Popularność brytyjskiego serialu Downton Abbey stanowi fenomen na skalę ogólnoświatową. Zdobył on rzesze fanów na całym świecie. Także i w Polsce ma on swoich oddanych wielbicieli. Gdy Telewizja Polska rozpoczyna emisję odcinków czwartej serii warto zastanowić się nad przyczynami tej popularności.
Poniższy tekst napisałem dla portalu historycznego Histmag na krótko przed emisją przez TVP trzeciej serii Downton Abbey. Serwisy Histmag.org i racjonalista.tv z pewnością posiadają niejednego wspólnego czytelnika, jednak nie sądzę by zbiory te całkowicie się pokrywały. Zapowiedziany na sobotnie popołudnie początek emisji czwartej serii (dzięki któremu będziemy znów tylko „o serię w tyle” za Wielką Brytanią) początek emisji czwartej serii to dobry powód by niniejszy artykuł przedstawić Czytelnikom. Aby jednak nie zbywać ich czystym przedrukiem, postanowiłem wzorem kol. Piotra Napierały, piszącego o wymowie światopoglądowej seriali amerykańskich, pochylić się także nad tym aspektem mojej ulubionej brytyjskiej produkcji
Bez większej przesady można stwierdzić że za Dowtnon Abbey szaleje cały świat. Zawrotną popularność w Ameryce można jeszcze zrozumieć. Krążą opowieści o zamożnych Jankesach, pragnących jak najbardziej upodobnić swe posiadłości do tej z ulubionego serialu. Cóż, jak widać pewne sfery tak w dawnej metropolii, jak i w „zbuntowanych koloniach” nie od dziś żywią względem siebie różnorakie kompleksy. Natomiast fakt, że jeden członków obsady nie mógł spokojnie spędzić urlopu w Azji gdyż miejscowi fani nie odstępowali go na krok, może zaskakiwać. Warto zastanowić się, dlaczego akurat ten kostiumowy serial obyczajowy zawładnął umysłami widzów na wszystkich kontynentach.
Nihil novi sub sole?
Tytułowe Downton Abeby to umiejscowiona w hrabstwie Yorkshire fikcyjna posiadłość zamieszkiwana przez arystokratyczną rodzinę Crawleyów oraz jej służbę. Ich losy – od schyłku epoki edwardiańskiej, poprzez Wielką Wojnę po (jak dotąd) lata dwudzieste – stanowią kanwę fabuły serialu. Nie brzmi to specjalnie oryginalnie, prawda? Wszak sceny rodzajowe z życia brytyjskich klas wyższych epoki wiktoriańskiej, edwardiańskiej czy dwudziestolecia międzywojennego (czasem uwzględniające służbę jako coś więcej niż element dekoracji) nie są niczym nowym w literaturze, telewizji i kinie.
Wspomnieć można tu chociażby Sagę rodu Forsyte’ów Johna Galsworthy’ego czy telewizyjny serial z latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia Upstairs Downstairs (niestety, o ile mi wiadomo, nigdy niewyświetlany w Polsce). Tematykę tę w krzywym zwierciadle ukazywał popularny także w naszym kraju sitcom Pan wzywał, milordzie? Pokazanie odchodzącego w przeszłość świata świetności angielskiej arystokracji Evelyn Waugh uczynił jednym z tematów swej powieści Brideshead Revisited, której telewizyjna adaptacja na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych zdobyła uznanie także w Polsce. Był to też główny motyw wybitnego, ukazującego perspektywę służących, filmu Okruchy dnia. A jednak produkcja poruszająca tak mało nowatorską tematykę stała się trzecim najchętniej oglądanym serialem na świecie.
Szczególnie ciekawe wydają się związki Downton Abbey ze wspomnianym już Upstairs Downstairs. W roku 2010 na Wyspach miała miejsce premiera dwóch seriali. ITV pokazała wówczas pierwszą serię Downton Abbey, zaś widzowie BBC mogli zapoznać się z remake’m – kontynuacją właśnie Upstairs Downstairs. Jednoczesna emisja dwóch bardzo zbliżonych tematycznie seriali doprowadziła do konkurencji o względy publiczności i wskutek działania Darwinowskiego prawa survival of the fittest produkcja BBC została rychło anulowana. Oglądałem oryginalne Upstairs Downstairs i dosłownie uderzyło mnie, jak bogatym źródłem inspiracji był ona dla twórców Downton Abbey. W obydwu serialach pojawia się wiele bardzo podobnych wątków, a czasami nawet scen, niektóre postaci mają bardzo zbliżone cechy charakteru. Zarazem jednak nie sposób mówić o plagiacie, gdyż analogie są raczej niebezpośrednie
Romanse i problemy spadkowe w cieniu Wielkiej Wojny
Akcja pierwszej serii serialu rozpoczyna się w roku 1912, zaś wieść o katastrofie jest tym straszliwsza, że w odmętach oceanu ginie dziedzic Downton. Robert Crawley, earl Grantham ma bowiem jedynie trzy córki i nawet Mary, najstarsza z nich, nie może samodzielnie odziedziczyć posiadłości – kobiety były tej możliwości wówczas pozbawione. Bezpośrednim spadkobiercą staje się kuzyn Matthew Crawley – przedstawiciel klasy średniej, a więc człowiek z zupełnie innego świata. Nie zdobywa on uznania zamiarem prowadzenia praktyki prawniczej – wiadomo wszak że gentleman nie pracuje, zaś matka Roberta, Lady Violet nie może pojąć co to jest weekend.
Oprócz zagadnień angielskiego prawa spadkowego oraz zderzenia mentalności różnych warstw społecznych mamy jednak do czynienia także ze skomplikowaną intrygą obyczajową. Gdyby Mary poślubiła Matthew, wspólnie odziedziczyliby posiadłość. Choć, widać że między tym dwojgiem od początku jest „chemia” i narastające napięcie emocjonalno-erotyczne, to z początku Lady Mary porównuje się do Andromedy czekającej na herosa, który ocali ją od „morskiego potwora”, do którego otwarcie porównuje kuzyna. Jakby tego było mało, Mary boryka się z próbami ukrycia chwili zapomnienia z pewnym tureckim dyplomatą. Ujawnienie takiego skandalu miałaby znacznie poważniejsze konsekwencje niż w dzisiejszych czasach. Z biegiem czasu sytuacja ulega zmianie, jednak w ostatnich scenach pierwszej serii okazuje się, że Mary i Matthew nie będą (na razie) razem. Tym bardziej, że podczas garden party dociera straszna wieść o stanie wojny z Niemcami – jest to bowiem sierpień roku 1914.
Druga seria rozgrywa się podczas Wielkiej Wojny. Ku radości Isobel Crawley, matki Matthew, emerytowanej pielęgniarki niestrudzonej w bojach o uczynienie świata lepszym, w Downton Abbey ulokowany zostaje szpital dla rannych żołnierzy. Fakt ten doprowadza do rozpaczy arystokratyczną gałąź rodziny Crawleyów.
Służbę w szpitalu rozpoczyna najmłodsza z sióstr Crawley, Sybil. Oprócz dobrego serca i lewicujących poglądów wyróżnia ją – jak się z czasem okazuje – słabość do szofera pracującego u jej rodziny. Potencjalny mezalians potęguje jeszcze fakt, że oblubieniec jest Irlandczykiem i (o zgrozo!) katolikiem. Tymczasem Matthew (ku rozpaczy Mary zaręczony z inną) wyrusza na front, a wojna zbiera śmiertelne żniwo wśród przedstawicieli wszystkich warstw społecznych. Także epidemia grypy hiszpanki nie omija Downton. W końcu jednak, w kończącym serię odcinku świątecznym (Boże Narodzenie to w Wielkiej Brytanii czas odcinków „specjalnych” wszelakich seriali) Mary przyjmuje oświadczyny Matthew. I tutaj zakończę to pobieżne referowanie fabuły serialu. Jak wiedzą ci, którzy oglądali już serię trzecią, ich małżeńskie szczęście nie trwało jednak zbyt długo..
Jednostka i rodzina na tle historii
Ktoś kto nie widział serialu, może bez entuzjazmu przyjąć powyższe zwięzłe przedstawienie jego fabuły. Brzmi to przecież jak jakaś tania opera mydlana. Rzeczywiście, w porównaniu choćby z rozgrywającym się w tym samym czasie naturalistycznym serialem BBC The Village fabuła Downton Abbey kojarzyć się może trochę z serialami czy powieściami przeznaczonymi, jak to kiedyś określano, „dla kucharek”. Co więc sprawiło, że produkcja ta zdobyła tak liczne rzesze wielbicieli (mnie samego nie wyłączając)? Z pewnością sposób w jaki serial jest zrealizowany: wielowątkowa fabuła prowadzona jest w arcyciekawy sposób, gra aktorska jest znakomita, dbałość o detale w kwestii strojów czy wnętrz godna podziwu, a muzyka tworzy zupełnie niepowtarzalny nastrój.
Na uwagę zasługuje fakt, że nie ma tu głównego bohatera. Galeria postaci jest nader bogata i to zarówno jeśli chodzi o bohaterów mieszkających upstairs, jak i tych znajdujących się downstairs (państwo i służba zajmują bowiem oddzielne kondygnacje). Lord Grantham, z pozoru kostyczny, w gruncie rzeczy jest jednak życzliwy innym. Jego żona Cora, jako Amerykanka, jest bardziej „praktyczna” i mniej hołdująca konwenansom. Mary to oczko w głowie rodziców, co wywołuje ledwo skrywaną zazdrość Edith, zaś Sybil dla każdego ma uśmiech i dobre słowo. Lady Violet charakteryzuje się ultrazachowawczymi poglądami społecznymi oraz zgryźliwym poczuciem humoru
Jeśli chodzi o służbę, to wyróżniają się pan Carson, będący egzemplifikacją tezy, że służący bywają bardziej konserwatywni od swych chlebodawców. Pani Hughes ze swoimi życiowymi mądrościami, zamknięty w sobie i mający niejasną przeszłość John Bates czy Thomas Barrow, chcący wiedzieć wszystko o wszystkich, a przy okazji – co nie było w tych czasach mile widziane – „wolący towarzystwo mężczyzn”. Są to na ogół postaci dynamiczne, zmieniające się w toku akcji. Mary na przykład była na początku rozpuszczoną, zepsutą pannicą, z czasem jednak dojrzała emocjonalnie i stała się bardziej empatyczna (choć po obejrzeniu nowszych odcinków mam pewne wątpliwości – może jednak po prostu nauczyła się jeszcze bardziej skrywać emocje). Postaci te przeżywają swoje koleje losu na tle burzliwej historii – bo zatonięcie Titanica czy pierwsza wojna światowa miały niezaprzeczalnie duże historyczne znaczenie.
Oprócz konkretnych wydarzeń, w serialu, zostają ukazane pewne procesy społeczne czy kwestie polityczne. Wspominałem już o mającym kluczowe znaczenie dla fabuły pierwszej serii prawie spadkowym. Przy okazji perypetii szofera Toma Bransona zasygnalizowana zostaje sprawa Irlandii, dążącej do niezależności. W serialu tak jak w rzeczywistości nie da się przewidzieć, co przyniesie życie i historia, a za błędy się płaci (tak jak Lady Mary za swą „turecką przygodę”). W obliczu wszelkich życiowych burz najpewniejsze oparcie daje rodzina. W końcu, jak mawiał earl Grantham – „w czasie wojny czy pokoju, Downton wciąż stoi, a Crawleyowie wciąż w nim mieszkają”.
Apologia starego świata?
Pewne kręgi anglosaskiej lewicy wyjątkowo nie lubią Downton Abbey, uważając ten serial za ultrakonserwatywny. Nie chodzi tu bynajmniej o dopiero co wspomnianą przeze mnie pochwałę wartości rodzinnych. Zdaniem tych krytyków film stanowi wyraz tęsknoty za światem, w którym istnieli państwo i służba, jadający posiłki na innych piętrach, zaś gazety prasowano, aby szlachetnie urodzeni przypadkiem nie pobrudzili rąk farbą drukarską. Twórca serialu, Julian Fellowes, zdobywca Oscara za scenariusz filmu Gosford Park faktycznie zasiada w konserwatywnej części ław Izby Lordów (jako Baron Fellowes of West Stafford) i jest praktykującym rzymskim katolikiem. Zarzuty przeciwników są jednak moim zdaniem zupełnie nietrafione.
Niektórym nie podoba się przedstawienie bohaterów z wyższych sfer jako osób w gruncie rzeczy dobrotliwych i poczciwych. Owszem, może jest to wizerunek lekko cukierkowy, ale przecież nie wszyscy arystokraci byli degeneratami. Także liczne postaci ze służby ukazane są w sposób zajmujący i z sympatią. Irlandzki rewolucjonista Branson bynajmniej nie jest czarnym charakterem, zaś socjalizująca Sybil to zdecydowanie najsympatyczniejsza z sióstr Crawley. Bardzo liberalnie (jak na realia epoki chyba aż nazbyt liberalnie) zostaje także przedstawiona kwestia podejścia do osób homoseksualnych.
Serial ukazuje świat zmieniający się. Twórcy nie mają wątpliwości że zmiany te były konieczne i nieuniknione. Jednocześnie nie wyklucza to pewnej tęsknoty za tym, co przeminęło, a dziś jawi się jako większa stabilność i porządek. Ale czy tęsknota taka jest czymś nagannym?
Downton Abbey Law
Jak wie każdy, kto oglądał pierwszą serią Downton Abbey (albo przeczytał ten tekst) kobiety nie mogły w Zjednoczonym Królestwie dziedziczyć tytułów arystokratycznych i związanych z nimi dóbr nawet w przypadku braku męskich spadkobierców. Stan ten uległ jednak zmianie, wskutek uchwalonia przez Parlament Equality (Titles) Bill, potocznie zwanego Downton Law lub Downton Abbey Law idącego zresztą z duchem analogicznych zmian w porządku sukcesji brytyjskiego tronu. Dzięki temu kilka arystokratycznych rodów zagrożonych wymarciem przetrwa. Downton Abbey jest więc serialem o tyle szczególnym, że przejdzie nie tylko do historii kultury masowej, ale także – dzięki swej eponimicznej roli – do historii prawa.
Tekst pierwotnie ukazał się na portalu historycznym Histmag.org
Wolna licencja – ten materiał został opublikowany na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
Religia i polityka w Downton
Powyższy tekst stanowi przedruk artykułu z Histmaga, wprowadziłem jedynie drobne poprawki stylistyczne, które w większości były konieczne z uwagi na fakt wyemitowania już odcinków trzeciej serii w Polsce. Pora więc na obiecane bliższe przyjrzenie się światopoglądowym aspektom Downton Abbey. Po części to zresztą uczyniłem, trudno było bowiem pominąć sprawy społeczne poruszone w serialu. Nie pisałem jednak np. o religii.
Pozornie wydawać by się mogło, że w serialu o dość konserwatywnej wymowie ideowej, ukazującym rodzinę jako najlepszą ostoję pośród życiowych zawirowań, spotkamy się z apologią życia religijnego. Nie jest to jednak takie proste. Owszem, Crawleyowie chodzą do kościoła, ale ich zaangażowanie w życie lokalnej parafii anglikańskiej nie wykracza poza ramy pewnej społecznej konwencji. Kościół stanowi też miejsce „rytuałów przejścia” np. ślubów.
Mimo tego, że rodzina jest praktykująca, nawet najbardziej konserwatywnie usposobieni jej członkowie nie słuchają się we wszystkim kleru – czasem bywa wręcz przeciwnie: kiedy proboszcz nie chce udzielić ślubu w szpitalu służącemu, który powrócił z frontu i wiadomo, że nie pożyje już zbyt długo, hrabina Violet bezceremonialnie przypomina duchownemu, „gdzie jego miejsce”, powołując się na fakt, że Crawleyowie łożą na parafię, dostarczają choćby świeże kwiaty na ozdobę ołtarza. Mamy więc ukazaną pewną symbiozę pomiędzy arystokracją ziemską a klerem anglikańskim, jednak duchowieństwo bynajmniej nie ma tu pozycji dominującej i musi liczyć się z opinią wpływowych parafian.
Istotnym wątkiem w trzeciej serii jest sprawa uprzedzeń wobec rzymskich katolików. Julian Fellowes nieraz podkreślał, że odwoływał się tu częściowo do własnych doświadczeń, gdy w młodości przez anglikanów był uznawany wprawdzie za godnego by polować z nimi na bażanty, ale by jako „papista” chodził z ich córkami to już niekoniecznie (a mowa o człowieku dziś 65-letnim, więc nie były to czasy takie znów odległe). Dziecko Sybil i Toma ma zostać ochrzczone w obrządku katolickim, co budzi wściekłość lorda Grantham, szczycącego się tym, że Crawleya-katolika nie było od czasów reformacji. Jego małżonka, pragmatyczna Amerykanka, odpowiada że być może niektórzy wybierają religię kierując się innymi przesłankami niż to, żeby ładnie wyglądała w drzewie genealogicznym. Niechęć do katolicyzmu sięga również służby. Jeden z lokajów dumny jest z tego, że należy do Kościoła anglikańskiego a nie rzymskiego, chociaż nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, co sądzi o transsubstancjacji, nie znając najwyraźniej znaczenia tego terminu.
Sama Sybil wydaje się osobą dość obojętną konfesyjnie. W rozmowie z siostrą mówi, że wprawdzie wierzy w Boga, ale cała reszta – księża, dni świąteczne, grzechy śmiertelne – niespecjalnie ją interesuje. Nie sądzi, by ksiądz wiedział o Bogu więcej od niej. Mamy tu więc do czynienia z bardzo rozmytym teizmem, albo z jakąś formą deizmu. Natomiast co do Mary to jawi się ona jako ni mniej ni więcej, a kryptoateistka. Pół biedy, że nieraz wymawia się od udziału w nabożeństwie samopoczuciem. Bardziej wymowne jest to, że zawsze gdy mowa o tym, jak to zmarli członkowie rodziny patrzą z nieba wtrąca „o ile to prawda”, niedwuznacznie sugerując że ona sama niespecjalnie takie przekonania podziela lub też nie potrafi w taki rzeczy wierzyć, choćby i chciała. Wydaje mi się, że ten aspekt poglądów bohaterek zadaje kłam twierdzeniom części co bardziej konserwatywnych osób, jakie to dawne czasy były bogobojne, bo ludzie tak wierzyli w Boga i zawsze chodzili do kościoła. Owszem, chodzili – ale dlatego że takie były społeczne oczekiwania, istniał też większy poziom nacisku na to (przynajmniej w niektórych środowiskach). Nie wydaje mi się by dziś osoba o takiej psychologii i systemie wartości jak Mary Crawley ochoczo praktykowałaby religię, jeśli nie wymagałyby tego od niej mechanizmy kontroli i konwencja społeczna.
Mary ma wprawdzie opory, by oddać się tureckiemu dyplomacie, ale nie wynikają one z „chrześcijańskiego prowadzenia się”, ale raczej z faktu, że pannie z dobrego domu pewne rzeczy nie uchodzą, a ujawnienie takiego incydentu ściągnęłoby hańbę na całą rodzinę. Obawia się więc nie tyle kary za grzechy, co skandalu. Wraz z lekturą np. Końca rozdziału Galsworthy’ego serial skłonił mnie do refleksji nad pewnym etosem brytyjskiej arystokracji. Podstawą jej konserwatyzmu wydaje się być swoisty kult przodków i wyznawanych przez nich wartości oraz postawy w sumie bardzo podobne do konfucjańskich. Zarówno chodzenie na nabożeństwa, jak i obrona pozycji kościoła państwowego wynikać może z tego nastawienia, a nie tylko z jakiejś głęboko zinternalizowanej i przeżywanej wiary. Myślę że przekonanie proreligijnych ateistów o tym, że bez religii ogół ludzi zacznie masowo popełniać czyny sprzeczne z prawem i moralnością, gdyż przestanie odczuwać jakiekolwiek hamulce jest bardzo bliskim poglądem. Jednocześnie z tak rozumianym konserwatyzmem zupełnie nie koliduje wyznawany osobiście sceptycyzm religijny czy poglądy bliskie deistycznym czy epikurejskim.
Oprócz niesnasek protestancko-katolickich w serialu poruszone są też kwestie stosunków chrześcijańsko-żydowskich. Jest to jeden z pobocznych wątków piątej serii. Jedna z bohaterek, towarzysząca nam od końca trzeciej serii Rose wiąże się z mężczyzną wyznania mojżeszowego, co niekoniecznie podoba się ich rodzinom. Okazuje się zresztą, że Żydówką z pochodzenia jest sama Lady Cora – w końcu młodość lorda Grantham przypada na czas, gdy brytyjscy arystokraci przeżywający problemy finansowe żenili się z córkami zamożnych amerykańskich potentatów, nie wykazywali oni większych uprzedzeń pod tym względem.
Jeśli chodzi o politykę, nie ma wątpliwości, że Crawleyowie to rodzina o torysowskich sympatiach, choć o ile dla Lady Violet Lloyd George to diabeł wcielony z definicji, o tyle młodsze pokolenia mają względem niego zarzuty nieco bardziej skonkretyzowane – nie podobają im się dotkliwe dla ich klasy społecznej podatki spadkowy czy gruntowy. Wizja serialu jako wyrażającego nostalgię za „starymi dobrymi czasami” kazałaby przypuszczać, że służba zinternalizuje wartości pracodawców, jednak w rzeczywistości ma to miejsce jedynie w przypadku Carsona. Służący zdają sobie sprawę, że interesy Crawleyów nie są koniecznie tożsame z ich interesami. Raczej zrozumieniem cieszą się wśród nich reformy wprowadzane przez liberów, nie należałoby się także dziwić gdyby większość z nich okazała się sympatykami Labour. Z kolei Isobel Crawley, matkę Matthew, zawsze uważałem za sympatyczkę Partii Liberalnej – jest to osoba bardzo zaangażowana społecznie, nastawiona progresywistycznie i reformistycznie (grająca ją aktorka powiedziała, ze dziś Isobel czytałaby Guardiana), jak możemy się domyślać nienatarczywie acz na serio religijna (choć zapewne raczej w duchu Low Church lub dysydenckim) i co ciekawe – znacznie bardziej nastawiona na wypełnianie rozmaitych nakazów i zasad niż arystokratyczni powinowaci (nie posiadała się z oburzenia, kiedy Violet chciała umożliwić wymiganie się służącemu Williamowi od służby wojskowej – motywowana bynajmniej nie strachem o utratę rąk do pracy, a sytuacją rodzinną chłopaka).
Ci którzy widzą w Downton Abbey wyraz sentymentu za „starymi dobrymi czasami” i w zależności od poglądów chwalą lub gania serial za to, nie dostrzegają pewnego dialektycznego wręcz aspektu. Z jednej strony z pewną sympatią pokazuje się „postępowe” sprawy jak walkę o prawa wyborcze kobiet czy autonomię Irlandii. Osoby których status społeczny jest upośledzony wskutek pochodzenia czy zamożności ukazywane są ze współczuciem. Serial wyraźnie pokazuje, ze pewne reformy były nie tylko nieuniknione – było one też konieczne i słuszne. Jednocześnie świat sprzed tych reform miał swój nieodparty urok i być może nacisk na jego ukazywanie budzi nie do końca słuszny sprzeciw co bardziej egalitarnie nastawionych widzów. Moim zdaniem serial bardzo dobrze wpisuje się w ideowe tradycji brytyjskiego konserwatyzmu „od Disraelego aż po Camerona”, którego celem nie było wszak blokowanie zmian społecznych, ale wprowadzanie ich w nierewolucyjny i niegwałtowny sposób, z poszanowaniem wrażliwości społeczności i intencją wzmocnienia jej. W końcu to Partia Konserwatywna wprowadziła w Zjednoczonym Królestwie małżeństwa homoseksualne (a argumentacja premiera Camerona była właśnie taka konserwatywno-wspólnotowa), a z tego ci mi wiadomo, lord Fellowes, choć katolik specjalnie przeciw temu nie protestował (choć nader liberalne podejście mieszkańców Downton do homoseksualizmu Thomasa to rażący anachronizm – w odniesieniu choćby do ich uprzedzeń religijnych). Osoby zbyt lewicowe, nazbyt gwałtowne i pospieszne w swej reformatorskiej pasji nie cieszą się z kolei zbyt wielką sympatią twórców – w piątej serii Miss Bunting (bo w przypadku Sybil była to raczej młodzieńcza fanaberia) przedstawiona jest w sposób wręcz groteskowy.
Fajnie że kolega pisze o serialach UK, kiedy ja o tych z USA. Też mi się wydaje że etos szlachty byl podobny bardziej do konfucjańskiego niż chrześcijańskiego. Podzielam też Twoje zdanie w kwestii praktycyzmu bryt konserwatyzmu. Ciekawa też byla dyskusja z biskupem, kiedy moja ulubiona postać czyli Matthew pyta co ze zbawieniem hindusów i buddystów, s stary lord żachnął się: „uwzięliście się na biednego biskupa” hahaha
Forsythowie to jednak zupełnie inna tematyka. Bo rodzina patrycjuszy mieszczańskich, a nie próżniaczych arystokratów. F gadają ciągle o forsie jak to inwestorzy. Dobry serial.