W całej Unii Europejskiej trwają protesty rolników, którzy nie chcą się zgodzić na poważne ograniczenia narzucane im przez politykę klimatyczną i handlową Unii Europejskiej. Protesty rolników bywają niewygodne dla innych mieszkańców UE. Blokują drogi i nie wyglądają tak elegancko jak grupy protestujące w modnych, wielkomiejskich sprawach.
W Polsce, a zapewne też w niektórych innych krajach UE, rolnicy zostają utożsamieni z populizmem. W naszym kraju nie brakuje głosów uznających wszystkich rolników za „Pisowców do odstrzału”. Są też Polacy, którzy rolników popierają.
Moim zdaniem walka z globalnym ociepleniem jest ważna. Nie lubię narracji płynących z prawej strony, które negują całkowicie zagrożenie dla klimatu Ziemi, dopatrując się w tym wszystkim spisku lewicowoliberalnych elit. Inną jednak rzeczą jest to, czy walka o ratowanie klimatu Ziemi przebiega w sensowny sposób. O ile nie ma sensu wsłuchiwać się w głosy negacjonistów klimatycznych, gdyż nie zadają sobie oni trudu aby przeanalizować mechanizmy powodujące ocieplenie klimatu, o tyle można przyznać prawicy rację w twierdzeniu, że niektóre osoby decyzyjne UE postanowiły poświęcić europejskie rolnictwo i pracujące w nim osoby kierując się tym, że jest to obecnie stosunkowo niewielka grupa zawodowa, zaś jako wyborcy nie głosuje za liberałami i lewicą.
Polityczny brak zrozumienia między coraz bardziej nienawidzącymi się obozami politycznymi w UE jest ogromny. Prawica kpi też z prób przywrócenia terenów podmokłych, choć katastrofalne wymieranie żyjących na nich płazów stanowi gigantyczne zagrożenie dla ekosystemów. Sam mieszkam we Wrocławiu w miejscu, gdzie co wieczór rozlegał się imponujący rechot żab. Dziś go już nie ma. Panuje cisza.
Aby drakońskie ograniczenia dla rolnictwa miały sens, muszą się stać dwie rzeczy. Albo UE całkowicie zamknie się na import produktów rolnych z zewnątrz i będzie chronić w ten sposób swoje rolnictwo, albo też narzuci eksporterom żywności na swój rynek te same standardy do których zobowiązać się mają europejscy rolnicy. Rolnicy protestują, gdyż widzą wyraźnie, iż wariant pierwszy nie działa. Najwyraźniej rolnictwo europejskie ma zostać zastąpione tańszym importem żywności, która nie będzie spełniać standardów ekologicznych narzuconych w Europie. Jeśli tak będzie, całe przedsięwzięcie nie będzie miało sensu. Zagrożenia dla klimatu powodowane przez rolnictwo działające na rzecz Europejczyków zostaną po prostu przerzucone na zewnątrz, tymczasem europejskie rolnictwo padnie sprawiając, że UE straci bezpieczeństwo żywnościowe.
Zmiany klimatu mogą powodować fale głodu na całym świecie. Do tej pory UE z nadwyżkami żywności mogła pomagać krajom borykającym się z brakiem żywności. Pod wpływem nieprzemyślanych zielonych reform może stać się odwrotnie. W obliczu głodu w różnych obszarach świata UE będzie ściągać żywność z globalnego rynku zamiast ją w niego pompować.
Jeśli o chodzi o narzucenie producentom żywności z innych krajów na rynek europejski tych samych norm, co europejskim rolnikom, nie jest to zupełnie abstrakcyjne. UE podjęła wiele prawnych i politycznych wysiłków, aby przywiązać ślad węglowy do europejskich korporacji których produkcja odbywa się w Chinach i innych tego typu miejscach. Jest to nowe i nie wiadomo, jak to będzie działać. Oczywiście otwiera to też nowe wrota dla rozmaitego rodzaju przekrętów i politycznej korupcji, od której liderzy UE nie są wolni.
O tym, że po korytarzach parlamentu europejskiego przechadzają się agresywni i wpływowi lobbyści świadczy choćby fakt, że deweloperzy nie muszą póki co walczyć o przetrwanie tak jak rolnicy. A przecież produkcja betonu i cementu to jeden z głównych czynników przyczyniających się do emitowania gazów cieplarnianych w atmosferę. Tymczasem nie stykamy się z dyrektywami głoszącymi, iż na przykład do roku 2030 zakazane zostanie używane w budownictwie UE betonu i cementu. Nie ma wymogu, aby do budowy mało i wielkoskalowej wykorzystywać jedynie cegieł, drewna i kamienia naturalnego, ewentualnie też stali, choć jej produkcja także jest wybitnie nieekologiczna. Nie ma też oczywiście wymogu, aby 30% zakupionej przez dewelopera działki budowlanej zamieniać na mokradła dla żab, choć jeśli chodzi o zróżnicowanie gatunków Wrocław jest wyspą rozmaitości na mapie Polski (trudno w to uwierzyć, ale tak jest). Tak czy siak chciałbym znów usłyszeć moje żaby z okna mojego mieszkania.
Żyjemy w świecie, w którym narasta zagrożenie wojenne i wroga rywalizacja państw. Nie można liczyć na rozsądek reżimów totalitarnych takich jak Chiny czy Rosja. Nie wiemy, jak zachowają się wobec środowiska pnące się na pozycję światowego mocarstwa Indie. Wiadomo, że w Chinach i Indiach powstają gigantyczne inwestycje w zieloną energię, jednak nie oznacza to porzucenia paliw kopalnych. Indie są nieco kulawą demokracją, więc ludzie mogą zmusić swoje rządy do pożądanych zdań. W Indiach różne proekologiczne NGO-sy też są wpływowe. Inaczej z Chinami, gdzie ich totalitarni władcy w każdej chwili mogą poświęcić globalną walkę o klimat na rzecz imperialnych aspiracji. Zachód zaś musi brać udział w tym wyścigu, inaczej zostawi wszystko na łaskę Chin, a to nie uratuje nas przed globalnym ociepleniem.
Moim zdaniem żaden rozsądny Europejczyk nie powinien odwracać się od rolników. Są inne rozwiązania mogące sprawić, iż rolnictwo stanie się mniej emisyjne. Ciekawe są genetycznie modyfikowane zboża, które pochłaniają znacznie więcej dwutlenku węgla niż zwykłe zboża. Ale aby na szeroką skalę je stosować trzeba się pogodzić z genetyczną inżynierią dotyczącą roślin gospodarczych. Bez takich rozwiązań trzeba chronić europejski rynek żywności, co nie podoba się krajom eksportującym głównie produkty przemysłowe w zamian za zasoby.
Ps.: W przygotowaniu jest moja książka „Globalne ocieplenie. Spojrzenie z innej perspektywy”.
Tak to widzą w miarę rozsądni ludzie. Niestety, tego rozsądku coraz mniej, za wiele zarówno po stronie unijnych ideologów, jak i negacjonistów zmian klimatu.