Czy istnieje „zagraniczny nacjonalizm”?

 

 

Co rozumiem przez to pojęcie? Otóż chodzi mi o to, czy Francuz może być na przykład chińskim nacjonalistą, albo Chińczyk dajmy na to niemieckim? Temat jest być może trochę akademicki, ale też moim zdaniem warto go poruszyć, zwłaszcza jeśli dojdziemy do wniosku, że takie zjawisko rzeczywiście występuje.

Do nieco dziwacznego tematu „zagranicznego nacjonalizmu” skłoniła mnie, jak to zwykle w życiu bywa, konkretna sytuacja. Jak wiemy, Holendrzy w referendum zablokowali wniosek pozostałych 27 krajów Unii Europejskiej dotyczący ratyfikacji umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą. Zmartwiło mnie i zirytowało to wydarzenie, zwłaszcza, że wcześniej Holendrzy zablokowali konstytucję europejską, która w obecnych kryzysowych sytuacjach byłaby na wagę złota. Napisałem zatem mocno krytyczny wobec Holendrów artykuł.

Głównym elementem tego artykułu nie była nawet sama ocena efektu tego referendum, ale w ogóle okoliczności, w jakich się ono odbywało. Do referendum doprowadził egzotyczny sojusz sił radykalnie lewicowych i prawicowych. Twarzą kampanii był między innymi Wilders, holenderski nacjonalista, którego krytykuję, ale też szanuję za wspaniałą obronę wolności słowa i prawa do krytyki islamu.

Oczywiście Wilders ma i miał prawo do swoich przekonań. Ja jednakże skrytykowałem przede wszystkim to, że Holendrzy nie głosowali „za” czy „przeciw” Ukrainie, ale w celu dania nauczki Unii Europejskiej, co wyraźnie podkreślali inicjatorzy referendum. Moja krytyka Holandii była tak ostra z uwagi na to, że dwóch naszych publicystów i redaktorów – Piotr Napierała i Andrzej Dominiczak uważa Holandię za godny przykład społeczeństwa obywatelskiego i sprawiedliwej demokracji. Wynik referendum wywołał u mnie dysonans poznawczy w stosunku do tej opinii. Przypomniałem sobie też zablokowanie konstytucji europejskiej.

Moje stanowisko wzbudziło kontrowersje u moich kolegów. Piotr stwierdził, iż jako zwolennik demokracji nie mam prawa krytykować wyników referendum. Dziwny to argument, gdyż nie krytykowałem samej instytucji referendum, ale jego wynik. Stwierdziłem na bazie wyniku referendum i okoliczności, w jakim ono zaistniało, że ciężko mówić o Holendrach jako o „urodzonych i świadomych” demokratach, którzy dbają o to, aby wiedzieć, nad czym głosują.

Piotr podał też lepszy argument, jakim jest ogólne zniechęcenie Unią Europejską i możliwość podobnych wyników w przypadku każdego referendum w UE. Mimo to w żadnym z pozostałych 27 krajów UE mieszkańcy nie doprowadzili do rozpisania dziwacznego referendum „nie na temat”, mającego też podtekst rasistowski, bowiem Ukraińcy zostali w tym wypadku potraktowani bardzo instrumentalnie.

Kolejny argument do rozmowy dodał Andrzej Dominiczak, który w wielu swoich programach wspomina Holandię jako wzór debaty publicznej. Otóż Andrzej zwrócił uwagę na zestrzelenie samolotu z holenderskimi pasażerami nad terenem walk ukraińsko – rosyjskich. Część holenderskiej opinii publicznej wierzy w spiskową opowieść o tym, że choć samolot zestrzelili Noworosjanie, to jednak Ukraina specjalnie wpuściła go na zagrożone niebo, aby doprowadzić do szerszego zainteresowania opinii publicznej swoimi problemami.

Cóż – zwróciłem uwagę, że taka motywacja głosujących też jest możliwa, ale nie świadczy dobrze o świadomości głosujących i, co za tym idzie, o jakości ich demokracji. Piotr przyznał mi rację, lecz nie zmienił ogólnej oceny mojego artykułu, choć skądinąd wiemy, iż nie cierpi ulegania propagandzie Putina. Odniosłem wrażenie, iż Holendrom, których się lubi, można pozwolić na więcej…

Widząc z jednej strony na naszym portalu zbyt stronniczą obronę takich państw jak Holandia (ale też Niemcy, Belgia, Francja czasem też Rosja etc.), a z drugiej strony bardzo ostrą niekiedy krytykę polskiego społeczeństwa, napisałem artykuł „Antypolonizm”.  Starałem się w nim przedstawić tezę, że mimo obecnego rządu i części społeczeństwa, które to popiera, nie jesteśmy „ostatni z ostatnich”. Nie należy hołdować jakiejś manii wielkości, ale z drugiej strony nie należy popadać w kompleks niższości. Jesteśmy stosunkowo biednym i obecnie nieco politycznie zaburzonym zakątkiem Zachodu, na mapie świata jesteśmy w czołówce państw rozwiniętych, choć nie w pierwszej dwudziestce. Mamy ciekawą kulturę, która jest na świecie rozpoznawalna i ceniona, choć nie aż tak jak francuska, niemiecka, włoska czy japońska.

Na mój artykuł pół żartem pół serio odpowiedział Piotr Napierała, sugerując, iż grozi mi stanie się nacjonalistą. Nie sądzę, prawdę mówiąc. Nie mam nic przeciwko dużej ilości osób z zagranicy w moim kraju, w moim mieście etc. Często się z nimi spotykam, jest miło, jak chcą przyjąć nasze obywatelstwo – tym fajniej. Obawiam się jedynie polityki UE wobec napływu muzułmanów, ale nie mam również nic przeciwko Arabom, Irańczykom, Turkom jako takim – jeśli mam gwarancję, że nie są fundamentalistami religijnymi, nasze relacje są zazwyczaj owocne i przyjazne. Jeśli wiem, że poparliby karę śmierci za apostazję, albo widzą „coś cennego” w działaniach ISIS, wtedy zachowuję dystans, ale ciężko to nazwać nacjonalizmem, mam nadzieję…

Jednakże stwierdzenie Piotra trwało zawieszone w powietrzu: „staczasz się w odmęty nacjonalizmu”… „Jeszcze nie, ale ostrzegam”. Przypomniałem sobie gorącą obronę Holandii ze strony Piotra i Andrzeja i spytałem o to, co jest treścią tego artykułu – czy Polak może być „zagranicznym nacjonalistą”? Czy może być na przykład holenderskim nacjonalistą? Wilders jest Holendrem i holenderskim nacjonalistą. To akurat nie dziwne. Ale co jeśli jakiś Polak gorąco broni efektów nacjonalistycznych działań Wildersa, choć wcześniej (słusznie moim zdaniem) grzmiał na Europejczyków ulegających propagandzie Putina? A motywacją dla tej niespójności opinii jest tu zapewne po prostu podziw dla Holandii i jej mieszkańców?

[divider] [/divider]

fb 01

  [divider] [/divider]

Piotr odpisał mi, że można być tylko „holendrofilem”. Polak nie może natomiast być holenderskim nacjonalistą. O ile Piotr raczej na pewno jest holendrofilem, a nie holenderskim nacjonalistą, to jednak mam wrażenie, że chyba jednak można być nacjonalistą innej nacji niż własna. Tę refleksję podsuwa mi moje miasto – Wrocław, które jako Festung Breslau walczyło o nazistowskie „ideały” jeszcze po upadku Berlina. A w fanatycznych jednostkach broniących nazistowskiego Wrocławia byli nie tylko Niemcy. O tym, że obrona była ideologiczna, świadczą wspomnienia niemieckich Wrocławian. W pewnym momencie elitarne jednostki armii Hitlera zaczęły we Wrocławiu terroryzować mieszkańców miasta, aby skłonić ich do oporu „aż do końca”. Nie jest zatem prawdą teza, że to tylko Breslauerzy bronili swoich domów i rodzin.

[divider] [/divider]

fb 02

[divider] [/divider]

Niemiecki nazizm popierało sporo osób nie będących Niemcami, godzących się z tym, że Niemcy są „rasą panów”, zaś oni (Francuzi, Rumuni, Holendrzy, Szwedzi) są „prawie rasą panów” czy „nieco gorszą podrasą rasy”. Moim zatem zdaniem przykładowy Francuz broniący Festung Breslau z uwagi na fanatyczną wiarę w nazizm był niemieckim nacjonalistą. Godził się na to, że jest „trochę gorszy” nie będąc „rasowym Germaninem”, ale wierzył w „Wielką Germanię”. Oczywiście w dzisiejszych czasach nie mamy do czynienia z tak skrajnym szaleństwem ze strony Europejczyków, ale wydaje mi się, że Polak może być rosyjskim czy holenderskim nacjonalistą. Wystarczy, że w pełni i aktywnie będzie wierzył w rosyjski czy holenderski nacjonalizm. Ja również jestem na przykład germanofilem do pewnego stopnia – uwielbiam muzykę Wagnera, Bachów, Schuetza, Mozarta, Beethovena etc., lubię czytać Goethego, ETA Hofmana, Schillera, cenię nadreński gotyk i romanizm, lubię neoklasycyzm berliński, lubię też samych Niemców, z którymi utrzymuję częste kontakty – ale nie znaczy to, że patrzę na świat z perspektywy niemieckiego nacjonalizmu.

Sami przyznacie, że problem jest nieco egzotyczny i akademicki. Tym niemniej, jako że racjonaliście wypada uznać nacjonalizm za postawę irracjonalną (w przeciwieństwie do patriotyzmu), uważam, że być może warto poszerzyć refleksję na temat postaw nacjonalistycznych o taki aspekt.

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

23 Odpowiedzi na “Czy istnieje „zagraniczny nacjonalizm”?”

  1. Oczywiście, że można być nacjonalistą innego, niż oryginalnego pochodzenia narodu. Ludzie potrafią popadać w skrajności w wielu dziedzinach. Istnieje cienka granica pomiędzy krytyką miejsca pochodzenia na podstawie własnych doświadczeń a potępianiem wszystkiego, co tutejsze w imię „wyższości” innych. Decyduje zawartość merytoryczna, a nie sympatie. Oczywiście nie jest to łatwe zagadnienie, bo wszyscy tu i tam jesteśmy „uwiązani” do miejsc emocjonalnie, ale właśnie należy się starać, na tym polega wyższość racjonalizmu nad mitologizmem.

    1. Najczęściej jest to zmiana, może też być koncepcja „jedności” z innym krajem, w tym przypadku oparta na mitach lub własnych paranojach. Mam wrażenie, że Rosjanie w USA mają tendencje do wpadania w skrajny „amerykanizm”, co miałoby swoje wytłumaczenie, ale nie mam wystarczających danych na ten temat, to są tylko obserwacje. Na szczęście groźne to nie jest, ale w innym systemie kto wie…

  2. Pewnym zaskoczeniem dla mnie był, ciągle mający się nieźle rosyjski nacjonalizm w Polsce. Jest wciąż sporo ludzi, którzy na przekór wszelkim realiom życzą zachodowi jak najgorzej (nam się też dostawało), aby tylko znowu wrócił rosyjski „porządek” gdzie wszystko było jasne i proste. Uprzedzając ew. pytania – zazwyczaj to dotyczy pokolenia ludzi wieku średniego i powyżej, ale nie brak też młodych.

  3. Pan Jacek sam pochwalił nacjonalistę za „wspaniałą obronę wolności słowa i prawa do krytyki islamu”, choć raczej wątpię, czy Wilders broniłby wolności słowa w przypadku ostrego wyszydzania wad narodowych Holendrów.
    .
    Nacjonalizm to jednak jest forma dyskryminującego poczucia własnej wyższości nad innymi.
    Postrzeganie pozytywnej dziejowej roli jakiejś nacji (innej niż własna) to raczej rodzaj ideologii historycznej (lub historycznego realizmu). W tym sensie Polacy od wielu już lat są zapatrzeni w Amerykanów. Zauważyłem, że wśród polskich protestantów ma to nawet postać czegoś w rodzaju religijnej mitologii.
    Zresztą z czysto religijnych powodów wielu chrześcijan w podobny sposób postrzega Żydów i państwo Izrael.

      1. „But there are still corners of the world where America is held in high regard. In European countries surveyed, half or more of the publics in seven of nine nations say they see the U.S. in a positive light. Top of the list are Italians (78%), French (75%) and Poles (73%).”
        http://www.pewresearch.org/fact-tank/2014/07/15/which-countries-dont-like-america-and-which-do/
        ….
        http://www.pewglobal.org/database/indicator/1/survey/17/map/
        a tu nawet wyprzedzamy Francję

    1. Akurat za obronę prawa do krytyki islamu go bardzo chwalę, zwłaszcza, że musieli mu przydzielić ochronę (Theo van Gogh zginął w Holandii za krytykę islamu, nie on jeden). Ja krytykuję ostatnio Holandię z uwagi na referendum, ale nie boję się o swoje życie. Nawet przez myśl mi nie przechodzi, żebym miał w Holandii jakiekolwiek problemy z uwagi na krytykę tego kraju. Poza tym, jak wyraźnie napisałem, uważam, że nacjonalizm jest ireacjonalny i nie jest mi bliski.

      1. Rozumiem to – zastanawiam, się tylko czy Wilders jest człowiekiem ceniącym wolność słowa jako taką, czy po prostu domaga się prawa do mówienia tego, co JEMU się podoba. Czy broniłby tak zawzięcie prawa do głoszenia poglądów, których sam nie cierpi?
        Bo jeśli nie, to byłby takim trochę talibem au rebours.

          1. Przypomina mi to trochę argument prawicowych (choć nie tylko) dyskutantów:
            .
            „Osoba X jest fajna, bo ma odwagę mówić głośno to co myśli”.
            .
            Przy czym argument ten jest aktualny tak długo, jak długo osoba ta mówi coś, z czym używający tego argumentu się zgadza i co popiera. Gdyby mówiła coś odwrotnego, już taka fajna by nie była ;)…

          2. Toteż zdaję sobie sprawę, że Wilders mówi wiele głupich rzeczy. Ale w obronie prawa do krytyki islamu ma rację. Nie ma też zakazu krytykowania holenderskich nacjonalistów. Skorzystałem z tej swobody…

  4. Jacku. W sprawie Wildersa popieram Twoj poglad .
    Postawienie go przed sadem za krytyke Islamu jest zdrada najwiekszej wartrosci zachodu,wolnosci slowa”. Holenderski system sprawiedliwosci jest hanba Europy. Podobnie glupio postapili z dysydentka Ayaan Hirsi Ali ktora musiala opuscic Holandie i osiedlila sie w USA.
    Pomimo trudnosci Wilders ma wzrastajaca popularnosc w Holandii poniewaz mowi to co mozna poprzec faktami a nie co jest politycznie poprawne.Wazne jest nie okreslenie ze jest on prawicowy lecz ze to co proponuje ma racjonalne podstawy.Uwagi twoich liberalnych kolegow mozesz spokojnie ignorowac. Usprawiedliwia ich ignorancja.

    1. Wilders zrobil obrzydliwą kampanię przeciw Polakom jako złodziejom i ignorantom odpowiedziały mu wpisy poparcia dla Polaków od ich współpracowników. Wilders nie ma klasy ani rozumu wali na prawo i lewo i dlatego nikt go nie szanuje. Nikt kto trochę wie o nim i jego polityce.

      W sprawie Izraela nie mówił spokojnie że trzeba go popierać tylko poleciał tam i pieprzyk jakieś krucjatowe banialuki. W sprawie islamu był bardziej wyważony ale islamiści wzięli go za drugiego Fortuyna. Ciekawe czy pan nieignorant Janusz WIE kto to był Fortuyn.

    2. Wilders to przykład na to że jak się dokopuje wszystkim, to czasem uda się dokopać komuś, to na to faktycznie zasłużył. Ale to nie jest powód do pochwał.
      .
      Pan Janusz np. wali na oślep wszystkie religie jak leci, ale tylko czasem walnie celnie.

      1. Pochwaliłem Wildersa za to, że dokopał komuś, kto na to rzeczywiście zasłużył. A ostra (i słuszna) krytyka islamu w Holandii wymaga obstawy policji, bo mogą zabić. Więc mimo wszystko Panie Tomaszu, za ten akt odwagi Wilders zasłużył na ciepłe słowa. Mógłby uznać jak większość Holendrów, że go to nie obchodzi i spać spokojnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

14 − dziesięć =