O wyższości tutejszości nad centralizmem

 

 

Wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, profesor Liberadzki, opowiedział się za likwidacją lokalnych komitetów wyborczych. W gminnych i powiatowych wyborach powinny starować tylko partie polityczne, bo to pozwala obywatelom na przejrzystą kontrolę wybranych władz. Tak jest w Europie. Polska jest w Europie, ale u nas jest pod wieloma względami inaczej. W lokalnych wyborach do gmin i powiatów zdecydowanie brylują lokalne komitety, nie partie polityczne. Nie oznacza to, że wójtowie czy burmistrzowie albo radni nie należą do partii politycznych. Należą lub otwarcie z nimi sympatyzują, ale wybranie się z lokalnego komitetu jest bezpieczniejsze. Kiedy w np. sejmiku rządzi prawicowa partia, to lewicowy burmistrz może powiedzieć – zabiegając o fundusze – „ panie my żadni tam lewicowcy, my tutejsi”. Taki tutejszy burmistrz może grać na wszystkie strony. Może w gminie zawierać różne, apolityczne koalicje i nie słuchać odgórnych poleceń. Burmistrz na zagrodzie równy wojewodzie, a przynależność partyjna zobowiązuje do wspólnej gry w regionie czy kraju. Tutejszy burmistrz bierze od władzy odgórnej to co mu wygodne, a partyjne polecenia może bojkotować. Może dowodzić, że czyni to dla dobra gminy, gdy własny lub grupowy interes jest tutaj ważniejszy.

 

 

Tutejszość lokalnych liderów ma czasami większe znaczenie od partyjności. Zdarza się, że kandydat rządzącej partii przegrywa z kandydatem partii podupadłej, a to oznacza, że przedstawiciel partii podupadłej jest bardziej poważany od funkcjonariusza partii rządzącej. Zdarza się, że burmistrz, kiedy w skali kraju jego partia przegrywa, gwałtownie wypisuje się z niej i składa hołd zwycięzcom. Nasze życie polityczne jest jak nasz katolicyzm: powierzchowne i pozbawione refleksji, kierujące się emocjami, a nie racjami i wiedzą. Z drugiej strony polityczne gry i skandale odpychają burmistrzów od skłóconych i słabych partii politycznych, w których międzypartyjne transfery są na porządku dziennym.

 

PiS majstrując przy ordynacji samorządowej nie zamierza likwidować działalności lokalnych (gminnych) komitetów wyborczych, ale chce zabronić ich działalności (uważam, że słusznie) na poziomie wojewódzkim. Od tego stopnia prawo do startu w wyborach miałyby tylko partie polityczne. Co jednak się stanie gdy wybrani z partyjnych list radni wystąpią z partii, założą w Sejmiku lokalne grupy działania i przejmą władzę? Miało to miejsce na Dolnym Śląsku. Takiego zakazu do ordynacji raczej wpisać się nie da.

 

Zatem, generalnie, jeżeli mamy zmierzać do Europy to promujmy komitety partyjne w wyborach lokalnych. Jak chcemy postawić na swojskość, tutejszość i wymieszanie władzy partyjnej w kraju z tysiącami gminnych komitetów wyborczych to promujmy obecny, bałaganiarski system. Polska jako kraj gminnych ojczyzn i partyjnej władzy w Warszawie: nie wiem czy to dobry model na przyszłość. Ale a drugiej strony władze samorządowe cieszą się daleko większym zaufaniem od władz centralnych. Niestety, na szczeblu centralnym nie da się zawiązywać komitetów lokalnych i trzeba jakiś docelowy model wybrać.

 

Czesław Cyrul

O autorze wpisu:

Czesław Cyrul jest znanym publicystą lewicowym, prowadzącym między innymi popularny blog w Gazecie Wrocławskiej - http://blogi.gazetawroclawska.pl/czeslawcyrul/ . Jest członkiem SLD, pełnił między innymi funkcję przewodniczącego oddziału wrocławskiego tej partii, od 2016 roku jest członkiem Rady Krajowej.

2 Odpowiedzi na “O wyższości tutejszości nad centralizmem”

  1. A ja się nie zgadzam. W polityce regionalnej są inne problemy niż w polityce krajowej. Dlatego lokalne komitety wyborcze mają sens. Czemu np. polityk lewicowy i prawicowy nie mieliby razem funkcjonować w ramach jednego komitetu wyborczego skoro mają, mimo różnych światopoglądów, ten sam pomysł na politykę regionalną?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

szesnaście − pięć =