Zauważam coraz silniejsze i wielotorowe zwątpienie w tzw. „wartości zachodnie”, tj. wartości naszej cywilizacji. Jest to m.in efekt potępienia kolonializmu (kolonializmu świetnie bronił hinduski Amerykanin Dinesh de Souza) i nawrotu romantyzmu w postaci postmodernizmu.
Romantycy lubowali się w egzotyce, anty-okcydentalizmie, szaleństwie pseudobohaterów (np. Carlyle czy Byron), pseudo-mistyce (Towiański, Mickiewicz), agresywnym nacjonalizmie, lub wręcz odwrotnie szaleńczym internacjonalizmie. Volkizm i nazim są dziećmi niemieckiego romantyzmu. Nihilizm i anarchizm – rosyjskiego. Postmoderniści bliżsi są nihilizmowi, są anarchistami i nihilistami intelektualnymi, ale tylko dlatego, że Hitler to tabu. Nacjonalistów spoza Europy; bandziorów typu Ghandiego (który uwielbiał Hitlera), czy Mandeli – kochają. Romantycy zachwycali się Napoleonem, Aleksandrem Wielkim – postaciami mówiąc najogólniej szkodliwymi dla normalności życia codziennego.
Mam często wrażenie, że część elit Zachodu nie docenia tego co ma; zachodniego komfortu życia, względnej wolności i tolerancji, spokoju, dynamicznej i twórczej kultury Zachodu opartej na bardziej zróżnicowanych podstawach niż inne (nie tylko prawo rzymskie, ale też filozofia grecka i wartości Biblii). Często na siłę starają się podciągnąć inne kultury do swego poziomu. I tak bieda Afryki spowodowana nieudolnością, egoizmem i skorumpowaniem tamtejszych elit i biernością i ignorancją społeczeństwa, staje się wspaniała scenerią lewicowych filmów a rzekomo większej „autentyczności” czarnych Afrykańczyków niż „spasionych i omamionych bogactwem” Europejczyków czy mieszkańców USA. Odzywają się echa Rousseau, który stawiał znak równości między komfortem a zepsuciem, w przeciwieństwie do Hume’a, który uważał komfort za oznakę rozwoju i wyrafinowania.
Trochę trudniej jest ze światem Islamu, ten bowiem wyznaje wartości sprzeczne i przejawia zachowania wrogie „wrażliwości społecznej” zachodnich elit, ale Indie , Chiny i Japonia doskonale nadają się do roli rzekomo dla Europy niedościgłego ideału. Tutaj podkreśla się wyrafinowanie kultury Wschodu. Można zapytać; czemu ten człowiek Zachodu jest jednocześnie krytykowany za brak wyrafinowania i naturalnej autentyczności? Może dlatego, że wyrafinowanie Wschodu sprzedaje się nam jako obojętne na zysk i bardziej uduchowione.
Osobiście wysoko szacuję pomysły Wschodu, w tym zwłaszcza konfucjanizm, gimnastykę relaksacyjną, hipnozę szpitalną zamiast narkozy, uznaję kuchnię Dalekiego Wschodu za równą naszej, a przede wszystkim uznaję brak fałszywej „wrażliwości” elit hinduskich i chińskich. Wiem, że w Chinach AD po ulicach jeździły taksówki, a my jeszcze ubieraliśmy się głównie w skóry, ale to dowód raczej europejsko-amerykańskiej pomysłowości niż chińskiej „wyrafinowanej” stagnacji.
Wyrafinowanie Wschodu ma polegać na rzekomo większym poszanowaniu drugiego człowieka. W tym przekonaniu „inteligenci” schodzą czasem do najbardziej intymnej odmiany kontaktów międzyludzkich; do seksu. Dr Alicja Długołęcka opisuje w artykule „Wyższa szkoła jazdy” („Wysokie Obcasy Extra nr z maja 2011 roku) seks tantryczny i różnice między seksem „zachodnim” i „wschodnim”. Seks świata „Zachodu” jest jej zdaniem bardziej egoistyczny i samolubny, a także mniej wyrafinowany i prymitywniejszy.
Jako dowód swych tez przytacza wypowiedzi świadczące o tym co Wschód myśli o seksualnym życiu Zachodu. Otóż ów Wschód uważa zachodni seks za wzajemną masturbację bo kochankowie podczas orgazmu „uciekają we własny odrębny świat” nie patrząc sobie w oczy, natomiast organy płciowe są na Zachodzie określane słowami beznamiętnie medycznymi lub wulgarnymi, natomiast Wschód prawi o „japisowej bramie”, w którą wchodzi „berło światła”. Ludzie Zachodu zdaniem pani doktor troszczą się jedynie o własne doznania. Cóż współczuję jej napotykania na głupawych mężczyzn. Zachód ma dwa podstawowe modele kochanków; don Juana i Casanovę. Pierwszy dbał jedynie o własne doznania, drugi głównie o doznania partnerki. Rozwiązanie jest proste; lepiej i właściwiej stosować metody wenecjanina, zaś don Juanowie to nie żadni „ludzie Zachodu”, lecz palanci. Unikanie kontaktu wzrokowego podczas orgazmu jest zapewne pozostałością po chrześcijaństwie w wersji katolickiej, bądź purytańskiej, a nie dowodem na lekceważenie partnera/partnerki. Zresztą cóż to ma wspólnego z prawdziwymi problemami, czy Hindus kupujący żonę od teścia za pralkę i inne AGD bardziej ją szanuje? Sprawa jest dyskusyjna.
Natomiast jest dziedzina wyrafinowania, w której Zachód zdecydowanie dominuje nad Wschodem; muzyka. Można oczywiście lubić kołyszące rytmy muzyki Indii i Japonii – lubię je, ale nie jest to poziom Bacha, Haendla, Mozarta czy Wagnera. Zresztą sami Japończycy to przyznali.
Warto jednak posłuchać. Zwłaszcza od ok. 1:40 !

dżizas
https://www.youtube.com/watch?v=86GWZ-uy–c
To też jest fajne.
🙂
Krzysztof Marczak
1. Komfort zachodni jest problemem. Jeżeli dodać jeszcze do tego socjalizm w wydaniu europejskim lub kanadyjskim na podniesienie poziomu komfortu to mamy gotową receptę na kłopoty.
2. Te wszystkie teorie wschodu o zachodzie i vice versa to wielka czarna dziura w wiedzy rozumienia kultur w czystej postaci. Żeby czerpać przyjemność ze zwyczajów innej kultury czasem trzeba lat, a czasem pokoleń. Dopóki tych przyjemności nie ma, rozważa się to racjonalnie, na podstawie własnego kodu kulturowego i pisze się własne impresje na temat, najczęściej bzdurne (bo jakie mogą być ?). Jeżeli akurat dwa kody kulturowe mają wspólne punkty i czerpią przyjemności z podobnych zachowań, potraw, bajek etc. to wtedy jest wielka przyjaźń między narodami.
Piotr Napierała
Wiadomo. Zresztą nie ma jednego Wschodu
Krzysztof Marczak
Takie uproszczenie. Powiedzmy nurty lub sfery kulturowe,
Jacek Tabisz
Zgadzam się. Ważny i potrzebny artykuł. Mało jest takiej refleksji, a jest ona bardzo potrzebna. BTW – poza Europą tylko Indie mają silny świat własnej muzyki klasycznej. Większość Japończyków, Chińczyków, Koreańczyków zna lepiej Bacha i Chopina od swoichtwórców. W świecie islamu muzyków coraz częściej się morduje, bo są niezgodni z islamem. Muzyka irańska i otomańska są cenne i na razie trwają. Arab grający na instrumencie to w wielu wypadkach potencjalny samobójca, niestety… W lepszych czasach rekonstruowano muzykę arabską na bazie tureckiej, gdyź Arabowie miewali wcześniejsze ataki religijnego szału.