Poznawanie Lutosławskiego

Muzyka klasyczna to wielka kraina uczuć i myśli. Można bez końca przemierzać jej doliny i zdobywać jej góry, a i tak zna się ją niewielką część. To trochę tak jak z mapą świata. Choćbyśmy całe życie poświęcili na podróże, nie starczy nam czasu, aby zobaczyć choć drobną część z tego, co naprawdę warto poznać i zobaczyć.

Twórczość Lutosławskiego nie jest mi oczywiście obca. Jednak, w przeciwieństwie do wielu moich znajomych melomanów wolę od niego na przykład Pendereckiego czy Góreckiego, choć nad tymi kompozytorami ciąży też wada zbytniej prostoty i dosłowności niektórych z ich utworów. Lutosławskiemu tego zarzucić nie można. Trzymał poziom cały czas, nie wchodząc nigdy w muzyczny populizm, chyba, że uznać za taką jego działalność pod pseudonimem na rzecz prostszej muzyki. Ale była to gra w otwarte karty, piosenki a nie symfonie.

Krainę muzyki klasycznej można odkrywać poprzez zdobywanie nowych miejsc, ale też poprzez wnikanie w obszary pozornie dobrze znane. Znów można to porównać z pasją podróżnika – możemy poznawać na przykład Indie jeżdżąc z miasta do miasta, a można zostać w jednym miejscu na długie miesiące i delektować się nim, odkrywając rzeczy, których nie ma szans dostrzec kilkudniowy turysta. W muzyce jednak być może jeszcze większą rolę pełni intuicja i podświadomość. Nie raz mi się zdarzało, że kompozytor, którego słucham od lat, nagle, pewnego dnia, zabrzmiał w moim umyśle inaczej, bardziej wielowymiarowo, przez co wniknąłem znacznie mocniej w jego świat dźwięków. Niedawno miałem taką przygodę z Berliozem. Zawsze go ceniłem, jednak pod wpływem znakomitego archiwalnego nagrania odkryłem w jego muzyce znacznie więcej, niż przez wszystkie poprzednie lata. To oczywiście skłoniło mnie do ponownej podróży przez nagrania Berlioza z moich zbiorów i – voila! – w każdym z nich usłyszałem więcej, znacznie więcej. Jakbym nagle zyskał wrażliwość na nieznane wcześniej barwy. Liczę na to, że któregoś dnia to samo spotka mnie w stosunku do twórczości Lutosławskiego, zwłaszcza, że pierwiastek francuski jest w niej mocno obecny wraz z całym galijskim dystansem, racjonalizmem i niechęcią do popadania w czysty emocjonalizm i patos. Ten wstęp piszę już niemal na przystanku tramwaju, który ma mnie zawieźć na dzisiejszy koncert w NFM (23.01.2025), którego celem będzie edukacyjne wniknięcie w świat kameralnego dzieła Lutosławskiego. Zobaczymy co się stanie, sam jestem ciekaw. Czy świadomość pomoże podświadomości odbiorcy sztuki?

Lutosławski Quartet/ fot. Sisi Cecylia/ ze stron NFM

Dotarłem zatem i posłuchałem. Grał Lutosławski Quartet, zespół znakomity do wykonywania muzyki współczesnej i nie tylko. Ich interpretacje zawsze są przemyślane, plastyczne i dynamiczne. Zostajemy natychmiast wciągnięci w muzyczną rozmowę, a jest to przecież jedno z głównych zadań formy kameralnej kwartetu. Podróż przez światy Lutosławskiego wyglądała nieco inaczej, niż się spodziewałem. Poprzednio byłem w NFM na podobnym koncercie dotyczącym utworu średniowiecznego i tam został on rozebrany na cząstki pierwsze, poszczególne głosy i motywy. Po czym, na koniec wykonano go w całości.

Tym razem towarzyszyły nam wypowiedzi samego Lutosławskiego dobiegające z nagrania i tłumaczące podejście kompozytora do formy muzycznej. Mało tego! „Na taśmie” (jak to się mówi) nagrane były też fragmenty pianistycznej gry kompozytora, później wyciągnięte w stronę jego neoklasycznych Melodii ludowych, które powstały zaraz po wojnie wyprzedzając socrealizm, przed którym Lutosławski dzielnie się buntował, choć, zanim został do tego zmuszony, tworzył dla własnej przyjemności formy jakie socrealistyczni ideolodzy uważali wręcz za wzorcowe. Ale Lutosławski był niezłomny i przeczekał muzyczną cenzurę tworząc pieśni masowe i popularne pod pseudonimem Derwid. Ostatnio dzieła Derwida także są wydobywane z cieni przeszłości i celebrowane w rozmaitych atrakcyjnych aranżacjach.

Zwieńczeniem koncertu i opowieści Lutosławskiego o jego własnej koncepcji muzyki było wykonanie Kwartetu smyczkowego, wcześniej zaś słyszeliśmy krótkie improwizacje oparte na fragmentach tego wspaniałego dzieła. Słyszeliśmy też kilka innych improwizacji ilustrujących idee estetyczne i formalne wyrażane jasnym i bardzo racjonalnym głosem Lutosławskiego. To zresztą niesamowite usłyszeć „Lutosa” w czasach dzisiejszej „inteligencji”, posługującej się często tytułami zakupionymi w Collegium Humanum (zwłaszcza w przypadku polityków i samorządowców), niesamowite jest usłyszeć mądrego człowieka, który starannie waży słowa i dobiera je jak orator, dbając o to, aby nawet ich estetyczna forma miała sens i jakość. U Lutosławskiego nie ma zawahań, żadnych „yyy” i „eee”. Nie mam pojęcia, czy te akurat jego wypowiedzi, te które słyszeliśmy, powstały w zaciszu studia (domowego lub radiowego) po wielu próbach i korektach, czy też były wypowiadane spontanicznie i na bieżąco, ale pamiętam z materiałów filmowych i telewizyjnych, że Lutosławski tak właśnie mówił. Ma się najpewniej słuszne wrażenie obcowania z myślicielem wiecznie zanurzonym w świecie tworzonej przez siebie muzyki. Zatem w dowolnym momencie możemy oczekiwać klarownego i eleganckiego wykładu.

Mimo zatem, że opowieść o Lutosławskim Kwartetu Lutosławskiego nie była medyczną sekcją jego dzieła, rozebraniem go na czynniki pierwsze, a raczej zestawieniem kwartetu z teoriami muzycznymi kompozytora, łatwo było zrozumieć lepiej pewne założenia Lutosławskiego. Zwłaszcza chęć stworzenia dzieła, które na początku wyjaśnia odbiorcy system i konwencję którą będzie operować, a później wprowadza ją w życie. Ta troska o percepcję odbiorcy w krainie muzyki nowej, która jest często „wolną Amerykanką”, jest dla Lutosławskiego szczególna. To oczywiście wprowadza nas także w koncepcję gry jako takiej. Tego akurat Lutosławski w przytoczonych fragmentach nie mówił, ale każde dzieło sztuki jest grą z odbiorcą. W pewnym, istotnym swoim aspekcie przypomina szachy, brydża, czy komputerowego Wiedźmina (rewelacyjny Wiedźmin 3 też jest z pewnością dziełem sztuki, nie tylko zabawą). Jeśli chcemy wyłożyć wpierw odbiorcy zasady gry, tak jak to czyni Lutosławski, artystyczny aspekt gry staje się jeszcze dobitniejszy. A teraz zdałem sobie sprawę z wieloznaczności słowa „grać”, przecież kwartet też gra na swoich instrumentach. Gra więc nie tylko muzykę ale też gra grę. Zwłaszcza w trakcie takiej opowieści.

Czy, mimo wspaniałej gry Kwartetu Lutosławskiego i inspirujących wypowiedzi samego kompozytora wniknąłem głębiej w jego muzykę? Tu mam do czynienia z pewnym paradoksem. Dbałość Lutosławskiego o przedstawienie zasad konwencji, która będzie obowiązywać w utworze paradoksalnie stanowi sporą przeszkodę dla podświadomości i intuicji. Skoro wszystko jest tak jasne, racjonalne i oświeceniowe, nie łatwo odnaleźć tajemnicę, która się na pewno w tym kryje. Niby wszystko jest jasne, ale skąd te niezwykle wysmakowane brzmieniowo klastery, tak fantastycznie zagrane przez Kwartet Lutosławskiego? Albo skąd to niemal szmerowe, przyspieszone mielenie ogniw tematycznych? Niełatwo przebyć ten mur świetlistego dnia, ale będę dalej próbował. Koncert w NFM był z pewnością krokiem w dobrą stronę.

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

dziewięć + 4 =