Charles Lloyd i brzmienie ECM

 

 

Zaczał się Jazztopad w Narodowym Forum Muzyki. Był 16 listopada 2019 roku. Odwiedziła nas legenda jazzu, Charles Lloyd. Nie pierwszy raz – artysta ma już nawet wmurowaną tablicę w NFM-ową aleję gwiazd, gdzie jego nazwisko figuruje obok między innymi Mehty i Gardinera.

 

Album saksofonisty Forest Flower był w latach sześćdziesiątych jednym z pierwszych jazzowych krążków, które rozbiły bank i zyskały ponad milionowy nakład. Jazzman współpracował z godnymi siebie partnerami. Szczególną uwagę zwraca tu zamiłowanie do wielkich jazzowych pianistów, Lloyd grał  z Michelem Petruccianim, Bobo Stensonem i Bradem Mehldauem. Mojego ulubionego (bo najbardziej klasycznego) Keitha Jarretta Lloyd w pewnym stopniu wypromował, stając się trampoliną do dalszej kariery mistrza wielkich improwizacji odnajdującego się także w Bachu i Szostakowiczu.

 

Charles Lloyd / fot. The Kurland Agency

 

Podczas występu we Wrocławiu sześć lat temu powstała płyta Wild Man Dance. Wzięła się za to przedsięwzięcie Blue Note Records, label od dziesięcioleci najistotniejszy dla muzyki jazzowej. Aby nie było wątpliwości, mamy na albumie choćby utwór zatytułowany – Flying Over the Odra Valley. Tym razem ideę Wild Man Dance wzbogacili Wrocławscy Filharmonicy pod kierownictwem Radosława Labahua. Za aranżacje na orkiestrę odpowiada Michael Gibbs. Wrocławianie nie mieli w tym przedsięwzięciu do odmalowania iście Mahlerowskich spiętrzeń dźwiękowych, ale smyczkowcy zaskakiwali wspaniałym wczuciem się w quasi-orientalne glissanda, oraz niezwykłym, chropowatym brzmieniem pasującym do brzmienia saksofonu. Z kolei sekcja dęta orkiestry brzmiała tak, jakby siedziała w niej duża grupa dojrzałych technicznie jazzmanów. Zdarzały mi się momenty, gdy myślałem, że gra Lloyd, a grał trębacz albo puzonista z orkiestry. Niezwykłe! Myślę, że tę jazzową wprawę orkiestra zawdzięcza między innymi bardzo sumiennej celebracji Roku Bernsteina, którego utwory często nawiązują do estetyki jazzowej.

 

Sam Charles Lloyd nie wychodził podczas koncertu na główny plan. Wiekowa legenda jazzu przypomniała mi, że za jego renesans odpowiada między innymi ECM, firma charakteryzująca się zamiłowaniem do oddalonego i medytacyjnego brzmienia, zajmująca się jazzem, muzyką klasyczną dawną i nową, mająca też w katalogu trochę znakomitych płyt indyjskich i skandynawskich. Lloyd nie przejął od ECM chłodu, ale z pewnością wziął na serio element medytacyjnego spowolnienia czasu. Zresztą nie wiem, czy to ECM. Publiczności i muzykom okazywał sympatię modlitewnym złożeniem dłoni nad głową w stylu indyjskim (buddyjskim, hinduistycznym, dżinijskim, sikhijskim ?), raz nawet wyciągnął do kogoś na widowni w powitaniu język na modłę tybetańską. Bardzo podobał mi się ten rozciągły, medytacyjny styl, zaś jego antytezą był perkusista grający bardzo gęsto i wielobarwnie, w stylu „kontrolowanego chaosu”, który bardzo lubię. Eric Harland jest obecnie jednym z najbardziej cenionych amerykańskich perkusistów, nadającym ton wielu nagraniom, w tym chyba wszystkim Lloyda dla ECM. Bardzo ciekawy był ten kontrast łopoczącej jak jakiś szalony ptak perkusji ze stosunkowo wolną linią melodyczną nadawaną przez Lloyda i orkiestrę. Finałowy i bisowany utwór w którym wszyscy włożyli na siebie bardziej wyrazistą formę rytmiczną był moim zdaniem najmniej ciekawym dziełem zaprezentowanym na całym koncercie, dającym jednakże możliwość zaprezentowania się solistom z zespołu.

 

Specyficzny koloryt całemu przedsięwzięciu nadali mistrzowie instrumentów „etnicznych”. Grek Sokratis Sinopoulos grający na lirze (jego imię to Sokrates!) i Węgier Miklós Lukács grający na cymbałach. Cały koncert rozpoczął się wspaniałą jazzowo – orientalną solówką cymbalisty i ilekroć cymbały dochodziły do głosu robiło się naprawdę ciekawie. Bardzo intrygujące było połączenie orientalizmu ze śmiałym, progresywnym jazzem. Z kolei lira była lirą. To niezwykły instrument, który ma w sobie swoisty „kosmiczny poszum”. Z liry ten poszum odziedziczyły instrumenty arabskie, takie jak rebab, a z rebabu wyłonił się afgański sarod, który trafiwszy do Indii dalej czaruje tym pełnym kosmicznej głębi tonem. Koncertowy lirnik był świetny i jednymi z najpiękniejszych momentów koncertu były dla mnie te na orkiestrę i wiodącą ją lirę. Mało to już było jazzowe, ale za to zupełnie czarodziejskie.

 

Amerykański kontrabasista Harish Raghavan miał ciężkie zadanie, bowiem musiał niejednokrotnie konkurować z brzmieniem całej orkiestry, ale brał to pod uwagę i proponował nam bardzo ciekawe inwersje kolorystyczne i rytmiczne, dowodząc wielkiej inteligencji i tego, że startował w swej muzycznej edukacji od perkusji, w tym od wyrafinowanej indyjskiej tabli, królowej wszystkich bębnów klasycznych. Pianista Gerald Clayton najmocniej, obok Lloyda, wpisał się w ECM-owską magię rozciągniętego czasu. Grał świetnie, ale sądząc po bardziej oszczędnych w jego wypadku oklaskach, część publiczności oczekiwała przede wszystkim fajerwerków.

 

Bardzo ciekawy koncert. Orkiestra dodała koncepcji Wild Man Dance wiele dobrego, jak sądzę. Choć płytę wydało Blue Note, dla mnie był to ECM, choć może po prostu Blue Note też poszło bardziej w stronę medytacji i intrygującego zaklinania czasu.

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

3 + pięć =