Po zniszczeniu teologii wyzwolenia w czasie pontyfikatu Jana Pawła II wydawało się, że Kościół rzymski odzyskał kontrolę nad najludniejszym krajem katolickim na świecie za jaki od dawna uważano Brazylię. Polscy, medialni i dyżurni specjaliści od religii, bezrefleksyjni apologeci wszystkiego co związane z Karolem Wojtyłą, a przede wszystkim – serwilistycznie (nie krytycznie) nastawieni komentatorzy, ogłosili to „ludowi bożemu” nad Wisłą i Odrą jako fakt aprioryczny i nie podlegający żadnej dyskusji (widząc – jak zawsze – w tych teologiach wraże macki marksizmu dybiącego na Kościół, Jezusa i Maryję). Dziś o tym triumfie cicho w środowiskach polskich, katolickich religiantów. Kościół po tym chwilowym zdawało się sukcesie utracił bowiem kontakt z życiem większości ludzi tego kraju-kontynentu. Brazylia ze swoimi ponad 8,5 mln km kw. powierzchni, czyli terytorium dwa razy większe niż cała Unia Europejska (w sumie ok. 4,4 mln km kw.) i o populacji zbliżonej do 200 mln ludzi (w UE żyje ok. 450 mln ludzi), która jeszcze nie tak dawno było niewzruszoną twierdzą katolicyzmu powoli acz systematycznie przeradza się w kraj ewangelikalny. Czyli ulega dekatolicyzacji. Jednocześnie coraz więcej Brazylijczyków porzuca związki z jakimkolwiek kościołem czy religią.
W Brazylii dzieje się zupełnie coś wyjątkowego:
nigdy jeszcze w żadnym wielkim kraju nie doszło
w tak krótkim czasie do tak głębokiej
przemiany pejzażu religijnego.
Jose Eustaquio Alves (demograf)
Kilka danych statystycznych obrazujących te procesy jako, że jesteśmy w fazie obserwacji – żywej, przyśpieszonej i dziejącej się „tu i teraz” – zjawisk religio-twórczych (czy – przekształceń struktury religijnej jakiegoś kraju) nie spotykanych przez naukę i watykanistów dotychczas na świecie warto w tym miejscu podać Czytelnikowi.
Dane z 2010 roku, czyli z ostatniego spisu powszechnego, mówią iż ponad 1/3 populacji Brazylijczyków w wieku 14 – 24 lata nie identyfikuje się już z żadnym formalnym wyznaniem. Brazylijski Urząd Statystyczny podaje dane świadczące o permanentnym wzroście osób określających siebie jako agnostycy lub niewierzący: z początkiem lat 70-tych XX wieku takich osób było mniej niż 1 %, w 1991 roku – 4,7 %, zaś aktualnie ponad 8 % określa siebie jako ateistów i nie związanych z żadną religią. To też symptom permanentnej i postępującej szybko laicyzacji społeczeństwa brazylijskiego.
Wspomniane badania statystyczne wykazywały w roku 1970, iż 96 % ludności Brazylii identyfikowało się z Kościołem katolickim, resztę stanowili tradycyjnie pojmowani protestanci (czyli luteranie, kalwiniści oraz inne, mniejsze denominacje określane jako nowe ruchy religijne wyrosłe z pnia luterskiego protestu przeciwko dominacji Rzymu). Podczas wspomnianego spisu ludności w 2010 roku już tylko 64 % Brazylijczyków określało siebie mianem katolików. Ciekawym zjawiskiem (na znaczenie, przyczyny i szybkość tego procesu pragnę zwrócić uwagę tym tekstem) jest natomiast przyrost procentowy tzw. ewangelikanów (czyli neo-zielonoświatkowców i innych denominacji zwanych powszechnie pentekostalnymi), którzy w 2010 roku stanowili już 22 % populacji Brazylii wykazując stałą i przyśpieszającą permanentnie tendencję wzrostową. Tradycyjne wyznania protestanckie – czyli luteranizm i kalwinizm – nie zmieniły natomiast w jakikolwiek sposób swego procentowego udziału w populacji Brazylii.
Nota bene statystyczne dane wskazują, że w skali całego świata wyznawców pentekostalizmu jest już ponad 400 mln. Stanowią więc oni po islamie i katolicyzmie trzecią denominację pod względem liczby wyznawców.
W opinii demografów, religioznawców, antropologów, kulturoznawców itd. ok. 2030 roku wyrówna się najprawdopodobniej – przy aktualnie istniejących tendencjach – ilość katolików i ewangelikanów na terenie Brazylii. Co prawda owych ok. 120 mln katolików czyni jeszcze Brazylię najliczniejszym pod względem populacji katolickim krajem świata, ale wielu komentatorów przekazuje już dziś palmę pierwszeństwa w tej mierze Meksykowi.
Przyczyny tego zjawiska są złożone i trudne do jednoznacznego objaśnienia. Choć na pewno dwa źródła są tu dominującym czynnikiem: z jednej strony to sukces gospodarczy i ekonomiczny Brazylii w okresie prezydentury (8 lat) Luiza Inacio Luli da Silvy, z drugiej to destrukcja oraz zniszczenie przez Watykan Jana Pawła II i Josefa Ratzingera – jako prefekta Kongregacji Doktryny Wiary (czyli współczesnego inkwizytora) – ruchu społeczno-intelektualno-politycznego niezwykle popularnego w całej Ameryce pd. w latach 70- i 80-tych XX wieku (a w Brazylii w szczególności) zwanego teologiami wyzwolenia. Teologiczna refleksja oraz budowana na jej bazie praktyka tzw. wspólnot podstawowych zagrażały de facto hierarchicznej strukturze Kościoła rzymskiego, czyniąc go bardziej demokratycznym i oddolnym (gdzie wspólnota miała m.in. wpływ na wybór kapłana czy biskupa – takie były dalekosiężne wizje teoretyków tego ruchu). Oskarżenia i atak z racji przypisywanego teologiom wyzwolenia „ukąszenia marksistowskiego” były jedynie zasłoną dymną, wpisującą się w ogólnoświatową wówczas konfrontację Wschodu i Zachodu. Jan Pawła II jako hiper-konserwatysta i tradycjonalista był przerażony taką wizją reformy struktur kościelnych, gdyż jego koncepcja wspólnoty katolickiej była nieodłącznie związana z polskim, ludowym manifestacyjnym i powszechnym ale równocześnie: przaśnym, bezrefleksyjnym i banalnym teologicznie katolicyzmem. Do tego dochodził antykomunizm Wojtyły, wrodzony i immanentny polskiemu klerowi. Papież z Polski ze zrozumiałych względów mógł więc żywić niechęć i uprzedzenia do afiliacji pro-komunistycznych i pro-lewicowych w katolicyzmie, ale przy tym nie rozumiał wcale istoty miejscowej sytuacji, a zwłaszcza uwarunkowań społeczno-politycznych na kontynencie latynoamerykańskim. Wydał totalną wojnę zarówno teoretycznym założeniom teologii wyzwolenia jak i ich praktycznemu zastosowaniu.
Idea wspólnot podstawowych wypływała także z brazylijskich uwarunkowań i położenia tamtejszego kleru. Wyższe duchowieństwo na kształt feudalnych książąt i władców zaległo, w ogromnych pałacach i posiadłościach-latyfundiach, pozostawało w absolutnej symbiozie (ekonomicznej, familijnej, politycznej etc.) z rządzącymi krajem wojskowymi juntami, stosującymi terror i uprawiającymi pospolitą, brutalną dyktaturę, okraszoną wieloma tysiącami zabitych, torturowanych i zaginionych. Kościół brazylijski – a w zasadzie hierarchia – stanowił część sytemu władzy, eksploatacji i opresji znacznej części ludności Brazylii. Niewielu hierarchów protestowało przeciwko tej sytuacji, opowiadając się za teologią wyzwolenia (w różnej formie i biorąc jej różne aspekty pod uwagę), monitując Watykan celem zmian opcji i stanowiska Rzymu wobec problemów całego kontynentu południowo-amerykańskiego. Bez skutku – Jan Paweł II i jego przyboczny inkwizytor (J.Ratzinger) prowadzili wojnę z owym ruchem bezwzględnie do końca.
Najbardziej znamiennym jest tu przykład brazylijskiego hierarchy bpa Recife i Olindy (najbiedniejszego, płn. wsch. skrawka Brazylii) Dom Heldera Camary, najbardziej prominentnego zwolennika i sympatyka tego ruchu. To z jego ust padło znamienne pytanie (skierowane do Watykanu): „Kiedy daję biednym chleb, nazywają mnie świętym. Ale kiedy pytam, dlaczego biedni nie mają chleba, nazywają mnie komunistą„. Po osiągnięciu wieku emerytalnego Jan Paweł II niezwykle szybko – w przeciwieństwie do polskich, konserwatywnych i zachowawczych hierarchów – odesłał ciupasem Camarę poza strukturę oficjalnego Kościoła. Na odpoczynek …..
Idea wspólnot podstawowych wypływała jeszcze z jednej przesłanki. Brak kleru na terenach olbrzymiego kraju, w interiorze, w selwie i dżungli zajmujących blisko 2/3 terytorium państwa (jeszcze w latach 80-tych XX wieku Brazylia była niezwykle ubogim, zapyziałym krajem z olbrzymią ilością ludzi przeraźliwie biednych i wykluczonych, gdzie do kościoła szło się kilometrami, a kapłani musieli obsługiwać – w interiorze – po kilka parafii) sprawiał, że wiara religijna deklarowana oficjalnie była w zasadzie fantasmagorią, nie mającą wiele wspólnego z oficjalną dogmatyką i propagandą watykańską.
Należy tu jeszcze wspomnieć o fakcie, że wśród ludności Brazylii, wielorasowej, mieszanej i kultywującej od dekad pamięć i elementy kultury ich afrykańskiego pochodzenia (gros niewolników przywożonych do Brazylii przez 300 lat – 1549-1850 – pochodziła z terenów dzisiejszej Afryki zachodniej, konkretnie wybrzeża Zat. Gwinejskie i stamtąd czerpano tradycję religijnych kultów), żywe i aktywne pozostawały – mimo prześladowań zarówno ze strony rządzącej warstwy kreolskiej jak i hierarchicznego Kościoła rzymskiego – quasi-religie pochodzenia afrykańskiego, będące synkretycznymi tworami skupiającymi w swoim jestestwie elementy katolicyzmu jak i wierzeń animistycznych: candomble, umbamba, quimbamba czy capoeira (wywodząca się z takich wierzeń brazylijska sztuka walki i tańca niosąca jednak sobą przesłanie transcendentalne i mistyczne). W tych wierzeniach Jezus, Maria czy katoliccy święci obcują na co dzień (i oddaje się im cześć, uprawia się dziwaczne kulty, odczynia uroki i czary) z demonami, gusłami, szatanem, siłami nieczystymi, gnomami, strzygami etc. Niezwykle popularnymi są również: okultyzm, spirytualizm, wróżbiarstwo i przepowiednie przyszłości (uprawiane głównie przez kobiety co czyni te wierzenia w jakiejś formie bardziej demokratycznymi niźli np. Kościół katolicki gdzie kobiety nie są dopuszczane do sprawowania kultu i odprawiania liturgii) itd. Ocenia się, iż wyznawców owych synkretycznych afro-amerykańskich wierzeń jest ok. 2 – 3 miliony (niektórzy specjaliści twierdzą – na podstawie przenikania wzajemnego poszczególnych wierzeń jak również biorąc pod uwagę totalne rozproszenie i pluralizm w tej mierze społeczeństwa brazylijskiego – iż adherentów tych charyzmatycznych, profetycznych i magiczno-okultystycznych kultów jest kilka razy więcej).
Wszystko to – ów pluralizm religijny ukryty pod oficjalnymi danymi i opoką propagandy kościelno-medialnej mówiącymi o zdecydowanym katolicyzmie Brazylijczyków – obok mizerii ilościowej (o czym wspominano) kleru w interiorze brazylijskim oraz kiepskim na ogół jego przygotowaniu teologicznym i powszechnej biedzie, niskim poziomie oświaty wpłynąć musiało na rozprzestrzenianie się na bazie potępionych oraz zlikwidowanych wspólnot podstawowych (związanych z teologiami wyzwolenia) charyzmatycznych wierzeń pentekostalnych (czyli neo-zielonoświątkowych).
Należy wspomnieć jeszcze celem zobrazowania skali tego zjawiska, iż w 1910 roku na terenie Brazylii zlokalizowano jedynie 2 miejsca kultu (domy modlitwy) zielonoświątkowców; w 1970 roku było takich miejsc już 11 000, obecnie ocenia się liczbę tych miejsc w setki tysięcy.
Badacz religii, geograf francuski Herve Thiery (wykładowca uniwersytetu w Sao Paolo) mówi, iż w interiorze brazylijskim, selwie, na wykarczowanym z dżungli terenie gdzie „przyjeżdżam znajduję zawsze trzy, cztery szałasy, aptekę i świątynie ewangelikalną”. Aptekę związaną oczywiście z owym miejscem kultu. Tę samą logikę obserwuje się na obrzeżach brazylijskich wielkich miast, w olbrzymich favelach, które oplatają zeuropeizowane i nowoczesne centra: „Kościoły te przynoszą ze sobą jakąś formę pomocy, rozrywkę i chęć słuchania – trzy rzeczy które Kościół katolicki praktycznie zarzucił. I to jest jedna z tajemnic ich sukcesu”. Tworzą u tych wyzutych do tej pory z przestrzeni publicznej, biednych i opuszczonych najczęściej, zdanych na przemoc szwadronów śmierci, narkotykowych gangów i skorumpowanej policji ludzi poczucie wspólnoty, tożsamości i braterstwa. Thiery porównuje ów proces z fizjologią płodowego rozwoju u ssaków zwąc go implantacją.
Np. w centrum Rio de Janeiro, „cudownego miasta”, w tzw. dobrych dzielnicach katolicyzm trzyma się jeszcze mocno (ok. ¾ populacji tych rejonów, przeważnie białej i dobrze sytuowanej, to ciągle członkowie Kościoła rzymskiego), ale na przedmieściach do katolicyzmu przyznaje się już mniej niż 30 %.
Na ów dynamiczny rozwój ewangelikalizmu nałożył się w ostatniej dekadzie ekonomiczny i społeczny postęp jaki dokonał się w Brazylii pod rządami lewicującego, byłego działacza związkowego i bojownika z dyktaturami wojskowymi, Luiza Inacio Luli da Silvy. W wyniku boomu gospodarczego, a także wskutek celnych i skutecznych decyzji politycznych, ok. 40 milionów Brazylijczyków wyrwało się ze skrajnego ubóstwa. Także tzw. klasa średnia uległa wyraźnemu poszerzeniu, wzrósł rynek towarów konsumpcyjnych (ocenia się dziś, iż rynek luksusowej konsumpcji obejmuje współcześnie w Brazylii populację równą całej ludności Beneluxu). To wszystko unaocznia ludziom, iż bliższy jest im ideał niesiony przez przekaz protestanckich duchownych i takich guru mówiących, że tylko własną aktywnością, operatywnością, „tu i teraz” (a także w tej akurat wspólnocie, która wesprze człowieka w chwilach trudnych, pomoże, zapewni jakąś formę bezpieczeństwa i przewidywalności) można zmienić swój byt. I ten wspomniany skok jakościowy (czyli widoczny goły okiem wzrost poziomu życia przeciętnego Brazylijczyka) społeczeństwa brazylijskiego jest namacalnym dowodem takiej właśnie religijnej narracji i propagandy .
Jest to niezwykle bliskie temu co głosiło wielu duchownych i działaczy zaangażowanych w teologie wyzwolenia. A jednocześnie kompromituje i dezawuuje dyskurs „który obiecuje raj po śmierci w zamian za cierpliwe znoszenie obecnych cierpień”: Kościoły neo-zielonoświątkowe przeciwstawiają katolickiemu umartwianiu i teologii cierpienia (Jan Paweł II był mistrzem w tego typu retoryce i przekazywaniu takich idei) aktywizm w realnej rzeczywistości, przekładający się na widoczny sukces materialny w życiu doczesnym, indywidualnym i całego społeczeństwa brazylijskiego (zauważa m.in. socjolog z Uniwersytetu Parana, Saulo de Tarso Cerqueira Baptista). Politolog z Rio de Janeiro, prof. Denise Rodriquez zwraca przy tej okazji uwagę, na fakt, iż „…..materialne powodzenie jawi się ludziom jako dowód wybrania przez Boga. Jeśli wierny zaczyna coraz lepiej zarabiać, ma skłonność kojarzyć ten fakt ze swoim zaangażowaniem w Kościele i inwestować weń jeszcze więcej”. I ten aspekt jest istotny przy omawianiu sytuacji w Brazylii zarówno w wymiarze jednostkowym jak i zbiorowym.
Jest to również niezwykle bliskie temu co z początkiem XX wieku w klasycznym dziele socjologicznym i religioznawczym skonkludował Max Weber (Etyka protestancka i duch kapitalizmu).
Brazylijska przemiana jest fascynująca. W sumie jak w USA sceptycy (Rousseff) biorą się za bary z ewangelikalami (Marina Silva) tez pisalem o tym na naszym portalu. zabawne że takie niby neokolonialne USA i taka niby postkolonialna Brazylia chorują na to samo. Fajny artykuł Radku.
Dzięki Piotrze. Będzie jeszcze 2 – ga część z pogłębionym (mam nadzieję) opisem tego co się w tym kraju-kontynencie dzieje w tej materii i niewielkimi (na ile – realnym, czas pokaże) przewidywaniami. Pozdrawiam