Szostakowicz mówi, że po śmierci nie ma nic

 

Szostakowicz napisał zwierzając się przed samym sobą w pamiętniku: „Śmierć nie jest początkiem, jest ostatecznym końcem, po niej nic już nie będzie, nic!”. Ideę tę wyraził w XIV Symfonii, zawierającej cykl pieśni skomponowanych do wierszy mocniej lub nieco słabiej związanych z tematem umierania. Jego symfonia, będąca bardziej kantatą lub cyklem pieśni niż utworem o klasycznej symfonicznej formie, oparła się na poezji Lorci, Apollinaire’a i Rilkego.

 

Cóż to za wspaniała i – trzeba przyznać – dość ponura poezja. Na przykład wiersz Lorci z drugiej części symfonii zatytułowanej Malagueña. Przeczytajmy dwie strofy w tłumaczeniu J. Strassburgera:

 

I jest tam zapach soli,

woń krwi samiczej,

wśród rozedrganych narodów

nadmorskiej ciszy.

 

Cień śmierci

wchodzi, pierzcha,

pierzcha, wchodzi

cień śmierci

drzwiami tawerny.

 

Jakże to było na koncercie wykonane! Sopranistka Ewa Tracz śpiewała te słowa (oczywiście w rosyjskim tłumaczeniu z hiszpańskiego) z piękną emisją głosu, ze zrozumieniem tekstu i nadaniem mu znaczenia, z bardzo dobrą dykcją. Imponowała czystość intonacji w skrajnych dźwiękach skali głosu, niskich i wysokich.

 

Ewa Tracz, zdjęcie ze strony artystki

Ewa Tracz obecnie doskonali swoje umiejętności w Accademia Teatro alla Scala w Mediolanie. Melomani mogą ją podziwiać na co dzień w Operze Wrocławskiej. Artystka jest absolwentką studiów doktoranckich Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach w klasie śpiewu solowego prof. AM dr hab. Ewy Biegas. Wygrała ona lub zyskała wysoką pozycję na wielu konkursach, zaś debiutowała tytułową rolą w Suor Angelica Pucciniego w roku 2011. Inaugurowała też otwarcie sławnej nowej siedziby Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach, wykonując tam „Tryptyk Śląski” Witolda Lutosławskiego (2015). Nowa siedziba NOSPR to swoją drogą najlepsza, obok NFM sala koncertowa w Polsce i jedna z lepszych w Europie. Również orkiestry symfoniczne, które te sale wypełniają, są dwoma z trzech najlepszych w naszym kraju. Melomanka i pracowniczka NFM Kamila stwierdziła, nieco posępnie, że taki talent jak Ewa Tracz zostanie porwany przez największe ośrodki operowe na świecie. To bardzo możliwe, ale mam nadzieję, że świetne zespoły NFM i dobrze się rozwijająca Opera Wrocławska (o czym świadczy choćby życzliwy doping znającej się na muzyce wokalnej jak mało kto krytyczki muzycznej Doroty Kozińskiej) będą przyciągać często Ewę Tracz na ojczyzny i Wrocławia łono.

 

NFM Leopoldinum, fot. Łukasz Rajchert

Ale nie tylko Ewa Tracz zachwycała na tym koncercie. Świetny był także Bartosz Urbanowicz śpiewający bas – barytonem. Uwagę przyciągnął oczywiście Joseph Swensen, nowy szef artystyczny NFM Orkiestry Leopoldinum, oraz rzecz jasna kierowany przez niego zespół. No cóż! Jeśli cały rok będziemy mieli do czynienia z tak świetnymi wykonaniami, ciężko będzie kupić bilety na koncerty Leopoldinum w NFM (i to mimo wielkich przecież sal), bo będą się zjeżdżać ludzie z całej Europy. W sumie już się zjeżdżają, często słychać na przerwach w koncertach niemiecki, francuski i japoński, ale będzie takich gości znacznie więcej. Osoba chcąca sobie porozmawiać o koncercie z innymi melomanami będzie musiała, być może, opanować japoński. A najpierw zdobyć bilety (radzę je więc kupować zawczasu).

 

Interpretacja trudnej XIV Symfonii była przemyślana, ekspresyjna, pełna blasku. Nie było w zasadzie żadnych słabszych momentów. Mieliśmy do czynienia z wzorcowym pod każdym względem wykonaniem. Wielkie brawa należą się też perkusistom, od których sporo w tym dziele Szostakowicza zależy. Wspaniałe były solowe partie pierwszego wiolonczelisty zespołu. Również główny kontrabasista zespołu wywarł na mnie wielkie wrażenie swoim kunsztem. Joseph Swensen dyrygował bez jakiejś szczególnie malowniczej „strategii ruchowej”, ale widać było ogromną dbałość o precyzję w każdym detalu. Koncert był inauguracją sezonu koncertowego NFM Orkiestry Leopoldinum i z pewnością trudno o lepsze otwarcie sezon.

 

Wróćmy jeszcze na moment do drugiego ogniwa symfonii Malagueña, opartego na wierszu Lorci. Otóż jest to piękne nawiązanie do passacaglii, którą w baroku również kojarzono z pochodem śmierci (choćby piękną (być może najpiękniejszą) organową Passacaglię Bacha). W tym ogniwie słychać bardzo mocno wyjątkową jak na Szostakowicza swobodę w języku muzycznym. Nie jest to już tylko neoklasycyzm, do którego przymusił kompozytora Stalin urządzając Szostakowiczowi, jego rodzinie i przyjaciołom to, o czym śpiewał Wysocki i później Kaczmarski – „Obława, na młode wilki obława…”. Mamy w tym dziele silny ekspresjonizm, nawiązania do zdobyczy dodekafonii, smakowite, choć niezbyt częste glissanda i wiele innych technik, za które Stalin skróciłby wielkiego rosyjskiego kompozytora o co najmniej głowę.

 

Abyście mogli sobie lepiej wyobrazić, co tak wspaniale pobudziło wyobraźnię Szostakowicza w jego XIV Symfonii, przytoczę jeszcze strofę z wiersza Apollinaire’a „W pogotowiu” (w tłumaczeniu L. Lewina), stanowiącego w symfonii piąte ogniwo (gdzie militarny nastrój budowali znakomicie perkusiści).

 

Krowy zmierzchu wyryczą wszystkie swoje róże

Niebieski ptak owionie mnie skrzydłem rozchwianym

To godzina miłości siejąca neurozę

To jest godzina śmierci i przysięgi danej

Ten który zginąć musi tak jak giną róże

To mały żołnierz to mój brat i mój kochanek

 

Przepiękny wiersz. Sądzę, że Szostakowiczowi musiała się też spodobać metafora o miłości siejącej neurozę, gdyż po obławie na młode wilki, w której grał rolę nieszczęsnego wilka palił papierosy całymi garściami, czasem odwrotną stroną, czyli zapalając filtr. Ten obraz Szostakowicza często mi wraca, również w recenzjach, ale jest on bardzo wymowny, pokazuje z czym walczył ten wielki kompozytor, krytykowany swego czasu przez miłośników bardziej awangardowej muzyki żyjących na Zachodzie i nie rozumiejących, że Szostakowicz był ofiarą obławy i ledwo ocalił swoje życie, a już zwłaszcza prawo do komponowania czegokolwiek. Premierowe wykonanie XIV Symfonii miało miejsce w dniu 29 września 1969 roku w mieście zwanym wówczas „Leningrad”. Działo się to na wiele lat po śmierci Stalina. Szostakowicz prawdopodobnie odniósł się do totalitaryzmu, wybierając do cyklu wiersz Apollinaire’a „Odpowiedź zaporoskich Kozaków sułtanowi Konstantynopola”, gdzie miotane są pełne odwagi obelgi pod adresem padyszacha imperium otomańskiego. Dziś to ogniwo symfonii, nie związane bezpośrednio ze śmiercią, nabiera nowych znaczeń gdy pomyślimy o drapieżnej (zwłaszcza wobec własnych poddanych) polityce Erdogana.

 

Joseph Swensen / fot. Ugo Ponte

W symfonii pojawia się jeden moment groteskowy, niemal komiczny. Jest nim wykonanie przez sopranistkę i orkiestrę z zapierającą dech ekspresją i wirtuozerią szóste ogniwo symfonii „Pani, wysłuchaj mnie” do wiersza Apollinaire’a. Nastrój tłumaczą ostanie dwa wersy wykorzystanego przez Szostakowicza fragmentu Oczekujących II:

Śmieję się, śmieję, chichoczę

Nad miłością, którą skosiła śmierć.

 

Na koncercie inauguracyjnym NFM Orkiestry Leopoldinum miał też okazję zabłysnąć Chór NFM. Pierwszą część wieczoru zajął utwór Arvo Pärta „Te Deum”. Na szczęście estoński kompozytor pozwolił sobie w tym dziele na lekkie odejścia od swoich minimalistycznych fundamentów, w związku z czym niektóre partie chóralne są wręcz romantyczne. W przeciwieństwie do zbyt prostej i monotonnej Pasji Pärta, którą Chór NFM wykonał w zeszłym sezonie koncertowym, Te Deum to dzieło bardzo udane. Również Orkiestra Leopoldinum nadała z ogromną finezją specyficznemu dla Pärta kolorytowi życia. Słychać było, że Joseph Swensen, który także jest kompozytorem, ceni sobie muzykę Estończyka, o czym zresztą mówił nam w wywiadzie opublikowanym przed tym koncertem w Muzyce w Mieście. Wygląda na to, że w tym sezonie będziemy mieć nie tylko koncerty orkiestry kameralnej na najwyższym światowym poziomie, ale i usłyszymy nowe dzieła Swensena powstałe w trakcie tej budzącej we mnie ogromne nadzieje współpracy.

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

5 Odpowiedź na “Szostakowicz mówi, że po śmierci nie ma nic”

  1. Tak.Szostakowicz byl krytykowanty przez Stalina za formalizm 

    i nowatorstwo. Nie uprawial socjalistyczbego realizmu .

    Zamiast symfoni powinien byl komponowac kolchozowe piesni na czesc wodza.np Cantata colhosiensis Stalinitas?

    1. Komponował, komponował. Na przykład pieśń dla Zespołu Pieśni i Tańca NKWD. Byl członkiem KPZR. Ten człowiek naprawdę bardzo się bał (w czasach stalinowskich), a poza tym w sumie zależało mu na przywilejach – wykonaniach, wykazdach zagranicznych, dużym mieszkaniu, daczy, służbowej wołdze… 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

czternaście − jedenaście =