Niedawno miałem okazję porozmawiać sobie na różne tematy z dr Piotrem Napierałą, co stało się już niemal przyjacielską tradycją, kiedy zatrzymuję się w Poznaniu. Nie zawsze jesteśmy w tych rozmowach jednak zgodni, choć często dochodzimy do ciekawych przemyśleń. Uważam oczywiście że możliwy, a wręcz potrzebny jest dialog ateistyczno-teistyczny, choć pod pewnymi warunkami (o tym jeszcze parę słów niżej). Z ciekawością wysłuchałem też dyskusji, w której Piotr Napierała i Jacek Tabisz próbują odpowiedzieć na pytanie czy / co filozofia zawdzięcza religii, a religia filozofii. To temat rzeka i poruszonych było w tej dyskusji kilka ważnych kwestii, choć, rzecz jasna, nie wszystkie. Jednym z odwiecznych pytań filozoficzno-religijnych trapiących ludzkość jest kwestia istnienia Boga, Absolutu, Stwórcy świata. I to pytanie nie zostało tu omówione.
Niektórzy ateiści zarzucają osobom o poglądach teistycznych, że zarówno religia, jak i Bóg (czy bogowie) to twory powstałe na użytek ludzi, którzy odwiecznie 1) pragną żyć wiecznie i w zbawiennym szczęściu, 2) zyskać komfort psychiczny przez uporządkowanie sobie zimnej i pustej przestrzeni, 3) wytłumaczyć to, czego nauka (jeszcze?) nie umie wytłumaczyć, w tym wyjaśnić praprzyczynę istnienia wszechświata i życia na Ziemi.
Zarzuty te w pewnym stopniu wydają się być słuszne. Choć sprowadzanie sprawy do pragnienia ludzi bycia zbawionymi to przesada, to jednak liczne rzesze właśnie z tego powodu wstąpiły do Kościoła – bo przecież nie z powodu przemyśleń teologicznych (choć pewnie i takie jednostki się zdarzały).
To, co jest dla nas komfortem duchowym bądź psychicznym, to też zagadnienie skomplikowane. Ludzie od starożytności odczuwali lęk przed pustką i nicością i obserwując wszechświat, próbowali go tak uporządkować i wytłumaczyć, by owej pustki i niepewności się pozbyć. Sam model geocentryczny, gdzie Ziemia jest w centrum wszechświata był udaną próbą takiego uporządkowania. Dawał gwarancję, że jesteśmy w centrum, a nie jakimś zagubionym pyłem gdzieś pomiędzy niezliczonymi galaktykami i mgławicami. Również układ heliocentryczny Kopernika dał obraz wszechświata zamkniętego. Na zewnątrz Układu Słonecznego Kopernik umieścił sferę gwiazd stałych. Taka wizja świata okazała się jednak nieprawdziwa, co dowiedziono naukowo. Nie udało nam się ograniczyć wszechświata. Dziś wiemy o nim o wiele więcej, a im więcej wiemy, tym bardziej zdajemy sobie sprawę z ułomności tej wiedzy. Wiemy, ze jest niewyobrażalnie ogromny, zieje ogromnymi pustkami, pełen jest ciemnej energii i ciemnej materii. Jednak z niewiadomego powodu, wszechświat jest jednorodny. Nie przestaliśmy wciąż poszukiwać wiedzy, która mogłaby posiadaną już wiedzę uporządkować. Dochodzimy do powodów zjawisk, którymi są prawa fizyczne czy matematyczne – one po prostu są, były i będą, nie da się ich dowieść. Podobnie był kiedyś Wielki Wybuch, ale dlaczego on zaistniał? To, że wziął się ot, tak sobie, z nicości, przeczy zdrowej logice. Dlatego logiczne jest twierdzenie, że istnieje Prawodawca dla tych wszystkich praw. Inna sprawa, że różni ludzie mają dla takich rzeczy różny ogląd i może się zdarzyć, że ktoś podziela taką wiarę, bo bez niej świat wydaje mu się absurdalnym chaosem, a nauka – niedorzeczną zbieraniną informacji; ktoś inny zaś, dla podobnych powodów, jest ateistą i do tej wiary nie chce lub nie umie się przekonać.
Tu jedna uwaga: należy być ostrożnym przy używaniu argumentu Boga jako przyczyny zjawisk, których wyjaśnić nie umiemy. Taka praktyka w nauce jest raczej źle oceniana i określana jako tzw. „Bóg – zapchajdziura”. Nie można tego jednak uniknąć, kiedy dochodzimy do pewnych zasadniczych pytań pierwotnych, kiedy mamy do wyboru albo zupełnie zanegować logikę związków przyczynowo skutkowych, albo uznać centralne miejsce pewnej siły (lub: Osoby) sprawczej, która w swoim istnieniu nie posiada żadnej innej przyczyny niż ona sama.
Można by więc powiedzieć, że jest to teocentryczny model wszechświata. Jednak teocentryzm w religii zawiera pewne elementy antropocentryczne. Tylko ludzie zostali nazwani „dziećmi Bożymi”, tylko ludziom zostało dozwolone, aby „czynić sobie ziemię poddaną”. Chrześcijaństwo jest wybitnie antropocentryczne w porównaniu z niektórymi innymi religiami. Ale też antropocentryczne są liczne prądy często ateistycznej filozofii Oświecenia.
Niektórzy ateiści, negując istnienie Boga, nie umieją rzeczowo dyskutować o samym Absolucie, którego zamieniają na „jakiegoś tam boga” – tj. coś w rodzaju Zeusa, Swarożyca, Wotana albo nawet leśnego duszka. Starają się czasem groteskowo przedstawić Boga jako dziadka z siwą brodą w chmurkach. W takim przypadku dyskusja jest niecelowa, bo dyskutant z jednej strony ma na myśli Absolut, istniejący a priori, będący praprzyczyną wszechrzeczy, zaś dyskutant z drugiej strony ma na myśli wyłącznie obiekt kultu i usiłuje wmówić swojemu interlokutorowi, że ten wierzy w dziadka z siwą brodą w chmurkach. Tak się nie da dojść do porozumienia, bo w rzeczowej dyskusji nie możemy używać tego samego określenia dla różnych desygnatów. Zresztą sam kult w religii jest raczej stworzony bardziej na użytek ludzi niż Boga – co najwyżej, jak sądzę, Bóg może go akceptować. Tutaj jednak wchodzimy na teren, gdzie spierają się teologowie, a tym nie chcę się teraz zajmować. Wracając do rzeczy: przy dyskusjach na temat religijne i krytyce religii trzeba zachować ostry podział: czym innym jest wiara instytucjonalna i kult religijny (jeśli o tym mówimy, to musimy mieć świadomość zależności kulturowych, społecznych, psychologicznych ludzi, którzy uznają się za wierzących), a czym innym jest wiara w Boga jako Absolutnego Prawodawcę. Każdy wierzący zresztą, nawet w tej samej denominacji kościelnej posiada wiarę trochę inną. Uważam, że nie ma dwóch osób o identycznej wierze (a może także: niewierze). Dla jednych trzonem wiary będzie klepanie paciorków w kółko, dla innych działalność dobroczynna albo pisanie rozpraw teologicznych. Dla jednych Stwórca jest bardziej niepojętym Prawodawcą Wszechrzeczy, dla innych – dziadkiem z siwą głową w chmurkach. Dlatego czasem łatwiej się dogadać wierzącemu z ateistą niż dwóm wierzącym z tej samej parafii.
Filozofia zawdzięcza z pewnością wiele religii, a religia filozofii, choć zamieniłbym tu raczej słowo ‘religia’ na ‘teologia’. Teologia i filozofia przenikały się wzajemnie. Nie zgadzam się do końca z tym że, jak mówi dr Napierała, „nie ma filozofii chrześcijańskiej”. Raczej powiedziałbym „nie ma filozofii chrześcijańskiej” – jest ich wiele, zależnie od epoki i wyznania. Byli jednak wielcy filozofowie i teologowie chrześcijańscy, którzy wnieśli fundamentalny wkład w rozwój filozofii – choćby tacy jak Augustyn z Hippony, Mikołaj z Kuzy, Tomasz z Akwinu. Podobnie filozofia Platona i Arystotelesa została w pewien sposób przez chrześcijaństwo zaakceptowana.
Doktrynerstwo, hipokryzja, literalizm i dogmatyzm, a także naiwność pobożności wiejskiej, sprawiają, że krytyka religii skupia się na tym, aby te cechy ośmieszyć i wykazać nieprawdziwość religii. Religia współcześnie ośmiesza się często sama, np. w żenujący sposób usiłując instytucjonalnie narzucić społeczeństwu przestarzałą obyczajowość seksualną i traktując tę kwestie jak dogmat. Jednak błędy instytucji religijnych to jedno, a sprawa wiary to drugie. Jeszcze inna sprawą jest wreszcie istotne znaczenie religii dla filozofii i dla kultury. Nie można tego zanegować, podobnie jak nie można ani udowodnić, ani zaprzeczyć naukowo istnienia Boga.
Kiedy mowilem że nie ma filozofii chrześcijańskiej miałem na myśli to że filozofia musi mieć możliwość dojścia do jakichkolwiek wniosków a religia ma pewne stałe ramy dogmatów
Moja część dyskusji http://racjonalista.tv/dlaczego-chcemy-lub-nie-chcemy-boga/
Ciekawy artykuł. Zgadzam się z panem jeśli chodzi o stanowczy podział krytyki istnienia Boga. Myślę, że większość Ateistów skupia się na krytyce „dziadka z brodą” dlatego, że większość wierzących takie właśnie ma o Bogu wyobrażenie, więc jakakolwiek konstruktywna krytyka szybko nabiera wrogiego i protekcjonalnego tonu, z obu stron. Dyskusje teologiczne o Absolutach to, jak wiadomo (niestety) nie najpopularniejszy temat przy niedzielnym obiedzie.
Argument w ostatnim zdaniu. Oprócz tego, że podpiera historyczną przydatność i zasługi religii, wydaje mi się, mógł pan pominąć. Stwierdza pan prawdę oczywistą, że „nie można ani udowodnić ani zaprzeczyć naukowo istnienie Boga”. Zadanie udowodnienia istnienia Boga to zadanie dla ludzi wierzących nie dla nauki. Pozdrawiam
Dochodzimy do powodów zjawisk, którymi są prawa fizyczne czy matematyczne – one po prostu są, były i będą, nie da się ich dowieść. Podobnie był kiedyś Wielki Wybuch, ale dlaczego on zaistniał? To, że wziął się ot, tak sobie, z nicości, przeczy zdrowej logice. Dlatego logiczne jest twierdzenie, że istnieje Prawodawca dla tych wszystkich praw.
Zadziwiające, że koncepcja Wielkiego Wybuchu, która mówi o powstaniu wszechświata 'z niczego’ jest nielogiczna ale zastosowanie takiej samej argumentacji wobec koncepcji „Boga” jest już jak najbardziej OK. Skąd ta skłonność do darowania jednej koncepcji całych garści logicznych sprzeczności a jednocześnie taka skrupulatność wobec rzekomej braku logiki w modelach matematycznych opisujących teorie kosmologiczne genezy wszechświata
Mam podobne przemyślenia. Poza tym co to jest ta zdrowa logika??
Bóg w koncepcji Boga nie jest niczym
„… trzeba zachować ostry podział: czym innym jest wiara instytucjonalna i kult religijny … , a czym innym jest wiara w Boga jako Absolutnego Prawodawcę”.
Uwazam jednak, ze skoro religianci i reprezentanci boskiego Absoluta ciągną z tego grubą rente, to jest ten sam absolut i trzeba go łączyc z kultem i wiarą instutucjonalną. Bo ci „kultowcy” przeciez łączą boga stworce z bogiem kontrolerem, ktory zagląda nam w majtki i podgląda w kazdej chwili.
Jako osoby niewierzące mozemy sobie dyskutowac co to jest wszechwiat, robic modele wszechwiata i wszechwiatow, ale jesli ktos w wierzy w Absolutnego Prawodawce to jest takim samym czubkiem jak religianci, tyle ze nie akceptuje klerykalnej wersji tegoz pracodawcy.
Na gruncie filozoficznym jest to to bardzo nieuczciwe, a także nielogiczne stawianie problemu. Przy ocenie zasadności idei nie ma znaczenia, co z nią zrobili jacyś ludzie, będący (rzekomymi) zwolennikami tej idei.
.
Na tej zasadzie można by z góry olać np. argumenty ewolucjonistów uzasadniając to nadużyciami społecznego darwinizmu odpowiedzialnego za zbrodnie eugeniki i w znacznej części także za zbrodnie nazistów.
był kiedyś Wielki Wybuch, ale dlaczego on zaistniał? ” kiedy dochodzimy do pewnych zasadniczych pytań pierwotnych, kiedy mamy do wyboru albo zupełnie zanegować logikę związków przyczynowo skutkowych, albo uznać centralne miejsce pewnej siły (lub: Osoby) sprawczej, która w swoim istnieniu nie posiada żadnej innej przyczyny niż ona sama.
Musimy zanegować logikę związków przyczynowo-skutkowych, bowiem zgodnie z teorią względności przed Wielkim Wybuchem nie było czasu. Wg teorii względności nie da się zmierzyć czasu jeżeli nic się dzieje. Tymczasem przed W.W. nic nie istniało i w związku z tym nic się nie działo. Nie ma odpowiedzi na pytanie co było przed W.W., bo nie było wtedy czasu. Przyczyna występuje przed skutkiem w czasie. W.W. to jedyne zjawisko w historii i przyrodzie które nie ma przyczyny z powodów fundamentalnych praw fizyki. Nawet nie istnieje język żeby to opisać, nie umiemy wyobrazić sobie bezczasowej rzeczywistości. Pytanie : Co było przed W.W. jest bezsensowne, podobnie jak pytanie co jest na północ od Bieguna Północnego ??
Nie wiemy czy był Wielki Wybuch, to tylko nasza obecna najlepsza teoria ekspansji wszechswiata. Teoria ktora „tłumaczy” wiele zjawisk fizycznych. Niestety ta teoria nie działa od czasu zero, tylko tuz po czasie zero. Wiec nie mozna mowic, co było przed ta chwila od ktorej teoria działa. Oczywiscie, ze pytanie co było przed WW jest nie do odpowiedzenia. Ale nie dlatego, ze nie ma sensu, tylko dlatego ze teoria obowiazuje od czasu wiekszego niz zero.
Spokojnie mozemy sie pytac co było „przed” WW i pytanie wcale nie jest bez sensu.