Zacznijmy od tego, że nikt nie spodziewał się, że bitwa się odbędzie, ani nie przewidział stron konfliktu. Ludzie na ulicach krzyczeli „Veto, veto”, ale w gruncie rzeczy i opozycja i ekipa coraz bardziej brunatnej dobrej zmiany nie spodziewała się żadnej reakcji.
Żadnej – to znaczy innej niż podpisanie karnie jak zwykle wszystkiego, co zostało do podpisu podsunięte.
To miała być bitwa w ramach blitzkriegu, którego celem było całkowite rozbicie trójpodziału władzy i zniszczenie sądownictwa stojącego na straży Państwa. Zawładnięcie sądami, w tym Sądem Najwyższym było głównym celem i kluczowym etapem zawłaszczania państwa przez PIS.
W gruncie rzeczy dwuletnia krucjata zapoczątkowana sparaliżowaniem i przejęciem Trybunału Konstytucyjnego, przejmowaniem wszystkich instytucji państwa była przygotowaniem do Grande Finale w postaci przejęcia Sądu Najwyższego, Sądów Powszechnych i KRS. Konsekwencją miało być przejęcie PKW. Po tych trzech finałowych ustawach nic nie byłoby już w stanie zatrzymać walca dobrej zmiany przed przygotowaniem zasad działania gwarantujących niczym niezagrożone stuletnie rządy PIS.
I nagle stało się coś, co wyglądało na pęknięcie zbyt długo naciąganej liny. Bezwolny prezydent, Adrian, Długopis, człowiek lekceważony zarówno przez Prezesa jak i jego otoczenie, oraz opozycję, nagle wyszedł, stanął przed mikrofonem i wysadził wieloletni plan Kaczyńskiego.
Co teraz?
Przez pierwsze godziny polską polityką rządził szok. Politycy PiS odbywali gorączkowe spotkania kryzysowe. Podobno marszałkowie wraz z panią premier pojechali robić za gońców prezesa z ultimatum natychmiastowego wycofania się z tych decyzji. Pojawiły się pogłoski o zwołaniu kolejnego posiedzenia Sejmu w celu odrzucenia veta Prezydenta.
Opozycja po chwilowym niedowierzaniu i podejrzeniach o jakąś formę „ustawki” mającej wyciszyć emocje społeczne, lub zatrzymać sankcje Komisji Europejskiej, pogubiła się między zachwytem i gotowością dziękowania prezydentowi, a żądaniem trzeciego veta. Każda kolejna godzina przynosiła jednak pewność, że sytuacja na polskiej scenie politycznej zmieniła się diametralnie.
Obwiązujący do niedzieli układ sił przestał obowiązywać. Bezwolny pisowski prezydent w ciągu kilku godzin stał się wielkim rozczarowaniem, adresatem ataków i komentarzy ze strony psów gończych, działających w imieniu i na zlecenie tych, którym nie wypadało jawnie go krytykować. Stał się również nowym podmiotem sceny politycznej. Jeszcze nie wiemy, co to oznacza w praktyce, ale nie ma już drogi powrotnej. Nawet gdyby dziś ostatecznie podpisał ustawy, zdrady prezes już nie wybaczy i nie zaufa. Każde kolejne złe słowo i komentarz oddalają go od PiS i spychają w stronę konieczności poprowadzenia własnej polityki.
Na polskiej scenie politycznej pojawił się nowy podmiot. Dodatkowo to podmiot atrakcyjny politycznie poprzez swoją władze i nieusuwalność i – co najważniejsze – niemający swojego zaplecza. Atrakcyjny kąsek dla każdej siły politycznej, zaczynając od Gowina, przez Kukiza, a na partiach opozycyjnych kończąc.
Należy w najbliższym czasie spodziewać się gestów i zabiegów wykonywanych przez różne środowiska w kierunku prezydenta, co tylko wzmocni jego decyzje i przyspieszy niezależność i odrywanie się od PiS.
Innym aspektem sytuacji, którego dziś jeszcze nie dostrzegamy, jest słabnący dyktator. Dyktator jest silny strachem poddanych. Jeżeli w najważniejszym dla Kaczyńskiego i partii głosowaniu wyłamuje się trzech posłów i dwóch senatorów i nie zostają ścięci natychmiast i jeżeli w pełni podległy Andrzej Duda nagle wstaje z kolan, to znaczy, że dyktator nie jest taki straszny. A przecież w cieniu czeka upokorzony ostatnio Antoni Macierewicz i moralnie obity Gowin. Katastrofa jest nieunikniona. Dlatego też nie ma już mowy o próbie odrzucenia weta prezydenta i za moment pojawią się głosy bagatelizujące to, co się stało.
A prawda jest taka, że dziś jeszcze nie wiemy, co się stało, dlaczego się stało i co spowodowało, że 24 lipca to historyczna data końca błyskotliwej i krótkiej epoki wszechwładzy PiS.
Tekst ukazał się pierwotnie w Studiu Opinii
Wygląda na to że będziemy mieć referendum ws. polexit