W dawnych czasach, gdy popełniano przestępstwo, bardzo często łapano przypadkową osobę i na torturach zmuszano ją, aby przyznała się do niego niezależnie od tego czy była winna czy też nie. Stworzenie mechanizmów które rzeczywiście ustalały kto jest winny wymagało od ludzkich cywilizacji sporo czasu.

Jednym z osiągnięć procesu dochodzenia do bardziej sprawiedliwego systemu karnego było domniemanie niewinności. Dopóki ktoś nie został prawomocnie skazany za przestępstwo, w myśl zasady domniemania niewinności nie powinno się go traktować jako winnego.
Tymczasem w okresie gorących debat politycznych bardzo często drobna wzmianka, szyte z niczego pomówienie sprawiają, że czasem całkiem poważne portale informacyjne sugerują, że ktoś jest winny. Jednocześnie przeciwnicy polityczni danej osoby z lubością powtarzają zarzut, często kryjąc się za zasłoną tchórzliwej i wygodnej anonimowości.
Oczywiście w takich wypadkach możliwy jest proces o pomówienie. Osoba niewinna, gdy zostaje fałszywie oskarżona, ma możliwość obrony. Gdy jednak w grę wchodzą wybory, zmagania polityczne, często liczy się pierwsze wrażenie. Pomówienie przykleja się do osoby pomawianej, ona zaś ma niewielkie możliwości, aby od tego uciec.
Z tego powodu wymyślono procesy odbywające się w trybie wyborczej. Mają jednak one spore ograniczenia. Przede wszystkim dotyczą sytuacji, w której osoba związana z jednym komitetem wyborczym zarzuca coś przeciwnikowi politycznemu także biorącemu udział w wyborach. Gdy jednak atakują sprzyjające jednemu kandydatowi media osoba pomówiona nie może się bronić w przyspieszonym trybie. I pomówienie z nią zostaje.
Oczywiście pomówienia nie sprzyjają racjonalnej debacie politycznej. Zamiast dyskusji o programach politycznych i zapowiedziach działań mamy wtedy powtarzane jak mantrę pomówienie. Gdy to pomówienie jest fałszywe, z polityki ucieka aspekt racjonalny. Pozostaje tylko sprawność w rzucaniu i powielaniu oszczerstw, za co zresztą można po prostu zapłacić. Można kupić oszczerców, tak samo jak w teatrach kupowało się klakierów nagradzających huczną owacją najgorsze nawet gnioty, albo też skazujących na artystyczny niebyt największe nawet arcydzieła podczas ich premier (na szczęście nie zawsze się to udawało).
Domniemanie niewinności bywa bardzo uciążliwe. Czasem widzimy, że ktoś ma wiele za uszami, lecz procesy się wloką, czasem są przerywane ze względów proceduralnych. Wydaje mi się jednak, że warto znosić te uciążliwości, gdyż z drugiej strony mamy ochronę każdego przed pomówieniami i fałszywymi oskarżeniami, które bywają chętnie i mocno powielane. W swojej istocie i w wielu przypadkach, domniemanie niewinności jest gwarantem racjonalnej oceny świata polityki i zjawisk społecznych. Brońmy zatem tej niekiedy niewygodnej, ale za to jakże potrzebnej zasady.