Co z Ukrainą?

Z perspektywy racjonalistycznej i humanistycznej wojna jest po prostu zła, a pokój oczywiście dobry. Jest to prosta kalkulacja dotycząca wartości ludzkiego życia. Każdy człowiek jest wielkim, tajemniczym światem, a jego najcenniejszym aspektem jest samoświadomość. Za co można oddać ten świat? Za bliskich – to najmniej kontrowersyjny aspekt. Za kraj, w którym przyszło się na świat, za język w którym się mówi, za kulturę do której się należy? W tym wypadku wielu ludzi stwierdzi, że ich życie jest cenniejsze od tych wartości. Jednak to nie takie proste, bowiem obrona własnego kraju często jest tożsama z obroną bliskich, cała rzecz jest jedynie bardziej rozmyta w czasie i przestrzeni niż w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia żony (męża) czy dziecka na przykład przez bandytów. Innym aspektem, który z pewnością inspiruje wielu obrońców Ukrainy jest walka o godność i o wolność. Dla wielu ludzi wolność i godność nie mają żadnego znaczenia. Nie zapłacą za nie nawet złotówki czy jednego euro. Dla innych są to wartości równie ważne jak życie.

Co inspiruje do walki Rosjan? Z pewnością nie walka o swoje rodziny, bo to oni najechali niewinny kraj, który w żaden sposób im nie zagrażał. Jedną z podstawowych inspiracji najeźdźców są pieniądze i status społeczny. Są oni świetnie opłacani i są szanowani przez dyktaturę Putina i posłusznych jej urzędników oraz zwykłych poddanych dyktatora. W grę wchodzi też zwykły przymus, ale to dotyczy też części obrońców. W końcu był zakaz wyjazdu młodych mężczyzn z Ukrainy. Co jeszcze inspiruje Rosjan? Myślę, że duma, która płynie z idei „Wielkiej Rosji” z którą wszyscy się liczą i która rozdaje karty. Społeczeństwo rosyjskie jest w stanie ponosić ogromne ofiary dla świadomości, że ich kraj jest światowym mocarstwem. Tak było ono od wieków uczone, siłą i literaturą i, jak widać, to się utrwaliło. Rosjanie to prawdziwi imperialiści. A Polacy, Ukraińcy, Gruzini, Ormianie, Białorusini, Mongołowie, Kazachowie, Tadżycy etc. należą do grona licznych ofiar ich imperializmu i także, do czasu do czasu, kolonializmu. Z Polakami Rosjanie mają szczególny problem, bowiem do połowy XVII wieku rywalizowaliśmy jak równy z równym, a wcześniej nawet mieliśmy przewagę. Może, gdyby Rzeczpospolita wygrała, świat wyglądałby inaczej. Odbija się to na globalnej polityce. Rosjanie zwracają szczególną uwagę na Polskę, choć nie jesteśmy obecnie wielkim imperium. My z kolei lepiej niż Amerykanie czy Francuzi rozumiemy rosyjskie ambicje i nie mamy złudzeń.

Niedawno do władzy w USA doszedł prezydent Donald Trump. Choć zapowiadał to, co teraz właśnie się dzieje, czyli dążenie do zakończenia wojny rosyjsko – ukraińskiej w prosty i niezbyt wyrafinowany sposób, bez moralnego ważenia racji obu stron konfliktu, istniały i istnieją wciąż nadzieje na coś „nieobliczalnego” ze strony tego polityka. Właśnie dochodzi do szybkich negocjacji w sprawie konfliktu i nie wygląda to dobrze dla Ukrainy. Trump pokazał swoje karty Putinowi – oddał już Krym, większość zdobyczy tej wojny, nie udaje, że chce Ukrainy w NATO. Niektórzy zaś udają, bo nie sądzę, aby ktokolwiek miał rzeczywiście chęć na otwartą wojnę z Rosją przy użyciu własnych wojsk. A w obecnej sytuacji włączenie Ukrainy do NATO z tym się właśnie wiąże. Można oczywiście tworzyć jakieś mapy drogowe w perspektywie pięciu lat, dekady, dwóch dekad, ale jest tylko udawanie w bardziej wyrafinowany sposób. Bo czy istnieją teraz państwa, które chcą się po prostu dozbroić i za jakiś czas (nawet za te 20 lat) ruszyć w bój o Ukrainę?

Czy wcześniej działo się coś lepszego? Ukraina dostawała od Zachodu kroplówkę, czyli pomoc sprzętową i zasobową pomagającą jej się w miarę skutecznie się bronić i wykrwawiać się razem z Rosjanami. Ale, jak słusznie zauważają ukraińscy publicyści, Rosjan jest więcej, mogą się więc dłużej wykrwawiać. W ramach swojej kroplówki Ukraina nie otrzymała dużej ilości samolotów i broni dalekiego zasięgu. W zasadzie obwarowano pomoc dla niej zastrzeżeniem, że nie może na przykład skutecznie zaatakować na odległość Moskwy i Petersburga, co mogłoby dać Rosjanom do myślenia, bo tam właśnie żyje zdecydowana większość ich elit. Powolna, okopowa wojna na rubieżach raczej nie martwi Rosjan, martwią się tylko osoby które bezpośrednio straciły swoich bliskich walczących w armii rosyjskiej. Putin i reszta Rosjan godzi się z tą stratą bez zastrzeżeń. Jak to było w Shreku: „Jest gotowa na to poświęcenie…” Choć jest to oczywiście niezbyt rozsądne, bowiem Rosja jest największym powierzchniowo państwem na naszej planecie, które w dramatyczny sposób traci swoją populację. Nie przyciąga też zbyt wielu nowych mieszkańców. Nawet dla rosyjskiego imperialisty życie rosyjskiego poddanego powinno być jednak cenniejsze. Ale nie jest. Też stara tradycja. Co nie znaczy, że życie Rosjanina nie ma tak w ogóle wartości. Tak naprawdę ma taką samą wartość, jak życie każdego człowieka. Szkoda tylko, że rosyjska kultura postrzega je w tak błahy sposób. Rosjanie, jeśli nie muszą ginąć i mordować zgodnie z wolą swoich carów, są wspaniałymi, zdolnymi ludźmi. Ilość wynalazków i innowacji jakich dokonali, ich wkład w światową kulturę jest bezcenny. Potrafią być też serdeczni, gościnni, wierni w przyjaźniach. Naprawdę szkoda, że kult cara i imperium uniemożliwia współpracę z nimi jako z sąsiedzkim państwem. W Rosji i poza Rosją jest wielu dysydentów, ale gdy wsłuchamy się w to, co mówią, wielu z nich też marzy o Wielkiej Rosji i wspaniałych carach. Nie lubią tylko Putina, chcieliby, żeby carem był ktoś inny, może jeszcze skuteczniejszy…

Amerykańscy demokraci dali Ukrainie kroplówkę, a we wczesnej fazie wojny niezwykle istotna była polska pomoc dla Ukrainy. Polacy dali Ukraińcom wszystko co mogli i pomogli ich uchodźcom w sposób spektakularny, na jaki nie mogliby liczyć u żadnego innego narodu Europy. I to mimo Wołynia, do którego Ukraińcy nie chcą się przyznać. Wystarczyło trochę ponad rok, aby władze Ukrainy i część ukraińskiego społeczeństwa odpowiedzieli na to wszystko ogromną niewdzięcznością. Ukraińscy oficjele obecnie chętniej wśród pomocników Ukrainy wymieniają egoistyczne Niemcy niż romantycznie im oddaną Polskę. O rozliczeniu się z ludobójstwem na Wołyniu raczej nie ma mowy. Jest to w pewnym sensie zrozumiałe, bo walczących o kraj żołnierzy ukraińskich inspirują wszyscy poprzednicy walczący o sprawę ukraińską, nawet jeśli byli ludobójczymi nazistami. Wielu Polakom to się teraz nie podoba, jednak większość z nas zdaje sobie sprawę z tego, że doprowadzenie Ukrainy do formy nowej Białorusi nie będzie korzystne dla Polski bez względu na to, czy władze Ukrainy rozliczą się z ludobójstwa na Wołyniu czy też nie. Inna rzecz, że gdyby Ukraina stała się kiedyś bardzo silnym państwem i nie odeszła od bezwarunkowego nacjonalizmu fałszującego historię, mogłaby się stać też sąsiadem groźnym i nieprzyjaznym. Ale raczej i tak nie byłoby groźniejsza od Rosji. Oczywiście wielu Polaków ma nadzieję, że choć ukraińscy politycy są skrajnie niewdzięczni, to jednak te miliony Ukraińców którym pomogliśmy w krytycznym momencie i którym nadal pomagamy będą to pamiętać. W Polsce zaludnionej przez wielu ukraińskich uchodźców doszło do konfliktów, wykorzystywania się nawzajem, ale doszło, chyba głównie, do współpracy, przyjaźni, pogłębienia wzajemnego szacunku. To może okazać się dobrą rzeczą na przyszłość i oby tak było.

Czy można winić amerykańskich demokratów, że zgodzili się na kroplówkę, a nie dali Ukraińcom broni i zielonego światła do rażenia celów w głębi Rosji? Mogłoby to oznaczać trzecią wojnę światową. Nie można zakładać, że Putin jest pragmatyczny i racjonalny i nie wcisnąłby nuklearnego guzika, gdyby Ukraińcy amerykańską bronią zaczęli zrównywać Moskwę z ziemią. W końcu ogromny arsenał atomowy to jeden z głównych atutów strategicznych Rosji i istnieją sytuacje, w których może on zostać wykorzystany. A Rosja to Moskwa, Petersburg i prowincja, reszta kraju. Realne i skutecznie zniszczenie obu tych wielkich miast pokazałoby Rosjanom, że nie mają nic do stracenia. Że muszą teraz budować tajne bazy i schrony w niemal bezludnych i trudnych do wykrycia miejscach swojego kraju i w zasadzie bez większej już różnicy mogą sobie pozwolić na wojnę nuklearną. Tak mogłoby być i tego obawiał się Biden i tego obawiał się Trump. Sądzę, że również Polska nie chciałaby wojny nuklearnej. Ceniący Polskę jako groźnego przeciwnika Rosjanie wymieniali Poznań jako jeden z pierwszych celów ich nuklearnego ataku, po którym daliby USA jeszcze chwilę na pomyślenie na temat tego, czy chcą iść dalej w tę stronę. A my? Czy chcielibyśmy oddać Poznań i żyjących w nim ludzi w zamian za zielone światło dla Ukraińców na skuteczne ostrzeliwanie Moskwy i ataki na nią amerykańskich bombowców z ukraińskimi pilotami? A tak mogłoby niestety być.

Jednak, gdy prezydent Trump doszedł do władzy, wielu miało nadzieję, że wbrew wcześniejszym deklaracjom uderzy pięścią w stół i powie Putinowi „sprawdzam!”. Wielu miało nadzieję, że da Ukraińcom broń dalekiego zasięgu, bombowce, może nawet zagrozi zbombardowaniem Moskwy i Petersburga, tak jak uczynił to kiedyś z rosyjskimi bazami w Syrii. Mógłby też zaostrzyć sankcje, ale z tymi które są teraz Rosja radzi sobie całkiem nieźle. Ma zresztą i dostawcę i rynek zbytu w Chinach. Gdy Chiny kupują i sprzedają, gdy do tego dochodzą Indie, Iran, inne państwa, nawet bardzo drastyczne zaostrzenie sankcji mogłoby nic nie dać. Dlatego Trump musiałby raczej zagrozić Rosji militarnie. Ale, sądząc po nastrojach w USA, nie mógłby wysłać na pomoc Ukrainie amerykańskich żołnierzy, co zresztą oznaczałoby włączenie się NATO w wojnę z Rosją i możliwość eskalacji do wojny nuklearnej. W której, po zniszczeniu Moskwy i Petersburga Rosja nie ma już nic do stracenia, a wciąż ma gigantyczne terytorium do budowania baz wojskowych i schronów. Tymczasem Europa i USA mają wiele celów dla głowic nuklearnych i nie aż tak rozległe terytoria do prowadzenia wojny po stracie głównych ośrodków.

Jednocześnie głównym przeciwnikiem świata Zachodu są Chiny. Jeśli Zachód z nimi przegra, narzucą one światu swój model społeczeństwa, totalitarny i nieludzki. Gdy słyszę o chęci cenzury Internetu  i odbierania innych wolności jednostki w UE widzę, że już to się powoli odbywa. Swoją drogą warto by było przebadać kwestię tego, gdzie jednostka ludzka jest bardziej zniewolona – w Rosji, czy w Chinach? W każdym razie Rosja jest w stanie poważnie zniszczyć świat swoim arsenałem nuklearnym, ale zdecydowanie nie jest w stanie wprowadzić swojego ustroju i swoich wartości na całym świecie. Chiny, jeśli wygrają z Zachodem, są w stanie to uczynić. A też obecnie mają całkiem spory arsenał nuklearny.

W trakcie ostatniej dekady Rosja staje się wasalem Chin. Jest to dla niej skrajnie niekorzystne i wręcz szalone. Oczywiście USA wolałyby, aby Rosja dostrzegła, że to Chiny, a nie Zachód, są jej rzeczywistym przeciwnikiem. Chyba, że Rosjanie nie chcą już być imperialistami swojej „Wielkiej Rosji” i będą czuli się dumni z bycia satelitą Chin. Może tak będzie, na złość Zachodowi, ale to jednak chyba zbyt skromna motywacja. Amerykanie nie są specjalistami od lokalnych historii i od geografii. Dla wielu z nich Ukraina jest dość nowym tworem i nie wiedzą, czy nie jest to efemeryczne marzenie. Faktem jest, że po rozpadzie Związku Radzieckiego w wielu dawnych republikach związkowych terytoria były zakreślone z rozmachem, bo nikt przecież nie myślach, że dojdzie do rozpadu. Krym był zawsze oczkiem w głowie rosyjskich imperialistów i nie znalazł się we współczesnej Ukrainie dlatego, że Ukraińcy go kiedyś zdobyli i w przeważającej części zamieszkali. Gdy wybuchła obecna faza wojny, mieszkańcy Krymu, gdyby czuli się ukraińskimi patriotami, mieli sto tysięcy okazji do skutecznej dywersji na tyłach. Nie było jednak chyba żadnych aktów proukraińskiej krymskiej partyzantki. Jej brak pokazuje jednak światu, że Chruszczow wyznaczył granice Ukraińskiej Republiki Rad z pewnym nadmiarem. Ale to nic dziwnego. Po pierwszej wojnie światowej powstała na przykład Czechosłowacja, gdzie główne miasto Słowacji, a jej obecna stolica, w swojej historii była zamieszkiwana przez minimalne ilości Słowaków. Żyli tam Niemcy, Żydzi, Węgrzy – Słowacy byli niewielką mniejszością. Podobnie na Ukrainie po rozpadzie ZSRR też znalazły się takie „Bratysławy”. Jedną z nich był Krym. Ale jak to wygląda z perspektywy nie pasjonujących się geografią Europy Amerykanów? Mogą zapytać – „dlaczego na Krymie nie było żadnej partyzantki? Czy jest sens wracania do granic Ukrainy z Krymem?”.

Mieliśmy więc te „Bratysławy”, ale z drugiej strony państwo w Europie, Rosja, zaatakowała bez żadnej przyczyny sąsiada i wygląda na to, że ma duże szanse utrwalić swoje zdobycze. Czy jest to ok? Nie sądzę. Czy USA powinno oficjalnie zaakceptować taką sytuację w imię na przykład swojej wewnętrznej polityki? W końcu Trump obiecał swoim wyborcom cięcie kosztów państwa i szybkie zakończenie wojny na Ukrainie. Czy warto dążyć do tych celów za tak wysoką cenę zmiany pozycji w polityce międzynarodowej? Też nie sądzę. Ale co, jeśli nie kroplówkę, mógłby dać Ukrainie Trump? Zobaczymy…

Jest jeszcze inna perspektywa. Czyli morale armii. Początkowo wydawało się, że to Rosjanie będą mieli z tym problem, teraz jednak zaczyna być z tym odwrotnie. Putin coraz bardziej może liczyć na dalsze sukcesy na wojnie i to niezależnie od hojności zachodniej kroplówki dla Ukrainy. W kolejnych latach wojny na kroplówce może znów spróbować zaatakować Kijów. Gdy widzimy karty Trumpa na stole negocjacyjnym, razi nas ich minimalizm. Ale równie dobrze Putin może uważać, że dalsze zdobycze na Ukrainie są dla niego tylko kwestią czasu. Nie wygląda przecież wcale na to, że dramatycznie potrzebuje pokoju. Jeśli tak jest Trump i Putin raczej się nie dogadają. Wtedy zapewne Trump uderzy pięścią w stół. Może nawet już teraz chciał pokazać, że jest pełen dobrej woli dla Rosjan, ale mimo to, po ich tak naprawdę oczekiwanej odmowie, będzie musiał postąpić inaczej. Być może to gra na państwa neutralne wobec zmagań Ukrainy i Rosji, takie jak Indie czy Brazylia. Jest w tym jednak nadal pewna pułapka. Putin zadowoli się obecnymi zdobyczami, jeśli osadzi u sterów Ukrainy swojego człowieka. Mówi się o nowych wyborach, rzeczywiście, kadencja Zełeńskiego przedłużyła się już o rok, bo jest wojna. Trochę ciężko uwierzyć, że teraz Ukraińcy wybiorą prorosyjskiego polityka, ale tu z kolei Putin może mieć już dopracowaną strategię manipulacji.

Jeśli chodzi o UE, to Niemcy są w swej istocie prorosyjskie. Niezapraszanie UE do rozmów nie jest zatem wcale takie niekorzystne dla Ukrainy. Hiszpanii, Włochom sprawa ukraińska jest w zasadzie obojętna. Francuzi się obudzili, ale są słabi politycznie i ekonomicznie, przynajmniej jak na siebie. Holendrzy jako społeczeństwo wielokrotnie dowiedli swojego rasizmu wobec Ukraińców (to oni zablokowali wcześniejsze starania Ukrainy o wszczęcie procesu akcesyjnego do UE). Zresztą nie tylko oni. Niszczący UE Niemcy chcą narzucić nielegalnych migrantów państwom UE. Już w zasadzie to zrobili. Jednak dla nich i dla wielu Europejczyków, prawdziwi uchodźcy wojenni

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

7 − sześć =