Pierwszej z wymienionych w tytule postaci poświęciłem nawet książkę: Piotr Napierała, Sir Robert Walpole (1676-1745) – twórca brytyjskiej potęgi, Wydawnictwo Naukowe UAM, Poznań 2008. ISBN 978-83-232189-8-2
Chciałbym dodać nieco o polityku, o którym zdecydowałem się napisać. Robert Walpole (premier W. Brytanii w l. 1721-1742), uczyniony pod koniec swej kariery politycznej earlem (hrabią) Orfordu jest moim zdaniem, na swój sposób, politykiem idealnym; był bowiem nastawiony praktycznie, a nie ideologicznie:
*przekupywał posłów Izby Gmin, lecz czynił to z poparciem dworu, a więc półlegalnie. Był to wówczas jedyny sposób by kraj, w którym od niedawna raczej niepopularna panowała dynastia hanowerska, odzyskał nieco stabilności politycznej. Rozumiał więc, że czasem jedynym wyjściem jest „mniejsze zło”.
*demaskował oportunizm opozycji ukryty za powtarzanymi przez nią wielkim głosem „patriotycznymi” hasłami.
*trzymał W. Brytanię z dala od wojen kontynentu europejskiego, co mocno kontrastuje z późniejszym postępowaniem Williama Pitta Starszego, zwolennika aliansu z Fryderykiem Wielkim, królem Prus.
*nie dawał się sprowokować opozycji do radykalnych działań na polu międzynarodowym.
*potrafił najtrudniejsze sprawy przedstawić w przemówieniu w prosty sposób.
*dzięki uzyskanemu poparciu dworu i kontaktom z kupcami londyńskiej City, nie był tak podatny na naciski polityczne, jak wielu jego następców.
*był taktowny; odmówił przyjęcia rezydencji na Downing Street jako osoba prywatna, lecz uznał ją za mieszkanie służbowe brytyjskiego premiera.
*był uprzejmy, co przyznawali nawet jego przeciwnicy, jak polityk i pisarz Henry Fielding, który spotkał się z nim na pocz. 1741 r.
*swe poglądy wigowskie trzymał na wodzy, unikając popadnięcia w radykalizm.
*najważniejsze dlań były oszczędność i pokój.
*opozycja zwalczała go przede wszystkim z pobudek egoistycznych (zazdrość).
Zło jakie wyrządzała i przed nim korupcja została przez niego zamieniona w atut. Silna wola i niestandardowe myślenie z pewnością dopomagają w byciu mężem stanu. W trzymaniu kraju z dala od burz politycznych i wojennych Walpole’a, pierwszego nowoczesnego premiera brytyjskiego, przypomina pierwszy prezydent USA, George Washington, który słuchał swego rozsądku i Johna Adamsa, unikając zachęt Hamiltona by wojować z Francją, i Jefferosna, by ją popierać mimo radykalizacji rewolucji francuskiej.
Inną moją książkę poświęciłem Simonowi van Slingeladtowi, który w drugiej dekadzie XVIII wieku chciał zreformować Republikę Zjednoczonych Prowincji Niderlandów, która ulegała coraz dalej posuniętej administracyjnej atomizacji. Niestety nie posłuchano go, czy niewysłuchana Kassandra jest mężem stanu?
Podobny przykład to Armand de Richelieu, kardynałem został, bo dla biednego raczej szlachcica była to jedyna pewna droga, no i kardynałowi nie zetnie się głowy. Zainteresowania jednak i skłonności pasowały raczej do żołnierza. Richelieu wymyślił racjonalną politykę, odmienną od fanatycznej. Pokonanym protestantom przyznał tolerancję, zaś w Rzeszy sprzyjał protestantom przeciw cesarzowi.
Kolejny przykład to Otto von Bismarck, który wyprzedził lewicowców i osłabił ich dziecko- walkę klas, przez wprowadzenie ubezpieczeń społecznych. Udawało mu się także trzymać zasady, by Wiedeń i Petersburg, miały lepsze stosunki z Berlinem niż między sobą, a rzesza była mediatorem to zdawało egzamin, dopóki polityki w 1891 roku nie przejął w swe ręce romantyczny patałach Wilhelm II. Napoleona i Metternicha nie uważam za wielkich polityków. Pierwszy nie umiał się z nikim dogadać, wielkość drugiego polegała na klęsce pierwszego.
Najlepszym polskim politykiem był Agenor Gołuchowski, który robił sobie PR germanizatora, a w ukryciu szkolił kadry przyszłej Polski. Wymagał doskonałej niemczyzny, ale dziwnym trafem dobierał głównie Polaków do swego biura gubernatora Galicji. To kadry przyszłej Polski.
Kolejny wielki mąż stanu to Churchill, który zaakceptował sojusz z USA, i spadek roli UK w świecie oraz należycie docenił zagrożenie ze strony Rzeszy. Dodał też ducha walki żołnierzom, choć niestety zbyt często poganiał generałów. Roosevelt to też całkiem niezły polityk, jego modernizacja nawiązywała do tradycji progresywnego republikanizmu jego wuja Theodore’a. Obaj Rooseveltowie wymyślili lepszą wersję wilsonizmu, politykę praw człowieka w stylu dzisiejszej ONZ. Idealne wyczucie chwili też znamionuje męża stanu. Czy FDR za bardzo ulegał Stalinowi? Być może, ale co miał się z nim bić? Czy Europa zniosłaby jeszcze jedną wojnę? US Army i British Army bez trudu zmiotłyby krasnoarmiejców, ale to nie jest odpowiedź na to pytanie.
Z ostatnich polityków za męża stanu uważam Tony Blaira, który uratował honor Europy w Iraku i Kosowie, wobec tchórzostwa i niezdecydowania reszty liderów UE, oraz zreformował lewice brytyjską w stronę indywidualistycznego racjonalizmu, niestety jego dziedzictwo jest teraz marnowane, przez trockistowskich populistów w rodzaju Corbyna.
Przy okazji warto stwierdzić, że to, że intelektualiści uchodzą we współczesnej kulturze za generalnie mądrzejszych od polityków jest absurdem. Dawniej Katarzyna II, która może nie była wybitną ani zbyt chwalebną władczynią słusznie wypaliła Diderotowi, ze na papierze łatwiej pisać niż na ludzkiej skórze. Denerwują mnie tacy „pisarze” jak Robert Harris, którzy sami manipulują historią, i cenią sobie jedynie puste dowcipy i zysk księgarski, a polityków osądzają od czci i wiary (jakoby Blair wierzył tylko w Boga i wojnę, a Cameron w nic), choć zgadzam się z nim, że lepsi są pisarze typu reportersko-dziennikarskiego, od solipsycznych „prawdziwych” pisarzy, ale myślę, że pan Harris może wierzyć w jeszcze mniej niż Cameron (por. NEWSWEEK 31.08-6.09.2015, s. 58-61, „Pisarz nie może być duchem”).
A jacy są Wasi kandydaci do roli mężów stanu ?
Nie jestem historykiem, zatem moja wiedza może mieć ograniczenia. FDR napewno był postacią kontrowersyjną, ale jego stosunek do bolszewickiej Rosji był co najmniej dyskusyjny. Jeśli nawet była w tym głębsza myśl to jest wiele dowodów na to, że się w tej polityce zagalopował. Z wielu kwestii przytaczam tu jedną z nich, ważną z polskiej perspektywy:
http://www.independent.co.uk/life-style/history/us-helped-russia-cover-up-second-world-war-katyn-forest-massacre-8122111.html
jasne jasne, ale ONZ i New Deal i tak robią wrażenie
Historycy czesto podkreslaja ze jedna z natrudniejszych i najlepszychg decyzji Roosevelta po grudniu 1941 roku byla
decyzja dania priorytetu wojnie w Europie z nazizmem.
DEcyzja byla trudna po napaszie Prarl Harbor i sporym oporze grupy politykow ktorzy nie chcieli po raz drugi
wlacztc sie do konfliktu w Europie.
Roosevelt mial tylko dwa atuty w reku, napad w Pearl Harbor i wypowiedzenie wojny USA przez glupiego Hitlera
ktory nie mogl wyslac Wehrmachtu do Ameryki lub bombardowac USA.Jedenym powaznym zagrozeniem byla Kriegsmarine U-boats .Ale i tu Doenitz mial za malo lodzi na wygranie bitwy o Atlantyk. Znane Roosevelta motto bylo „musimy wiecej produkowac okretow niz NIemcy moga zatopic”. Dosc prosta strategia ale skuteczna.