Liczni samorządowcy, uważający się za apolitycznych i bezpartyjnych, szykują się do wyborów jak kraj długi i szeroki. Zamierzają startować z różnego typu bezpartyjnych komitetów. Partie polityczne są w samorządach w zdecydowanym odwrocie. Startować na fotel burmistrza czy prezydenta z poparciem partii to dzisiaj prawie obciach. Tylko PiS pewnie będzie trzymało się swojej, partyjnej tożsamości, bo ma wysokie notowania, a to na pewno w wyborach nie przeszkadza. Komitety obywatelskie, pod którymi będą się kryć chętni na burmistrzów, a także ukryte pod skrzydłami tych komitetów partie, w najbliższych wyborach zawładną lokalną sceną samorządową. Formuła lokalnych komitetów jest wygodna dla ich liderów, bo unikają politycznego utożsamiania się, a w razie personalnego czy innego konfliktu, zawsze można z niego (komitetu) wystąpić lub zmienić nazwę na inną i nikt nawet się nie zorientuje. Zawsze w następnych wyborach można komitet zreformować lub nawiązać inne, operacyjne sojusze, bo o strategii nikt tu nie mówi, zamieszać wyborcom w głowach i dalej trwać u steru lokalnej władzy.
Bezpartyjne konfederacje samorządowe to główne wójtowie, burmistrzowie i prezydenci. Zapewne kompetentni. Nie stoją za nimi żadne struktury w terenie, oni zabiegają jedynie o poparcie obywateli w wyborach. Są to grupy zawodowych samorządowców oferujących swoje usługi lokalnym społecznościom. W zasadzie wszyscy owi fachowcy są po tzw. przejściach. Zdecydowana ich większość była lub nawet jest członkami jakichś partii politycznych.
Ale gdyby np. partia x, mająca teraz 5 procent poparcia społecznego cudem, za kilka miesięcy, miała 50 procent poparcia to daję głowę, że lokalni bezpartyjni liderzy wisieli by u klamek tej partii i zabiegali o względy. Zatem nie bezpartyjność jest tu czynnikiem decydującym, ale możliwość usadowienia się w lokalnych samorządach i do tego dobierane są środki do ich realizacji.
Słabość struktur partyjnych wręcz zachęca licznych samorządowców do zakładania lokalnych komitetów. To taka nasza, polska specyfika. W krajach europejskich jest to zjawisko nieznane. Tam, tylko partie polityczne startują do parlamentów i lokalnych samorządów. Wyborca ma zawsze jasność na kogo głosuje. Kto wie, czy PiS, majstrując przy ordynacji wyborczej do samorządów, nagle nie zablokuje możliwości startu w tych wyborach lokalnym komitetom i tylko partie polityczne miałyby do tego prawo. Byłby to – paradoksalne – ukłon PiS-u w kierunku norm europejskich i w kierunku uporządkowania sceny politycznej w naszym kraju. Po takim ruchu w lokalnych komitetach zagotowałoby się i chętni do samorządowych posad kłębiliby się pod partyjnymi siedzibami, przypominając się lokalnym strukturom, że tak naprawdę oni zawsze byli z partią, że tylko chwilowo zeszli na manowce, ale nigdy nie zmienili poglądów i klepaliby takie tam inne retoryczne dyrdymały. Nie mieliby z tym zahamowań, bo władza jest najważniejsza.
Czasław Cyrul
Byłem kilka miesięcy temu na spotkaniu samorządowo-poselskim. Tematy poruszane były różne. Ale co mnie bardzo uderzyło, a równocześnie było oczywistością dla samorządowców i posłów, było stwierdzenie jednego z prelegentów, że jeżeli liczba kadencji w samorządzie zostanie ograniczona do dwóch, to druga kadencja będzie zmarnowana, bo przecież nie będzie żadnej motywacji do pracy, bo nie będzie można zostać wybranym kolejny raz. W tym momencie samorządowcy i posłowie za stołem prezydialnym jak jeden mąż przytaknęli. A ja uświadomiłem sobie, że na tych ludzi nie ma co głosować. Bo im nie chodzi, żeby cokolwiek zrobić dla społeczności lokalnej, a jedynie o to, żeby jeszcze raz zostać wybranym.
Ależ oczywiście! W ogole reforma samorządowa w Polsce – kraju bez kultuy demokratycznej i bez kontroli prasowej na szczeblu lokalnym – jest ciężkim nieporozumieniem, by nie powiedzieć katastrofą. Oczywiscie jest trochę wyjątkow, ale naprawdę mało. Znam miasteczki ma Mazowsze, gdzie po 4 latach urządowania pewnej pani burmistrz jedynym widocznym osiągnięciem bbył nowa droga dojazdowa prowadząca wprost do domu tej pani. W kolejnychh latach powstwaly glownie fontanny, a lokalna stcja kolejowa jest nieogrzewana nawet zimą. Burmistrz zwala na kolej, ale kolej mowi, ze to miasto nie chce ogrzewania, bo ponoc nocują bezdomni. Wefekcie zimą wszyscy marzną w oczekiwaniu na wieczne spóźniające się pociągi. Itd, itp.
To co Pan proponuje? Przywożenie burmistrzów w teczce?
W Polsce w ogóle władza jest najważniejsza, wszędzie, ni tylko w samorządach; rownież w zakładach pracy, w organizacjach pozarządowych, autobusach, orkiestrach, rodzianach, przedszkolach – wszędzie. To dośc typowe dla kultur, wktóych nie ukształtowała się wartośc i potrzeba wolności, osobistej autonomii i samorealizacji. Władza daje złudzenie wolności, choć tak naprawdę w demokracjach formalnych jest jej zaprzeczeniem. Gdy walczysz o władzę lub jej utrzymanie, nigdy nie jestes sobą; wszysko, co robisz i mówisz, ma na celu pozosyaknie elektoratu, przypodobanie się.
Demokracja jest trudnym systemem. Z jednej strony trzeba znalezc ludzi z dobrymi pomyslami sposrod setek lub tysiecy politykow.Rownoczesnie ci nawet dobrze wyselekcjonowani politycy musza miec duza baze wyborcow aby wygrac wybory.
Z tego powodu rzadzenie w systemach totalitatnych jest prostrze. Jest tylko jedna partia ktora ma zawsze racje i nie potrzebuje demokratycznych dyskusji. Ale i w totalitarnym systemie jest trudny poroblem.Jest nim przekazywanie wladzy nowej frakcji ktora jeszcze nie jest skompromitowana nieudolnym rzadzeniem . Jedyna metoda sa palacowe przewroty.Klasyczym przykladem palacowego przewrotu bylo w ZSRR usuniecie Berii w 1953 roku i Chruszczowa w 1964.Obecnie w Rosji zamiast przewrotow palacowych stosujre sie system pseudowyborow.