Ostatnio coraz częściej czytam na różnych portalach o „słoikach” i o wspaniałej, bądź strasznej Warszawie. Pojawiają się ostre polemiki na temat tego miasta, trzeba przyznać, że wzbudza ono emocje. Trochę mnie to dziwi i zaraz wyjaśnię dlaczego…
Jako zadowolony mieszkaniec Wrocławia przez długi czas nie mogłem pojąć, cóż oznacza pojęcie „słoik”. Nie wnikając w symbolikę tego słowa, myślałem sobie, że może są to ludzie otyli, o kwadratowych proporcjach ciała, albo ludzie zamknięci w sobie, bo przecież słoik się zakręca. Dopiero po jakimś czasie dowiedziałem się (a musiałem się dowiedzieć, bo tyle tego jest w sieci), że „słoik” to osoba która dojeżdża do Warszawy i w związku z tym ma prowiant z domu zamknięty w słoiku. Byłem rozczarowany, bo zgodnie z tą definicją, każde miasto ma swoje „słoiki”. I co z tego? Sam mam wspaniałych przyjaciół – Emila i Kasię, którzy pochodzą z Radomia, lecz po studiach zamieszkali na stałe we Wrocławiu. Jeśli chodzi o ich „słoikowatość” to dałbym za nią wiele, bo Radom jest jedną z kulinarnych stolic Polski… Jeśli chodzi o umiejętności kulinarne niektórych Radomian, mieszkańcy Warszawy, Wrocławia, Krakowa etc. mogą się tylko ślinić z zazdrości. A jeśli chodzi o umiejętności kulinarne matek migrujących Radomian, to nic tylko wyposażać swoich znajomych radomskiego pochodzenia w całe tony słoików i błagać na kolanach, aby odstąpili choć procent ich zawartości!
[divider] [/divider]
Typowa roślinność Warszawy, przynajmniej tak sądzę…
[divider] [/divider]
Wczesne południe w Delhi. 20 milionów mieszkańców szuka swojej chwili…
[divider] [/divider]
Wrocław i sekretny most przez Oławę. Jeden z kilkuset albo kilkudziesięciu (zależy jak liczyć) nad 7 rzekami, a pięcioma to już na pewno…
[divider] [/divider]
Kraków i najładniejszy z najstarszych kościołów w Polsce…
[divider] [/divider]
Wróćmy jednak do Warszawy. Moim zdaniem, jeśli chodzi o Europę, nie ma większej różnicy w klimacie, jakości i stylu życia między miastem 600 tysięcznym, a dwumilionowym. Odczuwalna nowa jakość miasta, ze wszelkimi zaletami i wadami tego stanu, pojawia się, gdy miasto ma koło 10 milionów mieszkańców lub więcej. Nowe Delhi, Paryż, Londyn, Stambuł, Nowy Jork. Szanghaj – to są miasta, gdzie jest rzeczywiście zupełnie inaczej niż w Berlinie, Barcelonie, Wrocławiu, Tuluzie, Krakowie czy Pradze. Miasta pomiędzy progiem dwóch milionów a dziesięciu milionów mogą mieć różny charakter – albo mogą ciążyć do klimatu megalopolis, albo do klimatu zwykłego dużego miasta w przedziale wielkościowym 500 000 – 2 000 000.
Warszawa nie jest zatem szczególnie bardziej wielkomiejska w odniesieniu do kilku pozostałych dużych miast naszego kraju. Nie ma znaczącej różnicy w stylu życia i dostępności usług, towarów, kultury i rozrywki pomiędzy Warszawą a Krakowem, Poznaniem, Wrocławiem czy Trójmiastem. Różnica pojawia się, gdy mówimy o średnich na miarę Europy miastach, takich jak Wałbrzych, Rzeszów, Białystok, Olsztyn etc. Przeważnie są to miasta w przedziale od 100 000 do 300 000 mieszkańców. Tu stopień zróżnicowania stylu i jakości życia jest większy, niż w miastach dużych od pół miliona do dwóch milionów. Średnie miasta mogą być kwitnącymi centrami kultury i przedsiębiorczości, a mogą być zapomniane i zapyziałe. Łatwiej im mieć szczęście lub pecha…
[divider] [/divider]
Budynek, który Warszawiacy stale chcą rozebrać, przed nim symbol miasta koziołki, to jest gryf, to jest głowa świętego Jana na talerzu (ale bez Salome), uf… chyba zapomniałem, ale może wy pamiętacie…?
[divider] [/divider]
Wrocław, a z tyłu budynek z kopułą zwany też Katedrą Demokracji. Obok niego inne wspaniałe budowle o których dowiecie się tylko od wtajemniczonych (za drobną opłatą)…
[divider] [/divider]
Wrocław i coś gotyckiego. Dużo tego u nas. Krążą plotki, że jest wyprzedaż i kilkanaście takich domków trafi do Kataru, ale ja im nie wierzę…
[divider] [/divider]
Kiedyś przypadkiem trafiłem na taki duży plac w Krakowie…
[divider] [/divider]
Jeden z wielu zabytków Delhi. Krążą plotki, że jeden z mogolskich władców wybudował ten dworzec, ale jako, że nie znano jeszcze kolei, złożył w nim swoje ciało…
[divider] [/divider]
Warszawę od innych dużych miast polski odróżnia głównie i może jedynie to, że ma urzędy i przedstawicielstwa firm związane z jej stołeczną pozycją. Dla mnie, jako dla działacza społecznego i twórcy mediów, brak sejmu we Wrocławiu jest pewną niedogodnością. Dla wielu zwykłych ludzi nie stanowi to oczywiście żadnego problemu. Na brak central firm etc. mogą z kolei narzekać niektórzy biznesmeni i niektóre bizneswomen, ale znów bez przesady – ważne ośrodki technologiczne, handlowe etc. mieszczą się także w innych miastach Polski, bijąc czasem na głowę w poszczególnych branżach to, co znajduje się w Warszawie.
Czy Warszawiacy są bardziej rasistowscy od Wrocławian, Krakowian etc.? Nie sądzę. Tu linia podziału biegnie raczej w zależności od historii danego ośrodka. Chodzi mi tu głównie o tzw. rasizm miejski, czyli o dzielenie ludzi na rdzennych mieszkańców i przyjezdnych. Bywa, że przyjezdni przy tym podziale są dyskryminowani przez swojaków w życiu towarzyskim, na studiach i w pracowniczych awansach. Z dużych miast Polski w rasizmie miastowym przoduje Kraków, gdyż ma nieprzerwaną historię zasiedlenia i największy chyba udział rdzennych mieszkańców w życiu miasta. Najdalej od rasizmu miastowego jest Wrocław, którego mieszkańcy w znakomitej większości zmienili się po końcu II Wojny Światowej. Dziadkowie i pradziadowie Wrocławian żyli we Lwowie, w Wilnie, ale też często w przedwojennej Warszawie… Pamięć o lwowskich i wieleńskich ojczyznach zamierała w dość szybki sposób, gdy byłem młody. Wtedy umierała spora część pokolenia urodzonego w tych miastach i pamiętającego je. Kiedy byłem dzieckiem, jeszcze dość wielu starych Wrocławian mówiło w charakterystycznym lwowskim dialekcie, lub mniej prostym do określenia dialekcie wileńskim. Częsty był też przedwojenny slang warszawski, ale warszawscy Wrocławianie jakoś rzadziej zdradzali się ze swoim pochodzeniem, w sumie nie wiem dlaczego.
[divider] [/divider]
Warszawa i kościół, w którym powstańcy kręcili film.
[divider] [/divider]
Wrocław i kościół, w którym powstańcy nie kręcili filmu. Najlepszy neogotyk w obecnej Polsce.
[divider] [/divider]
Pomnik lenistwa, budowany 300 lat. Oczywiście we Wrocławiu. Okolicznym przechodniom udziela się oczywiście leniwa atmosfera. Ale nie dajcie się zwieść, z dala od tego budynku Wrocławianie są całkiem pracowici…
[divider] [/divider]
Delhijski Mordor. Sauron mieszka na 10 piętrze.
[divider] [/divider]
Warszawa na skali rasizmu miejskiego zajmuje silną pozycję w grupie miast tolerancyjnych – bowiem też przeżyła gwałtowną wymianę mieszkańców i rdzenni, z dziada pradziada Warszawiacy stanowią w niej mniejszość, choć oczywiście ogromną przy tej wrocławskiej czy szczecińskiej. Ciekawy jest Poznań, który teoretycznie powinien być podobnie okopany w swojej rdzenności jak Kraków, a jednak jest miastem dość otwartym na przybyszów. Ciężko mi ocenić Katowice, bo na Górnym Śląsku problem rdzenności jest znacznie bardziej skomplikowany niż w innych zurbanizowanych częściach Polski. Podział na prawdziwych Ślązaków i przybyszów ma tam dużo starszą wyrazistość, nie dotyczy też głównie centrów miejskich, nie rozgrywa się głównie w Katowicach, jeśli chodzi o Zagłębie Górnośląskie.
Czy Warszawa jest najpiękniejsza lub najbrzydsza, jeśli chodzi o duże polskie miasta? Ani to, ani to. Z pewnością są w Warszawie wspaniałe miejsca takie jak Trakt Królewski, Wilanów czy Łazienki. Pokochać można też Mokotów z jego bogatą historią i wspaniałymi perełkami historii i architektury ukrytymi nieco w cieniu głównych alej. Również północne śródmieście Warszawy skrywa wiele ciekawych sekretów. Z drugiej strony jest też w Warszawie morze urbanistycznego chaosu, dużo czynionych zbyt szybko rekonstrukcji etc. Moim zdaniem z dużych miast Polski najpiękniejsze są Kraków i Wrocław, zastanawiam się też nad Gdańskiem. Kraków prześciga Wrocław wspaniałym zbiorem zabytków renesansowych i wczesnobarokowych, oraz oczywiście lepszym stanem zachowania wielu kwartałów Starówki. Fascynujący, choć obecnie zbyt turystyczny, jest też wypieszczony Kazimierz. Pamiętam Kazimierz sprzed boomu mody na niego, kiedy wraz z moim przyjacielem Maciejem, fotografikiem i laureatem World Press Photo (za cykl powódź we Wrocławiu) chodziliśmy po fantazyjnie zapuszczonych podwórcach Kazimierza, które zachowywały tyle poezji, magii i wspomnień, co opowiadania Brunona Schulza. No i Kazimierz dziś, jego ekskluzywne i pseudo-żydowskie modne puby, kawiarnie, restauracje o dziwacznych nazwach… Choć i ta turystyczna cepeliada ma oczywiście swoją pozytywną wartość, gdyż zmurszałe podwórza mają przecież w sobie nieunikniony rozkład, nie trwają wiecznie. Wieczorem zaś bywają przykre z uwagi na patologię, pijaństwo etc. We Wrocławiu rolę Kazimierza pełnią stare fragmenty Śródmieścia takie jak Nadodrze i Przedmieście Oławskie. Obecnie są w stanie przejściowym pomiędzy zmurszałą i magiczną poezją Schulza a turystycznym szałem pseudo-żydowskiego Kazimierza AD 2015. U nas ten szał będzie chyba pseudo – niemiecki… Choć kto wie, może zasilą go prawdziwi Niemcy, bo kochają Wrocław i ciężko im się dziwić. Jakby polityka Merkel zawiodła, to sądzę, że na pewno, więc szykuję się już na ten stan rzeczy za jakieś 20 lat.
[divider] [/divider]
Wokół wrocławskiej Starówki mieści się niesprzątnięta kałuża zwana przez niektórych „fosą”.
[divider] [/divider]
Delhi jest pełne dziwacznych konstrukcji, które czas pozostawił na brzegu. Choć żyje w nim 20 milionów ludzi rozległe miejsca takie jak to spychają ich w cień.
[divider] [/divider]
Kraków. Koszary wojsk austriackich przesłonięte dziwnymi konstrukcjami. Delhijczycy tym razem nie mają z tym nic wspólnego.
[divider] [/divider]
Warszawa i urocza ścianka dla ćwiczących malowanie ścienne.
[divider] [/divider]
Czym Wrocław bije na głowę Kraków? Oczywiście obecnością, obok wspaniałego gotyku i późnego baroku, światowej kolebki architektury modernistycznej, której arcydzieła rozsiane są po całym mieście. Nieprzypadkowo to pochodząca z 1913 roku Hala Stulecia Maxa Berga a nie Ratusz czy kościół św. Krzyża została wyróżniona we Wrocławiu przez UNESCO. Wrocław to także największe w Polsce zabytkowe śródmieście, pełne starych drzew i bezcennych parków, z Parkiem Szczytnickim na czele, ale też z Parkiem Południowym, z Parkiem Wschodnim i Zachodnim. Sceptyków urody Wrocławia, o ile tacy mają śmiałość istnieć, przekona już sam Dworzec Główny.
Na tle tego wszystkiego nie pojmuję warszawskiej fascynacji nieczeską Pragą. Przy Kazimierzu czy Nadodrzu ta Praga nie jest niczym szczególnym, Warszawa ma zdecydowanie ciekawsze akcenty, co nie znaczy oczywiście, że Praga jest nic nie warta… To fajne miejsce, ale jeśli ktoś szuka takich klimatów, niech lepiej jedzie do Krakowa, Wrocławia, Gdańska, Szczecina lub Łodzi.
Kultura, koncerty, teatry. Tu Wrocław, Kraków, ostatnio Trójmiasto, ale też i Górny Śląsk, nie mają się czego wstydzić. Czasem warto posłuchać koncertu czy opery w Warszawie, a czasem we Wrocławiu czy w Katowicach. Czasem teatr warszawski pokazuje nam coś wyjątkowego, a czasem lepiej pojechać do Krakowa czy do Wrocławia. Być może koncerty pop na stadionach odbywają się częściej w Warszawie, bo w takich imprezach liczy się głównie jak największa ilość potencjalnych nabywców biletów. Ale mnie osobiście to ani ziębi, ani grzeje.
[divider] [/divider]
Warszawa i kolumna, którą Bolesław Chrobry walczył w Kijowie. Badacze twierdzą, że jest to kopia prawdziwej broni króla.
[divider] [/divider]
Najnowsza duża budowla we Wrocławiu, wzbudzająca protesty lewicy i mój zachwyt, gdyż jestem melomanem.
[divider] [/divider]
Jeszcze za królowej Wiktorii pewna lady marzyła o parku z grobowcami. No i jej marzenie stało się faktem. Nie pamiętam już, czy sadzono drzewa, czy przenoszono grobowce.
[divider] [/divider]
Na podsumowanie muszę wpierw zauważyć, że Polska jest ładna. Nie tylko z uwagi na przyrodę, ale też z uwagi na swoje piękne miasta, które nie mają się czego wstydzić, choć przecież tyle wojen próbowało je zniszczyć. Polsce udało się uniknąć modelu angielskiego czy francuskiego, gdzie w zasadzie mamy Paryż i prowincję, oraz Londyn i prowincję. Polska, pomimo że nie jest państwem federalnym, ma różne ośrodki kultury, biznesu i pamięci, podobnie jak jest to w przypadku Niemiec, Włoch czy Hiszpanii. W Niemczech Hamburg czy Monachium z powodzeniem wygrywają z Berlinem w wielu zawodach, we Włoszech Mediolan czy Florencja z Rzymem, a w Hiszpanii Barcelona z Madrytem. W Polsce czasem warto jechać do Warszawy, a czasem do Poznania czy Gdańska. I bardzo dobrze. Z uwagi na to wszystko kompleks Warszawy, te wszystkie opowieści o „słoikach”, są bardzo naciągane. Każdy zainteresowany naszym kontynentem Europejczyk powinien poznać Polskę, a w niej Warszawę, Wrocław, Poznań, Kraków etc. Jeśli ktoś chce mieszkać i pracować w którymś z tych miast, nie powinien padać ofiarą rasizmu miejskiego, ale tu bynajmniej Warszawa nie stanowi żadnej patologii. Słoikiem znacznie łatwiej się zostaje w Krakowie, o co trudno winić samych Krakowiaków – to tylko cień ich historii, podobnie jest w Paryżu czy w Barcelonie.
Są miasta gdzie wszyscy są przyjezdni jak Wrocław czy Szczecin i te z dużą liczbą rodzin zasiedziałych Np Poznań czy Kraków. Warszawa to coś pośredniego więc może stąd ten wyraźny podział. Nie zgodzę się że nie ma różnic wielkomiejskosci między miastami równej wielkości wiele zależy od ducha miasta
Dlatego dodałem „europejskie miasta”. Miasta milionowe mają w Europie pewne wspólne cechy, natomiast wiadomo – w Indiach, w USA, w Chinach mogą bardziej przypominać Koluszki niż Kraków.
Tak Kraków plus morze slumsów
Jako osobę, która urodziła się w Warszawie i żyje to już ponad 30-lat, mnie również nie przestaje dziwić całe to zamieszanie wokół tzw. słoików i rzekomej, wyjątkowo nieprzyjaznej atmosfery stolicy. Dodam, że podobnie jak autor artykułu, slangowe znaczenie słowa słoik też znalazłam w Internecie. Mam wielu znajomych, w bardzo różnym wieku, tak warszawiaków od pokoleń, jak i „przyjezdnych” i na żywo nigdy nie spotkałam się z podobnym stygmatyzowaniem. A kompleks Warszawy owszem, w pewnym okresie życia przeżywałam sama, kiedy podróżując po Polsce i mówiąc, że jestem z Warszawy spotykałam się z szeregiem negatywnych, stereotypowych skojarzeń. Wówczas zwyczajnie mnie one zaskakiwały. W moim odczuciu Warszawa potrafi być i piękna i brzydka, i ciekawa i męcząca… dokładnie tak samo jak inne polskie, a także europejskie miasta.
Ciekawe porównanie i interesujące spostrzeżenia. Ponieważ urodziłem się we Wrocławiu a mój ostatni polski etap miał właśnie miejsce w Warszawie nie starczy chyba miejsca w ramce komentarzy. Co do samego meritum – zupełna zgoda że różnice pomiędzy Warszawą, Wrocławiem czy Poznaniem są raczej mentalne niż rzeczywiste bo z zewnątrz polskie (tzw. duże) miasta wyglądają podobnie. Tutaj Warszawa wyróżnia jedynie się chaosem architektonicznym – widać, że była bardzo zniszczona a odbudowywano ją według zasad komunistycznego „zrywu”, w którym tzw, „czyn społeczny” był ważniejszy od porządnie zaprojektowanej architektury. Są jednak inne dyskretne różnice, ale o tym już osobno.
Nie wiem z jakiego powodu, ale pominal pan zupelnie temat. Rozwodzi sie pan nad swoja wizja tego czym jest warszawa, chcial pan chyba napisac o sloikach i kompleksie warszawy? Porownuje pan warszawe jako podobna do miast 300-600k. Panie w miescie 300k to kazdy kazdego zna. 300k to ma Zoliborz i bielany razem i to jest taka czesc warszawy gdzie tez sie ludzie dobrze we wlasnym sosie znaja. Pisze pan ze warszawa sie nie rozni od krakowa (o poznaniu i wroclawiu sie nie wypowiem, bo bylem tylko kilka razy, a w krakowie bywam czesciej i mam wiecej znajomych niz na mokotowie). City to jest dla pana roznica jakas? Ze miasto ma City? W krakowie nie ma city, jest historyczny rynek i kazimierz – wszystko w niskiej zabudowie. A sam problem sloikow dotyczy ludzi ktorzy w warszawie pracuja ale bronia sie wszelkimi sposobami zycia tutaj. Z punktu widzenia warszawiaka to do przedszkola, podstawowki i gimnazjum chodzilem z tymi samymi ludzmi w swojej dzielnicy. Do liceum poszedlem i poznalem ludzi z calej warszawy i okolic… Ide na studia i nagle sie okazuje ze nikt po zajeciach nie moze isc na piwo bo jedzie „do siebie”. Po studiach ide do pracy i jedyny wolny czas to weekend, a co robia „koledzy” w weekend ? Jada do rodzicow. To ze Ci ludzie maja inne zwyczaje, mentalnosc, sposob mowienia… To ze nie maja pojecia czemu ich nie wpuszczaja do klubow, ani dlaczego sie nie stoi po lewej stronie na schodach w metrze… To jest cos pomiedzy ich ignorancja a mocnym przekonaniem ze warszawa jest zla i oni tu sa przejazdem
Paryż też nie ma wiele wysokiej zabudowy jak na tak duże miasto, a wysoka zabudowa to w tym mieście głównie blokowiska, nie będące ośrodkiem istotnym dla miasta od stroni biznesowej czy kulturalnej. Zarówno w Krakowie, w Poznaniu, jak i we Wrocławiu wydzielić można różne centra – nie tylko starówki. Są kampusy uniwersyteckie, dzielnice biznesowe etc. Z perspektywy Europy czy świata po pół milionie mieszkańców zacząć się może średnio duże miasto. Czasem miasta kilkumilionowe nie mają metropolitarnego charakteru, składając się tylko z rozbitych osiedli (niektóre miasta w Azji czy Amerykach etc.). Współczesne megalopolis to miasta powyżej 8 – 10 milionów, wraz z miastami satelickimi mające nieraz po 30 i więcej milionów mieszkańców. To Nowy Jork, Szanghaj, Delhi, Mumbaj, Londyn, Paryż etc.
Poznań to nie tylko stare miasto. Obecnie pracuję na Jeżycach i mi oczy na wierzch wychodzą jak tu ładnie. Może coś o tym napisze