Nie było żadnego początku. Jakiś rozbłysk światła, niewiele większy od świtu, został nim mylnie nazwany. Czas liczony od tej chwili łudził oczy swoją obecnością. Nikt nie zatroszczył się nawet o to, by nazwać i opisać jego błędne istnienie. Nie było na to czasu. Ocean form, poruszony niepokojącym odkryciem, wystąpił z brzegów, wyrzucając na goły piasek wszystko, co tylko mogło być żywe. Nieporadne istoty, nienawykłe do nagłej samotności, zaczęły kroczyć niezdarnie na wybrzeżu, nie mogąc trafić z powrotem do wody. Rozliczne słońca, wielobarwne lampy najróżniejszych planet, wywołały w ich sercach zamęt, ten sam, który trwa aż do dziś. Siłą rzeczy pojawił się handel, najcenniejszym towarem zaś była mapa podróży powrotnej. Popularność tych enigmatycznych przewodników musi teraz zadziwiać, gdyż żaden z nich nie był prawdziwy. Tym niemniej cieszyły się one ogromnym wzięciem, toteż na małych placykach prymitywnych osad pojawiły się podrobione wersje fałszywych map. Wzbudziło to słuszny gniew starannie wykształconych kartografów, którzy odeszli w znanym tylko sobie kierunku. Tymczasem osamotniona ludność wielu światów zaczęła się mnożyć i temat podróży powrotnej został umieszczony w sferze baśni i marzeń. Utworzono pierwsze miasta. Zbudowano je aby toczyć uczone dysputy, aby obalać i kodyfikować prawa, notować odkrycia i gubić je w podpalanych od czasu do czasu bibliotekach. Nie wiele jednak znano tematów. Mówiono o pojawianiu się i znikaniu, o tym na ile ktoś się myli, a na ile ma rację, o potrzebie wyjątkowości i braku tej potrzeby. Aby uniknąć powtórzeń, zaczęto wznosić sale dyskusyjne, w których stare tematy, dzięki nowej aranżacji wnętrz okazywały się nowe. Przynajmniej do czasu nowej rewolucji estetycznej. Pomysł dotyczący architektury tak bardzo spodobał się uczonym, że powoli włączyli budownictwo do barwnej gamy swoich rozważań. Z biegiem czasu to nowoczesne zagadnienie wyparło swoich poprzedników. Tymczasem prosty lud miast, z coraz większym trudem podążający za erudycją swoich elit, wykształcił inne tematy dla rozmów. Najważniejszym z nich był przyrost. Mówiono zatem o przyroście okrągłych przedmiotów, które z zapałem zbierano i o własnym przyroście, który uprawiono indywidualnie i grupowo. Okrągłe, metalowe przedmioty zostały z czasem wyparte przez papierowe zwitki, te zaś przez urządzenia z plastiku będące obudową dla prostych układów scalonych. Pomysł ludu na urozmaicanie czasu tak bardzo spodobał się elitom, że porzuciły one swoje dotychczasowe zajęcia i oddały się zabawie w przyrost.
W ten oto sposób przedstawia się historia kilku cywilizacji we wschodnio – południowo – nadirowym regionie tej galaktyki. Urzekająca jest jej prostota i niemal estetyczny minimalizm tkwiący w ich rozwoju. Oczywiście, zgodnie ze znanym doskonale modelem, kultury te po pewnym czasie uległy autodestrukcji. Błąd początku, ten mylnie pojęty błysk światła, pozostawił piętno w wyrzuconych na brzeg istotach. Naznaczone błędem, nie mogły zauważyć świata leżącego u ich stóp. Były ślepe, oślepiło je pierwsze światło wschodu. Czy są jakieś pytania? Dlaczego mówię o obserwowanych obiektach w czasie przeszłym? To tylko kwestia przyrostu. Nie od dziś wiadomo, że prostsze rodzaje materii przyrastają szybciej, niż te złożone. Zjawiska takie jak percepcja danych z otoczenia i ich przetwarzanie utrudniają ekspansję danej formy. Natura kocha prostotę i każdy przejaw początku nieomylnie zwieńcza podobnym mu końcem. Monotonny masyw, który teraz zwiedzamy, jest przejawem błędu zakończenia.