Nie za często możemy usłyszeć w naszym mieście włoską orkiestrę kameralną nie zajmującą się tylko muzyką dawną i nie grającą na historycznych instrumentach, ale nowoczesną, grającą na instrumentach które wyewoluowały ostatecznie w drugiej połowie XX wieku. Dlatego ciekawą okazją do refleksji i porównań był dla każdego melomana występ zespołu I Virtuosi Italiani w NFM (08.02.2024).
I Virtuosi Italiani to włoska orkiestra kameralna, która powstała w Weronie w 1989 roku. Zespół specjalizuje się w muzyce barokowej i klasycznej, ale także współpracuje z wieloma artystami z innych gatunków, takimi jak Franco Battiato, Goran Bregović, Uri Caine, Chick Corea, Paolo Fresu, Ludovico Einaudi czy Antonella Ruggiero. I Virtuosi Italiani nagrał ponad 100 płyt, z których wiele otrzymało prestiżowe nagrody i uznanie krytyków. Owe różne gatunki wykonywanej muzyki mogą wzbudzać nieufność u co bardziej ortodoksyjnych melomanów, bo przecież jak ktoś próbuje wszystkiego, może nie być dobry w niczym. Warto jednak przyjrzeć się, jakie są najgłośniejsze nagrania zespołu z ostatnich lat.
Mamy więc monografię poświęconą Mortenowi Lauridsenowi, wydaną w 2018 roku przez Deutsche Grammophon. Płyta została nominowana do OPUS CLASSIC AWARDS 2019, najważniejszej nagrody dla muzyki klasycznej w Niemczech. Uwagę przykuwa także pierwsze nagranie światowej premiery opery F.A. Bonportiego, z Alberto Martinim w podwójnej roli dyrygenta i solisty. Płyta otrzymała wiele wyróżnień, w tym „Pięć gwiazdek – Nagroda Goldberg” od niemieckiego magazynu o tej samej nazwie, „Diapason d’or” od francuskiego magazynu Diapason, „Choc de la Musique” od francuskiego magazynu Le Monde de la Musique, a także wiele „5 Stelle” od włoskiego magazynu Musica. Wreszcie CD poświęcony muzyce Philipa Glassa, wydany w 2016 roku przez amerykańską wytwórnię Orange Mountain Music. Płyta zawiera utwory takie jak Tirol Concerto, The American Four Seasons i The Hours.
Zespół jest więc nie tylko ceniony za wykonania muzyki stricte klasycznej, ale też dokonuje zauważanych przez krytykę prapremier fonograficznych jak i odkrywa zapomnianych twórców. Co jednak grał we Wrocławiu?
Program koncertu:
Ottorino Respighi, Antiche danze ed arie per liuto – III Suita
Nino Rota, Concerto per archi i Ballabili z filmu Lampart – suita na małą orkiestrę
Michael Nyman, II Koncert na flet i smyczki
Benjamin Britten, Simple Symphony op. 4
Wykonawcy:
Alberto Martini – skrzypce, prowadzenie
Massimo Mercelli – flet
I Virtuosi Italiani
Gdy zobaczyłem w programie trzecią suitę z tańców antycznych Ottorina Respighiego oczy mi zabłysły. Od jakiegoś czasu staram się odkrywać twórców nieco mniej znanych i ich nie wykonywane za często dzieła. Respighi jest na pograniczu tejże grupy – z jednej strony nie jest tak nieznany jak Hubert Parry czy Granville Bantock, z drugiej strony daleko mu do popularności Ravela czy nawet Beli Bartoka. A jest to wspaniała muzyka łącząca modernizm i elementy impresjonizmu, echa romantyzmu i zapowiedź neoklasycyzmu (przynajmniej moim zdaniem). Za ów protoneoklasyzm odpowiadają u Respighiego mistrzowskie stylizacje, niekiedy bardzo fantazyjne i wybitnie kreatywne. Zatem, choć jestem raczej krytycznie nastawiony do estetyki neoklasycyzmu i uważam, że ograniczyła ona wielu zdolnych twórców, których dzieła bywają moim zdaniem „mimo to”, a nie „dzięki temu” wybitne, to jednak zdarzają się wyjątki we wczesnym okresie rozwoju stylistyki neoklasycystycznej.
I do takich właśnie przypadków, obok idących w stronę neoklasycyzmu dzieł Ravela czy Strawińskiego należą Tańce antyczne Respighiego. Są one wspaniałe, ekspresyjne, zaskakujące inwencją, malownicze i świeże. I Virtuosi Italiani zadziwili mnie w ich wykonaniu pięknym brzmieniem, subtelnością i barwnością, zabrakło mi jednak nieco wyrazistości i ekspresji.
Zespół znacznie lepiej odnalazł się w estetyce Nina Roty, który jest być może najsławniejszych twórcą muzyki filmowej, jeśli weźmiemy pod uwagę artystyczną jakość filmów do których napisał muzykę. Do tego oczywiście muzyka Nina Roty do filmów, przedstawiana w postaci suit czy oddzielnych fragmentów, broni się znakomicie jako byt samodzielny, czego nie można powiedzieć o każdej orkiestrowej muzyce filmowej. Język Roty także ma w sobie wiele z neoklasycyzmu, przepojony jest także nieco magiczną codziennością, która charakteryzowała filmy do których najczęściej pisał muzykę. I Virtuosi Italiani znakomicie odmalowali te nastroje.
Po włoskich twórcach usłyszeliśmy na koncercie Brytyjczyków. Michael Nyman jest tak mocno związany z filmami Greenawaya, że ciężko nie uznać go za drugiego reżysera tych konceptualnych, surrealistycznych, estetycznych i teatralnych dzieł. Swoją drogą bardzo mi brakuje obecnie w kinach aż tak odrębnych twórców jak Peter Greenaway. Jego estetyka była oczywiście także męcząca, nachalna, ekstrawagancka i zmanierowana, jednak lepiej być czasem wziętym pod włos przez coś oryginalnego zamiast w kółko oglądać skrajnie poprawne, wypieczone na tłustym oleju „ambitnego realizmu” nagradzane mechanicznie „wielkie artystyczne filmy naszych czasów”. Ekstrawagancja, manieryzm oraz nachalność towarzyszą też najbardziej minimalistycznym utworom Nymana. Jeśli ktoś zarzuca te rzeczy wielkiemu amerykańskiemu minimaliście Philipowi Glassowi, powinien natychmiast przestać zapoznawszy się z żywiołem muzycznym Nymana który towarzyszy Greenawayowi. Co nie znaczy, że jest to zła muzyka. Jest zupełnie inna, być może zwłaszcza na tle pozostałych twórców brytyjskich, których skądinąd bardzo cenię. Jednakże II Koncert na flet i smyczki Nymana okazał się dziełem uciekającym od minimalizmu w stronę wspaniałej, ogólniej brytyjskości. Kompozytor zaczynając od wolnych interwałów znanych także z jego muzyki dla Greenawaya w jednoczęściowym utworze przeniósł się bardziej do świata budowanego onegdaj przez Vaughana Williamsa i Huberta Parry’ego, mniej zaś przez Elgara czy Brittena. Czyli delikatny romantyzm niosący w sobie cienie genialnej angielskiej polifonii z czasów elżbietańskich i idący w stronę swoiście pojętego modernizmu. Piękny utwór zyskał wspaniałych wykonawców w I Virtuosi Italiani oraz fleciście Massimo Mercelli. O tym, że świetnie rozumieją oni stylistykę Nymana świadczył też jeden z bisów, czyli krótka suita melodii z filmu Fortepian nowozelandzkiej reżyserki Jane Campion. Zachwyciło mnie, jak udało się I Virtuosi oddać na smyczkach brzmienie fortepianu scalającego cały ten znakomity film. Nyman uzyskał zaś w tej muzyce rzadkie połączenie minimalistycznej prostoty z poruszającą głębią.
Wreszcie w Brittenie orkiestra mogła oddać się wyrafinowanym meandrom muzyki tego twórcy i wyszło jej to nadzwyczaj dobrze. Wyrazistość, której zabrakło mi w Respighim, tu była na najwyższym poziomie, pomyślałem więc, że pastelowość i miękkość Tańców antycznych musiała być w pełni celową decyzją estetyczną włoskich muzyków. Z kolei Britten był mocno wycięty z przestrzeni, dzięki czemu mogliśmy się sycić dowoli zadziwiająco bogatą konstrukcją Simple Symphony 0p.4.
Oprócz suity z Fortepianu na bis usłyszeliśmy też dwa fragmenty Czterech pór roku Vivaldiego – ostatnią część Lata, zagraną zaskakująco jeśli chodzi o partię solową i oczywiście burzliwie jeśli chodzi o całą orkiestrę i oniryczną drugą część Zimy, gdzie Massimo Mercelli zatonął w fascynująco pięknych ozdobnikach i mini – improwizacjach. To był bardzo ciekawy koncert!