Bill Clinton. Dzieje prezydentury

Clinton starannie badał grunt pod kampanię. Upadał ZSRR, więc starał się do tego nawiązać. W marcu 1991 roku starał się o spotkanie z Wałęsą, ten jednak nie miał na nie czasu. Krytykował zamiar zlikwidowania Radia Wolna Europa przez administrację Busha, która bardziej kierowała się Realpolitik niż sentymentami. W marcu 1992 roku powie dwóm polskim dziennikarzom na spotkaniu w Chicago, że sprawa polska będzie dlań priorytetowa. Jeszcze w grudniu 1991 roku Clinton zainteresował się także konfliktem irlandzkim w który potem mocno się zaangażuje jako prezydent.

Hillary wiedziała, że Bill jest kobieciarzem, a przynajmniej ma takie tendencje. Dwie zaprzyjaźnione kobiety pilnowały go, ale nie zdołały upilnować gdy 8 maja 1990 roku w hotelu Excelsior w Little Rock gubernator Bill Clinton zaprosił sekretarkę z Komisji Rozwoju Przemysłowego Arkansas do swojego pokoju niby na rozmowę, a gdy przyszła położył jej rękę na udzie i pocałował w kark. Przestraszona Jones uciekła.

W swojej autobiografii, Clinton przytacza wiele interesujących szczegółów na temat kampanii, zazwyczaj koncertując się, tak samo jak w przypadku walki o stanowisko gubernatora i prokuratora generalnego, na technicznej stronie prowadzenia kampanii. Na przykład ciekawie opisuje różnice w prowadzeniu kampanii w południowym Arkansas i w północnym New Hampshire, gdzie odbywają się tradycyjnie prawybory, i gdzie, jak twierdzi wyborcy są zawsze dużo lepiej poinformowani o równicach programowych niż np. w Arkansas, a walka o głosy ma bardziej personalny wymiar, czasem sprowadza się do wizyt od domu do domu. Clinton wygrał między innymi dzięki niespożytej energii i cierpliwości w takim chodzeniu. Ciekawe są także informacje gdzie koncentrują się wysiłki Partii Demokratycznej, otóż na przykład w Georgii, właściwie jedynie na jej liberalnej kosmopolitycznej stolicy – Atlancie. W Karolinie Południowej, Republikanom udało się przekonać białych wyborców, że Demokraci to w zasadzie partia czarnych. Z trudem udało się przekonać część z nich, że to niekoniecznie prawda.

 

 

Kampania wyborcza 1992 roku była wyjątkowa, choćby dlatego, że brało w niej udział nie dwóch lecz trzech kandydatów. Oprócz Busha, nominata Republikanów, i Clintona, nominata Demokratów, wziął w nim udział miliarder z Teksasu Ross Perot. Bush, nie mogąc się pochwalić wielkimi sukcesami swej pasywnej  polityki wewnętrznej, atakował Clintona za romanse i rzekomy brak charakteru.   Clinton atakował Busha za ową pasywność, korzystając z przywileju młodszego wieku (Bush miał prawie 70 lat, Clinton 46).   Wyglądało na to, że Perot odebrał więcej głosów Bushowi,  niż Clintonowi. Dzięki temu Clinton wygra i to dość znacznie.

Clintona często uważa się za przyjaciela Afroamerykanów, i słusznie, ale nie zawsze kontakty jego z nimi były takie łatwe. Na przykład w czerwcu 1992 roku pojawił się na spotkaniu Tęczowej Koalicji Jesse Jacksona, gdzie natknął się na nabuzowanych raperów i innych dziwnych mówców, i czuł się w obowiązku przypomnieć, że istnieje też czarny rasizm.

Także w czerwcu 1992 roku Clinton poznał Borysa Jelcyna, który odnosił się doń podobno nieco protekcjonalnie, ale przyjacielsko. Clinton zawsze będzie dbał o to, by Jelcyna nie zastąpili twardogłowi rosyjscy generałowie. Imponowało mu, że Jelcyn wzoruje się na konstytucji USA.

W kampanii Bush obiecywał gruszki na wierzbie w rodzaju 30 milionów nowych miejsc pracy, kiedy Clinton trzymał się danych statystycznych, cytując je w wielkich ilościach. Szło mu to tak sprawnie, że sztabowcy radzili mu udawać czasem że trochę się zastanawia cytując je, wychodziło bowiem nienaturalnie szybko. Clinton bał się nierealnych liczb przytaczanych prze Busha jak ognia. Amerykanie przyzwyczaili się już do stale poprawianych wyników gospodarczych na korzyść Busha, i martwił się by media nie mówiły zbyt wiele na temat postulowanego przezeń wyższego podatku dla najbogatszych, bo przy podkręconych danych republikańskich, mogłoby to robić złe wrażenie.

Na swego wiceprezydenta Clinton wybrał Ala Gore’a, acz z pewnymi oporami. Zdecydowała nie tyle sympatia co zainteresowania. Skoncentrowany na ekonomii i dyplomacji Clinton, chciał mieć kogoś od bezpieczeństwa narodowego i ekologii. Oznaczało to, że wierzył w pierwsze obliczenia Gore’a dotyczące podnoszenia się poziomu mórz wskutek globalnego ocieplenia i topnienia arktycznej czapy lodowej, choć teraz już widzimy że według ówczesnych obliczeń Miami od dekady powinno znajdować się pod wodą. Clinton jednak nie posiadał, jak sam zresztą przyznaje w autobiografii, odpowiedniej wiedzy by ocenić te zmiany, i polegał na opinii kolegi. Clintonowi podobało się też, że żona Gore’a, Tipper Gore pracowała zawodowo i angażowała się w politykę tak samo jak jego żona; pochwalał na przykład zaangażowanie Tipper w walkę z wulgarnymi i agresywnymi tekstami w piosenkach. Równie cennym jak poparcie Gore’a było poparcie ze strony najlepszego demokratycznego mówcy Maria Cuomo.

Środowisko LGBT w 86 % poparło Clintona, głównie wskutek gróźb padających w stronę praw gejów i lesbijek ze strony konferencji republikańskiej w Houston w sierpniu 1992 roku. 13 milionów homoseksualistów amerykańskich oddało głosy na Clintona. Pierwszy raz ich poparcie było tak istotne. Pierwszy raz też prezydent USA w przemówieniu inauguracyjnym wspomniał o AIDS. Krytycy jednak do dziś zarzucają Clintonowi, że nie zadbał jako gubernator o zlikwidowanie przepisów stanowych o karze więzienia za homoseksualizm. Być może dlatego, że przepisy te pozostawały od dawna martwą literą.

Na ten samej konferencji w Houston demonizowano Hilary jako straszliwą skrajna feministkę, która chce odebrać dzieci rodzicom, jeśli nie spełniają wygórowanych i oderwanych od rzeczywistości standardów opieki społecznej, dla której Hillary robiła wiele ekspertyz jako prawniczka, jednak przesadzili krytykując w ogóle pracę kobiet i ich dążenie do niezależności finansowej, co obraziło wiele pracujących kobiet w kraju i bardzo pomogło Clintonowi, tym bardziej  że Hilary zachowała wstrzemięźliwość w stroju i w staniu zawsze trzy kroki za mężem na wiecach. Pojawił się największy gender gap (przepaść między procentem poparcia od wyborców męskich i żeńskich) w notowaniach wyborów prezydenckich w historii. Clinton stał także murem za prokreacyjnymi prawami kobiet. Trzy dni po inauguracji papież pogratulował Clintonowi wyboru, jednocześnie ostrzegając przed poszerzaniem praw aborcyjnych w USA, prezydent-elekt nie skomentował listu. Podczas kampanii po raz pierwszy w wywiadzie sformułowano zarzut, jakoby małżeństwo Clintonów było bardziej układem politycznym niż prawdziwym stadłem, dlatego zdrady i romanse męża nie oburzają Hillary. Uczynił to Steve Croft, jeśli wierzyć słowom Clintona, był zupełnie zaskoczony i oburzony. Republikanom udało się stworzyć obraz Clintonów jak bezdzietnej uprzywilejowanej rodziny, w której oboje małżonkowie wyrośli w bogactwie. Między innymi dlatego, Bill Clinton pozował dla równowagi na biedaka, którym w istocie nigdy nie był.

Clinton wyszedł zwycięsko ze spotkania z przedstawicielami Legionu Amerykańskiego, gdzie udało mu się odwrócić ich myśli od swej służby, a właściwie braku służby w Wietnamie, ku przyszłości. We wrześniu 1992 roku, w nadziei na to, że Perot odbierze więcej głosów Bushowi niż jemu, mocno poparł ideę potrójnej debaty prezydenckiej, tak że Bushowi pozostało także się zgodzić.

Jeszcze 1991 roku Clinton poparł wojnę z Irakiem w obronie Kuwejtu, lecz sugerował użycie sił ONZ. Podczas kampanii w 1992 roku poparł politykę Busha tworzenia sfery wolnego handlu na obszarze USA, Kanady i Meksyku – NAFTA. Wolny handel nie był więc kwestionowany przez żadnego z kandydatów na prezydenta.

Pierwsza debata Bush-Clinton-Perot 13 października 1992 roku dała spory wzrost poparcia Perotowi, ale zdaniem Clintona, właściwie wszyscy trzej wypadli w niej nieźle. Główna dyskusja snuła się wokół doświadczenia w rządzeniu. Druga debata 15 października przyniosła Clintonowi więcej satysfakcji. Udało mu się skrytykować ekonomię uprawianą przez Republikanów ekipy Reagana i Busha,  zamiast ugrzęznąć tylko w debacie o długu narodowym, za którego powiększanie krytykowała stale prezydenta Busha, Perot. Clinton odnotował z zadowoleniem, że prezydent Bush nerwowo spoglądał na zegarek, gdy on rozwodził się nad losem biednych mieszkańców Arkansas, którzy tracili pracę w nierentownych firmach rodzinnych, które nie mogły wytrzymać konkurencji wielkich koncernów, sprawiło to zdaniem Clintona wrażenie, że prezydent Bush nie rozumie problemów zwykłych ludzi, i faktycznie tak to zostało zinterpretowane przez wielu Amerykanów. W ostatniej trzeciej debacie, Clinton uważał że dostał większe ciosy od Busha niż sam zadał, ale pokładał nadzieję w efektach drugiej.

Trzeci najmłodszy prezydent w historii USA, zdobywca 43% głosów (Bush dostał 37,4 % a Perot 19 %), Bill Clinton był prezydentem ze snów Davida Osborne’a z Progressive Policy Institute, wkrótce czołowego doradcy wiceprezydenta Gore’a; takim prezydentem, który potrafił wyjść poza schematy myślowe zimnej wojny, co wtedy – w epoce ugodowego wobec  Zachodu Jelcyna. Osborne uważał, że nie jest najważniejszy sam rozmiar rządu, ale jego sposób działania.

Chociaż Clinton rozpoczął urzędowanie mając poparcie obu izb Kongresu, kontrolowanych wówczas przez Demokratów, co pozwalało na ambitne plany. Starał się jako prezydent-elekt nawiązać jako takie stosunki z liderami mniejszości republikańskiej w obu izbach. Przywódca senackiej mniejszości Bob Dole, wydał mu się trudnym partnerem, ponieważ po pierwsze sam chciał być prezydentem, po drugie zaś, był typowym politykiem partyjnym, a nie narodowym. Sekretarz klubu Republikanów i ich intelektualny lider był wówczas na wakacjach, Clinton mocno obawiał się tego człowieka, który nawet niewielkie podwyżki podatków dokonane przez Busha w celu zażegnania deficytu niemiłosiernie krytykował i żałował, że nie może z nim pogadać, zanim walki o ustawy rusza pełną parą. Dobrze za to rozmawiało się Clintonowi z generałem Colinem Powellem, a także podczas kurtuazyjnej wizyty z byłym prezydentem Reaganem w jego domu.

Jako prezydent, Clinton stwierdził oligarchizację Reaganowo-Bushową i ujął się za ubożejącą klasą średnią oraz kobietami chcącymi faktycznej równości. Głosił, że państwo nie jest potworem jak malował je Reagan, lecz może się przydać. Clinton budował drogi i mosty (za Reagana USA inwestowały w nie dwanaście razy mniej niż RFN i Japonia), oraz ograniczył ogromny Reaganowski deficyt, który rujnował uboższych. Obiecał dostęp do Internetu w szkołach firmach i bibliotekach do… 2015 roku, oraz walkę z AIDS (Reagan de facto pozwalał „rozwiązłym” pacjentom umierać), walkę z toksycznymi odpadami (Reagan zaniechał kontroli w tych sprawach), i wykorzystanie wiedzy wojskowej do cywilizacyjnego progresu cywilnego. Oskarżał Republikanów o hipokryzję; głoszenie family values, przy jednoczesnym  i rujnowaniu rodzin podatkami, obiecał urlopy rodzinne i pracownicze, i to by ludzie nie musieli ciągle wybierać między rodziną a pracą; było to priorytetem Clintona. Edukacja (także program Head Start, który obiecali wspomóc Republikanie, ale nigdy tego nie zrobili) to kolejne oczko w głowie BC. Clinton starał się zmierzyć z zbyt kosztownym systemem zdrowotnym, w którym wszystkim rządzą ubezpieczyciele i producenci (często szkodliwych lub niepotrzebnych leków). W październiku 1991 w przemówieniu oskarżył Republikanów o szczucie ras i grup społecznych przeciwko sobie nawzajem, by odwrócić uwagę , od bezrobocia. Lata 80. nazwał dekadą chciwości i egoizmu, mówił o gigantycznych pensjach dyrektorów i managerów, bandytyzmie, lekceważeniu obowiązków obywatelskich i o błędnym Reaganowskim przeciwstawianiu wolności i bezpieczeństwa, a jak ma być wolny chłopak, którego ojciec musi odprowadzać do szkoły, by go nie napadnięto? Zazwyczaj uważa się Clintona za zdolnego prezydenta w polityce wewnętrznej. Zrealizował wszak większość obietnic, poległ tylko w walce z farmaceutami, tej potęgi chyba nikt nie ruszy. Clinton ze swym otwartym podejściem do grup LGBT i do czarnych stanowił jednoosobową rewolucję obyczajową. Po stronie negatywnej częścią tej rewolucji były kolejne seks-skandale. Biograf Clintona ,Robert Levin pisząc o seksaferze z Monicą Lewinsky, twierdzi trochę inaczej niż np. Paul Berman, że ludzie nie dbali o prezydenckie  cudzołóstwo, o ile gospodarka się rozwijała, lecz że przetrwał nagonkę dzięki temu, że się nie ukrywał i nadal spotykał na żywo z wyborcami. Mimo iż sam tolerował lobbystów w Arkansas jako gubernator, to Clinton właśnie zadał lobbies  pierwszy silny cios. Ukrócił słynne „drzwi obrotowe”, wprowadzając zakaz przechodzenia z posad rządowych do firm lobbystycznych wcześniej niż po pięciu latach po ukończeniu pracy dla rządu.

W polityce zagranicznej, Clinton był przeciwieństwem izolacjonisty. Od Irlandii po Koreę angażował USA w wiele konfliktów i problemów. Na konto Clintona można zapisać udane akcje w Serbii i demokratyzacja Korei, a także do pewnego momentu – Rosji. To Clinton, a nie Bushowie, zaczął ścigać terrorystów po świecie. Wiele zrobił też dla dysydentów w Chinach; niestety potem zaszkodzi tu prezydent Bush jr. wysyłając samoloty szpiegowskie nad Chiny. Clinton odżegnywał się od wszystkiego co przypominałoby zimną wojnę.  Historyk Robert Levin gani Clintona za zbyt jednostronne poparcie Bośniaków w Jugosławii, rejonie obojętnym strategicznie dla USA, i tym samy stymulowanie islamizmu. Warto jednak przypomnieć, że Reagan jak i Carter wprost dawali mudżaheddinom broń do rąk, a Clinton jednak tylko chronił Bośniaków, z których większość żyła wówczas, i nadal często żyje zupełnie po europejsku.   Bilans operacji wojskowo-pokojowych Clintona też wygląda nieźle, mimo porażki w Mogadiszu.

Część nominacji Clintona budzi pewne wątpliwości. Szefem departamentu pracy został Bob Reich, kolega z Oxfordu, który w 1992 roku przeforsował podwyższenie płacy minimalnej. Warren Christopher, został sekretarzem stanu; Clinton chwali go w swojej autobiografii, jako tego, który miał wielkie zasługi w negocjacjach na temat uwolnienia amerykańskich zakładników w Iranie za czasów Cartera. W przypadku Reicha, mamy oczywisty nepotyzm, w przypadku Christophera, niepotrzebne nawiązywanie do jednej wielkiej klęski jaka była polityka zagraniczna naiwnego i mało praktycznego prezydenta Cartera, który swoja nieudolnością praktycznie oddał władzę Reaganowi.

Szefem CIA został Jim Woolsey. Clinton tłumaczył ta nominację tym, że jak na Demokratę, miał on dość „twarde” poglądy w kwestii bezpieczeństwa państwa. Tym samym Clinton przyznawał, że część partii demokratycznej jest naiwnymi lewicowymi idealistami, którym nie da się powierzyć ważnych stanowisk. Jednocześnie zabezpieczał się przed atakami ze strony partii przeciwnej. Podobnie na prokuratora generalnego chciał cieszącego się szacunkiem Wall Street Vernona Jordana, ten jednak odmówił.

Clinton wyraźnie unikał prowokowania Republikanów, którzy rządzili krajem przez 12 lat i nawet pokonani mogli sprawić kłopoty. Jak mówi w swojej autobiografii, nie naciskał na surowsze rozpatrzenie winnych afery Iran-Contras z powodu szacunku dla prezydenta Busha, jednak prawdopodobnie chciał ułatwić sobie ofensywę legislacyjną, gdy już obejmie urząd. Największym problemem był deficyt, który z powodu specyficznej polityki podatkowej Republikanów rósł także w czasie prosperity. By jakoś zaradzić ogromnej dziurze budżetowej, nie wystarczyło ciąć wydatki rządu. Ekipa Clintona wymyśliła więc podatek od surowców energetycznych BTU. By przepchnąć cięcia i BTU prze kongres, wszyscy Demokraci musieli być pewni, a czynnikiem ryzyka byli Demokraci z konserwatywnych okręgów bojący się podwyżek podatków, lub utraty funduszy na swoje ulubione programy. Cięcia i nowe podatki jednocześnie to zabójcza mieszanka dla polityka, nic dziwnego, że Clinton unikał bezpośredniej konfrontacji z Republikanami w mniej istotnych sprawach.

8 stycznia 1993 roku Clinton po raz pierwszy spotkał się z przywódcą innego państwa, z prezydentem Meksyku Carlosem Salinasem de Gortari, zwolennikiem NAFTA. Starał się przekonać Meksykanina do wzmocnienia współpracy o większe zaangażowanie USA w zwalczanie przemytu narkotyków przez wspólną granicę.

17 stycznia 1993 roku prezydent Bush wydał rozkaz ataku na stanowiska obrony przeciwlotniczej Saddama Husajna, za niepodporządkowanie się rezolucjom ONZ. Prezydent-elekt Clinton poparł tą decyzję.

Podczas swego zaprzysiężenia 19 stycznia 1993 roku Clinton przemawiał o tym, że we współczesnym świecie nie ma już ścisłego podziału na sprawy krajowe i zagraniczne, podkreślił wagę roli USA jako przewodniczki wolności, zwłaszcza wobec upadku ZSRR. Przemówienie było w duchu optymistycznym.

22 stycznia 1993 roku Clinton rozkazem wykonawczym uchylił zakaz badań nad komórkami macierzystymi w celach medycznych. W kwestii homoseksualistów a armii, Clinton napotkał na opór także niektórych demokratów, musiał zawrzeć kompromis znany jako reguła „nie pytaj, nie mów” (dont’s ask don’t tell). 5 lutego Clinton podpisał pierwszą ustawę, dotyczyła urlopów umożliwiających opiekę nad noworodkiem lub chorym członkiem rodziny.

Reformy podatkowe okazały się pilniejsze niż zdrowotne. Najwyższa stawka podwyższona została z 31 do 36%, ale nie udało się zmniejszyć podatków od klasy średniej.

28 lutego miał miejsce szturm na dom sekty Gałęzi Dawidowej nieopodal Waco w Teksasie. Clinton żałował że dał się przekonać do szturmu, który udał się koślawo i spowodował wiele ofiar, przekonano go, że negocjacje będą zbyt kosztowne, a oddziały policji potrzebne do długotrwałej blokady, są bardziej potrzebne gdzie indziej.

Politykę popierania Jelcyna sugerowali nie tylko Demokracji, ale i Republikanie, tacy jak były prezydent Nixon, i Newt Gingrich. W kwietniu 1993 roku na spotkaniu w Kanadzie, Jelcyn przerzucił część swego stresu związanego z silną opozycją w armii i parlamencie rosyjskim i wymógł na Clintonie pomoc finansową dla rosyjskich wojskowych wracających z państw bałtyckich. Clinton, choć nieco drażniły go kazania Jelcyna, które wręcz oburzały wielu Amerykanów, uznał że jednak warto popierać Jelcyna do końca.

W 1992 roku, a więc w pierwszym roku Clintona rozpoczął się jugosłowiański dramat. Wojna w Bośni i Hercegowinie  tocząca się w latach 1992–1995 wojna domowa miała być najbardziej krwawym konfliktem w Europie od II wojny światowej. Walczący o autonomię bośniaccy Serbowie wspierani przez Serbów z Nowej Jugosławii, zwalczali wosjka Bośni i Hercegowiny, i Chorwatów. W wojnie miało zginąć 100 tysięcy ludzi, a uciekło ze swych domów niemal dwa miliony ludzi. W 1993 roku Serbów próbowały kontrolować oddziały ONZ, a w 1995 roku na serbskie cele rozpoczęło naloty lotnictwo NATO.

Długo nie było wspólnej polityki europejskiej wobec Jugosławii. Prezydent Francji, która ostatecznie wysłała tam najwięcej żołnierzy z wszystkich krajów Europy, Mitterand długo miał nadzieję, że reformy wewnętrzne umożliwia utrzymanie Jugosławii w jednym kawałku. Sympatyzował z Serbami, ponieważ myślał że opór przeciwko Niemcom w czasie II wojny światowej był głównie sprawą Serbów, a kolaboracja – Chorwatów, choć sprawy były dużo bardziej skomplikowane. W maju 1991 roku Francja i Niemcy wspólnie apelowały do Jugosławii o spokój, jednak w czerwcu Chorwacja i Słowenia uznały się za niepodległe. Niemiecki kanclerz Kohl to zaakceptował, Francja   Mitteranda ociągała się. Wiosną 1992 roku premier Włoch Anreotti domagał się przynajmniej uwolnienia lotniska w Sarajewie od ostrzału ze strony bośniackich Serbów wspieranych przez Serbię-Czarnogórę. W kwietniu 1992 roku świeżo powstała Unia Europejska uznała niepodległość Bośni, więc Mitterand poleciał helikopterem do Sarajewa, witany tam jak bohater, ale na propozycję swego MSZ Kouchnera, by ukarać Serbów, odpowiedział negatywnie. Dopiero przywódca opozycji Chirac zmusił go do działania, ale tylko w ramach ograniczonych akcji oddziałów ONZ. W marcu 1993 roku Clinton rozmawiał z Mitterandem, który przemawiał z pozycji eksperta długo przyglądającego się problemowi. Clinton nalegał więc tylko na zniesienie embarga na dostawy broni dla bośniackich muzułmanów eksterminowanych przez bośniackich Serbów. Kohl poparł Clintona, ale Francuzi i Anglicy twierdzili, że zniesienie embarga tylko przedłuży wojnę. Clinton w swojej autobiografii pisze, iż dopuszczał dwa scenariusze; albo zmuszenie Serbów do zaprzestania ataków, zwłaszcza ostrzału Sarajewa, albo zniesienie embarga. Serbowie jednak dopiero w lutym 1994 roku posłuchają jak także Rosja pogrozi im palcem.

W trakcie prezydentury doszło do jednego z największych masowych mordów od czasu II wojny światowej. Gabinet Clintona przez długi okres nie chciał uznać (nazwać) wydarzeń w 1994 roku w Rwandzie jako ludobójstwo. USA głosowały za wycofaniem całkowitym sił ONZ z zagrożonych obszarów, co było praktycznym przyzwoleniem na te zbrodnie. Mimo licznych zapowiedzi w trakcie kampanii przedwyborczej, zwlekał z jakimikolwiek działaniami w celu powstrzymania tego konfliktu, tłumacząc się „europejskimi sojusznikami”. Dopiero masakra w Srebrenicy zmieniła jego nastawienie.

            Jeśli wierzyć autobiografii Clintona, nieumiejętność przekonania Francuzów i Brytyjczyków, wraz brakiem zasadniczej zmiany polityki zdrowotnej, wobec gejów w wojsku, i wobec uchodźców z Haiti, których nadal Clinton odsyłał tak jak czynił to Bush, ale częściej udzielał azylu; te wszystkie niepowodzenia zachwiały nieco wiarę nowego prezydenta USA we własne siły. Pomagał mu Al Gore, przy którego waszyngtońskim doświadczenie, Clinton był outsiderem.

Najpilniejszym zadaniem w tym czasie było zmniejszenie deficytu budżetowego, inne kwestie musiały poczekać. Clinton przedstawił między innymi plan komercyjnego wykorzystania budynków wojskowych, co przy rozmiarze wojska amerykańskich, stanowiło nie byle jaki potencjalny zysk. Rozpisał też pożyczki dla drobnych przedsiębiorców, zgodnie z paradygmatem ekonomii Keynesa.

Pod koniec czerwca 1993 roku senat przyjął budżet Clintona zaledwie jednym głosem – głosem wiceprezydenta Gore’a. Niedługo potem Clinton poczuł się na tyle silny by posłać rakiety Tomahawk w siedzibę irackiego wywiadu, w odwecie za planowanie zamachu na prezydenta Busha w Kuwejcie. Generał Powell przekonał Clintona, że ograniczona odpowiedź powinna zniechęcić Irak. Na szczycie G-7 w Tokio w lipcu 1993 roku Clinton przekonywał inne państwa do uzgodnienia ich ekonomicznej polityki wewnętrznej   z tą wdrażaną przezeń w USA, ale ma zdumiewająco mało do powiedzenia na ten temat w swojej autobiografii, co wskazuje, że raczej mu się to nie udało. Narzeka też na upór Mitteranda i Johna Majora. Natomiast udało się przekonać premiera Japonii Miuazawę do poświęcenia nico z japońskiego protekcjonizmu powodującego ogromny deficyt handlowy USA wobec Japonii.

Po powrocie z Japonii, Bill Clinton dał przykład profesjonalizmu mianując Republikanina Louisa Freeha na nowego szefa FBI.

Na początku sierpnia 1993 roku sztab NATO uzyskał wreszcie francuska i brytyjską zgodę na naloty na pozycje serbskie w Bośni. Wielką niewiadomą było zachowanie Rosji, tradycyjnego sojusznika Serbii. Dlatego był to niezwykle nerwowy czas.

Po upływie kadencji Powella, na szefa połączonych sztabów, Clinton mianował Johna Shalikashvilego, Polaka gruzińskiego pochodzenia, ale obywatele USA od lat, który przeszedł wszystkie stanowiska w US Army od zwykłego rekruta. Jego dziadek był generałem armii carskiej, co powodowało, że nawet Republikanie byli zadowoleni z wyboru.

Clinton jako moderat i unikający radykalizmu pragmatyk, cieszył się z każdego poparcia. Na przykład z poparcia papieża w kwestii misji USA w Somalii i próbach uczynienia czegoś więcej dla Jugosłowian.

We wrześniu 1993 roku  Clinton zaangażował się w galimatias zwany bliskowschodnim procesem pokojowym. Uczynił to tylko dlatego, że Palestyńczycy uznali prawo Izraela do istnienia. Clinton zaufał dobrej woli Arafata, ponieważ wielokrotnie ścierał się on z radykałami w swoim własnym obozie. Wczesną jesienią Clinton zajmował się także projektem ubezpieczenia zdrowotnego pracowników we wszytkach firmach (już wówczas 75% z nich pracowników ubezpieczało), by uniknąć typowej dla amerykańskiej służby zdrowia bolączki spirali wydatków i długów związanych z opieką medyczną. Wrzesień to także mocne słowa poparcia dla Jelcyna, którego opozycja próbowała obalić.

Dnia 3 października 1993 roku rozegrała się bitwa w Mogadiszu, stolicy Somalii, między amerykańskimi komandosami, i ich malezyjskimi i pakistańskimi sojusznikami, a oddziałami somalijskiego klanu Habar Gidir pod przywództwem Mohameda Farraha Aidida, który przechwytywał przemocą dostawy żywności dla głosujących z powodu wojny domowej Somalijczyków. Kolejnym powodem próby schwytania Aidida było to, że wcześniej jego ludzie zabili ponad dwudziestu żołnierzy pakistańskich działających z ramienia ONZ. Amerykanie działali w Somalii już od grudnia 1992 roku wysłani jeszcze przez prezydenta Busha, z poparciem Clintona. Clinton kazał pojmać Aidida, ale nie sądził by trzeba było tłumaczyć wojskowym, że nie życzy sobie polowania na niego w centrum Mogadiszu, uwiecznionej potem w filmie „Helikopter w ogniu”; miał nadzieję na przechwycenie jego konwoju w szybkiej sprawnej odizolowanej akcji. Generał Garisson podjął decyzję zmiany zadania sam ponieważ znajdował się w okresie bezkrólewia między końcem kadencji Powella, a nominacją Shalikashvilego. Zgodnie z tym co można wyczytać między linijkami ustępu autobiografii Clintona dotyczącego Mogadiszu, starał się on odtąd dowiedzieć wszystkiego o przeciwniku przed każdą akcją wojskową, co powodowało, że działać będzie czasem zbyt opieszale by być skutecznym.

W kongresie administracja Clintona zebrała tęgie baty za porażkę w Mogadiszu, podważać zaczęto uprawnienia prezydenckie w takich kwestiach. Jedynym wytchnieniem było przyjęcie w stylu kolonialnym w perukach i pończochach 26 października na urodziny Hillary, gdzie państwo Clintonowie grali Jamesa Madisona i jego żonę Dolley. Następnego dnia przedłożyli oni w Kongresie ustawę o opiece zdrowotnej, od razu skrytykowanej za objętość; liczyła bowiem 1342 strony. W listopadzie zaś udało się ograniczyć Clintonowi nieco swobodę nabywania broni palnej, tak umiejętnie, że kongresmeni Republikańscy zignorowali nawet apele NRA do obstrukcji parlamentarnej, i przywrócić swobodę demonstrowania w rozsądnym stopniu przekonań religijnych w szkołach i urzędach.

Rok 1994 roku rozpoczął się dla Clintona źle. Zmarła nagle jego matka. Niedługo potem prezydent udał się w szereg podróży zagranicznych po Europie. Europejczycy znali jego słabość do jazzu. Belgowie dali mu wspaniały instrument z okazji setnej rocznicy śmierci Adolphe’a Saxa, a Vaclav Havel zaprosił do wielu praskich klubów jazzowych.  W 1994 roku Clinton przedstawił plany do wdrożenia w najbliższych latach, w tym m.in. podłączenia możliwie wszystkich szkół do Internetu. Rozpoznanie potencjału Internetu jako narzędzia wolności słowa należy do najprzyjemniejszych rysów prezydentury Clintona.

W styczniu 1994 roku Clinton zaryzykował dobre stosunki z Brytyjczykami udzielając Gerry’emu Adamsowi, wizy na wizytę w USA. Uczynił to dlatego, ze popierająca zwykle Demokratów wpływowa diaspora irlandzka w Stanach poprosiła go wprost o zaangażowanie w rozwiązanie konfliktu w Irlandii Północnej.

W lutym NATO zbombardowało pozycje Serbów bośniackich, co skłoniło ich do zaprzestania bombardowania Sarajewa. Clinton był krytykowany za to, że nie wysłał samolotów wcześniej; w swojej autobiografii tłumaczy, że dowództwo NATO bało się, że zaszkodzi to oddziałom kanadyjskim oblężonym przez Serbów w Srebrenicy i innym niewielkim oddziałom z Francji, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i Holandii. Bob Dole, przywódca Republikanów w senacie USA domagał się jednostronnego uchylenia embarga na dostawę broni bośniackim muzułmanom, jednak Clinton już się go nie domagał, ponieważ wszystkie państwa NATO i rada ONZ zezwoliły na naloty na pozycje bośniackich Serbów.

W marcu 1994 roku siły prawicowe zmobilizowały się do skoordynowanego ataku na reputację Clintonów, wokół tzw. Afery Whitewater. Chodziło o nieudany biznes w branży nieruchomości, w jaki w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych zaangażowali się Clintonowie oraz ich partnerzy Jim i Susan McDougal. Przedsiębiorstwo zwało się   Development Corporation. Jeszcze w listopadzie 1993 roku David Hale, zeznał, że  Bill Clinton wywierał na nim w przeszłości naciski by pożyczył Susan McDougal 300,000 dolarów na to ryzykowne przedsięwzięcie. W swojej autobiografii Clinton, uznaje za błąd, że nalegał w 1994 roku na powołanie niezależnego prokuratora w celu „oczyszczenia atmosfery”. Prawicowi publicyści tacy jak Rush Limbaugh uznali to za prowokację i rozpoczęli kampanię oparta na plotkach o Whitewater.

W kwietniu 1994 roku zwolniło się miejsce  w Sądzie Najwyższym USA w związku z emeryturą Harry’ego Blackmuna. Bill Clinton wobec odmowy George’a Mitchella wahał się między Stephenem Breyerem i Richardem Arnoldem, ostatecznie wybierając mniej pobożnego i bardziej świeckiego Breyera, ponieważ bał się o losy ustawodawstwa aborcyjnego i związanego z innymi kwestiami gdzie przekonania moralne zderzają się z polityką. Tym bardziej, że Reagan i Bush mianowali wcześniej aż trzech religijnych konserwatystów. Obsada stanowisk w SN dzisiaj wzbudza więcej emocji niż wówczas.

Clinton w swojej autobiografii żałuje, że był zbyt pochłonięty sytuacją w Bośni by zrobić cos na czas w sprawie Rwandy. Przedmiotem krytyki mediów na świecie było to, że administracja Clintona przez długi okres nie chciał uznać wydarzeń w 1994 roku w Rwandzie za ludobójstwo. USA głosowały za wycofaniem całkowitym sił ONZ z zagrożonych obszarów, co ułatwiło te zbrodnie.

Podobnie zresztą, mawiano, było w sprawie Bośni. Mimo licznych zapowiedzi w trakcie kampanii przedwyborczej, zwlekał z jakimikolwiek działaniami w celu powstrzymania tego konfliktu, tłumacząc się „europejskimi sojusznikami”. Dopiero masakra w Srebrenicy zmieniła jego nastawienie.

W kwietniu z pomocą i rada Clintonowi pospieszył były prezydent Nixon, zwolennik polityki centrowej i narodowej Realpolitik na zewnątrz. Nixon był pod wrażeniem kredytu zaufania jaki przywódcy Europy mają do Clintona i prosił go o większą aktywność na polu międzynarodowym. Radził mu zignorować Whitewater  i wspierać Jelcyna i Czernomyrdina przeciw nacjonalistom Żyrinowskiego i komunistom w Rosji.

Pod koniec kwietnia 1994 roku Clinton spotkał się w Białym Domu z reprezentantami plemion Indiańskich, którym obiecał respektować ich przywileje prawne i religijne w rezerwatach. Była to pierwsza wizyta plemion w Białym Domu od lat dwudziestych XXI wieku. Takie deklaracje brzmią dobrze, jeśli zapomnimy, że rezerwaty są obszarami w których szerzy się korupcja i bezprawie, i w których często ludzie giną bez śladu w utarczkach plemiennych.  Wyidealizowane romantyczne spojrzenie na Indian dużo kosztuje niektórych z nich.  O tym jak niemoralni i jak oddani szaleńczym teoriom spiskowym potrafią być Indianie boleśnie przekonał się w XIX wieku Tocqueville, a sto lat potem, za czasów Clintona właśnie, jego krajan Bernard Henri Levi, którego mocno uraził nieprzejednany antysemityzm niektórych wodzów, którzy uważają Żydów za konkurentów w sporcie jakim jest żerowanie na poczuciu winy białych w celach zarobkowych.

19 maja 1994 roku przybył do Białego Domu premier Indii Narashima Rao. Z Clintonem rozmawiali głównie o walce z proliferacją broni atomowej. Indyjski premier nie zgodził się z prezydentem USA, że arsenały nuklearne Indii i Pakistanu zmniejszają bezpieczeństwo w tej części świata. Nic dziwnego, że kolejny prezydent George Bush junior, zagra inaczej, wyciągnie rękę do Indii i pomoże w modernizacji ich arsenału atomowego.

W czerwcu 1994 roku Clinton pojechał do Europy z okazji rocznicy lądowania w Normandii. Odwiedzał amerykańskie cmentarze z czasów II wojny światowej. Niedługo potem zaproponował ustawodawstwo zmieniające regułę, iż nastolatka która urodzi dziecko nie musi się wcale wyprowadzać od rodziców by dostać większa pomoc pieniężną na wychowanie dziecka. Prezydent nakłonił też kongres do tego by bardziej stanowczo ściągał alimenty, co szybko doprowadziło do zmniejszenia się liczby ludzi żyjących z zasiłku.

W lipcu Clinton odwiedził m.in. Polskę, gdzie był świadkiem sprzeczki miedzy Lechem Wałęsa, a jego żoną Danutą o to czy rolnikom było lepiej za komunizmu czy po jego upadku. On uważał, ze lepiej było im za komunizmu. Zarówno w Polsce jak i w Estonii dobiegały go wyrazy nieufności wobec Rosji, i prośby o pomoc wojskową USA. W Niemczech zapewnił przy Bramie Brandenburskiej, że Ameryka nigdy Niemców nie zostawi w potrzebie, a w bazie Rammstein amerykańscy żołnierze pytali go co z opieką zdrowotną po powrocie do Stanów, ponieważ póki byli w RFN ją posiadali.

Zwykle uważa się, że dopiero jesienią 1994 roku, gdy w Kongresie większość zdobyli Republikanie, a izba ta rozpoczęła serię śledztw w poszukiwaniu nieprawidłowości prawnych w postępowaniu Clintona i jego współpracowników, popełnionych zarówno w czasie prezydentury, jak i wcześniej w Arkansas, jednak już w sierpniu Departament Sprawiedliwości zatrudnił jako prokuratora Kennetha Starra, co zaniepokoiło Clintona, ponieważ jawnie krytykował on Clintona, miał powiązania z Republikanami i popierał pozew Pauli Jones, byłej pracownicy stanu Arkansas, która w maju 1994 roku pozwała   prezydenta  Clintona za molestowanie seksualne   które miało mieć miejsce w maju 1991. Clinton  stwierdził, że  urząd prezydenta nie daje mu czasu na zaangażowanie w taki proces, i że należy poczekać do zakończenia kadencji. Clinton uważał wybór Starra za dowód, że Republikanie nie będąc w stanie niczego mu udowodnić w sprawie Whitewater, postarali się przynajmniej o „swojego” prokuratora by przyjrzeć się wszystkiemu co dotyczy Clintonów. Prezydent Clinton uważał to za atak o naturze politycznej, ponieważ nawet sprawę Iran-Contras badał Republikanin, Lawrence Walsh, teraz prokurator reprezentował wrogi politycznie wobec oskarżonego obóz.

Jesienią udało się wojskom amerykańskim przywrócić demokrację w Haiti, potem zaś w październiku w porozumieniu z Londynem, odstraszyć Irak od kolejnego ataku na Kuwejt, niestety w „nagrodę” demokraci stracili większość w Kongresie. Republikanie okazali się bardziej przekonujący. Program Newta Gingricha: „Kontrakt z Ameryką”, ich intelektualnego, jeśli nie faktycznego lidera, zapowiadający jakby przyszły „współczujący konserwatyzm” Busha, lepiej wyglądał na papierze niż faktyczna polityka Clintona, który wyrzucał sobie zbytnie skoncentrowanie na sprawach zagranicznych by dobrze przygotować się do wyborów parlamentarnych. Clintonowi niektóre pomysły z „Kontraktu” Gingricha nawet się podobały, ale niestety tym gorzej dla niego. Jakby wbrew wyborom gospodarka na przełomie 1994 i 1995 roku odbiła się od dna a bezrobocie spadło.

Korzystając z wygranych wyborów parlamentarnych, Republikanie przystąpili do frontalnego ataku prawnego, zupełnie jakby nie mogli się pogodzić z przegraną Busha w 1992 roku.  Kierownicy Whitewater Development Corporation zostali postawieni przed sądem pod zarzutem przestępstw finansowych. Kongres teraz w większości republikański wnikliwie sprawdzał, czy  Clinton i jego żona również popełnili przestępstwa, w związku z Whitewater, choć ostatecznie nie udało się tego udowodnić.

W lutym 1995 roku Clintonowie odwiedzili Kanadę podkreślając role tego kraju jako najważniejszego partnera handlowego i najważniejszego sojusznika USA. Jednocześnie pomstował na Republikanów, którzy, kontrolując teraz kongres odmówili pomocy finansowej dla Haiti, które znów pogrążyło się w konflikcie politycznym. Bezskutecznie próbował przekonać Kongres, że bez pomocy USA, Haiti nigdy nie będzie wolnym i demokratycznym państwem.

W maju 1995 roku Clinton, Mitterand i Kohl stali obok Jelcyna i przywódcy Chin Jiang Zemina na Placu Czerwonym świętując rocznice pokonania III Rzeszy. Odkąd w 2005 roku Putin skłócił Rosję z Zachodem takie sceny mogę wydawać się egzotyczne, wówczas były normalne.

Pod koniec maja bośniaccy Serbowie znowu wznowili ostrzał Sarajewa. Tym razem jednak Francja, z jej nowym prezydentem, którym został dopiero co Jacques Chirac, grali do tej samej bramki co USA, i też chcieli ukrócenia serbskich czystek, mimo iż Chirac prowadził próby jądrowe w czasie, gdy Clinton starał się wymusić ograniczanie użycia broni atomowej. W swojej autobiografii Clinton pisze, że cenił Chiraca także za to, że nie przeszkadzał żonie rozwijać własnej kariery politycznej.

W tym samym czasie Japończycy po dwóch latach starań dyplomacji Clintona, otworzyli wreszcie swój rynek dla amerykańskich aut. Było to, zważywszy na japońską tradycję protekcjonizmu nie lada osiągnięcie.

W lipcu, gdy Clinton bronił zrębów polityki Demokratów w tym akcji afirmacyjnej 9choc przyznawał, ze ma ona swoje wady), przed atakami Republikańskiej większości w Kongresie, gruchnęła wiadomość o masakrze w Srebrenicy, czyli o egzekucji około 8 tysięcy  bośniackich muzułmanów płci męskiej  przez paramilitarne oddziały Serbów (12-16 lipca 1995).  Odpowiedzialność za tą masakrę ta jest uznawaną za największe ludobójstwo w Europie od czasu II wojny światowej, nie może być właściwie zrzucana na Clinton, który od miesięcy powtarzał, że embargo na dostawy broni do Bośni uderza tylko  muzułmanów, a nie w bośniackich Serbów zaopatrywanych potajemnie z Serbii i Czarnogóry i jedynie zwiększa dysproporcję sił, zachęcając Serbów do agresji. Pamiętamy jednak, że Clinton nie zgodził się z szefem Republikanów w senacie Bobem Dole’m by jednostronnie złamać embargo, gdyż pokładał nadzieję, że naloty z 1994 roku odstrasza Serbów. Główna winą jednak należy obarczyć niejednolite dowództwo sił ONZ. 10 lipca Holendrzy poprosili ONZ o wsparcie lotnictwa. ONZ się wahała, i wprawdzie  11 lipca samoloty NATO zniszczyło dwa serbskie czołgi, potem pozostało już bierne, ponieważ Serbowie zdążyli wziąć już nieco Holendrów do niewoli i zagrozili ich egzekucjami. Po upadku Srebrenicy Clinton starał się działać szybciej w podobnych przypadkach, proponując nomen omen stworzenie sił szybkiego reagowania do ochrony cywilów w takich sytuacjach, i wymógł na ONZ ich utworzenie. Siły ONZ pozostawały jednak zbyt słabe i dopiero sierpniowa ofensywa chorwacka i późniejsze naloty NATO na serbskie pozycje pod Sarajewem ustabilizowały sytuację. 

W sierpniu dwie córki Saddama Husajna uciekły z Iraku do Jordanii. Zięciowie kierowali produkcją broni masowego rażenia i przekazały Jordańczykom i co za tym idzie także USA wiele informacji, potem niestety lekkomyślnie dali się namówić do powrotu i zostali zabici przez Husajna.  Jednak dzięki ich informacjom zniszczono wiele irackiej broni biologicznej i chemicznej, więcej niż w czasie wojny w Zatoce Perskiej.

W październiku 1998  Clinton uzyskał bez oporu Republikanów ustawę o konieczności ujawniania swych działań prze lobbystów. Newt Gingrich i prawica nie odważyli się poddać jej pod głosowanie. Jednocześnie Clinton zawetował republikańską ustawę o finansowaniu legislatywy, mszcząc się za problemy z jego własnymi ustawami budżetowymi, które blokował Gingrich i jego koledzy. Pod koniec grudnia zrobił to samo z ustawą o środkach na obronę kraju, co nie było dlań łatwe ponieważ zapowiadała ona podwyżki żołdu, i mogło się obrócić przeciwko niemu.

W listopadzie 1995 roku Clinton prowadził kampanię przeciwko pijanym kierowcom i wspierał Johna Majora w procesie pokojowym w Irlandii Północnej.

W styczniu 1996 roku Kongres ratyfikował układ START II, o obustronnej redukcji broni atomowej w Rosji i USA, co Clinton przyjął z radością jako znak, że „zimna wojna odchodzi jeszcze dalej w przeszłość”. Przed woltą dokonaną przez Putina w 2005 roku rzeczywiście wszystko na to wskazywało. W marcu 1996 roku Clinton zagrał z kolej na nosie Chinom wysyłając okręty dla przegnania chińskiej demonstracji sił wobec Tajwanu. Chińczycy z kontynentu odebrali to jako wielkie upokorzenia, ale Tajwan odetchnął z ulgą.

W kwietniu 1996 roku Kenneth Starr zaciskał swoją sieć wokół Clintonów, co w swojej autobiografii Clinton oczywiście stara się ośmieszyć. M.in. uważał, że odwołanie Roberta Fiske z fotela niezależnego prokuratora, dlatego, że skoro mianowała go na to stanowisko związana z Clintonem Janet Reno, było elementem gry partyjnej Starra i Republikanów i aktem hipokryzji. Tymczasem oczywistym jest, że tak samo jak Clinton bał się stronniczości Starra, Starr mógł obawiać się stronniczości Fiske’a. Takie jednostronne wynurzenia są słabą moralnie stroną autobiografii Clintona, niezależnie od tego, że Starr faktycznie przekroczył nieco granicę dobrego smaku w atakowaniu Clintonów.

W maju Clinton zaangażował się w próby globalnego zakazu stosowania min przeciwpiechotnych, w lipcu zmagał się z terrorystycznymi zamacham na Long Island i w Atlancie. Potem miano do niego pretensje, że zrobił w tej sprawie za mało, kraj jednak nie był przygotowany do wojny z terroryzmem na własnym terytorium. Takie struktury wykształcono dopiero potem za prezydentury Busha juniora.  Nieco później podpisał pozwalającą stanom zmniejszać zasiłki dla biednych i imigrantów, wbrew oporowi co większych socjalistów z własnej partii.

Wszystko to działo się w czasie gdy trwało tak zwane wygaszanie rządu. Republikanie odmawiając uchwalenia budżetu uniemożliwiali pracę wielu gałęziom administracji. We wrześniu kiedy kampania prezydencka Republikanina Boba Dole’a szła już pełną para, Clinton z zadowoleniem odnotował, że większość Amerykanów wcale nie jest zadowolona z wygaszania rządu, i obwinia o to Dole’a, który sam starał się dystansować od Gingricha i innych pomysłodawców wygaszania. Dnia 16 września kandydaturę Clintona poparł Braterski Zakon Policji (FOP), co tym bardziej go ucieszyło, ze zwykle popierał on Republikanów. Październikowe wybory prezydenckie dały Clintonowi jeszcze więcej głosów w kolegium elektorskim (w USA wybory są dwustopniowe, mieszkańcy wybierają elektorów, w ci prezydenta) niż w 1992 roku. Wygaszanie rządu jednak mimo pewnych gestów dobrej woli ze strony Dole’a i innych Republikanów, nadal wiązało ręce Clintonowi, choć dopiero co wygrał wybory. Objawiła się widoczna i dziś tendencja do tego, że wyborcy Demokratów mobilizują się znacznie lepiej do wyborów prezydenckich niż parlamentarnych.

Sparaliżowany w polityce krajowej, Clinton skupiał się na zgaranicznej. Rok 1997 roku zaczął się zaangażowaniem Clintona po stronie Jelcyna, co pomogło Jelcynowi wygrać wybory z rosyjskimi komunistami Ziuganowa. Dopiero w maju 1997 roku udało się Clintonowi  osiągnąć porozumienie z Republikanami w sprawie budżetu. Musiał ustąpić im nieco w sprawie oszczędności w rządowym programie Medicare – jest to program ubezpieczeń społecznych, administrowany przez rząd Stanów Zjednoczonych, zapewniający ubezpieczenie zdrowotne dla osób, które są w wieku 65 lat lub więcej, które są poniżej 65 lat, ale są fizycznie niepełnosprawne, które mają wrodzoną niepełnosprawność fizyczną, lub dla tych, którzy spełniają innych specjalne kryteria. Taka była cena uwolnienia rak jego administracji.  Jednocześnie Medicare uzyskało gwarancję kontynuacji na następne dziesięć lat.

Maj 1997 roku kończył by się dla Clintona znakomicie, w końca udało się zawrzeć z Jelcynem porozumienie NATO-Rosja, a w Wielkiej Brytanii wybory wygrał Tony Blair, liberalny centrysta zapatrzony w ideał III drogi Clintona, niestety dla prezydenta USA był też jeden zgrzyt, mianowicie niekorzystny obrót przybierała sprawa Pauli Jones. Po wielu odwołaniach i manewrach prawnych, 27 maja 1997 Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych wydał jednogłośną decyzję że proces ma się odbyć jeszcze podczas kadencji Clintona. Nieco wcześniej pojawiły się niesprecyzowane pogłoski, że już jako prezydent Clinton miał romans z młodą stażystką pracującą Białym Domu, Monicą Lewinsky. Podczas zeznań Clinton zaprzeczył, jakoby miał z nią stosunki seksualne. Da to później Kongresowi kontrolowanemu przez Republikanów podstawę do zarzucenia  Clintonowi składana fałszywych zeznań i blokowania działań organów sprawiedliwości (obstruction of justice).

W lipcu 1997 roku Clinton udał się w triumfalną wręcz podróż po Europie Wschodniej. W wielu miejscach radośnie skandowano: „USA, USA !”. Odbierano Clintona jako tego, który zneutralizował Rosję, wzmacniając Jelcyna i szanse na trwały pokój po upadku ZSRR.

W sierpniu 1997 roku Tony Blair zaprosił do rozmów pokojowych nacjonalistów katolickich z Sinn Fein. Clinton cały czas interesował się ta sprawą i wspierał Blaira radą, chętniej widzianą w Londynie niż za Johna Majora.

We wrześniu 1997 roku Clinton starał się polepszyć nieco napięte stosunki z Ameryką łacińską, największe szanse dostrzegł w Brazylii.

W październiku 1997 roku z wizytą do Waszyngtonu zawitał Jiang Zemin. Chiński przywódca cierpliwie znosił nieskrępowane niczym niewygodne pytania amerykańskich dziennikarzy o kwestie związane z prawami człowieka w Chinach. W 1997 roku chiński więzień polityczny Wei Jingsheng (ur. 1950), obrońca praw człowieka,, został wydalony  do USA dzięki wstawiennictwu Billa Clintona. Żaden przywódca USA nie zrobił tyle dla dysydentów w Chinach co Clinton. Wei uważa KPCh za podobnie nieoprawioną do rządzenia jak wszyscy inni bogowie i cesarze nie wybrani przez lud.

Skandal z Monicą Lewinsky wybuchł w styczniu 1998 roku. Sprawą zajął się Kenneth Starr. Lewinsky potwierdziła, iż między nią a prezydentem USA doszło do stosunków seksualnych. Jednym z dowodów miała być poplamiona prezydenckim nasieniem niebieska sukienka. Clintonowi zarzucono mówienie nieprawdy i stanął na krawędzi odwołania z urzędu.  Jak sam przyznaje w swojej autobiografii, dopiero w  sierpniu 1998 prezydent wyznał swojej żonie, że w lutym 1997 roku uprawiał z Monicą Lewinsky seks oralny. Według twierdzenia samego Clintona, miała wówczas na niego popatrzeć tak jakby uderzył ją w brzuch. Wkrótce jednak Hilary Clinton oficjalnie wybaczyła mężowi romans, co znowu obudziło plotki jakoby ich małżeństwo było bardziej kontraktem politycznym niż związkiem powstałym na bazie uczuć. Bill Clinton mówi w swej autobiografii o sesjach małżeńskich z psychologiem na jakie zaczęli regularnie uczęszczać, podczas których po raz pierwszy w życiu mówił otwarcie o swoich uczuciach, co jest możliwe, zważywszy na to jak długo w młodości ukrywał że źle się dzieje w jego domu.

W lutym 1998 roku z wizyta do Waszyngtonu zawitał Tony Blair z małżonką, co stanowiło dla Clintona spora pociechę w kłopotach politycznych i małżeńskich. Rozmawiali dużo o współpracy handlowej i wojskowej między Londynem a Waszyngtonem.

W marcu 1998 roku, wbrew obawom swoich ochroniarzy Clinton zdecydował się na podróż do Rwandy, gdzie przeprosił za milczenie Zachodu wobec mordów. Clinton jako polityk zawsze wierzył w przeprosiny, co nadaje jego prezydenturze swoiście chrześcijański charakter.  Zaraz potem odbył jako pierwszy prezydent USA wizytę do RPA.

            Z niepokojem obserwował Clinton jeszcze w 1997 roku jak Kenneth Starr  zatrudniał coraz to nowe szeregi pracowników FBI do szukania „haków” na prezydenta, zanotował, że Starr zatrudniał tez wielu prywatnych detektywów za pieniądze podatników, za co zamierzał Starra zaatakować.

Na razie jednak prezydent Clinton mógł nieco odetchnąć. 1 kwietnia 1998 sędzia Susan Webber Wright z Federal District Court oddaliła pozew Pauli Jones, przed procesem, argumentując że Jones nie wykazała wyrządzonych jej szkód. Mimo to, gdy w listopadzie jej odwołanie było rozpatrywane przez sąd wyższej instancji,   Clinton zawarł z Jones umowę o wycofanie pozwu i zapłacił jej 850,000 dolarów.  Procedura impeachmentu czyli usunięcia z urzędu wdrożona wobec prezydenta Clintona, bazowała  głównie na zeznaniach Clintona złożonych podczas procesu z Paulą Jones, a nie jak się powszechnie myśli –  Moniką Lewinsky, nic więc dziwnego, że Clinton chciał jak najszybciej uciąć sprawę.  

Izba niższa Kongresu czyli  Izba Reprezentantów niewielką większością głosów poparła 19 grudnia 1998 roku impeachment. Był to drugi taki przypadek w historii Stanów Zjednoczonych. Jednak Clinton pozostał na urzędzie, ponieważ Senat 12 lutego 1999 roku, większością 55 do 45   głosów go uniewinni. Wówczas większość obywateli USA twierdziła, że Clinton był dobrym prezydentem i nie popełnił poważniejszych nieprawidłowości, a próba odsunięcia go od prezydentury była posunięciem wyłącznie politycznym; warto zauważyć, że  w trakcie procedury impeachmentu aprobata dla jego rządów wynosiła ponad 60%, co w USA, których scena polityczna jest podzielona zwykle równo między Republikanów i Demokratów jest fantastycznym wynikiem.

Oczywiście według autorów sprzyjających Republikanom jak Ann Coulter, Clinton będzie zawsze symbolem kłamstwa. W swojej książce; „Treason” („Zdrada”), której główna teza jest to, że Demokraci mają niemal patologiczne skłonności do działania wbrew interesom Stanów Zjednoczonych, wini ona Clintona za to, że zrobił coś za co USA wcześniej rozliczały resztę świata. Kłamstwo to było coś co robili Sowieci albo terroryści islamscy, a wiec Clinton wybierając standardy moralne New York Timesa, według których zdrady czy „cztery małżeństwa w życiu to standard”, uczynił coś o co oskarżano Johnsona w związku z wojną w Wietnamie i Nixona w związku z Watergate, że zabrał Ameryce niewinność i moralną wyższość. Coulter zresztą argumentuje, że w wojnie w Wietnamie najgorsze było to, że zostawiono Wietnamczyków samym sobie, a nie ze w ogóle ją toczono, a afera Watergate jest o wiele za bardzo zdemonizowana. Ma ona sporo racji, jednak w jej narracji jednak widać pewną tęsknotę do wyrównania afery Watergate aferami Clintona a to już ma o wiele mniej wspólnego z uczciwością intelektualną niż obrona polityki Nixona, którego zresztą Clinton wysoko cenił i z którym się konsultował jako prezydent. Warto też odnotować, że Coulter wytacza w swej książce wielkie działa przeciw Carterowi, Dukakisowi czy Tumanowi i robi to bardzo przekonująco, Clintonowi właściwie nie za bardzo wie co może zarzucić, co świadczy dobrze o Clintonie na tle innych prezydentów-Demokratów.

W odpowiedzi na próbę impeachmentu progresywni Demokraci założyli ruch MoveOn („Ruszajmy dalej”) wymierzony przeciw konserwatystom atakującym prezydenta Clintona z powodów politycznych, ale na gruncie życia prywatnego, zwłaszcza że Demokraci zauważyli, ze we Francji czy Włoszech i wielu innych krajów Europy życie prywatne prezydenta czy premiera nie ma takiego znaczenia, o ile pełni on swój urząd z oddaniem. Liderzy MoveOn uznali, że próba odwołania Clintona z urzędu tylko dlatego, że miał romans, czy nawet jednostronny skok w bok, i marnowanie gór dolarów z tego powodu na procesy jest jakimś purytańskim dziwactwem. Ruch jednak nie rozwija się według niektórych obserwatorów zgodnie ze swym przeznaczeniem. Liberalny dziennikarz francuski Bernard Henri Lévy w swej książce „American Vertigo” przyklaskuje tej opcji, ale dziwi się, że nawet ta skrajna jak na amerykańskie warunki lewica również atakuje Clintona z pozycji konserwatywnych, co oznacza, że prawdziwych  libertynów w USA brak, choć kiedyś w polityce byli widoczni zwłaszcza w Kalifornii. Lévy’ego martwi go że wpływowy Demokrata John Podesta zamiast bronić prywatności Clintona, czerwienił się jak chłopczyk i przyznaje, że Clinton zrobił głupstwo, w swojej książce Lévy zamieszcza wywiad z Davidem Brockiem, który wymyślał kłamstwa, by oczernić Clintona, a potem przyszedł skruszony do Demokratów, którzy przyjęli go zamiast zniszczyć.   Martwi też Francuza, że  Demokraci w swej masie umieją dogadać się tylko w sprawach finansowych, choć chcieliby pokonać Republikanów doktrynalnie, i że w partii za dużo mają do powiedzenia związkowcy nie pierwszej już młodości.

Drugą połowę 1998 roku spędził więc Clinton w sporym stresie. Mimo to starał się robić co mógł w polityce zagranicznej, gdzie jego reputacja była nadal niezagrożona, w polityce wewnętrznej bowiem paraliżowało go to, że wszystko sprowadzano do seks-skandali. Widać to w jego autobiografii, gdzie całość opisu roku 1998 roku odnosi się albo do działalności Kennetha Starra albo do spraw zagranicznych.

W maju 1998 roku Indie przeprowadziły podziemne próby nuklearne, co martwiło Clintona starającego się przekonać cały świat do ograniczenia zasobów nuklearnych. Niedługo potem bawił u Helmuta Kohla w Sans Souci na uroczystości z okazji  50-lecia berlińskiego mostu powietrznego (w 1948 roku amerykańskie lotnictwo zaopatrywało odcięty przez Sowietów Berlin Zachodni) i martwiło go że Kohl, „największy lider niemiecki od czasów Bismarcka”,  przegrywał w sondażach. W Chinach w czerwcu 1998 roku Bill Clinton, mówił głównie o ochronie środowiska, dziś zapewne mówiłby o ekonomii. W sierpniu odbył swoje piętnaste spotkanie z Jelcynem, co obrazuje na jaką skalę był on zaangażowany w pomoc w przekształcaniu Rosji w możliwie liberalne i demokratyczne państwo.

Wiele akcji na forum międzynarodowym stało się jednak możliwe dzięki braterskiej niemal współpracy z brytyjskim premierem Tonym Blairem,  Blair, jak pisze w swich politycznych pamiętnikach, był i jest świadomy, że brany jest za wesołka, choć o problemach świata myślał i myśli poważnie, ponieważ według niego idealizm i pragmatyzm się nie wykluczają, a więc wszystko przebiega i wgląda podobnie jest w przypadku jego przyjaciela  ideowego Billa Clintona.  Blair uważał, że Clinton był tak świetnym mówcą, bo naprawdę wierzył w to co mówił, twierdził, że zwykli  ludzie szybko rozpoznają polityków-nihilistów i unikają ich.   Blair przeżył chwile grozy, gdy dokonano zamachu w Omagh 15 sierpnia 1998. Zamach ten dokonany najprawdopodobniej przez irlandzkich katolików, pozbawił życia większą liczbę. Blair bał się wojny domowej w Irlandii Północnej, dlatego  wdzięczny był za wsparcie Billa Clintona, który niezwłocznie przybył na miejsce podkreślając zasługi Blaira w łagodzeniu irlandzkiego konfliktu i dając do zrozumienia Irlandczykom w USA, że wierzy w dobre intencje i umiejętności Blaira. Jakby w zamian pod koniec 1998 roku Blair zintegrował brytyjskie kroki przeciwko Irakowi z amerykańskimi. Dokonano wówczas wielu nalotów na cele w Iraku. Clinton dziwił się Republikanom, że nie poparli tych ataków, skoro co bardziej religijni z nich nieustannie nazywali Saddama Husajna antychrystem.

Clinton tradycyjnie dbał o dobre stosunki z Niemcami. W październiku 1998 roku przekonał nowego kanclerza Gerharda Schrödera i jego szefa dyplomacji Joschkę Fischera do interwencji w Kosowie. Kanclerz włożył wiele wysiłku w wytłumaczenie Niemcom, że interwencja nie oznacza wojny lecz przywrócenie pokoju. Aż 60% niemieckiego społeczeństwa było przeciw wysyłaniu Bundeswehry, 38% za. W ramach KFOR Niemcy wysłały 4700 żołnierzy.

W Kwietniu 1999 roku  znowu odżyły problemy jugosłowiańskie. Tym razem USA i ich brytyjski sojusznik zdecydowały się bronić Albańczyków z Kosowa przed Serbami.  Jeszcze 24 marca na skutek braku chęci rządu jugosłowiańskiego do rozmów, rozpoczęto naloty na wybrane cele wojskowe.  27 marca cele nalotów zostały rozszerzone na infrastrukturę wojskową oraz bezpośrednio w siły wojskowe stacjonujące w Kosowie (główne kwatery dowodzenia, koszary, instalacje telekomunikacyjne, magazyny broni i amunicji, zakłady produkcyjne i składy paliw). Rozpoczęcie tej fazy operacji było możliwe dzięki jednogłośnej decyzji członków NATO. Kosowo jednak miał podzielić Zachód jeszcze bardziej niż wojna w Bośni. Wiele państw jak na przykład Hiszpania boi się uznać niepodległość Kosowa by nie zachęcać własnych ruchów separatystycznych w obrębie swego państwa (Baksów i Katalończyków). Mimo wszystko interwencja w Kosowie przeszła do historii jako „wojna liberałów”, wojna tylko i wyłącznie w interesie praw człowieka. Do dziś liberalni pisarze polityczni jak Paul Berman wspominają ją, na tyle na ile to możliwe w przypadku wojny, z sentymentem jako okres dobrej współpracy między europejskimi i amerykańskimi liberałami, tak bardzo kontrastujący z błędami Busha juniora w tej materii.

W swych politycznych pamiętnikach Tony Blair wiele stron poświęca   zagadnieniom wojny, interwencji i pokoju. Dziwi go wiele terminów politycznych tyczących polityki  np. że neokonserwatywny w polityce zagranicznej oznacza interwencjonizm, a progresywizm – antyinterwencjonizm, choć logika nakazywałaby odwrotnie. Podobnie jak Clinton, a może jeszcze bardziej konsekwentnie  Blair uważał, że konfliktów nie należy pacyfikować, lecz rozwiązywać przez obalanie tyranów jak np. Milosevic. Chętnie pozbyłby się Mogabego z Ugandy, ale zbyt wiele krajów Afryki go wielbi. W sprawie Kosowa,  denerwował się niechęcią Niemiec i Włoch do interwencji.   Tak jak Clinton wciągał TB w propagowanie III drogi  tak Blair  wciągał Clintona w interwencjonizm. Bombardowania same nie odniosły skutku, więc – wobec niechęci UE do interwencji lądowej – Blair musiał robić za glos Europy przy Clintonie, by nie wyszło na to, że Europy nie interesuje wojna w … Europie. O mały włos doszłoby do starcia dyplomatycznego z Rosją, kiedy Rosja zażądała prawa przelotu nad Węgrami by lądować w Prisztinie, wyglądało na to, że Wes Clark (NATO) i Mike Jackson (British Army), będą musieli walczyć z wojskami Jelcyna. Na szczęście Jelcyn w porę się opanował.  Blair jest dumny z interwencji w Sierra Leone (2000), tak samo jak Clinton ze swojej polityki wobec Haiti, zanim zablokowali ją Republikanie.

 

Większe porozumienie zapanowało na forum ekonomicznym . Clinton i Blair przekonali kilku innych liderów do poszukiwania tak zwanej trzeciej drogi w ekonomii; gospodarki zarówno wydajnej i wolnorynkowej, jak i pełnej współczucia dla biednych i potrzebujących. Zwolennicy „trzeciej drogi” uznaja, że  możliwe jest zbudowanie systemu, w którym zostałyby połączone pozytywne strony kapitalizmu i socjalizmu. Kapitalizm to – ich zdaniem – cykliczne wahania koniunktury, bezrobocie i znaczna dysproporcja dochodów, ale równocześnie wysoka efektywność gospodarki prowadząca do wzrostu dobrobytu ogólnego. Z kolei socjalizm ograniczał wolność gospodarczą i wprowadzał monopol państwa w gospodarce, zapewniał jednak ludziom bezpieczeństwo socjalne. Następstwem takiej organizacji gospodarki była jej niska efektywność. Twórcy „trzeciej drogi” przekonywali, że można stworzyć system efektywny i jednocześnie sprawiedliwy, gdy jego podstawą będzie prywatna własność, konkurencja i mechanizm rynkowy, a państwo będzie miało obowiązki socjalne wobec społeczeństwa, polegające na wyrównywaniu poziomu życia. Tak zorganizowana gospodarka miała pobudzać rozwój i zapewnić długookresową równowagę. Oczywiście rzadko mamy do czynienia z ortodoksyjnym wdrażaniem ideału trzeciej drogi, zwłaszcza w przypadku takich pragmatyków jak Clinton i Blair. Niemniej jednak wielu liderów Zachodu jak kanclerz Niemiec Gerhard Schröder, premier Holandii Wim Kok i Włoch, Massimo d’Alema reagowali entuzjastycznie na hasła i obietnice ekonomistów trzeciej drogi. Hasła te czego by o nich nie powiedzieć dzisiaj, na całą dekadę ucywilizowały lewicę w sprawach ekonomii, przynajmniej nauczyli się choć trochę rozumieć gospodarkę; niestety proces ten w naszych czasach ulega odwróceniu z takimi niemarksistowskimi liderami lewicy jak Jeremy Corbyn w Anglii czy partią Podemos w Hiszpanii. Pod koniec kadencji Clintona z kontynentalnych przywódców europejskich zwłaszcza Schrödera porównywano z Blairem i Clintonem. Podobnie jako oni zawsze chciał wszystko wiedzieć i trudno było go „zagiąć” w dyskusji. Hasło Clintona: „gospodarka głupcze” (It’s the economy stupid/Alles dreht sich um die Wirtschaft Dussel) zyskiwało na popularności, a Schröder umiał rozmawiać o innowacjach i z robotnikami i z przedsiębiorcami, zupełnie jak Clinton i Blair.

7 maja 1999 roku zbombardowana została przez lotnictwo USA ambasada chińska w Belgradzie. Chińczycy byli wściekli i dopatrywali się w tym wykalkulowanego działania, mającego na celu upokorzenie ich państwa, podobnie jak odebrali kontrmanewry amerykańskie przy Tajwanie w 1996 roku zresztą. Dyplomacja Clintona musiała się mocno napocić by udobruchać Chińczyków.

Latem 1999 roku miała miejsc akacja, która z dzisiejszego punktu widzenia wydaje się egzotyczna, otóż na prośbę władz Pakistanu, administracja Clintona zwalczał wówczas komórki Al-Kaidy w Pakistanie. W następnym roku Clinton zamierzał zemścić się na Al.-Kaidzie i Osamie ibn Ladenie za zaatakowanie okrętu „USS Cole” w jemeńskim porcie Aden 12 października 2000 roku, lecz CIA nie dysponując  jeszcze takimi możliwościami jak obecnie nie potrafiła wskazać dokładnie kryjówki ibn Ladena.

W początkach roku 2000 Clinton żałował odejścia Jelcyna i zastąpienia go Putinem, wprawdzie do otwartego zerwania z Zachodem jakie nastąpi w 2005 roku, jeszcze było daleko, a Rosja jeszcze w 2002 roku wspaniale informowała USA o planach Saddama Husajna, lecz pojawiły się wkrótce pierwsze zgrzyty, Pierwsze spotkanie Clinton-Putin odbyło się w czerwcu i było jednocześnie owocne i nieudane. Obie strony zgodziły się na zlikwidowanie po 34 ton metrycznych plutonu, ale nie osiągnięto porozumienia w sprawie amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej ABM. Putin do dziś uważa, że taki system choć obronny powoduje zachwianie równowagi na korzyść USA, ponieważ potencjał należy liczyć z uwzględnieniem sił obronnych także. USA nie widza problemu, ponieważ nie uważają rakiet kinetycznych do przechwytywania pocisków jądrowych za to samo pod względem moralnym i politycznym co pocisk jądrowy. Rosjanie myślą wiec strategicznie, Amerykanie politycznie i odwołują się do dobrej woli. Konflikt w tej sprawie trwa do dziś., jednak w swej autobiografii Clinton pisze, ze wówczas czyli w połowie 2000 roku nie uważał tego za wielki problem.

W tym czasie, Clinton stwierdzał znaczny wzrost amerykańskie prosperity i nawet bał się, że Amerykanów dosięgnie z tego powodu marazm i rozleniwienie. W marcu 200o roku sekundował Indiom w ich  promowaniu nowoczesnych technologii, co wyglądało tak jakby chciał zająć czymś ich myśli poza atomem, a w czerwcu tego roku odbierał nagrodę Karola Wielkiego w Aachen, gdzie przy okazji razem z kanclerzem Niemiec wystąpił na kolejnej już organizowanej w Niemczech wielkiej konferencji o trzeciej drodze w ekonomii.

W sierpniu 2000 roku George Bush junior, amerykański kandydat na prezydenta USA przedstawił swój program jako alternatywę wobec trzeciej drogi i nazwał go „współczującym konserwatyzmem”, by odciąć się od darwinistycznej Reaganomiki. Clinton uważał to za zwykła zagrywkę wyborczą bez pokrycia, ale z niepokojem widział, że slogan działa.  Mimo to myślał że Al Gore wygra z Bushem. Wybory były dość kuriozalne. Na Florydzie głosy liczono jeszcze długo po samych wyborach, ponieważ ilość głosów była niezwykle wyrównana nawet jak na warunki amerykańskiej. Ostateczną decyzję o przyznaniu głosów elektorskich podjął Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych, co wywołało oskarżenia o polityczną stronniczość. W SN zasiadało wówczas więcej  konserwatystów niż progresistów, więc przyznanie zwycięstwa Bushowi wzbudzało poważne wątpliwości.  Clintona jednak bardziej niepokoiło co innego, jeśli wierzyć jego autobiografii, jako prawnik uważał sytuację gdzie Sąd Najwyższy USA rozstrzyga de facto wybory za niebezpieczny precedens i kuriozum.

Według Carlosa Fuentesa, meksykanin mocno obeznanego w sprawach polityki w USA, Al Gore przegrał jednak z innego powodu; zbyt mocno zdystansował się od polityki Clintona, sprawnej zresztą przecież, zamiast się na niej wesprzeć w konfrontacji z Republikanami.

Po zakończeniu swej drugiej kadencji Bill Clinton nadal uczestniczy w życiu publicznym wygłaszając mowy i działając charytatywnie. W roku 2001 wybuchł kolejny seks skandalik Clintona. Wbrew euro-amerykańskim siłom konserwatywnym, opinia publiczna jednak uznała, że ludzie także politycy mają prawo się wyszumieć. Clinton odradzał dokonanie prewencyjnego ataku na Irak w 2002 roku, potem odżegnywał się by w ogóle pochwalał inwazję, która Bush przeprowadził w 2003 roku z pomocą Blaira. Mimo tej niekonsekwencji jednak można wykazać, że Clintona wyraźnie brak na międzynarodowej scenie politycznej w pierwszej dekadzie XXI wieku. W 2001, 2002 i 2003 roku prawicowa ekipa Busha obnoszącego się ze swą religijnością nie umiała trafić do europejskich liberałów wzorujących się coraz częściej na amerykańskiej „lewicy”, czyli na Democratic Party. Clinton umiał wczuć się w europejski język sceptycyzmu i wahań, radził sobie nawet w Serbii mediując między Serbami a Albańczykami), lecz Bush, podobnie jak Jelcyn uchodził za stwora z innej planety. Rzecznik współpracy amerykańsko-europejskiej w obronie praw człowieka, Paul Berman ubolewa, że Bush nie nagłośnił dostatecznie niewątpliwych związków Baas z Al-Kaidą i Hezbollahem, ani licznych kurdyjskich przychodzących od ponad dekady (i nie tylko kurdyjskich) błagań o interwencję, lecz opowiadał butnie  się o amerykańskiej misji, co wyglądało na imperializm i butę. Apolityczny generał Colin Powell, jako człowiek skromny i taktowny, tylko częściowo zdołał zatrzeć to złe wrażenie. Stąd niemiecki MSZ Joschka Fischer powiedział nie w kwestii Iraku, a Chirac wręcz torpedował naciski USA i NATO na Irak   Konserwatywny dziennikarz amerykański Michael Kelly wówczas odgrzebał dla Amerykanów radykalnie lewicową przeszłość Fischera i transatlantycki podział się pogłębił. W 2005 roku Fischer żałował, że nie starał się przezwyciężyć niechęci do Busha, a Blair, że nie przekonał Busha do bardziej racjonalnej po europejsku argumentacji za interwencją, bo przecież każdy wiedział jak ohydnym reżymem był reżym Saddama Husajna.

W roku 2004 Clinton zarobił krocie na swojej autobiografii. W 2005 roku skrytykował ekipę Busha za ich politykę w sprawie emisji spalin podczas konferencji klimatycznej ONZ w Montrealu. Clintonowie tworzyli kolejne organizacje charytatywne i ekologiczne mające także spory wpływ polityczny:   Clinton Global Initiative (CGI),   Clinton Foundation itd. Clinton walczył ze słodzonymi napojami w szkołach, wojnami religijnymi, konfliktami etnicznymi oraz zmianami klimatu. W roku 2006 CF dołączyła do Large Cities Climate Leadership Group, organizacji miast starających się ograniczyć zanieczyszczenie środowiska. W 2008 roku Clinton mocno wsparł jako mówca i aktywista swoją żonę w prawyborach zebrał dla niej 10 milionów dolarów na kampanię. Wielu Demokratów jednak zmartwiło jego zbyt surowe obchodzenie się z Barackiem Obamą, które wywoływało odwrotny efekt do zamierzonego. Jednak Hillary Clinton czyniła ten sam błąd. W 2009 roku Clinton wyjednał uwolnienie dwóch dziennikarzy amerykańskich uwięzionych w Korei Północnej, podobnie jak to uczynił Carter w 1994 roku.   Clinton starał się ulżyć ofiarom tsunami azjatyckiego (2004), huraganu Katrina i trzęsienia ziemi w Haiti, gdzie występował jako przedstawiciel ONZ, wpierany zresztą przez George’a Busha.

Podczas wyborów prezydenckich w 2016 roku Clinton wsparł Hillary demonizując Donalda Trumpa jak niegdyś Obamę, i również z odwrotnym skutkiem. Najbardziej agresywni zwolennicy Trumpa i Clinton prześcigali się w wulgarnych epitetach pod adresem Billa Clintona i Donalda Trumpa, tak jakby chcieli raz na zawsze ustalić który z nich ma mniejszy szacunek do kobiet, jakby to była najważniejsza kwestia w polityce. W 2016 roku wyszło na jaw, że w 2011 roku znaczne pieniądze od donatorów z Kataru trafiły do Fundacji okazji 65. urodzin  Billa Clintona. Hillary Clinton, która pełniła w 2011 roku urząd Sekretarza Stanu, nie poinformowała o tej dotacji Departamentu Stanu, do czego była prawnie zobligowana.   Fundacja Clintonów musiała przyznać, że pieniądze zostały przyjęte z pominięciem prawa. Podczas kampanii na prezydenta USA, kandydat Republikanów i obecny prezydent USA, Donald Trump zapowiadał powołanie specjalnego, niezależnego prokuratora do zbadania tej kontrowersyjnej sprawy, ale jak dotąd tego nie uczynił zapewne zaprzątnięty innymi sprawami. We wrześniu 2017 roku razem z Carterem, oboma Bushami i Obamą Bill Clinton działał na rzecz ofiar huraganów Harvey i  Irma. Fundacja Clintonów miała swoje problemy. Fundacja Clintonów pozostaje solidną twierdzą w ramach rejonu wpływów Partii Demokratycznej, i jakkolwiek wybór Donalda Trumpa zachwiał całym establishmentem obu wielkich partii, można się spodziewać w przyszłości, ze Clintonowie odegrają znów ważną rolę, w przeciwieństwie do np. Obamy maja bowiem zaplecze polityczne, ale ta szansa wiąże się tylko z osobą Billa a nie Hillary mającej opinię pustej karierowiczki bez prawdziwych poglądów, na jej tle, mimo skandalów, Bill Clinton zawsze będzie symbolem lat dziewięćdziesiątych. Symbolem optymizmu wiążącego się  z upadkiem ZSRR, symbolem idealizmu i pragmatyzmu, symbolem czegoś po ludzku przeciętnego i nawet czasem upadłego, ale tez wzniosłego i pełnego nadziei.

 

 

 

BIBLIOGRAFIA:

  • Berman P., Władza i idealiści lub droga przez mękę Joschki Fischera i to, co po niej zostało,  Prószyński i S-ka Warszawa 2008.
  • Blair T., Podróż, Sonia Draga Katowice 2011.
  • Clinton B., Moje życie, przeł. Barbara Gadomska, Piotr Amsterdamski, Paulina Braiter, Świat Książki Warszawa 2004.
  • Coulter A., Treason. Liberal Treachery from the Cold War to the War on Terrorism, Three Rivers Press NY 2003.
  • Fuentes C., Contra Bush, przeł. Paulina Bojarska, Świat Książki Bertelsmann Warszawa 2005.
  • Levi, B. H., American Vertigo, przeł. Anna Garycka-Balmitgère, Wydawnictwo Sic! Warszawa 2007.
  • Levin R.E.,  Bill Clinton. Portret polityka, przeł. Agnieszka Dorota Gostwanowicz-Rustecka, PWN Warszawa 1993.
  • Łoś R., Gerhard Schröder. Blaski i cienie władzy,  Wyd. UŁ Łódź 2008.
  • Maraniss D., Bill Cinton – biografia. Najlepszy w klasie, przeł. Tomasz Lem, Prószyński i S-ka Warszawa 2000.
  • Mikołajczyk M., François Mitterand i Europa w latach 1981-1995, Wydawnictwo Nauka i Innowacje Poznań 2014.
  • Sorman G., Rok koguta. O Chinach, rewolucji i demokracji, Prószyński i S-ka Warszawa 2006.
  • Woods T., Niepoprawna politycznie historia Stanów Zjednoczonych, Fijorr Publishing Warszawa 2007.
  • Wróblewski T.,  Bill Clinton. Ani chwili do stracenia., Polska Oficyna Wydawnicza „BGW” Warszawa 1992.
O autorze wpisu:

Piotr Marek Napierała (ur. 18 maja 1982 roku w Poznaniu) – historyk dziejów nowożytnych, doktor nauk humanistycznych w zakresie historii. Zajmuje się myślą polityczną Oświecenia i jego przeciwników, życiem codziennym, i polityką w XVIII wieku, kontaktami Zachodu z Chinami i Japonią, oraz problematyką stereotypów narodowych. Wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów w latach 2014-2015. Autor książek: "Sir Robert Walpole (1676-1745) – twórca brytyjskiej potęgi", "Hesja-Darmstadt w XVIII stuleciu, Wielcy władcy małego państwa", "Światowa metropolia. Życie codzienne w osiemnastowiecznym Londynie", "Kraj wolności i kraj niewoli – brytyjska i francuska wizja wolności w XVII i XVIII wieku" (praca doktorska), "Simon van Slingelandt – ostatnia szansa Holandii", "Paryż i Wersal czasów Voltaire'a i Casanovy", "Chiny i Japonia a Zachód - historia nieporozumień". Reżyser, scenarzysta i aktor amatorskiego internetowego teatru o tematyce racjonalistyczno-liberalnej Theatrum Illuminatum

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

siedemnaście − osiem =