Różne oblicza liberalizmu

John Locke

Liberalizm to ostatnio modny termin. Używany jest nader często przez obrońców, jak i – znacznie częściej – przez krytyków doktryny liberalnej, czy raczej tego, co za nią jest uważane. Czym jednak liberalizm naprawdę jest? Czy jest przynależny lewicy czy prawicy? Czy można powiedzieć, że jest się konserwatywnym liberałem nie popadając przy tym w sprzeczność?

 

Historycznie rzecz biorąc można w dużym uproszczeniu powiedzieć, że liberalizm powstał jako doktryna lewicowa. Liberałowie zwalczali przeżytki społeczeństwa feudalnego i absolutystycznego. Ich głównymi adwersarzami byli konserwatyści i reakcjoniści, którzy po kongresie wiedeńskim strzegli sojuszu tronu i ołtarza. Podział prawica-lewica w postaci przynajmniej zbliżonej do naszego jego rozumienia zaistniał jednak dopiero podczas rewolucji francuskiej, z tego okresu pochodzą też same te określenia stron politycznego sporu. Tymczasem za ojca nowożytnego liberalizmu uznać należy Johna Locke’a, który na łamach Dwóch traktatów o rządzie polemizował z Robertem Filmerem (cały pierwszy traktat stanowił odpowiedź na Patriarchę tego autora), zwolennikiem monarszego absolutyzmu. Ich wymiana zdań mieściła się zaś w kontekście polityczno-religijnych sporów rozdzierających Anglię w siedemnastym stuleciu.

 

Dziś jednak nie sposób raczej mówić o liberalizmie jako o prądzie lewicowym. Zdaniem konserwatywnych liberałów świat poszedł na tyle w lewo, że dziś klasyczni liberałowie są konserwatystami. W takiej sytuacji nabiera sensu określenie „konserwatywny liberał”. Dzisiejsi konserwatywni liberałowie uważają się za dziedziców dziwiętnastowiecznych klasycznych liberałów. Czy miano to im – i czy jedynie im – się należy, to już temat do dyskusji.

Obiegowe opinie łączą często liberalizm z permisywizmem, powszechną pobłażliwością wobec wszystkich i wszystkiego oraz walką z religią. Nic bardziej błędnego. Wystarczy poczytać pisma choćby Johna Locke’a, by przekonać się, że dla pierwszych liberałów istnienie kary śmierci było czymś naturalnym, zaś źródła przyrodzonej człowiekowi wolności upatrywali w prawach Bożych. Właśnie w tym Bożym „poddaństwie” człowieka, który stanowi tu „własność” Stwórcy upatrywał ojciec liberalizmu źródła autonomii i wolności jednostki ludzkiej, które zatem niepodobna było ograniczać.

Do podobnych co spadkobiercy dziewiętnastowiecznej myśli klasycznoliberalnej  wniosków dochodzą często zwolennicy filozofii politycznej Edmunda Burke’a. Oni jednak liberałami w żaden sposób nie są. Są po prostu konserwatystami. Wolnorynkowymi konserwatystami. Ich prorynkowość nie wynika jednak z wyznawanej ideologii, a po prostu z pragmatyki – wolny rynek jest najzwyczajniej w świecie skuteczniejszy. Należy pamiętać, że w brytyjskiej partii konserwatywnej oprócz wolnorynkowego istniał zawsze nurt paternalistyczny, co więcej, przez długi czas to on dominował w ugrupowaniu, znalazł się w odwrocie dopiero za sprawą pani Thatcher. W dzisiejszych czasach klasyczni liberałowie i wolnorynkowi konserwatyści nieraz mówią to samo, łatwo więc czasem przeoczyć że czynią to z odmiennych przesłanek doktrynalnych i aksjologicznych.

Oprócz liberałów konserwatywnych istnieje też odłam liberałów socjalnych – pozornie określenie to stanowi oksymoron podobny do konserwatywnych liberałów. Pierwszych zwiastunów socjalliberalizmu szukać należy już w myśli Johna Stuarta Milla (choć za twórcę tego nurtu uchodzi R. Hobhouse), który w swych pismach większy nacisk kładł nie tyle na obronę jednostki przed narzucaniem jej czegoś przez władcę czy państwo, jak czynili to liberałowie wcześniejsi a przed narzucaniem przez społeczeństwo, zbiorowość czy tradycję. Stąd już tylko krok do stwierdzenia, że w obronie przed uciskiem ze strony społeczeństwa państwo może okazać się sojusznikiem. Dlatego socjaliberałowie skłonni są czasem firmować wszelkiego rodzaju akcje afirmatywne, polityczne poprawności i programy pomocowe. Oczywiście dla konserwatywnych liberałów liberałowie socjalni to żadni liberałowie – to po prostu socjaliści. Należy jednak zauważyć, że socjalliberalne pomysły na gospodarkę nie są tożsame z lewicowymi. Owszem, podkreśla się konieczność pewnej pomocniczej funkcji państwa oraz generalnie prowadzenia polityki społecznej, ale wolność (także gospodarcza) i inicjatywa jednostki dalej znajdują się w centrum zainteresowania. Projekt socjalliberalny porównać możemy do konceptu flexicurity, podczas gdy wolnorynkową prawicę interesuje głównie flexi, zaś socjalną lewicę curity. Klasyczni czy konserwatywni liberałowie są zaś przez socjalliberałów często odbierani jako konserwatyści (należy jednak zauważyć, że choć przedstawiciele tych dwóch odłamów dochodzą nieraz do diametralnie odmiennych wniosków, opierają się na podobnych przesłankach i mają zbliżony system wartości – czyli odwrotnie niż w przypadku względnie zgodnych konserwatywnych liberałów i wolnorynkowych konserwatystów). Do nurtu socjalliberalnego należy zdecydowana większość europejskich partii politycznych odwołujących się do liberalizmu.

Oprócz liberałów istnieją też libertarianie. Nurt ten oceniany jest różnie. Czasem jako wyciągnięcie z założeń liberalizmu wniosków maksymalnie konsekwentnych czy też ekstremalnych (w zależności od sympatii oceniającego), a czasem nie jako liberalizm, a rodzaj prawicowego anarchizmu, którego głównym założeniem jest przede wszystkim skrajna niechęć do państwa. Moim zdaniem z filozoficznego punktu widzenia libertarianie jak najbardziej są liberałami. Stojący u podstaw libertariańskiej aksjologii dogmat samoposiadania wydaje się korespondować z Locke’owskim rozumieniem własności jako prawa zachowania życia, wolności i majątku.

Pojawia się czasem określenie narodowy liberalizm, ale należy uznać, że jest ono niezdatne do użycia poza niemieckojęzycznym obszarem kulturowym. Jest przynależne niemieckiej tradycji politycznej i wiąże się z historią zjednoczenia krajów niemieckich a także nacjonalizmem niemieckich liberałów. Natomiast chociażby część polskiej endecji przychylną wolnemu rynkowi należy uznać raczej za wolnorynkowych narodowców.

Najsilniejsza polska partia wciąż jeszcze kojarzona niekiedy z liberalizmem, Platforma Obywatelska, nie jest partią liberalną – obecnie nawet już w sferze deklaracji. To po prostu ugrupowanie centroprawicowe, które w u swego zarania posługiwało się liberalną (czy może wolnorynkowo konserwatywną retoryką, która od tego czasu i tak się zmieniła. Bardziej liberalny był już poprzednik PO, Kongres Liberalno-Demokratyczny, który reprezentował pewną formę klasycznego liberalizmu. Liberalizm socjalny obecny jest w ugrupowaniu Janusza Palikota, choć zawsze ścierał się w jego łonie z bardziej lewicowymi nurtami myśli politycznej. Socjalliberalna jest też Partia Demokratyczna demokraci.pl, choć obecnie zdaje się ona raczej stanowić klub emerycki zajmujący się głównie wspominaniem świetności Unii Wolności. Inicjatywy firmowane przez Janusza Korwin-Mikkego natomiast akcentują nie swój liberalizm, ale raczej swą prawicowość, której liberalizm ekonomiczny jest w ich mniemaniu immanentnym składnikiem (choć nie sposób też zaprzeczyć pewnym wpływom libertariańskim na te środowiska).

Liberałowie klasyczni czy socjalni, a także libertarianie mogą mieć odmienne poglądy na najrozmaitsze kwestie, jednak wbrew pozorom są bliskimi sobie ideologicznymi kuzynami. Łączy ich ze sobą więcej niż z przedstawicielami tradycjonalistycznej prawicy czy kolektywistycznej lewicy, z którymi mogą się zgadzać w różnych konkretnych sprawach – wspólny system wartości. Dla nich wszystkich najważniejsza jest wolność. To jak ją zapewnić i zabezpieczyć, a nawet właściwie zdefiniować pozostaje już kwestią sporu, przy czym mimo wszystko uznałbym go za spór w rodzinie.

 

O autorze wpisu:

Historyk i politolog, student prawa. Interesuje się historią XIX i pierwszej połowy XX wieku. Pasjonat historii, kultury i polityki krajów anglosaskich.

One Reply to “Różne oblicza liberalizmu”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

8 − siedem =