Przesadny kult rodziny zagrożeniem dla indywidualizmu

„Family values” – to okrzyk bojowy konserwatystów całego globu. Niby oczywista wartość sama w sobie, ale czy rzeczywiście? Państwo wspiera rodziny, by mieś przyszłych podatników, kościoły by mieć dawaczy na tacę, ale poza tym czemu kogokolwiek zachęcać do żeniaczki czy zamążpójścia?

Dziś w wielu rejonach większość dzieci rodzi się poza małżeństwami, np w Ameryce Południowej, gdzie dominuje kult macho (tj. mężczyzna może zdradzać na prawo i lewo, a kobieta absolutnie nie, i gdzie przesiadywanie na mszach to kobieca sprawa, a przy kartach lub u kochanki – męska), takich dzieci jest ok. 75%. We Francji ok. 52% to dzieci singli, lub ludzi będących w związkach nieformalnych. Czy państwo i kościoły nadal mają powód by wspierać małżeństwa? Być może chodzi o to, by ludzi byli bardziej potulni wobec władz i konserwatywnych autorytetów, bardziej kompromisowi. Małzeństwo to w końcu trening kompromisu. Czasem jednak ten kompromis bywa zbyt zgniły, wtedy nie warto ratować małżeństwa za WSZELKĄ cenę. Małżeństwo nie jest żadną wartością, to wzorzec życia społecznego, sprawdzony i dający wielu satysfakcję, tylko tyle i aż tyle. Nie daje ono nikomu prawa do krytykowania singli czy par konkubinackich. Przy okazji zaznaczę, że piszę to jako człowiek żonaty i szczęśliwy w małżeństwie, zniesmaczony jedynie kulturowym idealizowaniem rodziny.

„Świętość” małżeństwa jest zabawna, gdy zdamy sobie sprawę, że sam Jezus pochodził z rodziny patchworkowej, a np. ojciec Mahometa nie odgrywa żadnej roli w Koranie… Jeśli zdamy sobie sprawę jak wiele rodzin jest nieszczęśliwych, patologicznych czy dysfunkcyjnych, i jak wielu ludzi jest przez nie okaleczonych psychicznie, jakoś przestaje dziwić, że urok rodziny mija. Bill Clinton zawarł małżeństwo z przyczyn politycznych, Obama z romantycznych, widzimy więc, że pary małżeńskie są rozmaite.

Więzi społeczne konserwatysty to rodzina (z mafią włącznie); dla liberała to głównie przyjaciele. Konserwatyści nie rozumieją naszych więzi społecznych. Przyjaciół możesz sobie wybrać, a wolność wyboru to podstawa dla liberała. Kultowym filmem liberałów są „Przyjaciele” (Friends) i „Seinfeld”, konserwatystów – Bill Cosby Show.  Niech więc, konserwatyści przestaną ględzić o upadku więzi międzyludzkich; po prostu przymusowe są zastępowane przez dobrowolne, a to chyba dobrze, nie?

O autorze wpisu:

Piotr Marek Napierała (ur. 18 maja 1982 roku w Poznaniu) – historyk dziejów nowożytnych, doktor nauk humanistycznych w zakresie historii. Zajmuje się myślą polityczną Oświecenia i jego przeciwników, życiem codziennym, i polityką w XVIII wieku, kontaktami Zachodu z Chinami i Japonią, oraz problematyką stereotypów narodowych. Wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów w latach 2014-2015. Autor książek: "Sir Robert Walpole (1676-1745) – twórca brytyjskiej potęgi", "Hesja-Darmstadt w XVIII stuleciu, Wielcy władcy małego państwa", "Światowa metropolia. Życie codzienne w osiemnastowiecznym Londynie", "Kraj wolności i kraj niewoli – brytyjska i francuska wizja wolności w XVII i XVIII wieku" (praca doktorska), "Simon van Slingelandt – ostatnia szansa Holandii", "Paryż i Wersal czasów Voltaire'a i Casanovy", "Chiny i Japonia a Zachód - historia nieporozumień". Reżyser, scenarzysta i aktor amatorskiego internetowego teatru o tematyce racjonalistyczno-liberalnej Theatrum Illuminatum

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

dziewięć − dziewięć =