Minimalizm, jazz, muzyka relaksacyjna?

   Po dwóch udanych koncertach tegorocznego Jazztopadu przyszedł czas na koncert, który wzbudził we mnie spore kontrowersje. Chciałem napisać na wstępie o amerykańskim minimalizmie, ze szczególnym uwzględnieniem kompozytorów, którzy oparli swoje utwory na jednym dźwięku czy akordzie, takich jak Le Monte Young czy Pauline Oliveros. Chciałem wspomnieć na wstępie o zanurzeniu Amerykanów w muzyce indonezyjskiej i indyjskiej, ze szczególnym uwzględnieniem „szaleństw” Pandita Premnatha, który był mistrzem tampury, czyli dronu stojącego na jednym rozłożonym akordzie wzmocnionym przez liczne struny rezonansowe. Tampura w klasycznej muzyce indyjskiej służy za swoistą podstawę harmoniczną wyrażającą centralny dźwięk danej ragi, dźwięk „sam”. Zazwyczaj jest ona tylko punktem wyjścia dla właściwej muzyki, ale zdarzali się „szaleńcy” którzy wydali płyty z dźwięczącym monotonnie przez godzinę dronem. No cóż, nie do końca monotonnie. W końcu muzyka indyjska to zbliżanie się do czegoś, co w naszej kulturze nazwalibyśmy po Pitagorasie (najpewniej) muzyką sfer niebieskich. Hindusi, w których wierzeniach i filozofii takie przekonanie wciąż jest jak najbardziej żywe, zbliżają się do tej muzyki budującej wszechświat jak najbardziej na serio, przez co dźwięczący monotonnie przez godzinę dron ma w sobie coś znacznie więcej niż monotonność. Urzekło to Amerykanów i słusznie, zaś minimalizm w swoich najlepszych przejawach to kontrowersyjna ale i fascynująca muzyka. Kto wiem, może za 500 lat będziemy mówić o epoce muzycznej Philipa Glassa, a nie Bouleza, Ligetiego czy Lutosławskiego? Chciałem o tym wszystkim napisać, ale niestety, moim zdaniem, występ Wadady Leo Smitha, Jakoba Bro, Midori Takady z Polish Cello Quartet związany z premierą utworu Jakoba Bro Fox on Hill był czymś znacznie prostszym niż najbardziej nawet ascetyczny czy prostolinijny (to nie zawsze to samo) minimalizm. Zwłaszcza finałowa część sześcioczęściowej kompozycji kojarzyła mi się po prostu z muzyką relaksacyjną. Prostą, przyjemną tapetą dźwiękową płynącą gdzieś w tle gabinetu masarzu, salonu fryzjerskiego czy galerii handlowej… O ile oczywiście nie leci w tych miejscach po prostu radiowa stacja z popem, który często osiąga podobne poziomy „muzycznej energetyki”. Utwór Fox on Hill zamówił sam Jazztopad, więc moje serce lokalnego wrocławskiego patrioty nieco ucierpiało w związku z tym.

   Od razu wspomnę, że najjaśniejszymi punktami monotonnej, prostej i słodkiej w swoim dźwiękowym wyrazie kompozycji byli wykonawcy. Wielkie brawa należą się Polish Cello Quartet, którego partie w tym bezpretensjonalnym dźwiękowym pejzażu były mimo wszystko najciekawsze, oraz Wadadzie Leo Smithowi, którego krótkie trąbkowe wejścia były piękne i charyzmatyczne, gasły jednak bardzo szybko, aby nie dorzucić do całości prawdziwych muzycznych kształtów i emocji. Znacznie ważniejszą rolę pełniła Midori Takada, mająca do zagrania na przykład dziesięciominutowy szmer na gongu czy trwające dwadzieścia minut proste akordy na marimbie. Co ciekawe, część z nich była nagrana, nie wiadomo dlaczego nie powierzono ich wykonawczyni. Tym niemniej Midori Takada grała swoją partię bez wyrazistych konturów, bez energii która cechuje świetnych perkusistów nawet gdy grają nadmiernie proste rytmy czy akordy. Ale ciężko mi ocenić Midori Takadę w tym względzie, bo może takie właśnie miała instrukcje od kompozytora.

   Zapoznajmy się zatem z głównym muzycznym terapeutą, czyli Jakobem Bro. Jak można się dowiedzieć z sieci, twórczość Jakoba Bro, duńskiego gitarzysty jazzowego i kompozytora, od lat przyciąga uwagę zarówno miłośników jazzu, jak i szerokiego grona słuchaczy poszukujących muzyki o wyjątkowej atmosferze. Jego kompozycje, często określane jako minimalistyczne, medytacyjne i głęboko emocjonalne, wykraczają poza tradycyjne ramy jazzowe, zbliżając się do estetyki muzyki relaksacyjnej i ambientowej.

  Jakob Bro urodził się w 1978 roku w Aarhus w Danii, w rodzinie o silnych tradycjach muzycznych. Jego ojciec prowadził big-band i był nauczycielem muzyki, co sprawiło, że młody Jakob od najmłodszych lat miał kontakt z różnorodnymi instrumentami i bogatą kolekcją płyt winylowych. Początkowo grał na trąbce, występując w młodzieżowej orkiestrze oraz w kościele, jednak pod koniec szkoły podstawowej, zainspirowany m.in. Jimim Hendrixem, przerzucił się na gitarę, która szybko stała się jego głównym instrumentem. Na koncercie dźwięki gitary Bro były ograniczone do pojedynczych uderzeń w struny rozłożonych szeroko w czasie, będących bardziej przyprawą do reszty niż partią muzyczną jako taką.

   Bro rozpoczął formalną edukację muzyczną w Królewskiej Akademii Muzycznej w Aarhus, lecz – jak sam podkreśla – większe znaczenie miały dla niego spotkania i współpraca z innymi muzykami niż sama instytucjonalna nauka. Wkrótce wyjechał do Berklee College of Music w Bostonie, a następnie do Nowego Jorku, gdzie nawiązał kontakty z uznanymi jazzmanami, takimi jak Michael Brecker, Mark Turner czy Chris Cheek. W tym okresie powstała grupa Beautiful Day, a Bro zaczął coraz śmielej działać na międzynarodowej scenie jazzowej.

   Przełomem w jego karierze była współpraca z Paulem Motianem (Electric Bebop Band) oraz Tomaszem Stańko (Dark Eyes Quintet), co otworzyło mu drogę do nagrywania dla prestiżowej wytwórni ECM. Od tego czasu Bro wydał ponad 20 albumów jako lider, współpracując z takimi artystami jak Lee Konitz, Bill Frisell, Joe Lovano, Palle Mikkelborg, Arve Henriksen, Thomas Morgan, Joey Baron, Marilyn Mazur czy Midori Takada. No cóż, będę musiał zapoznać się kiedyś z częścią realizacji Bro dla cenionej również przeze mnie firmy ECM. Część z jej albumów jazzowych oceniana bywa przez miłośników jazzu jako chłodne i minimalistyczne, jednak żaden z tych, które słuchałem nie był jednak wprost muzyką relaksacyjną, tapetą dźwiękową. Bywały trudne, ascetyczne, ale jednak nie można im było odmówić trudnego, ale jednak, artyzmu.

   Drążmy sieć dalej. Bro jest laureatem licznych nagród, w tym DownBeat Critics Poll (Rising Star Guitarist), Carl Prize, Danish Music Award oraz nominacji do Nordic Council Music Prize za trylogię „Balladeering”, „Time” i „December Song”. Jego muzyka i zespoły zostały uwiecznione w filmie „Music for Black Pigeons”, który zdobył uznanie na międzynarodowych festiwalach filmowych.

   Kompozycje Jakoba Bro charakteryzują się minimalizmem, prostotą i otwartością. Lider często podkreśla, że jego utwory są „szkicami” – zarysami melodii lub nastrojów, które mają być punktem wyjścia do wspólnej eksploracji przez zespół. Bro nie narzuca muzykom sztywnych ram, lecz pozostawia im przestrzeń do improwizacji i współtworzenia brzmienia. Więc nie wiem, może na wrocławskim koncercie muzycy zaproszeni przez Jakoba Bro po prostu nie chcieli szczególnie mocno eksplorować ram zarysowanych przez duńskiego muzyka?

   A może nie? Wielu recenzentów zwraca uwagę na oszczędność środków wyrazu – Bro unika rozbudowanych struktur, preferując krótkie, powtarzalne motywy, które rozwijają się organicznie w toku utworu. Harmonia jest często modalna, z wyraźnym naciskiem na barwę i atmosferę, a nie na tradycyjne progresje akordowe. W utworach dominuje powolne tempo, długie wybrzmienia i subtelne zmiany dynamiczne, co nadaje muzyce charakter medytacyjny i kontemplacyjny.

  Na albumie „Balladeering” (2009) Bro prezentuje osiem autorskich utworów, które – zgodnie z tytułem – mają charakter ballad. Są to kompozycje, jak czytam, o wyrafinowanej prostocie, w których melodia i harmonia służą budowaniu nastroju, a nie popisom technicznym. Utwory takie jak „Weightless”, „Evening Song” czy „Greenland” opierają się na prostych, śpiewnych tematach, które stają się kanwą do subtelnych improwizacji.

   W „Uma Elmo” (2021) Bro idzie jeszcze dalej w stronę abstrakcji i otwartości formy. Kompozycje takie jak „Reconstructing a Dream”, „To Stanko” czy „Music for Black Pigeons” są bardziej impresjonistyczne, zbudowane z dźwiękowych pejzaży, w których melodia często ustępuje miejsca barwie i fakturze.

   Jednym z najczęściej podkreślanych aspektów muzyki Jakoba Bro jest jej minimalistyczny, medytacyjny charakter. Kompozycje Bro są często określane jako „muzyka do kontemplacji”, „dźwiękowe pejzaże” czy „medytacyjne suity”. Recenzenci zwracają uwagę na powolne tempa, długie wybrzmienia, oszczędność środków i skupienie na nastroju, a nie na formalnej złożoności.

   Na albumie „Time” (2011) Bro zrezygnował z perkusji, co jeszcze bardziej podkreśliło refleksyjny, niemal „zatrzymany w czasie” charakter muzyki. Jak sam mówił, zależało mu na stworzeniu klimatu, w którym wszyscy muzycy czują się swobodnie i mogą w pełni wyrazić siebie. Efektem jest płyta, którą określono jako „muzykę do medytacji i delektowania się brzmieniem instrumentów”. Na wrocławskim koncercie jedynie smyczki i trąbka przyciągały momentami uwagę dla samego ich brzmienia. Co dziwne, skoro Takada najczęściej współpracuje z Bro, zaś jej marimba i instrumenty perkusyjne były moim zdaniem szare i pozbawione w dużej mierze muzycznego życia.

   I teraz najistotniejszy element moich poszukiwań. Muzyka Jakoba Bro bywa często porównywana do muzyki relaksacyjnej, ambientowej i chilloutowej. Wynika to z jej atmosferycznego charakteru, powolnych temp, braku wyrazistych kulminacji oraz skupienia na barwie i nastroju. W recenzjach pojawiają się odniesienia do twórczości Briana Eno czy Maxa Richtera, a także do playlist relaksacyjnych dostępnych na platformach streamingowych. Ja raczej stawiałbym na to ostatnie. Max Richter bywa bardzo ambientowy i minimalistyczny, o czym świadczy najlepiej jego wielogodzinny album Sleep. A jednak proste, mocno rozłożone w czasie akordy Sleep mają w sobie tę muzyczną energię, która odróżnia neutralne dźwiękowe tło od skrajnego minimalizmu, który jednak zachowuje pewne muzyczne napięcie.

   W przewodnikach po muzyce relaksacyjnej podkreśla się, że dźwięki gitary akustycznej i elektrycznej, szczególnie w minimalistycznych aranżacjach, są idealnym tłem do medytacji, pracy czy odpoczynku. Bro, dzięki swojej subtelnej technice i umiejętnemu wykorzystaniu efektów, doskonale wpisuje się w ten nurt, choć jego muzyka zachowuje jazzowy rodowód i otwartość na improwizację.

   Większość recenzji muzyki Bro dostępna w sieci jest entuzjastyczna, co może wynika z tego, że w swoim nowym utworze artysta posunął się zbyt daleko w stronę relaksacji. Pojawiają się jednak również głosy krytyczne. Niektórzy recenzenci zarzucają Bro nadmierną prostotę, monotonię i brak wyrazistych kulminacji. Wskazują, że jego muzyka bywa zbyt statyczna, a minimalizm prowadzi czasem do nudy lub braku zaangażowania emocjonalnego.

   Jim Macnie z DownBeat, recenzując „Returnings”, zauważył, że we wcześniejszym trio Bro „ [muzycy] zamienili zaangażowanie i ekspresję na piękno i precyzję; wynikające z tego fantazje, często słodko-gorzkie i czasami smutne, postrzegane były jako łagodne” – czyli, że muzyka była zbyt ładna i precyzyjna, ale pozbawiona głębszego zaangażowania.

   Podobne opinie pojawiają się w kontekście albumu „Bay of Rainbows”, gdzie niektórzy słuchacze oczekiwali większej dynamiki i różnorodności, a zamiast tego otrzymali „minimalistyczny album o maksymalnej głębi i pięknie”, który jednak może nie zadowolić wszystkich.

   Dla mnie nawet te krytyczne opinie są jednak bardzo pochlebne. Nie dostrzegłem w Fox on Hill „maksymalnej głębi i piękna”. Dla jednych duchowością i głębokim doznaniem będzie delektowanie się fasadą katedry Notre Dame, dla innych zapalenie zapachowej świecy kupionej w supermarkecie. Nie wykluczam, że na kolejnych koncertach lub nagraniach dla ECM utwór Fox on Hill zachęci muzyków zespołu do szerszych i bardziej ciekawych improwizacji i wtedy moje uwagi po wrocławskim koncercie okażą się zupełnie niesprawiedliwe. Napiszę więcej – mam nadzieję, że tak się stanie. Póki co mam wrażenie, że spędziłem godzinę w oparach świecy zapachowej.

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

cztery × pięć =