Kolejny koncert Wratislavii Cantans 57 (16.09.22) został całkowicie wypełniony muzyką Mahlerów – Gustava i jego małżonki Almy. Wykonawcami byli Agata Zubel i NFM Orkiestra Leopoldinum pod batutą znanego z wieloletniej współpracy z tym zespołem Ernsta Kovacica. Z Kovacicem Leopoldinum nagrała też wiele znakomitych płyt, głównie z szeroko pojętą muzyką doby modernizmu, przynależną do pierwszych dekad XX wieku. Miałem przyjemność pisać o większości z nich na tych łamach. Koncert pokazał, że więź łącząca orkiestrą z Ernstem Kovacicem jest nadal silna i muzycy osiągają coraz wyższe poziomy artystycznej współpracy. Poszczególne sekcje orkiestry brzmią plastycznie, homogenicznie i ekspresyjnie. Niecodzienne niekiedy barwy instrumentacji, mocno obecne w aranżacjach Kovacica i Agaty Zubel, są przez Leopoldinum pięknie i ekspresyjnie wyłaniane z ogólnego, smyczkowego brzmienia.
Agata Zubel jest słynną i cenioną kompozytorką, która stała się też wykonawczynią – sopranistką dla wykonywania muzyki nowej, której brakowało śpiewaków. Co jednak niezwykłe i ciekawe, jej głos nie okazał się być ledwie pomocniczym instrumentem w zastępstwie wyspecjalizowanych śpiewaków. Z koncertu na koncert, z nagrania na nagranie Zubel stawała się pełnoprawną primadonną i tak też została potraktowana przez publiczność Wratislavii – na koniec koncertu owacje nie mogły się skończyć, zaś gwiazda dostawała bukiety kwiatów nie tylko od NFM, ale też od publiczności. Były to zasłużone dowody uznanie, bowiem Agata Zubel zaśpiewała świetnie, pełnym, doskonale ułożonych głosem, z wybitną ekspresją i oczywiście, ogromną inteligencją, jaką gwarantuje bycie znakomitą kompozytorką.
W książeczce programowej Alma Mahler została przedstawiona jako nieszczęsna ofiara samolubnego Gustava Mahlera, który zabronił jej tworzyć. Była to zupełnie inna narracja, niż te, które moglibyśmy czytać dekady temu, kiedy to Gustav Mahler był przedstawiany jako nieszczęsna ofiara wiarołomnej Almy, której zdrada złamała i skróciła życie wielkiego kompozytora. Na rzecz owej bardziej patriarchalnej legendy przemawia biegłość Almy w ślubnym przerzucaniu się z jednego wybitnego artysty na innego – Zemlinsky, Mahler, Gropius – największe umysły pierwszych dekad XX wieku. Jeśli chodzi o legendę feministyczną, to chyba też jest tylko legendą – można przecież komuś utrudnić publiczne koncerty, ale jak można zabronić komuś tworzyć muzykę? Rewizje szafek w sypialni w poszukiwaniu kartek z nutami? Stały monitoring w epoce bez kamer? Gustav Mahler mógł komuś utrudnić twórcze życie, ale jeśli ta osoba po prostu przestała komponować, część odpowiedzialności za tę decyzję spoczywała też z pewnością po jej stronie.
Niezależnie od tego, kto był większym potworem, mąż czy żona, muzyka obojga w tak znakomitym wykonaniu okazała się ciekawa i frapująca, choć oczywiście Mahler swoją muzyką przerastał wielokrotnie Mahlerową, co nie oznacza, iż muzyka Almy była zupełnie beznadziejna. Moim zdaniem była dobrze napisana, zaś momentami świeża i odkrywcza. Od cyklu Fünf Lieder ciekawszy okazał się późniejszy cykl Vier Lieder. W Pięciu Pieśniach dwie pierwsze były trochę zbyt biedermeierowsko słodkie, zaś partia wokalna zbyt standardowa i monotonna. Następne pieśni tego cyklu były już znacznie lepsze, zawierały bowiem pewne podskórne napięcie a la Zemlinsky i związaną z nim delikatnie zarysowaną tajemniczość. Wpływ Zemlinskiego na Almę był w tym zbiorze ewidentny. Cztery Pieśni cechowała większa oryginalność. Alma doszła w nich do swojego własnego ekspresjonizmu, bazującego na uniwersum stylistycznym Zemlinskiego, ale oryginalnego i stylistycznie świeżego.
Słuchając pierwszych tonów Lieder eines fahrenden Gesellen poczułem się w zupełnie innym świecie. Każdy dźwięk zaczął służyć jasno i wyraziście złożonej metapolifonii Mahlera, o której z taką pasją pisał Pociej. I było pięknie. A jeszcze wspanialsze było wykonanie Rückert-Lieder w których muzyka Mahlera osiągnęła wyjątkową, nawet jak na niego, głębię. Siła wyrazy, poetyckość i wreszcie przypominające jakiś stan zen zawieszenie w czasie były niezrównane, nie tylko dzięki Mahlerowi lecz również dzięki znakomitym wykonawcom. Rückert był orientalistą i to słychać, choć nie w bezpośrednich, orientalizujących melodiach, ale raczej w wyrazie poszczególnych pieśni i tajemniczym rozluźnieniu ich przebiegu.
Nie wiemy, jak wyglądałaby twórczość Almy Mahler, gdyby ją rozwinęła. Gustav Mahler utrudnił jej artystyczne życie, ale również ona sama odmówiła na przykład wspólnego koncertowania z Zemlinskim, na które jej zaborczy mąż mimo wszystko wyraził zgodę. Wydaje się jednak, że gdyby się dalej rozwijała, szła by muzyczną drogą swojego byłego męża i profesora Zemlinskiego, nie zaś dziwną i niepowtarzalną ścieżką Mahlera. Całkiem możliwe, że droga Almy wiodła w stronę ekspresjonizmu, na co zwrócił uwagę swego czasu Bernstein, nazywając Almę ogniwem wiodącym od Malhera do Berga. Możliwe też, że jednego ze swoich partnerów, Oskara Kokoschkę, wybrała właśnie z uwagi na wybitny ekspresjonizm tego malarza. Myślę, że również na koncertach jej twórczość lepiej broniłaby się w towarzystwie dzieł Zemlinskiego i Albana Berga, niż w cieniu arcydzieł swojego najsłynniejszego męża.
Tym niemniej koncert był znakomity, nie tylko wykonawczo, ale również za sprawą świetnych aranżacji Agaty Zubel i Ernsta Kovacica.