Zacznę moją recenzję od końca, albo prawie od końca, aby wybrzmiało to co najistotniejsze. Pierwszego dnia marca 2019 operę Montezuma Carla Heinricha Grauna wykonali studenci wydziałów wokalnych akademii muzycznych we Wrocławiu, Łodzi i Poznaniu oraz Mu!!!OB (Międzyuczelniana Orkiestra Barokowa) – połączone orkiestry barokowe i Studenckie Koło Artystyczno-Naukowe Wokalnej Muzyki Dawnej Akademii Muzycznej im. Karola Lipińskiego we Wrocławiu. Czyli nie dość, że studenci, to jeszcze z różnych ośrodków, co z jednej strony pozwala wybrać najlepszych, lecz z drugiej wymaga zgrania ze sobą młodych muzyków nie znających się nawzajem z własnych studiów. Często w wypadku studenckich wykonań trzeba zatem przymknąć oko na to i na owo, bo przecież nie jest możliwym, aby młodzi adepci sztuki muzycznej z kilku ostatnich lat osiągali poziom doświadczonych zespołów, złożonych z wybitnych muzyków pochodzących często z różnych stron świata i po swoich studiach uczących się dalej w trakcie kariery muzycznej.
Tym razem żadna taryfa ulgowa nie była potrzebna. Otwierająca Montezumę uwertura brzmiała jeszcze troszkę niepewnie, choć i tak bardzo ciekawie. Lecz później wykonanie niemal natychmiast nabrało równowagi i wyrazistości. Gdyby ktoś to nagrał i nie mówiąc mi, kto gra i śpiewa zapytał mnie, kto to wykonuje, zacząłbym wymieniać znane z licznych płyt i koncertów zespoły muzyki barokowej. Poziom wykonawczy był nie tylko dobry, ale wyrazisty, pełen polotu i ekspresji, tworzący jednorodną i szczególną jakość estetyczną. Zwłaszcza mocne dynamiczne smyczki robiły ogromne wrażenie. Śpiewacy, może poza jednym wyjątkiem (co może zdarzyć się też w sławnych wykonaniach) oddawali głosami poszczególne postaci dramatu doskonale lub bardzo dobrze. Szczególnie mocne wrażenie wywarły na mnie trzy osoby – Malwina Borkowicz śpiewająca mezzosopranem Montezumę przepięknie odnajdywała drogę w rokokowo – preklasycznych frazach Grauna, które ujęte w tak dokładny i wyrafinowany sposób lśniły całym swoim pięknem i bogactwem. Niedoszła żona Montezumy, Eupaforice (niezłe imię jak na Indiankę, czyż nie?) miała najtrudniejsze partie, zaś jej mocny, ekspresyjny sopran był jednocześnie dokładny i nie zamykał się na emocje zawarte w tej tragicznej roli. Byłem urzeczony. Duety obu pań wraz z akompaniamentem Mu!!!OB mogłyby otrzymać prestiżową nagrodę za najlepiej wykonany barok roku. Trzecią piękną głosowo i wyrazistą aktorsko postać kreowała Sylwia Gorajek (sopran). Cynizm, okrucieństwo i brawura tej postaci były, dzięki młodej śpiewaczce, wyjątkowo żywe i sugestywne. Ogólnie postać Corteza czyni dzieło Grauna nietuzinkowym.
Librecistą opery był król Fryderyk Wielki, ten sam, który ostatecznie wprowadził Prusy na arenę dziejów, rozebrał Polskę i grał pięknie na flecie, jednocześnie całkiem nieźle komponując. W swoim dziele urzeczony był ideą „szlachetnego dzikusa” Rousseau. Aztecy zostali zatem wyidealizowani, Montezuma stał się naiwnym męczennikiem pacyfizmu, zaś kultura Aztecka stała się wyidealizowanym cieniem naszej kultury. Dlatego najbardziej wiarygodną osobą w operze był Cortez, swoją dumą, okrucieństwem, fanatyzmem religijnym i brawurą przypominający rzeczywistego Corteza, co w tym wykonaniu było też zasługą świetnej Sylwii Gorajek. Oczywiście nie twierdzę, że postacie z oper muszą być realistycznymi portretami rzeczywistych osób, aby ożyć na scenie. Jednak królowi Fryderykowi Wielkiemu ten realizm rzeczywiście przy Cortezie pomógł. Natomiast świat Azteków ożył bardziej pod koniec opery, kiedy, dzięki świetnej muzyce i znakomitym wykonawcom, zapomniałem o cukierkowym i moralitetowym wizerunku Montezumy i zatopiłem się w ludzkiej tragedii, już całkowicie uniwersalnej, wolnej od pseudohistorycznej otoczki. Dla porządku przypomnę, że Aztecy byli również brutalnymi zdobywcami, dzięki czemu Cortez pozyskał niemal na starcie wiele świeżo uwolnionych spod władzy Azteków plemion. Liczne ofiary z ludzi też świadczyć raczej nie mogły o oświeceniowym rozsądku i niechęci do przemocy.
Ukłonem Fryderyka Wielkiego wobec klasycznej tradycji operowej było wprowadzenie wątku miłosnego, czyli niedoszłej żony. To ona prowadzi nieudane powstanie przeciwko najeźdźcom, którego niezdecydowany Montezuma rzeczywiście nie poparł również w realnym świecie. To mogło skłonić Fryderyka Wielkiego do przypisania operowemu Montezumie pacyfizmu, choć wcześniejsze umocnianie władzy przez Montezumę w regionie świadczy przeciwko hipotezie „szlachetnego dzikusa”. Montezuma miał kilka lub więcej żon, zatem wątek sentymentalny raczej został przez Fryderyka Wielkiego przyjęty z zupełnie innego świata niż Tenochtitlán. Innym elementem, który mógł w oczach Fryderyka Wielkiego uczynić z Montezumy władcę – pacyfistę było to, że historyczny Montezuma u władzy uchodzić raczej za mędrca niż wojownika, oraz za wierzącego bezgranicznie we wróżby wyznawcę indiańskich bogów. Wątek fanatyzmu religijnego najeźdźców Fryderyk Wielki nakreślił w sposób godny oświeceniowej filozofii, choć jako osobie wychodzącej z protestantyzmu łatwiej mu było piętnować fanatyzm hiszpańskiego katolicyzmu.
Nadworny kompozytor pruskiego dworu, Carl Heinrich Graun (1704 – 1759) był jednym z najbardziej uznanych kompozytorów operowych tej części Europy. Kapelmistrzem Fryderyka Wielkiego był od 1740 roku, tworząc muzykę rokokowo – preklasyczną. Obok wpływów włoskich można w niej znaleźć też echo stylu francuskiego, może przenikające do tej muzyki za pośrednictwem włoskich inspiracji. Graun stworzył swój własny, charakterystyczny język muzyczny, łączący preklasyczną równowagę z ekspresyjną, rokokową asymetrią wiodących melodii w ariach, pojawiającą się delikatnie, subtelnie, odrywając nas niejako od rzeczywistości. Ta cecha muzyki Grauna wydaje się być ważna i trudna do uchwycenia, a we wrocławskim wykonaniu, w ramach Akademii Latynoamerykańskiej NFM, udało się to śpiewakom znakomicie.
Całość prowadził wyraziście i z ogromny zrozumieniem stylistyki Grauna szef artystyczny Wrocławskiej Orkiestry Barokowej Jarosław Thiel. Studenckie zespoły przygotowali wraz z nim inni pedagodzy, efekt całościowy był po prostu imponujący. Elementy chóralne, jak zwykle w operze barokowej nie tak liczne, jak by się chciało, przygotowała niezastąpiona Agnieszka Franków – Żelazny. Usłyszeliśmy fragmenty opery, przeplatane narracją wypowiadaną i opracowaną przez studentki międzywydziałowej specjalności operologicznej i wiedzy o teatrze Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Ten studencki Montezuma mógłby śmiało trafić na płytę i nie utonąłby bynajmniej w cieniu istniejących nagrań.
to nie do końca tak. Fryderyk chciał właśnie w drodze kontrastu wobec siebie pokazać Montezumę jako władcę nieświeconego oderwanego od rzeczywistości który gubi swój lud
a libretto napisali z Graunem raczej wspólnie