pałającej zoologiczną nienawiścią do wyznawców religii mojżeszowej) i od Dzieciątka Jezus. Nie zabrakło także św. Andrzeja z przytroczonym do pleców krzyżem stawianym przed przejazdami kolejowymi,  św. Jadwigi Andegaweńskiej, koronowanej w 1384 r. na królową Polski. Spośród mniej znanych w Polsce świętych obecni byli tacy jak m.in. zmarła w 1962 r., a kanonizowaną przez Jana Pawła II w 2004 r. włoska lekarkę  Joanna Beretta- Molla oraz Juan Diego, aztecki wizjoner i charyzmatyk, którego kult praktykowany jest w Meksyku (media nie przypominają w tym momencie, że przez lata poprzedzające „spotkanie” Juana Diego z Maryją owych potomków Azteków, rodaków Juana, mordowali i siłą przymuszali do religii chrystusowej arcykatoliccy Hiszpanie władający Mezoameryką). Ale o tym chyba nie warto – zdaniem kościelnych i religianckich animatorów tej akcji – pamiętać. Mnie osobiście podoba się taka inicjatywa. Zgłosić chciałbym tylko jeden wątek polemiczny. I to nie całkiem zgodny ze wspomnianymi zastrzeżeniami natury prawno-konstytucyjnej, obyczajowej, z charakterem zachodnio-europejskiej nowoczesności i pluralizmu, wolności obywatelskich, obrazy (czy namolnego i obscenicznego atakowania) uczuć religijnych – lub nie/religijnych (bo takowe też istnieją) – czyli ogólnie rzecz biorąc tzw. przemocy symbolicznej. Otóż świętych jest cały legion. A to nie tylko miłe, ciepłe, spolegliwe (jak mawiał mój Mistrz Tadeusz Kotarbiński twórca niezwykle humanistycznego i wspaniałego w swym ludzkim wymiarze pojęcia – opiekun spolegliwy), opiekuńcze, troskliwe. Osoby pomagające innym (na pewno nie Innemu), patronujące człowieczeństwu, wspierające poszkodowanych, cierpiących, biednych i pokrzywdzonych. To także osoby brutalne, mające przysłowiową krew na rękach (krew właśnie Innego), samolubne, egocentryczne, intryganci i paszkwilanci, fanatycy religijni i (niczym współcześni islamiści) mordercy, terroryści czy nawet ludobójcy. Nieświadome dzieci uczestniczące w tak zaaranżowanych imprezach mogą kojarzyć te postacie historyczne, te wzorce osobowe dla każde wiernego Kościoła rzymskiego (święci i błogosławieni niosą swoim jestestwem takie właśnie przesłanie)  zgodnie z  intencją tekstu piosenki zespołu Arka NoegoKażdy może świętym być”. Czyli fajnie, miło, przyjemnie. Bo to nie jest  li tylko pusty obrządek, nic nie znacząca, radosna zabawa. Każda osoba takiego świętego/błogosławionego to określony przekaz wychowawczy, to szkic określonego idola, to autorytet (poświadczający i uzasadniający panowanie nad duszami – czyli: świadomością – ludzkimi jaką sprawuje Kościół), to guru i pośrednik w kontaktach z Absolutem (którego jedynym depozytariuszem i mandatariuszem pozostaje instytucja z siedzibą w Watykanie). Czy jest powszechnie znanym ilu inkwizytorów (a wiadomo z jakimi procedurami i postępowaniem – jurydycznym administracyjnym, personalnym itd. – ta funkcja się wiązała) do dzisiejszego dnia jest nadal świetnymi ? Czy św. Cyryl z Aleksandrii (378-441) pyszny, okrutny, intrygant i inspirator wielu mordów na tle polityczno-religijnym (m.in. z jego podburzenia tłum fanatycznych mnichów – analogia z dzisiejszym Państwem Islamskim nasuwa się sama – zamordował  w bestialski sposób jedną z największych myślicielek późnego Antyku, wyznawczynię kultów pogańskich Hypatię:  w marcu 415 roku przed kościołem Caseareum, zaatakowano jej powóz wywleczono z niego, zdarto z niej ubranie, wyłupiono oczy i pocięto -„na żywca” – ostrykonami * *), inicjator zburzenia Serapejonu (obok sławnej Biblioteki Aleksandryjskiej największego zabytku starożytnej Aleksandrii) jest takowym wzorcem godnym naśladowani i admiracji ?  Czy Robert Bellarmin (1542-1621), jezuita i inkwizytor, kardynał, doktor Kościoła, nadzorca procesów Galileusza (w wyniku którego zmuszono Galileo Galilei do milczenia, pokuty i aresztu domowego – „zaparł się” swojej „heliocentrycznej herezji” tępionej wówczas przez Kościół) i Giordana Bruno (w wyniku którego uparty konfrater św. Dominika Guzmana został spalony na stosie w 1600 roku) może także polskim dzieciom przyświecać jako osoba godna do naśladowania, osoba utożsamiana z radością i uśmiechem  ? Warto przypomnieć tylko, że  w procesach Galileusza i Bruno inkwizycja rzymska stosowała tortury (psychiczne – wobec Galileo i fizyczno-psychiczne wobec Bruna). Czy św. Pius X (1835-1914, papież rzymski 1903-1914), autor anty-modernistycznej hucpy i tak kompromitujących dokumentów jak dekret Lamentabili, encyklika Pascendi Dominici Gregis, motu proprio Sacrorum antistitum, gdzie ostro potępia się ideały modernistyczne, określając je jako "syntezę wszystkich herezji" prześladowca katolickich nowinkarzy, autokrata i skrajny konserwatysta, animator politycznej policji wewnątrz-kościelnej słynnej, znienawidzonej i siejącej postrach Sapiniery to model personalnej postawy przyświecającej młodemu Polakowi w XXI wieku ? Albo – z tej samej „półki” rzymskich świętości: św. Pius IX (1792-1878, papież rzymski 1846-1878) autor sławnej , wyśmianej wielokrotnie i skompromitowanej encykliki Quanta cura (z aneksem zwanym Syllabusem errorum); gdy się czyta dziś ten dokument ma się przed oczami całokształt kościelnego zapyzienia, ciasnoty umysłowej, konserwatyzmu, wstecznictwa, ignorancji (wobec otaczającego świata), obskurantyzmu, nietolerancji, nienawiści do Innego, filisterstwa i fundamentalizmu – gdzie wyklina się m.in. w taki oto sposób: – Wyklęty będzie ten kto powie: każdy  człowiek  może  swobodnie  wybrać  i  wyznawać religię,  którą  uzna za  prawdziwą  przy  pomocy swe go  rozumu.  Albo – Wyklęty będzie ten kto powie: najwyższy  kapłan  w  Rzymie  może i powinien się pojednać i pogodzić z postępem, liberalizmem i współczesną cywilizacją. Albo – Wyklęty będzie ten kto powie: Kościół nie ma prawa do używania siły, ani żadnej władzy doczesnej bezpośredniej lub pośredniej.      Jest rok – warto przypomnieć – 1864 ! Gdybym miał dziecko w wieku przedszkolnym (lub szkolnym) ochoczo bym posłał je na taką imprezę przed – bądź szkolną, ku czci „świętych”, negującą czczenie duchów, demonów, strzyg, mar, meluzyn etc. (tak, tak nasi pogańscy – ale mający taki sam wkład w dorobek cywilizacyjno-kulturowy ludzkości jak późniejsze wierzenia religijne – przodkowie po których chrześcijaństwo nie zostawiło bezpośrednio w Polsce prawie żadnego śladu, skutecznie i brutalnie dokonując tu czystki kulturowej, właśnie oddawali hołd swym z kolei antenatom) organizowaną na przełomie października i listopada. Dziecko przebrał bym za bł. Bernarda Gui (1261-1331), dominikanina, kardynała, kaznodzieję i …… inkwizytora na południu Francji podczas prześladowań katarów na przełomie XIII i XIV wieku (oficjalne, kościelne źródła podają, że wydał 931 decyzji inkwizytorskich – 46 % dotyczyły kobiet-  z czego 41 to wyroki śmierci). Naukowe i laickie badania nad kataryzmem oraz dekadami ich prześladowań w Langwedocji czy Prowansji powiększają tę liczbę wielokrotnie. Bł. Bernard Gui jest też autorem znanego „Podręcznika inkwizytora”, dzieła stanowiącego clou inkwizytorskiej mentalności, praktyki i jurysdykcji, będącego drogowskazem dla późniejszych adeptów tej profesji. Kapitalnie jest zaprezentowany w filmowej wersji powieści Umberto Eco „Imię róży” . Przebranie wyglądałoby tak – biała szata (fratrzy św. Dominika tak się ubierali i ubierają), zbrudzona ketchupem (imitującym krew tych 41 podsądnych na jakich wykonano wyroki śmierci  wedle decyzji Bernarda G.), pod pachą – tekturowy topór katowski (tekturowy aby dziecko nie zrobiło sobie krzywdy), imitację tonsury na głowie, pod drugą pachą – atrapa podręcznika inkwizytora (ogromna księga np. ze styropianu ). Ciekawe czy zabawa prowadzona przez panią katechetkę byłaby wtedy też taka przednia ? Bo duchy, krew, zombies, heretycy, odstępcy, demony, czarownice, wilkołaki, znachorki i wiedźmy (o co oskarżał swych podsądnych Gui) wróciłyby w ową radosną (z założenia) katolicką imprezę, mającą przypominać osoby świętych i błogosławionych Kościoła katolickiego. A o tym gros gawiedzi nic nie wie. *-marranie, iberyjscy Żydzi zmuszeni do przyjęcia katolicyzmu, częstokroć oskarżani (nawet po wielu dekadach praktykowania religii rzymsko-katolickiej) o krypto-judaizm, niewierność Matce – Kościołowi, sprzeniewierzenie się kanonom wiary etc. Wielu konwertytów marrańskich było żarliwymi, fanatycznymi prześladowcami swych ziomków (np. inkwizytor Tomasz Torquemada, wspomniana św. Teresa z Avili czy św. Jan od Krzyża) **-ostrykon – skorupa naczynia ceramicznego lub odłamek kamienny, służące jako materiał piśmienniczy, głównie w starożytnym Egipcie czy Grecji, niezwykle ostre i będące groźnym narzędziem do zadawania głębokich ran czy okaleczeń. Mogło tez służyć do zadawania okrutnego kalectwa czy nawet śmierci.

O autorze wpisu:

Doktor religioznawstwa. Publikował m.in. w "Przeglądzie Religioznawczym", "Res Humanie", "Dziś", "Racjonalista.pl". Na na koncie ponad 300 publikacji. Wykształcenie - przyroda/geografia, filozofia/religioznawstwo, studium podyplomowe z etyki i religioznawstwa. Wieloletni członek Polskiego Towarzystwa Religioznawczego i Towarzystwa Kultury Świeckiej. Sympatyk i stały współpracownik Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Mieszka we Wrocławiu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *