Gwiazdą drugiego dnia tegorocznego festiwalu Musica Polonica Nova był znany i ceniony zespół Kwartludium. Składa się na niego czwórka muzyków – Dagna Sadkowska grająca na skrzypcach, klarnecista Michał Górczyński, grający na instrumentach perkusyjnych Paweł Nowicki i pianista Piotr Nowicki. Intrygująca nazwa zespołu wzięła się z pierwszego utworu skomponowanego na jego skład przez Bartosza Kowalskiego-Banasewicza. Słuchając świetnej gry zespołu łatwo można uznać, że połączenie skrzypiec, fortepianu, klarnetu i perkusji jest wręcz wymarzonym składem dla wykonywania muzyki współczesnej. Mamy tu dwa instrumenty perkusyjne i trzy instrumenty melodyczne (fortepian mieści się w dwóch kategoriach, choć w muzyce nowej skrzypce też łatwo mogą stać się perkusją). Rozwój nowej muzyki klasycznej to w wielu aspektach afirmacja brzmień perkusyjnych, zapoczątkowana z największym rozmachem przez Edgara Varèse, a także poszukiwanie nowych brzmień, do czego instrumenty takie jak skrzypce czy klarnet są wręcz wymarzone. A fortepian można oczywiście preparować, wrzucając na struny i przyczepiając do nich przeróżne przedmioty, lub też posługując się wsparciem elektroniki.
Czwartkowy koncert rozpoczęło dzieło Magdaleny Gorwy być/nie być na skrzypce, klarnet, perkusję i fortepian. Utwór składał się z bardzo estetycznie i intrygująco splecionych zdarzeń dźwiękowych i tworzył swoisty muzyczny teatr. Tytuł był bardzo adekwatny do charakteru dzieła i nadawał mu niebanalny kontekst. Słuchając go miałem dalekie skojarzenia z cyklem siedmiu dni Stockhausena i kompozycja Gorwy podobała mi się równie mocno, a Aus den sieben Tagen naprawdę uwielbiam. Był tu ten sam klimat zawieszenia czasu i zadumania się dźwięków.
Kolejnym punktem programu koncertu było dzieło Bartosza Witkowskiego Nothing to Explain na 4 wykonawców. Sądziłem, że po świetnym dziele Gorwy jestem niejako skazany na pewne rozczarowanie, ale nie, tak się nie stało. Tym razem moje skojarzenia pomknęły w stronę muzyki serialnej i Weberna, ale tylko trochę. Dzieło Witkowskiego nie było, może wbrew tytułowi, matematyczną grą muzycznych struktur, ale fascynującą opowieścią odrywającą wyobraźnię od tego co tu i teraz w stronę krain, których może rzeczywiście nie da się wyjaśnić.
Po przerwie nadszedł czas na najdłuższą kompozycję przedstawioną tego dnia, czyli Pasję na skrzypce, klarnety, perkusję i fortepian Mateusza Ryczka. Początek utworu był cierpki i niepokojący, pomyślałem zatem, że wreszcie będę mógł jakoś skalibrować moją recenzję, dzieląc to co usłyszałem na lepsze i gorsze. Lecz niestety, kompozytor nie dał mi tej szansy. Jego wieloczęściowa Pasja rozwijała się z żelazną logiką i to co początkowo wydawało się nieprzyjemnym rzężeniem stało się starannie przetwarzaną materią dźwiękową, do której zresztą kompozytor na koniec swojego dzieła wrócił przetwarzając ją nadal, niczym w klasycznej sonatowej formie. W utworze miały się pojawić nawiązania do pieśni z Wołynia, co wiąże się natychmiast tytułową Pasję z tragicznymi dla naszego narodu wydarzeniami, które tam się rozegrały. Pierwsze nawiązania były dość przewidywalne, czyli jękliwe i porwane, tak jak nieokreślony wstępny materiał dźwiękowy. Lecz rychło zamieniły się one w oniryczną, cudowną melodię, której zderzenie ze światem jęków i szmerów było po prostu rewelacyjne. Utwór Mateusza Ryczka głęboko mnie poruszył, był naprawdę piękny i pełen wyrazu. Mam nadzieję, że będzie od teraz grany często i na całym świecie, jak na muzykę klasyczną przystało.
Cały koncert był ogromnie udany, zarówno dzięki utalentowanym kompozytorom, jak i dzięki świetnym wykonawcom. Tu winien jestem pewne wyjaśnienie. Już koncert wypełniły nam dzieła kameralne. Nie jest to przypadek. Mottem tegorocznej Musica Polonica Nova jest daCamera. Obejmuje ono nie tylko chęć afirmacji muzyki kameralnej, ale także aktywne wykorzystanie przestrzeni, jak i połączenie warstwy muzycznej z wizualną. Trzeba przyznać, że te rozwinięcia pojęcia kameralności są bardzo fajne – nie udziwnione, a jednocześnie głębokie w uczciwy, nie manieryczny sposób. Kameralność to rzeczywiście także przestrzeń, w którym dźwięk rozbrzmiewa, bo sama nazwa skrywa w sobie określenie wnętrza. Obraz zaś nawiązuje do wnętrza w zupełnie inny sposób niż muzyka i nie od dziś kusi artystów, aby jedno z drugim połączyć. Za udany dobór wykonawców i kompozytorów już możemy być wdzięczni szefowi artystycznemu festiwalu, znanemu kompozytorowi Pawłowi Hendrichowi.