Miasto białych kart

Oddanie w wyborach białej kartki to ważny głos, ale wyrażający krytykę wobec wszystkich kandydatów – głosuję, bo takie jest moje prawo, ale że nie mam na kogo, głosuję przeciw wszystkim.
W kontekście zbliżającego się referendum w sprawie tak zasadniczej dla przyszłego ustroju Polski – dotyczy to przede wszystkim tzw. Jednomandatowych Okręgów Wyborczych mogących w gruntowny sposób zmienić charakter nadwiślańskiego parlamentaryzmu, a przez to i demokracji – przychodzi mi na myśl znakomita powieść Jose Saramago (1922 – 2010), portugalskiego noblisty z dziedziny literatury (1998) pt. Miasto białych kart (nota bene – komunisty do końca swych dni życia wiernego tym ideom oraz przekonaniom). Warto jest przytoczyć fragment uzasadnienia Akademii Szwedzkiej (czyli – Komitetu Noblowskiego) przyznającej Saramago ową zaszczytną nagrodę, który brzmi następująco: „za dzieło, które przypowieściami, podtrzymywanymi przez wyobraźnię, współczucie i ironię, stale umożliwia pojmowanie iluzorycznej rzeczywistości”. Czy my w Polsce mamy racjonalne poczucie własnego istnienia w przedmiocie działalności rodzimych elit politycznych i tzw. mainstreamu (oceniając to wszystko en bloc) w perspektywie właśnie owej „iluzorycznej rzeczywistości” ? I dotyczy to także tych, którzy wyrośli nagle z owej iluzorycznej rzeczywistości kreując się na tzw. anty-systemowców i bojowników o inną, lepszą w ich mniemaniu, Polskę.

W Polsce został ukształtowany
jeden z najbardziej niesprawiedliwych ustrojów
społeczno-gospodarczych okresu powojennego.

prof. Tadeusz KOWALIK

Ta diagnoza jednego z gigantów intelektualnych polskiej ekonomii, autora teoretycznych analiz i rozważań nad transformację jakiej podlega nasz kraj, myśliciela i intelektualisty, w jakimś sensie uzasadnia ową anty-systemowość. Zwłaszcza, że w świecie (i Europie) poczyna wiać coraz silniejszy wiatr zmian, starający się wymazać to co zepsuł, naknocił, zdeprecjonował i namieszał w głowach system (i związana z nim koncepcja człowieka) zwany ogólnie neoliberalizmem. Wiatr starający się zmienić na bardziej sprawiedliwą aktualnie istniejącą stratyfikację społeczną jaka ma dziś – po liberalnym (w stylu neo-) eksperymencie gospodarczym – miejsce, jaka jest jasno widoczna tak w skali mikro- jak i w skali makro. Chodzi o negację i zniszczenie trendu widzącego clou życia ludzkiego tylko w doraźnym sukcesie materialnym, w potrzebie gromadzenia dóbr i apanaży (także dotyczy to zajmowanie niezliczonej ilości posad w różnego rodzaju radach nadzorczych, zespołach konsultacyjnych spółek i koncernów etc.), w pospolitym zakupizmie i pracoholizmie. Dotyczy to przeważnie wąskiej grupy uprzywilejowanych, ponadnarodowej i ponad klasowej elity elit posiadającej oraz zarządzającej tym co zwie się kapitałem (który stale w postępie geometrycznym przyrasta). Ich postawa i narracja usłużnych mediów ukazująca wzorzec osobowy jedynie w takim właśnie wymiarze, wywierają tym samym wpływ na mentalność i świadomość społeczną ugruntowując szkodliwe podejście do życia i tzw. Innego. To synonim egoizmu, egotyzmu, arogancji, nachalnej pewności siebie, kompletnej alienacji od spraw codziennego życia tzw. ludu, połączonych z pogardą dla tych którym się nie udało, braku empatii i zrozumienia z równoczesnym hołdowaniem konserwatyzmowi obyczajowemu (gdyż jak wykazują dzieje wraz z materialnym dobrobytem nielicznych postępuje zawsze rygoryzm obyczajowy promowany przez tych nielicznych dla licznej i ubożejącej reszty). To tu wbrew temu co prawi Jacek Rostowski – strojący się w szaty polskiego liberała, sztandarowy reprezentant Platformy Obywatelskiej – trzeba szukać źródeł współczesnego nawrotu i promocji najszerzej pojętego konserwatyzmu w Europie.
Nie jest tak jak wielu adherentów liberalizmu (który właśnie dzięki takiej polityce w ostatnich dekadach na świecie i w Polsce ma bardzo złą publicity bo z praktycznego punktu widzenia liczy się to co ludzie myślą, iż jest prawdziwe, a nie to czego prawdziwości da się udowodnić w rzeczowej, logicznej analizie) uważa, iż biedy nie da się zlikwidować nigdy. Chodzi o to, by była nadzieja, że sprawiedliwość (to jedno ze sztandarowych pojęć Oświecenia w której dziś mieścimy ówczesne egalite i fraternite) przynajmniej teoretycznie może kiedyś zaistnieć. Bo bieda jest niesprawiedliwością. Cokolwiek by o tym powiedzieć, skoro „wokoło tyle pieniędzy” (Richard Rorty). To jest paliwo do życia dla tych licznych o których była wcześniej mowa. Właśnie takie stwierdzenie, wypowiedziane z dezynwolturą w sprawie „nieusuwalności biedy” (czyli nowoczesna forma niewolnictwa, gdyż rodząc się nie-wolnym takim nie-wolnym masz pozostać do końca życia) kojarzone przez społeczny odbiór z postawą liberałów jest przejawem tej bezduszności, egotyzmu i pogardy (by nie rzec – arogancji) dla levinasowego Innego. Innego bo gorszego, któremu się nie udaje.
Umberto Eco zauważa, że niezwykle groźną zawsze jest „nietolerancja ubogich, pierwszych wszak ofiar różnicy. Wśród bogatych nie ma rasizmu. Bogaci co najwyżej stworzyli doktryny rasistowskie; ubodzy tworzą ich praktykę”. I tu widzieć wypada owe zagrożenia nie tylko ze strony populizmu – który jest w polityce immanencją (nie oceniam czy to dobrze czy źle, tak po prostu jest i z racjonalnego i realistycznego sposobu patrzenia na świat tak to trzeba widzieć) – co przede wszystkim z przewidywanych zachowań i postaw o których wspomina włoski intelektualista ze strony tzw. anty-systemowców. Gdy nie ma spójnego programu to najłatwiej jest pchnąć tych „biednych” (cokolwiek to znaczy) o których mówi Eco przeciwko Innemu. Znajdzie się go w praktyce, w działaniu, w krzyku ulicy i ludowych sądach.
O czym mówi powieść pt. Miasto białych kart wspomnianego Jose Saramago. W nienazwanym kraju, w nienazwanej stolicy podczas odbywanych demokratycznych wyborów dochodzi do dramatycznej i niecodziennej sytuacji. Nikt nie potrafi wytłumaczyć dlaczego akurat do niej doszło. Podczas gdy reszta kraju głosowała tak jak zwykle, na konkretne partie mieszkańcy stolicy wrzucają do urn białe karty. Politycy i serwilistyczne media próbują poruszyć sumienie głosujących, tak by w kolejnym głosowaniu zwrócili się w stronę konkretnej partii. I tym większe jest ich zaskoczenie, gdy w powtórzonych wyborach liczba białych kart nawet się zwiększa – 83 procent mieszkańców stolicy postanawia wyrazić swoje niezadowolenie. Działa efekt kuli śnieżnej. Rząd opuszcza stolicę….
Sytuacja dla mnie jest analogiczna z tą jaką mieliśmy do czynienia w Polsce przed wyborami prezydenckimi AD maj 2015. Naciski na Innego, nie chcącego głosować lub zapowiadającego kreślenie wszystkich kandydatów były wywieraniem niedopuszczalnej (i haniebnej często z racji retoryki) presji. Szczególnie żenującym było używanie knajackich określeń, nie czyniąc refleksji nad przyczyną takiego stanu rzeczy. Dobro i zło, my jesteśmy dobrem. Alternatywnych rozwiązań nie przyjmujemy. Takie stawianie sprawy antagonizuje często ludzi i popycha ich właśnie do irracjonalnych, wprost mówiąc – na złość, przekornych i idących pod prąd – zachowań przy urnie.
Książka Saramago, której wielkie fragmenty otwierają oczy czytelnika na absurdy otaczającego nas współczesnego świata, w którym demokratyczny gest, będący pokojowym wyrazem niezadowolenia z działalności struktur rządzących, oznacza niemy sprzeciw wobec dziś realnego i zarazem początek czegoś nowego. Choć na razie nie wiadomo czego. Przynajmniej jest to przyśpieszenie zmian. Bo jak mówi Slavoj Żiżek należy spróbować „jeszcze raz, przegrać (może) jeszcze raz, ale – przegrać lepiej”. Choć tu ze słoweńskim intelektualistą bym dyskutował, jak ten kolejny raz owo rozpoczęcie, owa próba zmian ma wyglądać.
Czy nas, Polaków stać jest na to aby rozpocząć wreszcie proces oczyszczania sfery publicznej, politycznej i przestrzeni przeznaczonej dla rzeczywistych elit – mających być reprezentantami tego społeczeństwa – w demokratyczny i najbardziej chyba świadomy sposób z różnego rodzaju kabotynów, pospolitych durniów, oszustów, jurgieltników, drobnych macherów i zarazem zwyczajnych kłamców i hipokrytów odwołujących się do moralności, religii czy tzw. wartości ? Filistrów i kołtunów, demagogów i zwyczajnych warchołów.
Może na koniec warto przytoczyć jeszcze cytat z innej powieści portugalskiego noblisty (Miasto ślepców), gdzie mówi on, iż „Największym ślepcem jest ten, kto nie chce przejrzeć”.
Ale ponieważ tego procesu oczyszczania chcą dokonywać dziś pod przypadkowymi sztandarami i logo kojarzonymi z patriotyzmem, narodem, wzniosłością i wolnością (bo to nośne hasła i wartości hołubione przez po ipn-owsku i kościelnie wyedukowanych tzw. „wkurzonych”) drugo- lub trzecio-rzutowi, systemowi jak najbardziej (ale kreujący się na anty-systemowców) jurgieltnicy, kabotyni, oszuści, cwaniacy, pospolite durnie, drobni krętacze z gminno-powiatowych układów czy zwyczajni hochsztaplerzy zgody na takie rozpoczęcie owego procesu być nie może.
Wobec wezwania do referendum w sprawie tzw. JOW-ów należy pójść za przykładem Jose Saramago – biała karta to w polskim, wrześniowym przypadku oznaczać winna odmowę uczestniczenia w tym głosowaniu.

O autorze wpisu:

Doktor religioznawstwa. Publikował m.in. w "Przeglądzie Religioznawczym", "Res Humanie", "Dziś", "Racjonalista.pl". Na na koncie ponad 300 publikacji. Wykształcenie - przyroda/geografia, filozofia/religioznawstwo, studium podyplomowe z etyki i religioznawstwa. Wieloletni członek Polskiego Towarzystwa Religioznawczego i Towarzystwa Kultury Świeckiej. Sympatyk i stały współpracownik Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Mieszka we Wrocławiu.

10 Odpowiedź na “Miasto białych kart”

    1. Ja chyba też nie. Natomiast na wybory parlamentarne wybieram się koniecznie. Nie dam połowy głosu PiS – Kukizowi swoją nieobecnością i swoim brakiem głosu na innych!!

  1. To już lepiej zostać w domu, oddawanie karty pustej to marnowanie czasu własnego i cudzego oraz głupota. Poza tym: Saramago? Źiżek? I kto jeszcze może Che Guevara i Stalin??? Tfu na taką „zmianę antysystemową”…

    1. Nobla Pan nie otrzymał ale śmiało może Pan wymienić wszystkie przyznane Panu nagrody literackie, wszystkie uczelnie które uhonorowały Pana tytułem. Czy jakikolwiek z tych pańskich gniotów sfilmowano, czy może jeszcze nie. Jeżeli nie posiada Pan nagrody PEN-Clubu, wydania Pana książek w nakładach które można policzyć na palcach jednej ręki, to nie rób się Pan takim megalomanem bo wychodzi Pan na idiotę.

      1. pan wychodzi na idiotę takimi pierdami jak to. Obraża pan nawet Nietzschego, który nie byłby zachwycony, że taki pętak wziął jego nazwisko na nick. Moje książki mają łączny nakład ok 2500 egz. Życzyłbym panu czegoś takiego. A do nagród się nie zgłaszałem bo to mnie nie bawi.

  2. Pierwszy chyba raz w najnowszej historii Polski (a na pewno odkąd pamiętam), niepójście na wybory/referenda będzie można nazwać patriotycznym i odpowiedzialnym zachowaniem.

  3. Wzięcie udziału w referendum/wyborach – bez względu na to, czy z głosem ważnym, nieważnym, czy białą kartą, jest w pierwszym rzędzie legitymizacją istniejącego systemu wyborczego. Wysoka frekwencja, przy dużej ilości białych kart będzie inerpretowana jako: „system jest znakomity, miło tu było przyjść, ale mnie, osiołkowi, w żłoby dano…”

    Referendum, to tylko wymigiwanie się fachowców i ekspertów (jakimi z założenia są/powinni być stanowiący prawo) od decyzji, jakie powinni podejmować po analizie zarówno oczekiwań społeczeństwa jak i rzeczywistych możliwości państwa. Oddanie głosu „ludowi referendalnemu”, to znakomity powód, aby potem móc powiedzieć społeczeństwu: „macie, głupki, coście chcieli!”

    Im mniejsza frekwencja wyborcza, tym wyraźniejszy sygnał: „to nie są wybory, to farsa – jak poprawicie system, to przyjdę.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

trzynaście − jeden =