Polityka Zachodu wobec Rosji jest niekonsekwentna, lecz nie wynika to nie tylko z rozłamów w obozie NATO, lecz z tego, że siła Rosji jako przeciwnika jest trudna do oszacowania. W siłach konwencjonalnych jest relatywnie słaba. Lotnictwo ma przestarzałe, flota jest słabsza nawet od japońskiej, za to silna jest w kwestii broni atomowej i w szpiegostwie. najtrudniej oszacować jej siłę finansową, która zależna jest od cen ropy i gazu.
Do autorów najbardziej przekonanych o sile Rosji, należy Brytyjczyk Edward Lucas, związany z rosyjskimi dysydentami. Lucas dodatku jest przekonany, że każdy wyłom między USA i UE zwiększa szanse Rosji na odbudowanie swej nikczemnej potęgi. Dlatego narzeka Lucas na arogancję ekipy Busha i na modny nad Sekwaną i Szprewą antyamerykanizm. Podczas gdy Huntington, bardziej przejmujący się Chinami, w kontaktach z Rosją proponuje uznać jej status jako kraju-matki prawosławia i gwaranta spokoju w Azji Centralnej – i to bez dociekań dotyczących przestrzegania praw człowieka przez moskiewskich decydentów[1], Lucas nawołuje do przeciwstawiania się rosyjskim wpływom w Kazachstanie, Gruzji i Estonii, sugerując, że każde wzmocnienie Rosji oznacza osłabienie wolnościowego ideału Zachodu. Lucas uważa, że Rosja rośnie w siłę dzięki złodziejstwu rządzonego przez FSB państwa, które pasie się na pojelcynowskim koncesjonowanym kapitalizmie[2], podczas gdy polski politolog Tadeusz Kisielewski (ur. 1950) mający równie paskudne zdanie o Putinie, uważa Rosję za politycznego trupa, który już niedługo będzie musiał sprzedać/udostępnić nie surowce, a całą Syberię Chinom lub Zachodowi[3].
Już wiadomo skąd NATO, które mogłoby zmiażdżyć Rosję, tak się waha co robić. Słabość Rosji nie oznacza jednak, że nie musimy być ostrożni. Przypominam nasze małe political fiction: